Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
221
BLOG

Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy)

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Polityka Obserwuj notkę 27

- “Zacny, czcigodny Jubilacie. Zebraliśmy się tu, by razem, porozumieni ponad podziałami, złączeni radosną wdzięcznością, nie bacząc na różnice poglądów, od faszysty po komucha, uczcić Twój piękny jubileusz. To prawda, inni autorzy Salonu24 mogą poszczycić się równie okrągłą, a przy tym znacznie wyższą liczbą wpisów: 300, 400 a nawet i 500. Nikt jednak nie okupił swego dorobku tak wielkim trudem i znojem jak Ty, Szanowny Jubilacie; nikomu z takim mozołem nie przychodziło dobieranie odpowiednich słów, potem układanie z nich całych zdań, wreszcie montowanie z tych zdań całych akapitów. Wiemy, z Twych własnych relacji, ile bezsennych nocy zarwałeś na ułożenie najprostszych czasem wpisów. Nigdy jeszcze tak niewiele nie zostało dokonane tak wielkim wysiłkiem. Za to, Czcigodny Jubilacie, chcemy Ci gorąco, serdecznie podziękować. Oddajemy Ci teraz głos, byś - zgodnie z własnym życzeniem - mógł wygłosić okolicznościową orację”. 

- „Drodzy zebrani, cóż za miłe rozczarowanie! To naprawdę wspaniała i piękna niespodzianka, do której wszelako odpowiednio przygotowałem się, zgodnie z zasadą „Nie znasz dnia ani godziny”. Pozwólcie, że przy tej jakże podniosłej okazji, podzielę się z Wami kilkoma - najzupełniej poważnymi - przemyśleniami na temat tej jednej jedynej sprawy, która nas wszystkich łączy, a mianowicie samego Salonu24 - który to temat w Salonie24 zawsze wzbudza najbardziej zażarte dyskusje. Zresztą może zauważyliście, że przy moich niektórych poprzednich jubileuszach (które świętowałem przy każdej możliwej okazji) dzieliłem się z Wami własnymi refleksjami o tym nowym, zdumiewającym zjawisku, jakim są blogi. Wtedy jednak sam niejako wpraszałem się z moją autocelebracją, przewidując - markotnie ale realistycznie - że jeśli sam nie urządzę sobie jubileuszu, to nikt mi go nie urządzi. Tym bardziej dziś, gdy jestem Waszym gościem i gdy to od Was wyszła inicjatywa tej miłej uroczystości, winien Wam jestem ciąg dalszy moich rozważań i refleksji nad zjawiskiem blogu ogólnie, a Salonu24 w szczególności. 

Pozwolicie, że ubiorę swój wykład w postać trzech paradoksów: trzech sprzeczności (pozornych lub realnych), jakie są właściwością blogów i blogowisk takich jak Salon24. Wykład mój więc będzie podzielony na trzy części, zupełnie jak Galia u Cezara. (A może u Cycerona? Nie, jednak chyba Cezara). 

Pierwszy paradoks wypływa ze sprzeczności między natychmiastowością przekazu a trwałością archiwizacji. Oto, co mam na myśli. Z jednej strony - blog ma oszałamiającą szybkość przełożenia myśli autora na zapis w medium, mającym zasięg właściwie nieograniczony. Gdy piszę artykuł do gazety, w najlepszym wypadku ukaże się on dopiero jutro - zazwyczaj jednak, za kilka dni, a w przypadku takiego „free lancera” jak ja - tygodni lub nawet miesięcy. W tym czasie zostanie przeczytany przez kilku redaktorów, zadiustowany, może odesłany do autora do poprawek itp. Jest czas na refleksję i korektę, ale jednocześnie między pomysł a jego ucieleśnienie w wydrukowanym artykule wkrada się nieznośnie długi czas. Już dawno zapomniałem o co chodziło, a tu patrzę - w „Naszym Dzienniku” lub „Naszej Polsce” ukazuje się mój artykuł. W blogu natomiast jest oszałamiająca natychmiastowość: wpadlem na jakiś pomysł przed chwilą, coś mnie zaintrygowało lub zirytowało, szybko napisałem jak umiałem i - o, cudowna a niepojęta technologio internetowa! - już jest w Salonie. I już pojawiają się pierwsze komentarze. Między pomysłem a pierwszymi komentarzami może upłynąć nie więcej niż 10-15 minut; w gazecie - całe dni albo tygodnie. Ale z drugiej strony - pamięć Salonu jest olbrzymia, trwała i bezlitosna: nawet jeśli sam usunę jakiś swój własny wpis, którego się po czasie wstydzę (choć na marginesie podkreślam, że nigdy tego nie uczyniłem!), jest duże prawdopodobieństwo, że gdzieś, u kogoś, tkwi nienaruszony, w pogotowiu, i zawsze może być przypomniany, dzięki jednemu kliknięciu. Dziennikarze powiadają, że „gazeta żyje jeden dzień” - mając na myśli m.in. to, że nie należy zakładać, iż czytelnicy pamiętają wcześniejsze wydania, że je gdzieś zbierają, a zatem że w środę wystarczy, że powołam się na to, co napisałem w poniedzialek. W blogu - inaczej, w zależności od reakcji czytelników, wpis może życ tylko pięć minut albo pięć miesięcy albo pięć lat, stare wpisy zawsze mamy na podorędziu... Ta sprzeczność między natychmiastowością a trwałością wpisów blogowych wydaje mi się być pierwszym paradoksem blogowym. 

Paradoks drugi, to sprzeczność między niezwykłą obcesowością (by nie powiedzieć, agresywnością) dominującego stylu wypowiedzi w blogach a wyjątkowym uwrażliwieniem stałych autorów i komentatorów na jakiekolwiek uszczypliwości, ironię czy drobne złośliwostki. O tej sprzeczności już tu kiedyś pisałem, ale nadal nie przestaje mnie zadziwiać. Z jednej strony - blog (nie tylko Salon24) wykształcił pewien styl języka, który cechuje wygłup, heca i skrajna nieformalność. (Nie mówię przy tym o zwykłym chamstwie, którego przykładów stale dostarczają nam nasze trolle, bo o tym przy tak podniosłej okazji w ogóle nie warto mówić). I bardzo dobrze, ten język i styl mi odpowiada, zbyt dużo wysiedziałem się na nadętych seminariach, gdzie naburmuszeni choć utytułowani nudziarze tracili czas na prawienie sobie rytualnych duserów; tu jest ostrzej ale i bardziej szczerze. No ale z drugiej strony, stali blogowicze (często ci sami, którzy tak chętnie odwołują się do stylu rubasznego) są niezmiernie wyczuleni na żarty i ironię. Doskonale wiem, pisząc kolejny tekst, o które wyrażenia zostanę zaraz obsztorcowany i usłyszę: „No ale Panie Wojciechu, po kim jak po kim, ale po panu czegoś takiego się nie spodziewałem, trochę więcej kultury proszę...” itp. Blogerzy - skądinąd ludzie zahartowani w bojach słownych i niepodobni w swych obyczajach do pensjonariuszek gimnazjów żeńskich prowadzonych przez Siostry Klaryski - są niezmiernie podatni na zgorszenie i trzeba, na zmianę uważać by ich nie urazić a przy tym oczekiwać kolejnego, potężnego ciosu prosto w szczękę. 

No i wreszcie trzeci paradoks to sprzeczność między arcy-publicznym charakterem blogów a ich quasi-własnościowym, czyli prywatnym, traktowaniem przez „Gospodarzy”-blogerów. Z jednej strony - nie ma bardziej „publicznego” forum komunikacji niż blog: nie potrzeba żadnego zaproszenia, pieniędzy (poza opłaceniem dostępu do Internetu, ale to nie jest związane z wejściem do konkretnego blogu), prenumeraty, pozwolenia itp. Ktokolwiek, mający dostęp do Internetu, wszędzie na świecie może w każdej chwili wejść do Salonu24 (jak i do każdego innego otwartego blogowiska) i w każdej chwili dowolnie komentować - czyż można sobie wyobrazić coś bardziej „publicznego”, otwartego, powszechnie dostępnego? Pod tym względem, tradycyjne gazety są produktem dużo bardziej zamkniętym i prywatnym. A z drugiej strony - proszę zauważyć, jak do świata blogów wkradają się zachowania i zwyczaje, „prywatyzujące” blog: pojęcie „Gospodarza” danego blogu, który jest „u siebie” i który, jeśli chce, dyktuje na nim warunki rozmowy, wyklucza niepożądanych przybyszy, mości sobie kawałek wirtualnej przestrzeni, karci: „w MOIM blogu nie będę tego tolerował”. Czyli w najbardziej publicznym forum świata budujemy sobie wirtualne ogrodzenia, zastrzegamy dla siebie własne terytorium... Nie mówię, że to coś złego; być może to jakiś refleks naturalnej - jak twierdzą niektórzy - potrzeby człowieka kontrolowania swej własności; posiadania czegoś tylko dla siebie.  

Oto, drodzy kompani salonowi, treść mojego wykładu przy okazji tej miłej uroczystości, którą tak bardzo mnie zaskoczyliście. Mam nadzieję, że stawia on pewne interesujące pytania, choć odpowiedzi niestety nie mam żadnych: kto wie, może urok blogu tkwi właśnie w tych sprzecznościach; może to właśnie paradoksalna natura blogu czyni go tak bardzo atrakcyjnym? W każdym razie czas kończyć, pełny tekst mojego wykładu, wraz ze stosownymi przypisami i bibliografią, ukaże się być może w Zeszytach Naukowych Wyższej Szkoły Kultury Medialnej w Toruniu „Acta Thoruniensium Malecontentorum”. Tymczasem chciałbym zaprosić Was na lampkę wina i skromny poczęstunek tu obok, w salce przylegającej do Auditorium Maximum, zaś wieczorem wszystkich zapraszam do mojej nowej willi w Konstancinie (zbudowanej, nie taję, dzięki honorariom z Salonu24) na tradycyjne pieczenie barana.” (Oklaski przechodzące w burzliwą owację, wszyscy wstają, część wychodzi).

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka