absolwent energetyki absolwent energetyki
198
BLOG

Żarówka, czyli „oświaty kaganiec”. Część druga, czyli na pewno energetyka!

absolwent energetyki absolwent energetyki Energetyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 1
Mamy prawo oczekiwać, że nowe regulacje unijnej polityki energetyczno- klimatycznej nie będą nas dzisiaj pozbawiały środków na inwestycje.

W poprzednim swoim materiale, który trudnym do zrozumienia zrządzeniem losu nie trafił do zakładki „Energetyka”, starałem się zidentyfikować i zrelacjonować pełną gamę reakcji na kampanię „polskich elektrowni” dotyczącą skutków europejskiej polityki klimatycznej.

Dzisiaj kiedy tuż za naszą wschodnią granica toczy się krwawa wojna dalsze opisywanie polemiki pomiędzy krajowymi kontestatorami europejskiej polityki energetyczno-klimatycznej i jej bezkrytycznymi zwolennikami wydaje się nieważne i może nawet nie na miejscu.

Jeśli jednak zdecydowałem się na opublikowanie ciągu dalszego poprzedniej notki  https://www.salon24.pl/u/zainteresowany/1207035,zarowka-czyli-oswiaty-kaganiec-czesc-pierwsza  to, z jednej strony, dlatego, że wypada zakończyć ten projekt w zakresie w jakim był zaplanowany, a z drugiej strony dlatego, że, podobnie jak były wiceprezydent US John Kerry  https://biznesalert.pl/usa-przekonuja-ze-nie-nalezy-zapominac-o-klimacie-pomimo-wydarzen-na-ukrainie/, zwolennicy bezwzględnej walki ze zmianami klimatycznymi nie zaprzestaną swoich działań za względu na „huk dział”.

W tym kontekście po zrelacjonowaniu w poprzednim tekście pełnej palety poglądów za i przeciw kampanii żarówkowej jest pora na bliższe przyjrzenie się wybranym argumentom.

Poza samymi inicjatorami kampanii niemal wszyscy pozostali uczestnicy dyskusji wskazywali na jej niestosowność lub wręcz szkodliwość.

Niestety reakcja na europejską politykę nie będzie mogła zakończyć się w świecie publikacji.

Istniejące i przyszłe regulacje unijne to nie tylko sprawa retoryki, ale realny i bardzo silny wpływ na nasze życie.

Cytowany przeze mnie w poprzednim odcinku prof. Świrski problem widzi następująco: albo zgodzimy się z unijnymi propozycjami , nawet jeśli skrajnie pogarszają naszą sytuację gospodarczą, albo musimy się gotować na „Polexit”. Innej możliwości nie ma, a Unia nie odpuści.

Chciałbym wierzyć, że opcji jest nieco więcej, ale tak czy inaczej musimy przygotować się na podjęcie kluczowych decyzji w gronie znacznie szerszym niż wąskie kręgi „branżystów”.

Być może będziemy musieli za pomocą naszego głosu potwierdzić decyzje, które będą nas bolały ekonomicznie.

Jednak zanim do tego dojdzie, krótkie przypomnienie dlaczego dyskutując o energetyce w sposób oczywisty przechodzimy do rozmowy o klimacie, emisji gazów cieplarnianych i wynikających z tego skutkach.

Trochę wiary lub dobra wizualizacja

Najsilniejsze argumenty dotyczące szkodliwości emisji gazów cieplarnianych wynikają oczywiście z prac Intergovernmental Panel on Climate Change (IPCC) .

O ile nie wykluczam, że istnieje także w Polsce grono osób mogących się odnieść do wykorzystanych danych i zastosowanych modeli w sposób kompetentny https://www.ipcc.ch/report/sixth-assessment-report-cycle/  to jednak w moje ocenie jest to grono bardzo nieliczne.

Większość zwolenników polityki klimatycznej buduje swoje podejście nie na analizie materiałów ze stron IPCC, ale raczej na opiniach ludzi, którym wierzą.

Pewną alternatywą dla wiary w zapewnienia autorytetów naukowych są różne uproszczone wizualizacje skutków zmian klimatu.

Jedną z najbardziej popularnych jest „koncepcja wanny”, która porównuje nasycanie atmosfery gazami cieplarnianymi do stopniowego napełniania zakorkowanej wanny. W przypadku wanny, nawet najdrobniejsze, ale stale skapujące kropelki muszą kiedyś tą wannę napełnić i kiedy to nastąpi „katastrofa”:- woda wyleje się z wanny i „zaleje mieszkanie”. W przypadku emisji gazów cieplarnianych ma być podobnie.

Nawet niewielkie dodatkowe emisje do atmosfery kiedyś przekroczą punkt krytyczny i spowodują klimatyczną „powódź”: stopniałe lody Arktyki i Antarktydy przestaną odbijać promienie słoneczne, zwiększona temperatura oceanów zwiększy udział pary wodnej w atmosferze co razem z uwolnieniem metanu z hydratów zalegających oceany doprowadzi do szybkiego i nieodwracalnego ogrzania atmosfery o kilka stopni.

W przypadku wykorzystania koncepcji wanny ciekawym uzupełnieniem może być choćby pobieżne zapoznanie się z opisami jakościowymi mechanizmu cieplarnianego np. na podstawie Wikipedii  https://pl.wikipedia.org/wiki/Efekt_cieplarniany .

Niezależnie od tego , czy przyjmiemy argumentację opartą na analizie skomplikowanych modeli, czy poprzestaniemy na analogiach wannowych, sam fakt zanieczyszczania naszej atmosfery np. poprzez spalanie paliw kopalnych może być traktowany jako prawdopodobny w sposób graniczący z pewnością.

W tej sytuacji nie ma pytania, czy, ale raczej co i w jakim tempie musimy zrobić, żeby zapobiec katastrofie.

Tutaj role wydają się już obsadzone.

Cała Unia jest za jak najszybszym zrealizowaniem dekarbonizacji gospodarki, w tym energetyki. Cała Unia, ale za wyjątkiem Polski, która ciągle zgłasza wątpliwości. Ostatnio w formie żarówki.

Czy Polska jest tym jedynym dzieckiem, które widzi , „że król jest nagi” i w sposób uzasadniony mówi o potrzebie indywidualizacji tempa dekarbonizacji z uwzględnieniem własnych możliwości ?

A może to jednak tylko zapóźniony i krnąbrny uczeń z „oślej ławki”, do którego prymusom już po prostu brakuje cierpliwości?

Sądząc zarówno po reakcji komisarza Timmermansa jak też większości krajowych komentatorów w sposób oczywisty mamy do czynienia z drugim przypadkiem.

W tej sytuacji opisane wcześniej emocjonalne wystąpienie zwolenników nienaruszalności europejskiej polityki klimatycznej mogą być zrozumiałe.

Zrozumienie stanu emocjonalnego nie musi jednak wykluczać możliwości oceny argumentów jakie są stosowane w celu uzyskania społecznego odrzucenia kampanii żarówkowej.

Pakiet prostych prawd?

Spójrzmy zatem na niektóre z prezentowanych tez, które mają najbardziej uderzać w kampanię „polskich elektrowni” zwracającej uwagę na negatywne skutki nieprzewidywalnego wzrostu cen pozwoleń na emisję gazów cieplarnianych w roku 2021.


1. Teza 1: zanieczyszczają, więc nie mogą narzekać!

Zwolennicy tej tezy podważają możliwość „zaskarżania” wysokości kosztów emisji wychodząc z założenia, że narzekając na negatywny wpływ wysokich cen pozwoleń emisyjnych Polska sama sobie jest winna, skoro od 2005 była w systemie i nie zlikwidowała swojej wysokoemisyjnej produkcji. Jeśli nie zlikwidowała do początku 2021 roku, kiedy ceny pozwoleń emisyjnych wynosiły ok. 30 EUR/t CO2 to w końcu roku 2021 nie pwinna zgłaszać pretensji nawet jeśli cena pozwoleń sięgnęła pułapu 90 EUR/t CO2.

Stosując tą argumentację zwolennicy nieuchronności wysokich kar odrzucają „okoliczności łagodzących” jakie wynikają np. z planowania działalności gospodarczej w oparciu m.in. o prognozy, które tak wysokich cen pozwoleń nie przewidywały. W ich przekonaniu, żadne względy ekonomiczne nie mają zastosowania jeśli alternatywą jest lepsze podążanie za wytycznymi ochrony klimatu przygotowanymi przez IPCC.

Nie wiem, czy zwolennicy 3 krotnego wzrostu cen emisji w roku 2021 byliby gotowi na dodatkowe podwyżki. Czy jeśli może być 90 EUR/t CO2 to nie lepszą wartością chroniącą klimat byłoby już teraz 200 EUR/ t CO2 , a może nawet wartości np. dwukrotnie wyższe?

Można być pewnym, że każda wyższa wartość przyczyni się do zmniejszenia emisji w krajach UE. Nawet jeśli nie poprzez zmiany na technologie niskoemisyjne to choćby poprzez likwidację niektórych gałęzi przemysłu, w tym energetycznego i związanych z nim emisji.

Warto potwierdzić, jak przeciwnicy ingerowania w ceny na rynku pozwoleń emisyjnych podchodzą do skutków ekonomicznych i społecznych przyspieszonego eliminowania niektórych gałęzi przemysłu na skutek gwałtownego wzrostu kosztów klimatycznych.

Bo ten wzrost kosztów jest gwałtowny, nawet jeśli dla celów prezentacyjnych podzielimy je nie przez koszt wytworzenia energii, ale przez pełne koszty dostaw , jak zrobił jeden z think-tanków. To nie ułamki decydują, ale bezwzględne wartości decydują!

2. Teza 2: Polska dorobiła się na aukcjach pozwoleń emisyjnych, ale przejada te pieniądze!

Na wypadek, gdyby zawstydzanie nas z powodu naszej nieodporności na ceny emisji nie było wystarczająco skuteczne zwolennicy twardej polityki klimatycznej próbują stosować metodę wyśmiewania łupieżczego charakteru Państwa dorabiającego się na handlu emisjami.

W tym kontekście wskazuje się liczbę 25 mld PLN jaką miałyby osiągnąć przychody Polski ze sprzedaży pozwoleń na aukcjach. Kupa kasy, którą można wydać np. na modernizację energetyki, a wydaje się na 500+.

Zanim pieniądze podzielimy warto spojrzeć skąd się one wzięły.

Mianowicie w sensie ekonomicznym te 25 mld PLN wzięło się …z kieszeni Polaków.

W sposób oczywisty to my wszyscy musimy zapłacić wyższe ceny energii i innych towarów, których koszty produkcji obejmują koszty pozwoleń emisyjnych. Wyższe ceny energii to niższy dochód rozporządzalnych Polaków, czyli mniej pieniędzy na inne towary (niektóre także obciążone kosztami EU ETS).

Nie bez powodu zasady EU ETS obligują do wydania środków pozyskanych z aukcji na transformację energetyczną w kwocie tylko 50% przychodów, pozostawiając dalsze decyzje w rękach państw członkowskich.

W tych krajach, gdzie gospodarstwa domowe są zamożniejsze i mniej odczuwają skutki podwyżek cen energii możliwe jest pełne wykorzystanie przychodów z aukcji pozwoleń emisyjnych np. na transformację energetyki.

Jednak w innych krajach, takich jak Polska, konieczne jest, aby środki z aukcji służyły także na amortyzowanie szoków cenowych dla ludności . I tyle.

Brak uznania tej oczywistości i epatowanie „sprzeniewierzonymi” miliardami świadczą tylko o oderwaniu od rzeczywistości analityków.

Bo 25 mld wyjęte przez unijną politykę klimatyczną z kieszeni krajowych konsumentów to naprawdę „kupa kasy”.

3. Teza 3: Nawet tych 50% przychodów nie umieli efektywnie wydać na modernizację energetyki !

Tak. Pojawia się pytanie dlaczego polska energetyka nie przypomina niemieckiej, nowoczesnej i zrównoważonej.

Odpowiedzi na to może być wiele, ale pieniądze nie są ostatnim czynnikiem, który o tym decydował.

Wobec braku nadmiaru wolnych środków polskie firmy energetyczne wielokrotnie musiały oglądać każdą złotówkę przez jej wydaniem.

A z oglądania przez wiele lat wychodziło, że najtańszy będzie prąd z polskiego węgla. Np. takie jednostki gazowe były analizowane, ale zawsze czegoś im brakowało w finansowaniu.

Oczywiście pojawiały się także dziwne projekty jak węglowa Ostrołęka, z którą problem był taki , że nigdy „nie wychodziła” na węglu, ale na gazie także nie. A źródło wytwórcze w tym miejscu KSE jakieś było potrzebne. Można oczywiście spekulować dlaczego nie pomyślano o farmie wiatrowej lub fotowoltaice.

Kiedy mówimy o „odjechanych” inwestycjach, to poza Ostrołęką, na myśl przychodzą mi także jeszcze dwa najnowsze bloki w Opolu.

Rzeczywiście tu także były wątpliwości co do opłacalności . Wątpliwości i ociąganie z podjęciem ostatecznej decyzji kosztowały ostatecznie posadę ówczesnego prezesa Kiliana, którego premier Tusk wymienił „na inny model” na jesieni 2013 roku.

Były więc na pewno kontrowersyjne inwestycje takie jak Opole.

Były kontrowersyjne korekty jak ta dotycząca Ostrołęki.

Jednak najwięcej było projektów „zaniechanych” co do, których wyliczane minimalne rentowności nie były wystarczające dla podjęcia ostatecznej decyzji inwestycyjnej.

Kiedy jednak rozważamy „głupotę” krajowych decydentów warto spojrzeć także to firmy zagraniczne działające przez kilkanaście lat na polskim rynku energii.

Jakie nowoczesne instalacje pozostawiły po sobie Vattenfall i EDF?

Co poza blokiem węglowym w Zabrzu zostawi po sobie Fortum , gdy ostatecznie wyjdzie z Polski?

Dlaczego mimo świadomości celów europejskiej polityki klimatycznej zagraniczne firmy nie pozostawiły po sobie pomników nowoczesności?

Oczywiście poza nadzieją na szybki i zyskowny biznes decydował o tym rachunek ekonomiczny. Im po prostu nie opłacało się modernizować polskiej energetyki.

Czy polskie firmy energetyczne mogły pozwolić sobie wtedy na realizację nieopłacalnych projektów, które przyspieszyłyby osiągnięcie neutralności klimatyczne ?

Pewnie poszczególne decyzje inwestycyjne mogły być lepsze, ale nie mogłoby to fundamentalnie zmienić stanu polskiej energetyki, z którym musimy się mierzyć dzisiaj.

Polska z szansami, czy "do kąta" ?

Zmiany muszą dokonywać się obecnie, w nowych warunkach ekonomicznych.

I te nowe warunki ekonomiczne muszą te zmiany umożliwić.

Postawienie Polski do energetycznego kąta, dla tego, że ze względu na swój potencjał ekonomiczny nie mogła wcześniej finansować rozwiązań, które ówcześnie miały charakter nieopłacalnych eksperymentów nie może być akceptowalnym rozwiązaniem.

Mamy prawo także teraz oczekiwać warunków dla realizacji inwestycji zmieniających polska energetykę. Mamy prawo oczekiwać, że nowe regulacje unijnej polityki energetyczno- klimatycznej nie będą nas dzisiaj pozbawiały środków na inwestycje.

I mamy prawo głośno mówić o naszych potrzebach i zdobywać dla naszych poglądów poparcie społeczne.

W ramach powyższych uwag starałem się przedyskutować najważniejsze argumenty krajowych przeciwników korekt europejskiej polityki w zakresie zmian systemu ETS.

Prawdopodobnie w dyskusji z organami Unii Europejskiej nie będzie łatwo uzyskać zadowalające nas rozwiązanie, jednak jeśli będziemy musieli wybierać „mniejsze zło” to dobrze żebyśmy rozumieli więcej uwarunkowań i potencjalnych skutków.

Jestem przekonany, że to właśnie dyskusja merytoryczna, a nie emocjonalne wybuchy branżowych specjalistów muszą się stać podstawą społecznych decyzji.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka