Wojciech-Błasiak Wojciech-Błasiak
914
BLOG

Tymiński 2.0 czyli nie te wybory i nie ten kandydat

Wojciech-Błasiak Wojciech-Błasiak Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Wojciech Błasiak

Tymiński 2.0 czyli nie te wybory i nie ten kandydat

(w odpowiedzi redakcji "Do Rzeczy")

W wydaniu "Do Rzeczy" z 18-24 maja br., ukazał się artykuł Łukasza Warzechy o tytule "Szymon Hołownia - Tymiński 2.0?" Autor stworzył tam analogię między kandydującym na prezydenta w obecnych wyborach Szymonem Hołownią, a kandydatem na prezydenta w wyborach w 1990 roku sprzed 30 lat Stanisławem Tymińskim. Ta analogia opisuje jego zdaniem powtarzający się schemat wyborczy, w którym nieznany wcześniej na arenie politycznej kandydat - "naturszczyk", robi nagłą karierę jako kandydat na prezydenta, po czym jego gwiazda polityczna szybko gaśnie. Ta analogia jest fundamentalnie błędna, i to podwójnie. Co do wyborów, i co do kandydata.

Historyczna stawka wyborów w 1990 roku

Przede wszystkim nie ma analogii między sytuacją wyborów prezydenckich w 1990 roku, a wyborami prezydenckimi roku 2020. Wybory prezydenckie w 1990 roku były pierwszymi wolnymi wyborami prezydenckimi nie tylko w Polsce, ale i w całym byłym, choć jeszcze rozpadającym się imperium radzieckim. Ich waga dla Polski była podwójnie ważka. Po pierwsze były to pierwsze wolne wybory, będące testem na możliwość demokratycznych przemian w Polsce, acz i w całym byłym tzw. radzieckim bloku wschodnim.

Po drugie wszakże, były to wybory, które przesądzić miały, i tak się stało, o ostatecznej kontynuacji rozpoczętej w 1990 roku szokowej transformacji Polski Ludowej w ramach planu miliardera z Wall Street i światowego spekulanta Georga Sorosa i jego pseudonaukowego współpracownika Jeffreya Sachsa. Ich plan, aby ukryć jego zagraniczny rodowód, nazwano tzw. planem Balcerowicza. Był to plan zaakceptowany pierwotnie przez komunistyczny rząd premiera Mieczysława Rakowskiego już na wiosnę 1989 roku. Spektakularna wszakże porażka komunistów w hybrydowych wyborach 4 czerwca 1989 roku, wymusiła modyfikację jego wdrażania. Plan Sorosa-Sachsa został ostatecznie wdrożony przez pierwszy tzw. niekomunistyczny rząd Tadeusza Mazowieckiego z dniem 1 stycznia 1990 roku. Przesądził on na dekady o przekształceniu polskiej gospodarki w obszar nieograniczonej eksploatacji ekonomicznej przez kraje kapitalistycznego centrum światowej gospodarki. Doprowadził ostatecznie do faktycznego rozbioru gospodarczego polskiego przemysłu i bankowości w postaci prywatyzacyjnej jego wyprzedaży w ręce zagranicznego kapitału blisko 50% przemysłu i 75% bankowości. Plan ten, nazywany "planem Balcerowicza", choć wdrażający go w latach 1989-1991 wicepremier i minister finansów Leszek Balcerowicz nie miał nic wspólnego z jego powstaniem, był wdrożeniem neoliberalnej doktryny tzw. Konsensusu Waszyngtońskiego.

Szokowa transformacja dla drenażu ekonomicznego

Neoliberalne zasady tego Konsensusu w postaci priorytetu walki z inflacją, deregulacji gospodarki, prywatyzacji własności publicznej i radykalnych cięć w wydatków socjalnych, narzucane przez MFW i Bank Światowy przy pełnym wsparciu rządu USA, a zwłaszcza jego dyplomacji, umożliwiały ekspansję finansową i kapitałową korporacji i banków państw kapitalistycznego centrum oraz podporządkowywanie ekonomiczne i polityczne krajów takich jak Polska, dla ich maksymalnego drenażu ekonomicznego i swobodnej eksploatacji gospodarczej.

Rząd Mazowieckiego-Balcerowicza zdusił własną gospodarkę, dzięki drastycznemu ograniczania wypłacalnego popytu w ramach walki z kosztową hiperinflacją korekcyjną. Ta korekcyjna hiperinflacja została wywołana uwolnieniem przez Balcerowicza, acz i Rakowskiego, rządowej kontroli większości cen. Zwalczano kosztową hiperinflację spowodowaną podniesieniem cen, metodami walki z hiperinflacją popytową, powodowaną nadmiarem wypłacalnego popytu. Sztucznie zduszono gospodarkę, dusząc popyt wewnętrzny. Równocześnie zaciśnięto pętlę zadłużenia na szyi państwowych przedsiębiorstw, gdy oprocentowanie kredytów wzrosło od lipca 1989 roku do grudnia 1990 o ponad 2200%. Konsekwencją tzw. planu Balcerowicza był spadek produkcji w latach 1990-1991 o 33,6%, czyli tyle ile w czasie Wielkiej Depresji lat 1929-1933 w Polsce międzywojennej. Zniszczono ekonomicznie w ciągu zaledwie dwóch lat 1/3 produkcji przemysłowej, a de facto ze względu na zadłużenie również i 1/3 przemysłu.

Stawką wyborów prezydenckich w 1990 roku była możliwość kontynuowania tzw. planu Balcerowicza. To Tymiński tę stawkę ustalił. To była olbrzymia stawka. O jej znaczeniu świadczy fakt przyjazdu w szczytowym momencie kampanii wyborczej postaci nr 3 w administracji USA, ministra obrony Dicka Cheneya. Po raz pierwszy w historii minister obrony USA przyjechał do państwa Układu Warszawskiego, gdzie stacjonowały wojska radzieckie z bronią atomową. Takie ważne dla rządu USA były wyniki tych wyborów. Cheney przyjechał do Polski, i to tuż przed atakiem wojennym USA na Irak, aby ingerować w wybory prezydenckie, udzielając jednoznacznego publicznego poparcia Lechowi Wałęsie, przeciwko Stanowi Tymińskiego. Nie chodziło o wpływ na samych wyborców, ale o nacisk na ówczesnego prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego i jego wojskową ekipę. Wałęsa gwarantował bowiem realizację neoliberalnych zasad Konsensusu Waszyngtońskiego i wasalizację ekonomiczną i polityczną Polski, a Tymiński był tego zagrożeniem.

Brak stawki ustrojowej wyborów prezydenckich 2020

Dzisiejsze wybory nie są wyborami rozstrzygającymi o tak wielkiej stawce. Nie są, gdyż nikt tej stawki tak wysoko nie podbił. To są wybory, które zdecydują o możliwości kontynuowania polityki rządów PiS. I jest to polityka kontynuacji III RP zarówno w sferze ustroju politycznego, jak i ustroju gospodarczego, choć przy korekcie najbardziej drastycznych patologii gospodarczych i politycznych.

Jest to polityka kontynuacji ustroju politycznego partyjnej oligarchii wyborczej, opartej na proporcjonalnej ordynacji wyborczej, pozbawiającej obywateli biernego prawa wyborczego, a z czynnego tworząca jego fasadową fikcję. To ta ordynacja reprodukuje negatywną selekcję polskich elit władzy i to ona doprowadziła do dominacji politycznej miernoty, a często i hołoty na polskiej scenie politycznej. Jest to równocześnie polityka kontynuacji ustroju gospodarczego o półperyferyjnej i zależnej ekonomicznie strukturze, a jej ostatecznym efektem jest oficjalny coroczny wywóz za granicę około 60-70 mld zł z tytułu obcej własności, a ukryty wywóz tego samego rzędu ponad 60 mld zł. Razem - około 120-130 mld zł rocznie. Neoliberalna zaś w istocie polityka rządu Mateusza Morawieckiego, przy hybrydzie polityki socjalnej, reprodukuje struktury niedorozwoju gospodarczego, a zwłaszcza strukturalne zacofanie przemysłu Polski. I będzie ją reprodukować przez kolejne lata.

Stawka tych wyborów jest niska, gdyż żaden z obecnych kandydatów na prezydenta nie zamierza tego ustroju politycznego i gospodarczego nawet korygować, nie mówiąc o jego zmianie.

Niezależny kandydat Stan Tymiński

Kandydat na prezydenta w wyborach 1990 roku, Stanisław Tymiński, Stan - jak mówiono na niego w Kanadzie, był kandydatem w pełni niezależnym. Był niezależnym nade wszystko myślowo i politycznie. Jako jeden z pierwszych i nielicznych polityków nazwał układ Okrągłego Stołu z 1989 roku "hańbą" i żądał jak najszybszego przeprowadzenia wolnych wyborów parlamentarnych. Był też całkowicie niezależny i finansowo, i organizacyjnie. Kampanię sfinansował ze swoich prywatnych pieniędzy, a zapleczem organizacyjnym byli zwykli obywatele, którzy samorzutnie tworzyli jego lokalne sztaby wyborcze. Nie był zależny od jakichkolwiek sił politycznych i finansowych, tak w Polsce, jak i za granicą.

Kandydat na prezydenta Stan Tymiński miał nade wszystko pełną świadomość stawki o jaką toczy się polityczna gra w Polsce. Ten polski emigrant był przemysłowcem kanadyjskim, który znał świat kapitalistyczny. Znał też dodatkowo realia gospodarki Peru, z jej drenażem ekonomicznym i reprodukcją zacofania gospodarczego. W napisanej tuż przed wyborami swojej książce "Święte psy", zawarł swój program polityczny i gospodarczy. Ta licząca 260 stron książka formatu zeszytu szkolnego, która rozeszła się w olbrzymim jak na Polskę nakładzie 330 tys. egzemplarzy, była jego programem wyborczym. Ta książka była przede wszystkim wielkim ostrzeżeniem Polaków przed utratą suwerenności gospodarczej, w którą wpychał ją tzw. plan Balcerowicza. Takim bezpośrednim i prostym językiem nie mówił żaden z ówczesnych polskich polityków. Takich zagrożeń żaden z nich też nie dostrzegał.

Balcerowicz musi odejść!

Tymiński, znający realny świat kapitalizmu, był przerażony naiwnością polityczną i gospodarczą Polaków. "Dlatego mam prawo, a także obowiązek - pisał Tymiński - zwrócić uwagę moim rodakom na niebezpieczeństwo, które nam zagraża, a mianowicie na dążenie współczesnych sił międzynarodowych na stworzenie z Polski enklawy białych murzynów Europy". W trakcie I tury wyborów Tymiński po zapoznaniu się z przygotowanymi przez rząd Mazowieckiego planami prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, oskarżył go publicznie o "zdradę narodu". Ten przygotowany ustawowo i rozpoczęty przez rząd Mazowieckiego proces prywatyzacji doprowadził do 2004 roku, jak to oszacował prof. Kazimierz Poznański, do faktycznego przekazania w ręce zagranicznego kapitału równowartości 218 mld dolarów, dzięki sprzedaży przedsiębiorstw i banków za 4,5 do 5% ich wartości odtworzeniowej.

To Tymiński sformułował hasło "Balcerowicz musi odejść!", które potem przejął, a de facto ukradł wraz z programem założonej po wyborach przez niego partii X, Andrzej Lepper ze swoją "Samoobroną". Tymiński atakował Balcerowicza w ostrych słowach za duszenie polskiej gospodarki dzięki duszeniu popytu polityką zaciskania pasa i tak zbiedniałym i niezamożnym w swej masie Polakom. Atakował go za utrzymywanie podatku obrotowego, który niszczył jakąkolwiek możliwość racjonalnej kooperacji przemysłowej. Atakował go za uprzywilejowanie obcego kapitału, kosztem rodzimej przedsiębiorczości. Atakował go za absurdalnie wysokie oprocentowanie kredytów, które zaciskało pętlę zadłużenia na szyi polskich przedsiębiorstw państwowych. Atakował go za stały kurs dolara w warunkach hiperinflacji, co prowadziło do tego co nazywał "syfonowaniem" finansów Polski, a co potem eksplodowało tzw. aferą FOZZ z wyprowadzeniem z polskiej gospodarki w latach 1990-1991 co najmniej kilkunastu miliardów dolarów, jak szacował odkrywca tej afery Michał T. Falzmann.

Ale Tymiński nie tylko ostrzegał przed konsekwencjami tzw. planu Balcerowicza. Przedstawił również swój program gospodarczy i polityczny. Jego program gospodarczy opierał się na konieczności stałego budzenia aktywności Polaków dla ich przedsiębiorczości, na tworzeniu konkurencji na rynku pracy dla umożliwienia najzdolniejszym jednostkom awansu w strukturach zarządzania gospodarki państwowej, czy wreszcie na konieczności wojny ofensywno-partyzanckiej dla eksportowej inwazji na Zachód w oparciu o kluczową siłę ekonomiczną Polski - taniość siły roboczej. Ale zmiany gospodarcze wymagały jego zdaniem wcześniejszych zmian politycznych. Chciał nade wszystko wolnych wyborów w jednomandatowych okręgach wyborczych władz ustawodawczych, wykonawczych, ale i sądowniczych. Chciał wyborów prezydenckich na wzór USA.

Polityk wyklęty

Na Tymińskiego wylała się rzeka niewyobrażalnego hejtu medialnego, przy którym obecny jego poziom w Polsce to poziom elegancji. Robiono z niego publicznie, za pośrednictwem rządowych i postsolidarnościowych mediów na czele z "Gazetą Wyborczą", człowieka chorego psychicznie, agenta KGB, międzynarodowego handlarza bronią, złodzieja cudzych programów informacyjnych, aż po bijącego i głodzącego własne dzieci i żonę oprycha, co miał dokumentować specjalny film TVP nadany w godzinach największej oglądalności na trzy dni przed II turą wyborów.

Drugą turę wyborców wygrał Wałęsa, otrzymując oficjalnie 74% głosów, zaś Tymiński 26%. "Ja sobie daję wielką zasługę - mówił po latach Tymiński - za to, że się wtedy wystawiłem jako kandydat na prezydenta. Mężnie. I wykazałem i obnażyłem wtedy tę całą nicość. I kto chciał to zauważył. A kto był ślepy - no to co ja zrobię? ... Zrobiłem co mogłem. I tu nie chodziło o stołek. Chodziło o walkę. Chodziło o obnażenie tego wszystkiego. Chodziło o wolność ekonomiczną dla Polski. Chodziło o ludzi. Chodziło o Polaków".

Zagrożenie szokowej transformacji przez Tymińskiego zostało zdefiniowane jako zagrożenie istotnych interesów politycznych Stanów Zjednoczonych i Zachodu w Polsce. Tak też musiało zostać odebrane przez faktycznie sprawującego władzę gen. Jaruzelskiego i jego wojskowy ośrodek prowadzący szokową transformację od 1988 roku. Dlatego Tymiński twierdzi, powołując się na prywatne wypowiedzi jednego z ówczesnych zastępców szefa Sztabu Generalnego WP, a bliskiego współpracownika Jaruzelskiego, że wybory w II turze zostały sfałszowane, a faktycznym zwycięzcą wyborów był on sam. "Wynik wyborów - twierdzi Tymiński - został dopasowany na korzyść Lecha Wałęsy na polecenie Wojciech Jaruzelskiego. Całą noc przed dniem głosowania w II turze wypełniano kartki wyborcze na korzyść Wałęsy w elitarnej jednostce MSW w Warszawie przy ul. Żwirki i Wigury. Rano samochody cywilne wywiozły te kartki wyborcze do głównych miast wojewódzkich, gdzie jeszcze działał stary aktyw PZPR". Dzisiaj już nie sposób ostatecznie zweryfikować skali fałszerstw i ich wpływu na ostateczny wynik wyborczy.

Tymiński śmiertelnie wystraszył swym sukcesem wyborczym zarówno postkomunistyczny, jak i postsolidarnościowe ośrodki prowadzące szokową transformację. Zmobilizowanie przez niego czterech milionów ludzi w zaledwie kilka tygodni, a następnie co najmniej utrzymanie tej mobilizacji przez dwa tygodnie, mimo furii ataków propagandowych całego systemu medialnego i politycznego, zostało odebrane jako śmiertelne zagrożenie całego polskiego establishmentu politycznego wyniesionego na scenę układem Okrągłego Stołu. I dlatego Tymiński został zdefiniowany jako wróg polityczny nr 1. Dla kompradorskich elit III RP stał się politykiem wyklętym. Na 30 lat, po dziś dzień, jego nazwisko zniknęło z przestrzeni publicznej. Wyklęto go publicznie.

Tak jest po dziś dzień. Jego nazwisko bowiem, jego siła osobowości politycznej, jego oceną szokowej transformacji, jego narodowa wrażliwość i poczucie dumy narodowej, jest obrazą dla polityków III RP. Zestawienie ich z Tymińskim pokazuje ich kompradorskość, małość i mierność. Wręcz ich ośmiesza za popieranie przez nich, i to w całości, z wyjątkiem Leszka Moczulskiego i jego KPN, tzw. programu Balcerowicza i wyniesienie na prezydenta kogoś takiego jak Wałęsa. Nazwisko Tymińskiego działa na nich jak szczepionka na zakażonego - natychmiast gorączkują. Dlatego go wyrzucają z przestrzeni publicznej.

A Tymiński jest po dziś dzień politykiem, który w przeciwieństwie do polityków III RP, łącznie z wszystkimi obecnymi kandydatami na prezydenta, od Andrzeja Dudy, po Szymona Hołownię, ma precyzyjnie rozpoznane przyczyny reprodukcji struktur niedorozwoju Polski. "Skoro ja muszę głosować na kogoś, kogo już ktoś inny wybrał, to nie ma demokracji w Polsce - twierdzi - Skoro ja sam nie mogę wystartować w wyborach, lecz muszę mieć zgodę mafiosów partyjnych, to nie ma demokracji w Polsce. Jest to fikcja demokracji i fikcja wyborów demokratycznych. Polak w dzisiejszej Polsce jest jak Murzyn ze stanu Missouri na południu Stanów Zjednoczonych w latach 50. XX wieku. Niby może głosować, ale nie ma swoich kandydatów. A samemu kandydować nie może".

Przez 30 lat nie pojawił się na polskiej scenie politycznej polityk, który równie mężnie i bezkompromisowo jak on w 1990 roku stanąłby do walki o zmianę ustroju politycznego i gospodarczego, aby przełamać struktury rozwoju niedorozwoju współczesnej Polski.

PS. Wszystkie cytaty z wypowiedzi Stana Tymińskiego pochodzą z książki: Wojciech Błasiak, "Siedem dni ze Stanem Tymińskim. Codzienność z szokową transformacją w tle", Dąbrowa Górnicza 2014.

 22.05.2020.

Tekst odrzucony przez redakcję "Do Rzeczy", ukazał się w tygodniku Polonii kanadyjskiej "Goniec" w Toronto.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka