wysoka.kwota.wolna wysoka.kwota.wolna
193
BLOG

Tutejszy był w lesie pierwszy raz...

wysoka.kwota.wolna wysoka.kwota.wolna Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 24

Po długiej przerwie, jakby wieczność. Wyszedł o 18.00, powrót 20.30. Miał wyjść wcześniej ale napisał niepotrzebną notkę o podrabianym płynie dezynfekującym i innych nieprawidłowościach w pisowskiej instytucji i wyszła z tego walka w kisielu z pisowcami. Tutejszy był zniesmaczony, sobą także i skasował. Nawet iść mu nie chciało się, jeszcze jakieś bóle flaków ale poszedł. Nie chciało się mu iść, walka w kisielu zniszczyła elegijny nastrój i radość, że będzie szedł przez las. Serce i nogi zdrowe, wprawdzie ma ponoć bradykardię tzn niski puls, ale to raczej nie leczy się i pani kardiolog powiedziała, że wizyta raz na dwa lata wystarczy. Zdrowy jest i wygląda młodo, a tutaj sami ciężko chorzy, starzy, z rozrusznikami. To było dwa lata temu. Prawie wypchnęła go z gabinetu, bo śniadania jeszcze nie jadła. Ale przecież nie z urojenia tutejszy tam poszedł, lekarz pierwszego kontaktu go odesłał do kardiologa, wprawdzie wtedy miał bóle głowy ostre, ale nikt nie wiedział co to. Od razu skierowanie do kilku specjalistów, wieki to trwalo. A to było tylko ucho, dokładnie zapalenie prawego wyrostka sutkowego, bez żadnych typowych objawów laryngologicznych. Tylko rezonans może wykryć. Ale samo weszło, samo wyszło. Hi, hi, hi, ha, ha, ha tak powiedział audiolog badając m.in słuch, gdy tutejszy już wyszedł z tego własnymi siłami, bez żadnego leczenia. Pierwsze zderzenie z służbą zdrowia. Lepiej omijać jeśli można, szerokim łukiem. Samo weszło, samo wyszło bez leczenia de facto, przyczyny nie znane. Bradykardia jest u byłych sportowców, a tutejszy trochę kiedyś trenował, w piłkę grał, no i rower, cały rok a zimą tylko w opasce, mróz nie mróz a on na rowerze bez czapki. Żona krzyczała, ale co tam, niech mięczaki noszą czapki a on zimą na rowerku, śnieg, zamieć, a on porozpinany jedzie, jedzie sobie, sobie jedzie, przez las, po pustkowiu, boczne ulice, żywego ducha nie ma tylko psy szczekają i dziki przelatują. Przypomniał sobie o dzikach. Otulina Lasu Łagiewnickiego, tak to mówi się. Pola uprawne za lasem i na te pola jesienią a może i zimą wychodzą z lasu dziki, przebiegają przez ulicę. Jak psy szczekają o zmierzchu to mogą być w pobliżu dziki, zderzyć się na rowerze z dzikiem...Teraz jednak tutejszy zmiękł, zimą czapkę zakłada. Żona zimą truje, znów myłeś głowę przed wyjściem, mróz jest, chcesz aby ucho znowu bolało cię. I znów będziesz szedł jak głupi przez ten las. To nie ucho ale głowa i to nie od mrozu raczej. Męczaca gadanina. Tak więc las otwarty, czas ma, więc po lesie będzie łaził, żadnych pseudomądrych notek, co najwyżej tutejsze i głupie. Tylko jeszcze ta kardiolog, zbliża się wizyta w maju po dwóch latach i tutejszy nie chce iść, nie lubi i nie cierpi tam łazić, straszny ścisk i tłok, starzy ludzie wściekli i źli. Kiedyś stał pod ścianą, oparty o ścianę i taka starucha na wózku inwalidzkim przyczepiła się do niego, panie co pan tak stoi, chyba poza kolejką chce pan wejśc. Tutejszy, że stoi, bo może i nie chce siedzieć. A starucha, niech pan tak głupio nie tłumaczy się, ja pana i tak obserwuję, nie wejdzie pan poza kolejnością. Tutejszy, że nie ma takich złych zamiarów. Jej wnuczka chyba, obok wózka stała: babcia, daj panu spokój. Wojownicza staruszka. To szpital Biegańskiego, poradnia przyszpitalna. Wąski korytarz, tłok straszliwy. Mam nadzieję, że wizytę odwołają bo oddział zakaźny tam jest. Koronowirusa leczą. Straszni ludzie tam są. Pozostaje tylko chodzić. Wczoraj takie rozpoznanie bojem. Gdy wracał już o zmierzchu i był przy torach, już na skraju lasu, ponownie zawrócił. Chciał zobaczyć ile pisowcy wycięli. Dokładnie leśnicy czy robotnicy. Ale pisowcy rządzą, za Tuska był olbrzymi wrzask o wycinki w lesie. Wina Tuska. Tak więc tutejszy zawrócił i poszedł sprawdzić bo szedł inną trasą wcześniej. Las tuż za torami, za stacją Łódz-Arturówek straszliwie ogołocony z drzew, olbrzymia wycinka, straszliwy widok. Barbarzyństwo. Tutejszy popatrzył, sprawdził i zawrócił. Zmierzch już był, 19.49 zachód słońca a była godzina 20.10. W lesie pustki. Powrót. Przy wyjściu z lasu jakiś cichy szmer z tyłu. Tuż przy nodze. Tutejszy odwrócił się, a za nim stał olbrzymi wilczur, grubokościsty. Bestia podbiegła bezszelestnie i stała za nim. Co jest. Tutejszy spoglądał na wilczura. Co robić, ma gaz pieprzowy w bocznej, siatkowej kieszonce plecaka i kijki trekingowe dwa też w plecaku, to tak na wszelki przypadek bo nie używa, ale czy zdąży ruszyć się a może lepiej spokojnie stać. Z odali jednak podjechał właściciel na składaku. Tutejszy powiedział: proszę pana psy w lesie to na smyczy i w kagańcu. Ale to niegroźny i spokojny piesek odpowiedział właściciel i odjechał. Niegroźny olbrzymi wilczur o zmierzu w lesie tuż przy mojej nodze. Pieprzone polactwo, ot co.

Co tam jeszcze tego dnia było...

Pieprzone polactwo to chyba ci zwykli ludzie. Zresztą i ci zwyki i ci lepsi ludzie to pieprzone polactwo. Tutejszy wychodząc do lasu usłyszał jak niejaki Duda bredzi o zwykłych ludziach. Bzdurna gadanina nie warta splunięcia. Ale nie będzie tutejszy już tego komentował, omijać szerokim łukiem ale zawsze można wdepnąć w gówno.

programista kiedyś, teraz tylko chodzę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości