Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990
1983
BLOG

Balast Andrzeja Dudy. Oczekiwania opozycji a rzeczywistość

Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990 Prezydent Obserwuj temat Obserwuj notkę 45

Opozycja gorączkowo poszukuje kandydata na prezydenta. Trudno się dziwić, ponieważ ewentualne zwycięstwo nad Andrzejem Dudą wywróciłoby system władzy w Polsce przynajmniej na pięć lat. I chociaż nic na to nie wskazuje, by PO zwyciężyła w wyborach prezydenckich, to jednak obóz Zjednoczonej Prawicy nie może mieć takiej pewności siebie, jak niegdyś Bronisław Komorowski i jego otoczenie.

Niemal pewne jest, że opozycja nie wystawi jednego, wspólnego kandydata w wyborach prezydenckich w 2020 r. Dzięki temu wzrastają szanse prezydenta Andrzeja Dudy na uzyskanie reelekcji już w I turze. Wystarczy bowiem, że oprócz jednego silnego polityka wystartuje drugi i kilku pomniejszych, którzy poprzez swój udział odbiorą trochę punktów Platformie Obywatelskiej. Z perspektywy interesów antypisowskich formacji pożądane jest wysunięcie kilku kandydatów, a w wypadku dogrywki wystawienie najsilniejszego i nawoływanie do oddania głosu właśnie na kontrkandydata Andrzeja Dudy. Piszę o głowie państwa jako o pewnej karcie w talii PiS, ponieważ nic nie wskazuje na rezygnację z walki o reelekcję z jego strony ani na wystawienie innego polityka do wyborczej walki. – Jeśli tylko Andrzej Duda ogłosi chęć startowania w wyborach, to z całą pewnością Zjednoczona Prawica go poprze – zapewniał mnie w niedawnym wywiadzie dla „Gazety Polskiej” przewodniczący Komitetu Wykonawczego PiS Krzysztof Sobolewski. 

Pewny Andrzej Duda

Wbrew pozorom relacje prezydenta Dudy z PiS nie były usłane różami. Moment krytyczny w mariażu prezydencko-rządowym nastąpił latem 2017 r., gdy dość niespodziewanie doszło do zawetowania ustaw sądowych. Wielu polityków Zjednoczonej Prawicy nie potrafiło zrozumieć motywów Andrzeja Dudy, tym bardziej w obliczu demonstracji KOD i sędziów oraz ogromnej krytyki, jaka przetoczyła się w Unii w związku z planowanymi zmianami w sądach. Gdzieś w kuluarach pojawiały się nawet komentarze, że trzeba będzie szukać innego polityka w przyszłej rozgrywce.

Nic z tych rzeczy, prezydent w pełni porozumiał się niedługo po kryzysie z Jarosławem Kaczyńskim, utrzymuje też całkiem dobre relacje z premierem Mateuszem Morawieckim. Z części zapisów ustaw sądowych PiS musiało się wycofać i to nie z powodu weta prezydenta, a z powodu wyroku TSUE. Formacja rządząca zgodziła się na powrót sędziów wysłanych w stan spoczynku do Sądu Najwyższego. Ustąpiła też w sprawie prezesury Małgorzaty Gersdorf, która notabene zaraz kończy kadencję, a obóz władzy musi znaleźć jej następcę.

Andrzej Duda cieszy się od 2015 r. największą popularnością wśród polityków, przewodzi w rankingach zaufania, a co najważniejsze, może się pochwalić najmniejszym elektoratem negatywnym pośród liczących się polskich polityków.

Elektorat negatywny

Rozgrywkę prezydencką wygra bowiem nie tyle kandydat, który utrzyma poparcie własnego elektoratu i przyciągnie kawałek innego, ile polityk z najmniejszą liczbą ocen negatywnych. Wie o tym doskonale Donald Tusk i dlatego zrezygnował ze startu w przyszłorocznych wyborach. Były premier podobno z własnej kieszeni pokrył koszty sondażu, z którego wynikało niezbicie, że ma dość duży elektorat negatywny. W badaniu dla opozycyjnego Oko.press na nazwisko Tuska – niezależnie od tego, kto będzie jego rywalem – alergicznie zareagowało aż 44 proc. respondentów. Dla porównania Andrzej Duda uzyskał 37 proc. negatywnych ocen. Dokładne pytanie brzmiało: „Nie wiadomo, kto wystartuje w wyborach prezydenckich w 2020 r. Ale czy nawet nie wiedząc, z kim walczyłby w drugiej turze, dopuszcza Pan/Pani możliwość głosowania na…”. Pomińmy na chwilę tytuł medium, którego redakcja wylewa krokodyle łzy nad niewdzięcznymi wyborcami, niedoceniającymi inteligencji i polotu Tuska. To tak naprawdę najważniejszy sondaż na obecnym etapie prekampanii. Od tego, kogo nie znoszą wyborcy, zależy, kogo opozycja wystawi w wyborach.

Chyba, że Grzegorzowi Schetynie marzy się polityczne samobójstwo i grzanie ław opozycyjnych w kolejnej kadencji - o ile partyjni towarzysze lidera PO po prostu nie pogonią, bo na to - nie ma wątpliwości - zupełnie zasłużył. W sondażu, dotyczącym negatywnych odczuć wobec polityków, na Małgorzatę Kidawę-Błońską na pewno nie chce zagłosować 33 proc. badanych. Natomiast na Władysław Kosiniaka-Kamysza 31 proc. To sporo, biorąc pod uwagę, że byliby tak naprawdę nowymi kandydatami w wyborach prezydenckich, powiewem świeżego powietrza w zjełczałym i wyprutym z pozytywnych emocji środowisku opozycji.

PiS ciąży Dudzie? 

Niektórzy komentarzy, jak Renata Grochal i nie tylko, uważają, że dla Andrzeja Dudy rządy PiS są jakimś niewyobrażalnym balastem. Hola, hola, PiS od 2015 roku wygrywa w cuglach kolejne wybory, może obecnie liczyć na ok. 43 proc. wyborców, ponad 8 mln głosów. Łatwiej będzie Andrzejowi Dudzie dobić do ponad połowy głosujących już w pierwszej turze, niż Kidawie-Błońskiej lub Kosiniakowi-Kamyszowi dostać się do drugiej i ją wygrać. Łatwiej bowiem startować z pułapem, który ma Duda - zakładając racjonalnie prowadzoną kampanię i brak kompromitacji po drodze - niż z potencjałem 28 proc. dla największej partii opozycyjnej. Jasne, wybory prezydenckie mają inny charakter od parlamentarnych, ale nie da się ukryć, że wszyscy kandydaci będą ściśle związani z konkretnymi obozami. Podział jest bardzo prosty: PiS kontra anty-PiS.

O takim balaście, jaki ma Duda, marzyłby każdy kandydat, łącznie z Donaldem Tuskiem. Kidawa-Błońska nie uzyskała przecież doskonałego rezultatu 13 października w okręgu warszawskim dlatego, że jest wybitnym politykiem, doskonale kojarzącym się ze stolicą. Zadecydowała niechęć do PiS i Jarosława Kaczyńskiego. I z drugiej strony - na kandydatów opozycji nie zagłosują beneficjenci polityki socjalnej rządu Zjednoczonej Prawicy, ponieważ już dawno wykonali prostą kalkulację - ile obietnic spełniono do 2015 roku, a ile po tym czasie. Można się zżymać na kandydatury do Trybunału Konstytucyjnego, na niejasności wokół Mariana Banasia, na podejście do serwisów informacyjnych TVP, na wypowiedzi niektórych polityków obozu władzy, aż wreszcie na błyskawiczny tryb legislacyjny w poprzedniej kadencji, który skutkował wieloma nowelizacjami reformy sądownictwa albo zamieszaniem wokół ustawy o IPN. Nic nie wskazuje jednak na to, by wymienione sprawy miały jakikolwiek wpływ na wybór prezydenta RP. Skoro nie przeważyły w żadnym stopniu w ostatnich wyborach parlamentarnych, trudno się spodziewać, by elektorat, znajdujący się poza orbitą PO i skrajnej lewicy, obarczał Andrzeja Dudę wszystkimi błędami i posunięciami PiS. A jeśli moje przypuszczenie poparte wynikami ostatnich wyborów jest trafne, to sytuacja opozycji jest nie do pozazdroszczenia.

Tusk zrezygnował

Lepiej byłoby rzucić wszystko na jedną kartę i wystawić Tuska - nawet, jeśli przegrana z Dudą oznaczałaby koniec jego politycznej kariery w kraju. Pomysłów na to, jak zagospodarować szefa Rady Europejskiej w strukturach unijnych nie zabraknie. Pytanie, czy rzeczywiście stoimy nad ogromną przepaścią, dokonuje się „pisowski zamach stanu”, na naprawę którego będzie potrzeba kilku dekad, a Polacy nie mają z czego żyć, skoro jedyny, tak silny gracz, do początków listopada nie podjął rękawicy? I czy tak naprawdę obóz PO wierzy w swoją opowieść?

Obojętnie, jak wygląda rzeczywistość po październikowych wyborach, Andrzej Duda nie może zapominać o casusie Bronisława Komorowskiego. Były prezydent cieszył się poparciem ponad 70 proc. respondentów w przeróżnych badaniach, nie robił właściwie nic, by wygrać, bo był święcie przekonany, że „jakiś” Duda mu nie zagrozi. Pierwsza tura, wieczór wyborczy i z powrotem do Pałacu Prezydenckiego - myślał sobie w głębi duszy Komorowski. Ostatecznie musiał wrócić, ale do domu w Budzie Ruskiej i zrezygnować z szerokiej aktywności politycznej.

Prezydent kroczy do zwycięstwa, ale nie może zlekceważyć najsilniejszego rywala, obojętnie, kto nim będzie. Na korzyść Andrzeja Dudy działa ten prosty fakt, że PO nie mogła nawet zbliżyć się w sondażach do wyników PiS z 2019 roku. Erozja w systemie władzy na poziomie partii rządzącej najpierw doprowadziła do krachu Komorowskiego, a potem przełożyła się już na wygraną „dobrej zmiany”. Nic nie wskazuje na to, by Andrzejowi Dudzie groził casus Komorowskiego. Balast, o którym marzy opozycja, na razie jest głęboko wyimaginowanym tworem.

Tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie"


Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą. Grzegorz Wszołek Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka