Marcin Gortat - polska marka w USA.
Marcin Gortat - polska marka w USA.
Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990
641
BLOG

Gortat team. Koszykarz od lat udanie promuje Polskę w USA

Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990 Koszykówka Obserwuj temat Obserwuj notkę 14

Niemal do okresu pełnoletności nie było jasne, że zostanie profesjonalnym koszykarzem. O karierze w Stanach Zjednoczonych i wielkich pieniądzach – tym bardziej. Samozaparciem i tytaniczną pracą Marcin Gortat podbił świat. A co jeszcze ważniejsze, dzieli się profitami swojej kariery z najbardziej potrzebującymi.

O najlepszym polskim koszykarzu powstanie z całą pewnością w przyszłości film. Miał zostać piłkarzem albo lekkoatletą. Wiadomo było od dzieciństwa, że Marcin Gortat podtrzyma tradycje rodzinne i będzie uprawiał zawodowo sport. Ojciec, Janusz, zdobywał brązowe medale w boksie w wadze półciężkiej na igrzyskach olimpijskich w Monachium i Montrealu. Mama, Alicja, z powodzeniem grała w siatkówkę, zdobywając mistrzostwo Polski kobiet. A syn odnosił sukcesy w innych dyscyplinach niż koszykówka. Mistrzostwo Polski w skoku wzwyż pod koniec szkoły podstawowej, powołanie do juniorskiej reprezentacji kraju, wreszcie piłkarskie treningi w ŁKS-ie Łódź. Gortat musiał coś wybrać.

Jego warunki fizyczne, wyróżniające się spośród rówieśników siła i wzrost, mogłyby paradoksalnie utrudnić karierę piłkarską. Chyba że przyszły koszykarz zostałby obrońcą lub bramkarzem, o czym marzył w wieku szkolnym. Ostatnim piłkarzem w ataku, który zrobił zawrotną karierę i przypominał posturą Gortata, był Jan Koller z Borussi Dortmund. Czeski atakujący był o 10 cm niższy (2 metry i 2 cm), doskonale przepychał się w polu karnym i zdobywał gole strzałami głową. Gortat wybrał jednak koszykówkę. 

Przepustka do gry w NBA 

Mało kto dawał mu szansę na zrobienie zawrotnej kariery i z jednej strony trudno się dziwić – zaczął trenować na poważnie tę dyscyplinę dopiero w wieku 18 lat! – Byłem ponoć dwa razy większy od pozostałych dzieci – wspominał Gortat. W szkole często naśmiewano się z jego wzrostu, nazywano go pająkiem. Ostatnio przyznał, że gdyby mógł, dołożyłby sobie kolejne 10 cm wzrostu – a mierzy przecież 2 metry i 12 centymetrów.

– Któregoś dnia nauczyciel wychowania fizycznego w technikum powiedział, że marnuję się w piłce nożnej. Zasugerował: przejdziesz na koszykówkę, to pomogę ci również w szkole, a nie da się ukryć, orłem nie byłem. Pomyślałem, dlaczego nie? Trenerowi od piłki powiedziałem, że rezygnuję. Na to on, że w wieku 18 lat jest za późno na zmianę dyscypliny, nic już nie osiągnę. Odpowiedziałem, że jak mi w koszykówce nie wyjdzie, to wrócę – opowiadał Gortat w rozmowie z „Newsweekiem”. Komu udaje się wybić, gdy zaczyna przygodę z koszykówką, wchodząc w wiek pełnoletni?

Koszykarz już pół roku po rozpoczęciu profesjonalnej kariery trafił do reprezentacji Polski. Dobre występy w ŁKS Łódź utorowały mu drogę do sukcesów. Gortat trafił do niemieckiej Bundesligi, gdzie szlifował talent w Rhein Energie. Nie wykręcił znakomitych statystyk, łącznie w pierwszym sezonie spędził na parkiecie ponad godzinę. W 2003 roku nikt, chyba poza Gortatem, nie mógł się spodziewać, że dryblas z łysiną wkrótce trafi do najlepszej ligi świata. Marzenie zawodnika ziściło się w 2005 roku. Skauci z NBA zauważyli go już po pierwszym sezonie gry w Niemczech, podczas obozu koszykarskiego w Treviso. Podczas draftu został wybrany z dalekim numerem, ale nie miało to dla nikogo znaczenia, a tym bardziej dla Gortata. Trzy lata po rozpoczęciu poważnej gry w kosza, trzeci Polak w historii dostał przepustkę do gry w NBA. Najbardziej renomowanej, oglądanej i „kasiastej” ligi świata. Gortata wypatrzył klub Phoenix Suns, który od razu przetransferował go do Orlando Magic.

I tu historia się powtarza – Gortat nie mógł liczyć od razu na częste granie. Musiał jeszcze przez trzy lata udowadniać swoje w Bundeslidze w barwach Rhein Energie i Anaheim Arsenal. Koszykarz podbił niemieckie parkiety i utorował sobie drogę na dobre do gry w NBA. Był trzecim Polakiem za oceanem w najlepszej lidze świata – po Cezarym Trybańskim i Macieju Lampe. Z papierami na większą karierę, bo w końcu coś na niemieckich parkietach pokazał.

Samokrytycznym okiem

Dalszy rozwój Gortata był etapowy – wyrywał minuty w Orlando Magic, jako pierwszy rodak w historii zagrał najpierw w podstawowej piątce, a później w wielkim finale NBA. Jego drużyna poniosła porażkę w 2009 roku z Los Angeles Lakers. Gortat podpisał pięcioletni kontrakt, który opiewał na 34 mln dolarów! Chociaż jeszcze nic wielkiego w dorosłej karierze nie wygrał, to nazwisko naszego koszykarza obiegło świat. W Polsce na każdym zawodniku miliony, jakie zagwarantował sobie ponaddwumetrowy wieżowiec, musiały robić ogromne wrażenie. 2010 rok to wymiana Gortata z Orlando do Phoenix Suns. Doskonała gra w obronie i w dodatku efektywne wsparcie w ataku przyniosły ogromną popularność Gortata w NBA. Do tego stopnia, że po dwóch latach gry w Phoenix trafił na listę najlepszych koszykarzy NBA – NBA All Stars. Na pozycji środkowego zajął piąte miejsce w głosowaniu w konferencji Zachodniej.

Sezon 2013/2014 upłynął pod znakiem transferu do Washington Wizards. Gortat otrzymał łącznie przez pięć sezonów gry aż 60 mln dolarów. W czerwcu 2018 roku zamienił Waszyngton na Los Angeles Clippers. Do „Lob City” trafił po kiepskim sezonie 2017/2018. W debiucie Gortat zdobył 12 punktów i zanotował dziewięć zbiórek. Całkiem nieźle, szkoda tylko, że koszykarzowi dokucza ból pleców, przez co nie może ustabilizować formy.

Gortat na tle wielu sportowców wyróżnia się jedną ważną cechą. To umiejętność poddania swojej gry autokrytyce. – Niestety, początek sezonu miałem katastrofalny. Na parkiecie grałem bez oczu i bez głowy. Byłem zupełnie zagubiony w akcji. Na szczęście to się zmieniło. Teraz gram po 15–20 minut, a mimo to ocieram się o double-double niemal w każdym spotkaniu – przyznał „Przeglądowi Sportowemu” po debiucie w Clippers. Często słyszymy nie tylko z ust koszykarzy, że kiepska gra wynika z braku koncentracji, intensywności, czyli wina leży wszędzie, tylko nie w samym zawodniku. Gortat potrafi przyznać się do słabszej formy wtedy, gdy rzeczywiście zawodzi.

Z myślą o innych

Oprócz fantastycznej postawy sportowej ważne jest, jak światowej sławy sportowiec zarządza swoim majątkiem. Gortata można nazwać filantropem. Jasne, każdy z jego fortuną mógłby powiedzieć: „gdybym zarabiał kilka milionów dolarów rocznie, to nie byłoby głodnych dzieci” albo „każdy szpital miałby specjalistyczną aparaturę”. Deklaracje jednak swoje, a życie często weryfikuje postawy. I tu Gortat popisuje się może jeszcze bardziej efektownie niż na parkiecie.

Przykład? Koszykarz wspomaga weteranów wojennych. Założył fundację MG13 „Mierz wysoko”, która organizuje mecze między celebrytami a żołnierzami Wojska Polskiego. Dochód z biletów, jak co roku, Gortat przeznacza na wycieczki dla dzieci wojskowych, którzy przebywają na misjach zagranicznych. Gortat Camp to z kolei pomysł na wyszukiwanie perełek koszykarskich wśród dzieci. Obozy sportowe organizowane przez zawodnika NBA również odbywają się co roku. Nie ma w nich barier – Gortat zaprasza również na treningi niepełnosprawne dzieci. Zwycięzcy turniejów w kategorii najlepszy chłopiec i dziewczyna w nagrodę odwiedzają zawodnika w USA i otrzymują bilety na mecz NBA. Ale sportowiec wspiera też najsłabszych finansowo – nie miał problemu z przelaniem 125 tys. złotych w akcji #DobroWraca na leczenie ciężko chorego małego Antosia. Chłopiec od urodzenia zmagał się z chorobą kończyn i kręgosłupa, przez co nie mógł chodzić. Dzięki wpłacie Gortata możliwa była bardzo droga operacja w niemieckiej klinice. Koszykarz jest pomysłowy: zaprojektował buty, a dochód ze sprzedaży przeznaczył na rozwój młodych zawodników.

Ostatnio rzucił na Twitterze proste hasło: „Jak znajdziesz obywatela USA, który zje kaszankę zasmażaną z jajkiem, to dam ci 1000 dolarów”. Jeden z dziennikarzy namówił do zjedzenia takiego dania amerykańskiego weterana wojennego. Nagrali filmik i nakłonili Gortata, by wpłacił obiecane dolary na rzecz szczecińskiego hospicjum. Ostatecznie sportowiec przeznaczył… 20 tys. złotych! Gortat promuje również polską kulturę w USA. Na mecze NBA zaprasza Polonię, którą prosi o gorący doping. – Staram się pokazać Amerykanom kawałek naszej kultury, w jakim kraju dojrzewaliśmy, w jakim kraju się urodziliśmy – mówił o jednej z edycji „polskiej nocy”, czyli imprezy organizowanej przez fundację Gortata. Dlatego też halę w Waszyngtonie wypełniali kibice w biało-czerwonych barwach. Pomysł Gortata chwalili nawet inni gwiazdorzy z Wizards.

– Mam wrażenie, że kilka lat temu Polacy byli traktowani głównie jak tania siła robocza. Dziś w oczach Amerykanów jesteśmy odbierani zdecydowanie inaczej. Polscy lekarze, specjaliści z branży IT, naukowcy, biznesmeni są bardzo doceniani. Ich wykształcenie, wiedza, pracowitość i sumienność imponują Amerykanom, a tym samym Polacy stają się cennym nabytkiem. Coraz więcej naszych rodaków zasiada na wysokich stanowiskach prestiżowych firm i staje się równoprawnymi partnerami biznesowymi – wspominał tygodnikowi „Wprost” po 13 latach pobytu w Stanach Zjednoczonych.

Prosto z mostu

Polak w NBA – jak to bywa w życiu celebrytów – musi zmagać się z krytyką w Sieci. Głównie za sprawą swoich wypowiedzi na temat polityki. A Gortat – chociaż zabiera rzadko głos – to potrafi mówić bez ogródek. Niedawno zestawił Andrzeja Dudę z Donaldem Trumpem, który ma na pieńku z czarnoskórymi zawodnikami amerykańskiej ligi koszykarskiej. – Wśród koszykarzy Trump jest postacią ośmieszoną, której właściwie nikt nie traktuje już z respektem. Tyle tylko, że sam sobie na to zapracował. Jak patrzę na niektóre zachowania Trumpa i wywoływane przez niego reakcje, to myślę, że w porównaniu z nim, z naszego prezydenta Andrzeja Dudy i prezentowanej przez niego klasy możemy być dumni. I sympatie polityczne nie mają w tym przypadku żadnego znaczenia – stwierdził jesienią 2017 roku. Deklaracja została skrytykowana szczególnie przez liberalnych komentatorów, tak jakby zapomnieli, że Gortat był na przykład w komitecie poparcia Bronisława Komorowskiego w 2015 roku.

Koszykarzowi dostało się również za to, że angażuje się charytatywnie, stojąc ramię w ramię z ówczesnym szefem MON Antonim Macierewiczem. A przecież wcześniej, gdy rządziła koalicja PO-PSL, jego zasługi docenił minister Tomasz Siemoniak. – Jeśli ktoś ma z tym problem, to znaczy, że nic nie rozumie – odpowiadał krytykom Gortat. W 2012 roku kierownictwo MON odznaczyło zawodnika medalem „Za Zasługi dla Obronności Kraju”. Oprócz tego wyróżnienia Gortat może pochwalić się Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2018), Medalem Świętego Brata Alberta i Orderem Uśmiechu (2017). Koszykarz jest honorowym obywatelem Łodzi.

Artykuł ukazał się w „Nowym Państwie – Niezależnej Gazecie Polskiej”, nr 01/2019.

Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą. Grzegorz Wszołek Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport