absolwent energetyki absolwent energetyki
173
BLOG

Historia o tym jak księgowi black-out w Polsce wywołać chcieli.

absolwent energetyki absolwent energetyki Gospodarka Obserwuj notkę 0
Nie może być tak, że jeden księgowy (a może więcej niż jeden) razem z analitykiem (wiem, wiem: większość z nich jest entuzjastami wolnego rynku w najczystszej postaci, chociaż taki rynek nigdzie w czystej formie nie istnieje) stwarzają w głowach Prezesów zamęt, przedstawiając rozwiązania bezalternatywne i prowokując sytuacje ekstremalne nie dla Was, nie dla Waszych firm, ale dla bezpieczeństwa krajowego.

Od tygodnia, w kolejnych notatkach  (Energetyka, rok ...NABE, albo nic.) próbuję przybliżyć czytelnikom S24 tło konfliktu jaki toczy się w polskiej polityce na tle kosmicznie rosnących cen energii elektrycznej.

Temat wydaje się wdzięczny, ponieważ niemal każdego dnia pojawiają się nowe wydarzenia, które z jednej strony potwierdzają moje spostrzeżenia, ale jednocześnie wprowadzają do dyskusji kolejne elementy.

Wydaje się, że po tygodniu publikacji notatek, w tym na portalach branżowych nie powinniśmy mieć wątpliwości, że:

1) Możliwości produkcyjne polskich wytwórców są póki co wystarczające dla pokrycia bieżącego zapotrzebowania co w efekcie chroni nas przez „importem” wysokich cen energii z energetyki gazowej w Niemczech

2) W sytuacji eksportu na tzw profilu synchronicznym (na granicach Niemcy-Czechy-Słowacja) cena energii w Polsce jest (generalnie) ustalana na rynku krajowym przez najdroższą jednostkę węglową, której praca jest niezbędna dla zaspokojenia popytu krajowego

3) Ceny energii na rynku, oprócz tego , że historycznie rekordowe, są też znacznie wyższe od kosztów zmiennych wytwarzania w większości polskich elektrowni co zapewniać im powinno także rekordowe zyski (chociaż nie widać tego w ich półrocznych sprawozdaniach)

Jest też rzeczą niekwestionowaną, że tak wysoko poziom cen na rynku hurtowym, w szczególności w zakresie w jakim wpływać będzie na ceny płacone przez odbiorców jest poziomem „nie do wytrzymania”.

Ale tutaj konsensus raczej się kończy.

Rząd, a przynajmniej jego część z Premierem na czele, widzi rekordowe zyski firm wytwórczych, które powinny być ograniczone. Efektem tego podejścia jest oczywiście próba wpłynięcia na obniżenie cen poprzez wdrożenie ograniczenia cen na tzw rynku bilansującym

Wytwórcy z kolei, głosem przede wszystkim narodowego championa, w ramach konsultacji odpowiednich zmian rozporządzenia dotyczącego rynku bilansującego, ostrzegają, że raczej wyłączą swoje elektrownie niż rządowe propozycje zaakceptują.

W poprzedniej notatce wyraziłem pogląd, że takiego podejścia firm energetycznych, a firm z udziałem skarbu państwa w szczególności, ze świecą szukać w krajach „zachodniej Europy”. Ale tak po prawdzie to poza Polską, takich firm się nie znajdzie!

Chyba tego zdania jest też Premier Morawiecki, który, wg różnych źródeł relacjonujących to wydarzenie miał w jednym z publicznych wystąpień w dniu 24 września wyrazić bardzo silne oczekiwanie pogodzenia się firm energetycznych z obniżką cen. Niektóre relacje mówiły wręcz o uwagach Premiera na temat zbytniej osobistej pazerności zarządów firm energetycznych.

Mimo, że kwestie zmiany rozporządzenia dotyczącego rynku bilansującego mogą wydawać się wysoce techniczne to jednak w przypadku groźby wyłączania elektrowni i to wbrew woli Premiera powinny znaleźć zainteresowanie szerszego grona czytelników.

Stąd za uzasadniony uważam ciąg dalszy moich dwóch ostatnich notatek, w tym odniesienie się do (przepraszam, ale to konieczne!) pewnych szczegółowych kwestii techniczno-księgowych.

Sednem sporu jest kwestia wyceny kosztu węgla kamiennego, który powinien być przyjmowany jako baza do przygotowania ofert sprzedaży energii elektrycznej przez wytwórców na rynku hurtowym.

Do tej pory nie było w tym zakresie żadnych ograniczeń tj wytwórca oferując energię do sprzedaży mógł w ogóle nie odnosić się do swoich rzeczywistych kosztów. W szczególności mógł proponować ceny, które pokrywały nie tylko koszty węgla rzeczywiście zużywanego, ale także węgla jaki mógłby sobie do zużycia tylko wyobrazić.

W efekcie niektórzy wytwórcy przyjmują do swoich kalkulacji nie ceny wyłącznie lub w większości spalanego węgla krajowego, ale znacznie od nich wyższe ceny węgla z importu.

Oparcie kalkulacji cen energii o ceny węgla importowanego przez wytwórców, którzy, choćby w niewielkiej ilości, go spalają oraz świadomość tego faktu przez wytwórców innych, którzy sami węgla importowanego spalać nie będą powoduje oczekiwania odpowiedni wysokich cen na rynku bilansującym, które to oczekiwania powodują analogiczne oczekiwania cen zbliżonych na rynku bieżącym energii, co z kolei przekłada się na odpowiednio oczekiwania odpowiednio wysokich cen na rynkach kontraktów terminowych, które do tej pory odgrywają zasadniczą rolę w wyznaczaniu kosztów energii dla odbiorców końcowych.

Jeśli wytwórca spodziewa się, że w 2023 ceny rynku bilansującego będą oparte o ceny węgla z importu, to pewnie takie też będą ceny na giełdzie energii. W tej sytuacji każdy racjonalny wytwórca proponuje ceny oparte o krańcowe koszty wytwarzania z węgla importowanego także w propozycjach kontraktów terminowych np na rok 2023 i to niezalenie od swoich rzeczywistych kosztów indywidualnych.

No i tak w dniu 23 września 2022 mamy propozycję cen bazowych (cena 1 MWh w dostawie przez cały rok) na rok 2023 w wysokości 1675 PLN/MWh .

Notabene kilka dni wcześniej, przed interwencją słowną Premiera wskazującą oczekiwanie co do powściągnięcie oczekiwań energetyków cena zbliżała się do 2000 PLN/MWh, a to wszystko przy koszcie energii z polskiego węgla nie przekraczającym 800-900 PLN/MWh!

O ile można zrozumieć wskazywaną przeze mnie (rozbójniczą, ale jednak racjonalną z partykularnego punktu widzenia) próbę szantażowania rządu wyłączaniem jednostek wytwórczych, w przypadku przeforsowania rozwiązania obniżającego ceny na rynku bilansującym, przez krajowego czempiona to jednak można być zszokowanym, gdy podobna argumentacja pojawia się w oficjalnym stanowisku operatora krajowego systemu elektroenergetycznego (PSE) w ramach konsultacji dyskutowanych zmian regulacyjnych.

Rozwijając nawet pomysły czempiona, operator prezentuje swoją koncepcję funkcjonowania wytwórców opisując jak to kupują oni co prawda większość węgla po niższych cenach z kopalń krajowych, ale przecież tylko na produkcję zakontraktowaną w terminowych kontraktach handlowych. Wg tego podejścia wszelka produkcja na życzenie tegoż operatora rozliczana poprzez rynek bilansujący lub energia sprzedawana na rynku bieżącym wymaga zakupu węgla z importu. A więc drogo być musi ponieważ oferty muszą pokryć koszty, tak jak je widzą elektrownie. Oferowanie niższych cen miałoby być ściganym prawnie działaniem zarządów firm energetycznych na szkodę swoich spółek.

Czy rzeczywiście niższe ceny mogą zaistnieć tylko w przypadku łamania prawa i „kręgosłupów zarządów” przez władze?

Abstrahując od innych rozwiązań szczegółowych propozycja rządowa wyznacza górne granice cen węgla, które można przyjąć w kalkulacjach cen.

O ile zapisem kontestowanym jest zapis (nowy) wskazujący na ograniczenie ceny do poziomu średniej ważonej z 60% ceny węgla krajowego i 40% ceny węgla z importu (przez konsultacjami proporcja była mniej korzystana dla wytwórców: 70% do 30%) to jednocześnie propozycja zawiera także rozwiązanie alternatywne tj. każdy wytwórca może przygotowywać swoje oferty w oparciu o indywidualne koszty w formule w jakiej były one do tej pory wykorzystywane w kalkulacji cen dla tzw generacji wymuszonej tj. kiedy operator nakazuje dodatkowe wytwarzanie energii ze względu na bezpieczeństwo krajowego systemu elektroenergetycznego.

Konieczność takiego wytwarzania i sposób jego rozliczania istnieje już od lat i do tej pory nie budziła protestów wytwórców.

Nie grożono wyłączeniami i nie odmawiano operatorowi produkcji stosując argumenty o krańcowym koszcie węgla importowanego, mimo, że produkcja „w wymuszeniu” może być tak samo nieprzewidywalna jak w przypadku produkcji w ramach tzw bilansowania swobodnego, co jest przedmiotem regulacji rządowej.

Co się takiego stało, że coś co było akceptowalne wczoraj i jest akceptowalne dzisiaj wzbudza rokosz jeśli chodzi o przyszłość?

W tej sprawie muszą się ponownie wypowiedzieć sami zainteresowani. Oczekując na te wyjaśnienia można tylko przypuszczać, że problemy wynikają z braku precyzji dotychczasowych regulacji dla generacji wymuszonej.

W odpowiednich regulacjach dla określenia akceptowalnego kosztu węgla stosuje się odniesienie do „kosztów zakupu paliwa, kosztów jego transportu i składowania”. O ile, na pierwszy rzut oka zapis nie budzi wątpliwości to jednak oczywistym jest, że:

1) Brakuje wskazania, czy przyjmowane wartości są wartościami chwilowymi, średnimi arytmetycznymi czy średnimi ważonymi dla danego okresu

2) Brakuje wskazania okresu , dla którego prowadzone byłoby ewentualne uśrednianie (z innych zapisów regulacyjnych można wnioskować, że odpowiednim okresem jest kwartał kalendarzowy choć wymaga to trochę wyobraźni)

3) Brak jest jakiegokolwiek odniesienia dokonywanych założeń do zasad księgowych ustalania kosztu zużywanego paliwa.

Myślę, że wskazane braki mogłyby śmiał zdyskwalifikować obecnie stosowane rozwiązanie, ale jednak ono jakoś do tej pory funkcjonuje i protestów nie budzi. Nie budzi tych protestów tak u księgowych firm energetycznych jak i u audytorów, którzy do tej pory zagrożenia działaniem na szkodę firmy nie wskazywali np w ostatnich raportach za półrocze 2022.

A z zasadami księgowymi jest tak: zużycie węgla, będące podstawą ustalania raportowanego zysku lub straty może być ustalane wg kosztu węgla ostatnio zakupionego (LIFO), albo najstarszego węgla na składzie elektrowni (FIFO). Można wreszcie wycenić węgiel w wartościach średnich. I tyle.

Tylko w przypadku metody LIFO (która nie jest obligatoryjna!) istnieje ryzyko chwilowego odniesienia przychodu do kosztu np ostatnio węgla zakupionego ostatnio np z importu co będzie skutkować chwilowym rozpoznaniem straty księgowej. Można sobie jednak wyobrazić, że dostawy węgla importowanego będą przeplatane dostawami krajowymi ( przecież nawet czempion i operator wspominają o takich zakupach „pod planowaną produkcję”, która musi być realizowana w trakcie całego roku). W takim przypadku, tak długo jak w analizowanym okresie założona przez rząd proporcja 60/40 zostanie zachowana nie może być mowy o stratach wytwórców i działaniach na szkodę firm przez ich zarządy!

Podsumowując:

1) zaproponowana regulacja rządowa pozwala wytwórcom na pokrycie kosztów wytwarzania energii na poziomie nie niższym niż w dotychczas stosowanych i akceptowanych rozwiązaniach dla generacji wymuszonej!

2) regulacja daje opcjonalnie prawo do stosowania średniej ceny wynikającej z uwzględnienia 60% węgla krajowego i 40% węgla importowanego, gdyby było to bardziej korzystne dla wytwórcy.

Trudno zrozumieć , dlaczego w sytuacji powyższej zarówno główny księgowy krajowego czempiona jak też jego odpowiednik ze strony Operatora (przecież musieli opiniować stanowiska swoich firm (?!) akceptują stwierdzenia o potencjalnych stratach wytwórców i zagrożeniu odpowiedzialnością karną ich zarządów.

Osobiście mogę zrozumieć ewentualne rozdrażnienie zarządu krajowego czempiona konieczności dodatkowego spalenia importowanego węgla pozostałego z przesiewania paliwa dla potrzeb gospodarstw domowych.

Nie jestem jednak gotów akceptować bezzasadnego szantażu narażającego moje bezpieczeństwo energetyczne i ekonomiczne.

Jak już kiedyś pisałem, jednym z problemów polskiej energetyki jest brak odpowiednich zasobów, które mogłyby świadczyć usługi doradcze dla administracji.

Mimo tego braku można odpowiedzialnie stwierdzić, że propozycja zmian regulacji cenowych przygotowana przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska daje szanse na poprawę sytuacji odbiorców energii nie stwarzając jednocześnie zagrożenia dla funkcjonowania wytwórców.

W przypadku nieprzekonanych prezesów krajowych firm energetycznych proponuję ponowne przeprowadzenie, pogłębionej tym razem, analizy własnej sytuacji.

Nie musicie być księgowymi, ani analitykami rynku energii. Jednak zamiast siania zamętu i generowania zaniepokojenia społecznego musicie umieć wyegzekwować odpowiednie analizy ze strony waszych pracowników.

Nie twierdźcie a priori, że uśredniony koszt węgla możliwy do zastosowania np w przypadku jakiejś nadmorskiej elektrowni musi wywrócić cała polską gospodarkę.

Nie twierdźcie, że przekracza Was kwestia rozdystrybuowania droższego węgla importowego po innych elektrowniach.

Produkcja pakietu Waszych elektrowni dalej będzie zyskowna. Chociaż na pewno nie tak bardzo jak w przypadku perturbacji rynkowych, do których prowadzić mogą Wasze dotychczasowe działania. Ale o potrzebie samoograniczenia w kontekście wojny już pisaliśmy.

Nie może być tak, że jeden księgowy (a może więcej niż jeden) razem z analitykiem (wiem, wiem: większość z nich jest entuzjastami wolnego rynku w najczystszej postaci, chociaż taki rynek nigdzie w czystej formie nie istnieje) stwarzają w głowach Prezesów zamęt, przedstawiając rozwiązania bezalternatywne i prowokując sytuacje ekstremalne nie dla Was, nie dla Waszych firm, ale dla bezpieczeństwa krajowego.

Musicie sami ocenić, czy jesteście w stanie tym wszystkim zarządzić.

To nie są ćwiczenia !


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka