wysoka.kwota.wolna wysoka.kwota.wolna
294
BLOG

Kilka zdań laika o muzyce czyli m.in Gombrowicz

wysoka.kwota.wolna wysoka.kwota.wolna Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 20

O muzyce tzw. poważnej nigdy nie pisałem, a to znaczna część mojego życia, ale nie jestem fachowcem, nie mam żadnej wiedzy i wykształcenia, a więc lepiej słuchać niż o tym pisać. Jeśli pisać to o czym... aby np. nie zostać zmiażdżonym przez fachowców. Ale co mi tam ci "fachowcy" z drugiej strony...

Muzyka jako pewna forma wyczerpuje się, nasyca, przesyca. Wyczerpuje się też w nas i nuży. Im więcej słucha się, mam tu na myśli muzykę klasyczną tym bardziej staje się to nużące, radość ustępuje nudzie. Był taki okres w moim życiu, chyba lat kilkanaście czy jeszcze kilka lat temu gdy słuchałem namiętnie i gromadziłem muzykę poważną. Mam kilkadziesiąt może kilkaset giga mp3, cały dysk przenośny, cały Chopin oraz Mozart, Beethoven, Bach, Haydn i wielu innych. Siedziałem nocami i "ściągałem". Emule chyba, coś takiego było, taki program, strasznie długo sciągało się. Wcześniej nawet nagrywałem na kasety taśmowe muzykę z 2 programu polskiego radia. Stare dzieje. I dopadło mnie znużenie, gdzie te gaje zielone, łąki soczyste. Gdzie ten zachwyt, był może na początku. Ale słuchałem po kilka godzin dziennie w trakcie wędrówek przez las, w domu, przed snem, w trakcie snu, kilka czy kilkanaście lat tak mniej więcej 1995-2010. Taki lekki obłęd to był. Zgromadziłem setki wykonań. Później wyrzuciłem co poniektórych. Musiałem stworzyć żelazny zestaw na złe czasy, tak aby zostało kilka giga, tyle ile może zmieścić się na karcie pamięci, obok ulubionej literatury. A więc selekcja. Schumann precz, Brahms precz, Czajkowski precz, Sibelius lubię ale to nie to. Chopin przede wszystkim, krótkie utwory, niesamowicie bogata treść i odczucia. Beethoven lubię ale nie nadaje się do słuchania przez słuchawki, zbyt duże różnice głośności, tak to określę. Cicho i nagle wrzask. To może działa w sali koncertowej. Nigdy niestety nie byłem, nie moje tereny i okolice. Został Chopin, Bach, Mozart, Haydn, trochę Beethoven. Np Impromptus Schuberta, kiedyś moja fascynacja chwilowa stały się później nużące, jak to mówił Schumann, te niebiańskie dłużyzny. Faktycznie dłużyzny. Dobrze robi dłuższa przerwa wtedy znów muzyka poważna daje radość. Jeśli muzyka ma być odbierana zmysłowo, przez wrażliwość to jest pewien kres tej percepcji, pozostaje sucha i nudna fachowość, śledzenie nutek, szukanie błędów i fałszów, ocena techniki itp, itd coś w tym sensie...

http://christianitas.org/news/logika-rozwoju-muzyki/

Tam jest to co Gombrowicz myślał o muzyce. 

jak dobrze wiadomo, muzyka jest prawie wyłącznie formą, czystą formą, która rozwija się sama przez się, własną logiką, z pokolenia na pokolenie. Kompozytor, zależnie od czasu swojego, zastaje gotowy język muzyczny, którym musi się wyrażać. Przyjrzyjmy się teraz formie muzycznej z okresu Mozart‒Beethoven. Lasy, gaje, strumienie i źródła, łąki kwietne i pola szumiące zbożem ‒ świeżość, bujność, młodość, grunt wspaniale żyzny ‒ oto muzyka naturalna, jak Bóg przykazał, której siły wschodzące trzeba było hamować. Jakież bogactwo śpiewu! Jaki zalew harmonii! Za owych błogosławionych czasów, muzycy, Forma była łaskawa dla ludzi. A Beethoven, szczęśliwiec, przyszedł na świat akurat pod koniec tego okresu, kiedy już naturalność poczynała się wyczerpywać, a kunszt coraz większego nabierał rozmachu. Oto mi szczęśliwy moment, muzycy! 

Ale Forma nie byłaby naszym przekleństwem, gdyby długo na ten romans pozwoliła. Poczęła więc wypełniać swoje złowrogie przeznaczenia. Ów grunt dziewiczy Mozartów i Haydnów jął się wyczerpywać. Już Szopen, już Wagner, zrozumieli z przerażeniem, że nie mogą uprawiać tej samej ziemi, coś obrzydliwego ‒ nasycenie ‒ stanęło, jak anioł z mieczem ognistym, na przeszkodzie, poszukali tedy innych gruntów, które dotąd leżały odłogiem ‒ ale te okazały się już gorsze. (…) Muzyka zaczyna się tym ludziom gwałtownie zwężać, ograniczać, koncentrować, utrudniać, to już nie spacer przedwieczorny Beethovena, a ciężka uprawa, kopanie studni, nawadnianie terenu. Cóż mówić o Debussym, czy Strawińskim, i wszystkich innych, późniejszych, wyrzuconych przez nią, przez Formę, jeszcze dalej, tam gdzie gruda, skały, ugór ‒ znojny trud, ponure, w pocie czoła, dorabianie się krwawych, skąpych płodów, nieprawdaż, muzycy? Mogli się łudzić, jak Debussy, że wydobywają się spod tyranii reguł klasycznych na swobodę ‒ prawdą jest, że tym nielicznym swobodom, w męce wywalczonym, towarzyszyło rosnące ciśnienie Formy, ale już nieludzkiej i okrutnej, już działającej wbrew naszej ludzkości. Czyż nie tenże godny litości Debussy mawiał, że muzyka ma być ezoteryczna i dostępna tylko dla wybranych? Dla specjalistów.

Teraz przypomniałem sobie jak trafiłem zupełnym przypadkiem na s24, to przecież za sprawą muzyki poważnej, kiedyś tu pisał classical_blueslover, bynajmniej nie polityka, czegoś tam szukałem i trafiłem na ten blog, nie mając zupełnie pojęcia o tymże "salonie" i tutejszych, lokalnych sławach...

A teraz czego słucham? Trochę Bach, Haydn. Haydn, choćby to

https://m.youtube.com/watch?v=Afqy_QPZlTw

Inne wykonanie

https://m.youtube.com/watch?v=Kv8_kcSosQQ

...

Zakończę fachowo. Chopin najlepszy bo najkrótszy, kilka minut ile przeżyć. A takie np sonaty fortepianowe Beethovena za długie są... też dłużyzny jak w Impromptus Schuberta, czy niebiańskie. 

programista kiedyś, teraz tylko chodzę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura