wybor wybor
224
BLOG

Second life

wybor wybor Polityka Obserwuj notkę 1

"Kraków zasługuje na taki sam sukces, jak Niepołomice" - ogłosił niespodziewanie premier Donald Tusk. To wielkiej wagi deklaracja, która pokazuje, w jaki sposób szef aktualnie panującego nam rządu postrzega dawną stolicę. Niepołomice mają około 10 tysięcy mieszkańców. Ale w przeciwieństwie do Krakowa "przez długie lata w wolnej Polsce były symbolem tego, że wystarczy dobra wola, energia, odwaga i można zmienić wiele w sukces, zmienić poczucie beznadziei w świat bliski naszym największym marzeniom". Nic dziwnego, że Kraków powinien marzyć o dogonieniu Niepołomic, skoro w ustach premiera zasługuje co najwyżej na tytuł "stolicy poezji". A powinien być "stolicą inwestycji" (na poziomie Niepołomic?). Po takiej kampanijnej zapowiedzi można się spodziewać, że zdesperowani krakowianie na kolejną kadencję wybiorą udającego zero związków z SLD Jacka Majchrowskiego. On przynajmniej jasno wskazuje powód wiekowego zapóźnienia miasta - wszystko przez Komisję Majątkową, która gwizdnęła mu sprzed nosa najfajniejsze place, na ktorych można by stawiać hipermarkety, pardon, inwestycje.

Dobrze, że kampania wyborcza już dobiega końca, ponieważ dalszy intensywny udział w niej premiera mógłby spowodować nie tylko lawinowy wzrost niechęci do kandydatów jego partii, ale również dostarczyłby SLD kolejnych argumentów uzasadniających wniosek do PKW, że Donald Tusk oraz ministrowie jego rządu za publiczne pieniądze jeżdżą po kraju i promują kandydatów Platformy.

Nie mniej trudna sytuacja jest w PiS-ie. Najnowsze przejawy aktywności kampanijnej prezesa Jarosława Kaczyńskiego nie tylko pozwalają, ale wręcz każą domniemywać, że jego najbliższe otoczenie wciąż nie podało mu prawdziwych wyników wyborów prezydenckich i biedaczysko nadal żyje w przekonaniu, iż jest głową państwa. Wiemy, że najbliższe otoczenie Kaczyńskiego ma dużą wprawę w wielomiesięcznym budowaniu fikcji i utrzymywaniu ludzi w niewiedzy, ale nawet oni powinni wiedzieć, że są granice, za którymi taka zabawa przestaje być śmieszna. Swoim listem otwartym do premiera i orędziem do narodu z deklaracją o realizowaniu testamentu prezes razem z całym towarzystwem tę granicę przekroczył od razu o wielki krok w siedmiomilowych butach.

Rodzi się podejrzenie, że usunięcie z PiS grupki osób naprawdę spowodowane jest tym, że chciały one powiedzieć prezesowi prawdę. Podważyłoby to obowiązującą w promieniu stu metrów od prezesa wersję o zamachu stanu dokonanym przez Tuska w wieczór wyborczy, w wyniku czego pod żyrandol wsadzono w roli marionetki Bronisława Komorowskiego, a prezes stał się legalnym prezydentem państwa podziemnego. Na to cała grupa podziemnych ministrów podziemnej kancelarii podziemnego prezydenta nie mogła się zgodzić. Dlatego Joanna Kluzik-Rostkowska musiała odejść.

Jeśli ktoś ma wątpliwości co do związków przedstawionej wyżej koncepcji tworzenia na użytek prezesa fikcyjnego państwa podziemnego, niech sobie przypomni słowa Michała Kamińskiego na temat podsłuchiwania jego rozmów przez partyjnych kumpli. To oczywisty dowód, że jedną z pierwszych struktur, jaką w alternatywnym świecie zbudowali, są służby specjalne. Wszak to one były umiłowaną zabawką niektórych w latach 2005-2007...

A w ogóle, to jak widać, wszyscy nieźle się czują w tym swoim second lifie. I ci nadziemni i ci podziemni.

wybor
O mnie wybor

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka