wysoka.kwota.wolna wysoka.kwota.wolna
279
BLOG

Jeszcze szczekają psy...

wysoka.kwota.wolna wysoka.kwota.wolna Kultura Obserwuj notkę 13

Jeszcze szczekają psy. Trochę zboczyłem z trasy i pobłądziłem w ciemności, zagubiłem się w plątaninie uliczek wracając z Lasu Łagiewnickiego, z Arturówka dokładnie. Było już chyba po 17-tej czyli już zmrok. Zachód słońca 16.00. Wiedziony nagłym impulsem postanowiłem skręcić w boczną uliczkę ale jak wkrótce zorientowałem się wyszedłem nie tam gdzie zamierzałem. Nic to, okolice mniej więcej znam więc idę nieznaną ulicą, skręcam później w lewo, kilka minut i znów w lewo. Gdzieś wyjdę, ciemno wszędzie, głucho wszędzie, więc wyobraźnia bardziej pracuje a nudny konkret nie istnieje. W wyobrazni i ciemności wszystko jest tajemnicze a jasne słońce zabija nudą i dosłownością. Dzielnica domków jednorodzinnych, peryferia, suburbia, nikogo nie ma, tłum tutaj nie dociera, cisza, spokój, ale wkrótce jeden olbrzymi pies za płotem dał głos, później dołączyły inne. Psia symfonia, jeden pies kończy, inne wściekle kontynuują temat. Psy szczekają, wedrowiec w ciemności idzie, jeszcze nie duch przecie. Urok wędrówki w ciemności przez nieznane okolice ulotnił się. Jazgot. I jeszcze zapach spalenizny, widocznie niższa klasa średnia czy hołota tu mieszka i pali byle czym, tanie ogrzewanie i podrzucanie śmieci innym, tak kombinują, widzę często jak podrzucają śmieci do śmietników przy blokach. Obszczekany przez psy na całej ulicy, jakaż to uliczka. Pierwiosnków. Taka ładna nazwa ale pieski groźne i zajadłe, szczekają jak oszalałe, bo kto tu chodzi, rzadko kto, a dziś obcy taki jeden. Ale jest już wreszcie znana mi uliczka, Porzeczkowa, więc już wiemy jak idziemy. Dalej pewne skrzyżowanie i znów tajemnicze już nieco mniej, bo znane i często tam chodzę, ulice Przyrodnicza, Al.Roż, Folwarczna obok parku... Jeszcze chodzę, jeszcze szczekają psy, psów u nas w tych domkach tzw. jednorodzinnych dużo, ogrodzone, strzeżone i za ogrodzeniem pies, często groźny bo przecież świat jest pełen włóczęgów. 

Tak więc zrobiłem trasę pewną, prawie 3 godziny. 15.10 wyjście z domu, kieruję się w stronę lasu. Sikorskiego, pod mostem, las, lasem do Arturówka, później zamiast do Arturówka idę w przeciwną stronę leśnym traktem czyli Krasnoludków do Żuczej, Żucza czyli leśne ulice, pani z wilczurem, doszedłem do Skrzydlatej, Skrzydlatą zawracam do Arturówka, tam wokół stawu dwa razy, później znów Skrzydlatą w przeciwną stronę przez las do Warszawskiej, tam przechodzę pod mostem, Warszawską idę dalej i tu nagle postanowiłem skręcić w opisaną nieznaną uliczkę, gdzie dalej szczekały te psy, małe, duże i olbrzymie. Odnalazłem w końcu ulicę Porzeczkową a dalej jak wcześniej napisałem Przyrodnicza, Al.Róż... Głucho wszędzie, ciemno, wybieram boczne uliczki w lepszych dzielnicach. Wyższa i niższa klasa srednia, gdzie niegdzie milionerzy bo okazałe rezydencje. I taki włóczęga idzie i spogląda w okna. Zło czai się w ciemnościach... Zły idzie i patrzy.

Koniec fantazji, spoglądam na mapę. Przed Żabką na Warszawskiej skręciłem w boczną ulicę, powinienem za Żabką, wtedy od razu jest ta Porzeczkowa. A tak to zrobiłem takie obejście. Deczyńskiego, Rybacka, a tam stawy Wasiaka, Pierwiosnków i dopiero ta Porzeczkowa. ... Później Przyrodnicza, Makowa i dopiero Al.Róż. A ta Żucza w lesie, co mnie tam zagnało. Są tam takie trzy czy cztery domy i chciałem je zobaczyć. Jak te okolice zmieniły się. Dawno tamtędy nie chodziłem. Bawię się w szczególarza. Czy też w poszukiwaniu straconego czasu. I pomyśleć ilu ludzi w tych domach i ile ludzkich losów. Banalna konstatacja, ale przez przypadek przekłada się na pewien znaleziony konkret. Rybacka, to tą ulicą w ciemnościach wędrowałem, a obok stawy Wasiaka. Coż to jest, te stawy i kto to ten Wasiak. To jest chyba Marysin a ja ze starego Radogoszcza jestem, więc Marysin to już niby po za zakresem moich wspomnień, niby blisko ale nigdy tam nie byłem, jednak zamierzam i tam dojść, zwłaszcza, że znalazłem i czytam teraz:

Michał Żerkowski, Uniwersytet Łódzki, Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej.

Zagłada „Domu Wasiaków”. Praktyka teorii etnopsychoanalitycznej.

No, no, no. Nieźle. Taki tam cytat.

Cóż to za przyczyna – myślałem w duchu – cóż to za przyczyna tkwi w moim wzruszeniu na widok Domu Usherów? Edgar Allan Poe

Było niezwykle upalnie i  duszno, kiedy po raz ostatni odwiedziłem ruiny Domu Wasiaków. Powietrze drżało nad drogą, a przejeżdżające od czasu do czasu samochody wznosiły tumany kurzu. Zbierały się chmury i  czuć było, że burza jest nieunikniona. W  skwarze ostatniego dnia czerwca, wracając do siebie, raz  jeszcze obchodziłem nonsensownie odbudowany staw. Dom Wasiaków, a  właściwie to, co z  niego zostało, nie wygląda już imponująco. ... i  wtedy nagle coś się zmieniło. Oberwała się chmura. Poczułem się obco w miejscu, które – zdawało się – znam tak dobrze,  które było w jakimś sensie moje. Pędziłem w zalewającym deszczu, przemierzając kolejne przecznice i  nawet moja ulica nie była mi już tak naprawdę bliska.

Wzruszenie na widok domu Wasiaków. Było i nie ma a są obce przybłedy, które wszystko zohydzają. Zwycięża to co jest, a to co było, tylko na chwilę zaistnieje w takiej czy innej nietrwałej formie pamięci i znika. 

Dawne czasy, no cóż było i nie ma a to co jest, to kpina i drwina. Uparte, automatycze trwanie i chodzenie w nieludzkich czasach...

programista kiedyś, teraz tylko chodzę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura