Zamki na Piasku Zamki na Piasku
3323
BLOG

Obywatele drugiej kategorii

Zamki na Piasku Zamki na Piasku UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 75

Bilans sporów polskiego rządu z UE podsumować wypada tylko w taki sposób: droga prowadząca od klęski do klęski. 

Przegrane bitwy? 

O Puszczę Białowieską. 

O suwerenność energetyczną opartą na węglu kamiennym. 

O Izbę Dyscyplinarną SN a szerzej tzw. reformę ustroju sądowego.

O uchwały pro-rodzinne zwane inaczej uchwałami anty-LGBT. 

O veto przy uchwalaniu budżetu UE. 

Toczą się jeszcze dwie. 

Jedna kluczowa - to spór o to, które prawo jest ważniejsze: polskie czy unijne. 

Druga, niemniej istotna, kopalnia w Turowie. 

Jest ryzyko i to bardzo duże, że zakończą się tak jak poprzednie - przegraną.

Nie chce mi się opisywać żenującego spektaklu, który towarzyszy wycofywaniu się na krok po kroku ze swoich pierwotnych obietnic i deklaracji.

Jeżeli ktoś pragnie dostać żenadę w pigułce polecam ten artykuł. Zaczęło się od trzęsienia ziemi, bo padły w 2015 roku takie słowa ze strony ówczesnego kandydata na Prezydenta RP - Andrzeja Dudy: "Jeśli zostanę wybrany na prezydenta, to natychmiast będę rozmawiał z rządem o budowie elektrowni węglowej w Ostrołęce. Przerwanie tej inwestycji jest zbrodnią".  Dziś, gdy dwa ponad 100 metrowe pylony zostały zburzone (chyba) jakże śmiesznie brzmią zdania wypowiedziane przez Premiera MM - "Wierzę, że Ostrołęka to wielka przyszłość, w naszym systemie elektroenergetycznym będzie odgrywała kluczową rolę. (...) Już teraz wydaliśmy kilkaset milionów złotych. Ten, kto angażuje takie środki, to nie po to, żeby nie dokończyć dzieła". A jednak można wyrzucić miliard w błoto...

Oczywiście, oponenci aktualnej opcji politycznej mają z tych porażek prawdziwą radość i satysfakcję. Szkoda tłumaczyć, że to nie PiS przegrywa, ale przegrywa Polska. 

Nieważne. 

Co innego jest ważne. Teraz mordobicie Polaków odbywa się przy otwartej kurtynie. Wcześniej mordobicie było bardziej dyskretne. Teraz widać to, co było do tej pory ukryte a mianowicie: jesteśmy w UE państwem drugiej kategorii. Obywatelami drugiej świeżości. Albo się podporządkujemy albo będziemy gnojeni. Gnojenie, aby było jasne, gdy władzę w Polsce sprawuje partia polityczna, której UE jest bardziej przychylna, nazywane jest płynięciem w głównym nurcie. Na gruncie praktycznym nic to nie znaczy, ale jak to brzmi. W czasach ZSRR Polska Ludowa też płynęła w głównym nurcie a przecież nikt nie może powiedzieć (wariatów pominąć), że wyznaczaliśmy koryto dla głównego nurtu. 

Co jeszcze jest ważne? Rzecz oczywista, ale teraz widać to lepiej niż kiedykolwiek: Polska jest państwem bez elit państwowych. Elit w klasycznym tego słowa znaczeniu. Elita w PL ma charakter tylko i wyłącznie techniczny (zarządczy) - w dużej części potomkowie elity zarządzającej to spadkobiercy nomenklatury PRL niezdolni, genetycznie, do niezależności, suwerenności, samodzielności: źródłem uprawomocnienia ich władzy nie jest naród, ale zewnętrzny protektor. Nie mamy już nawet zdrajców na miarę Janusza Radziwiłła czy też Stanisława Szczęsnego Potockiego. Nawet w zdradzie żeśmy stali się karłami :).

Czy lanie po mordzie przy podniesionej kurtynie coś zmieni? 

Może tak a może nie. Wariant nr. 1 - Polakom tak już zbrzydnie publiczne upokarzanie, że zastosują politykę strusią tj. wybiorą do władzy tych dają im komfort psychiczny polegający na tym, że lanie po mordzie odbywa się za kulisami. W tej wersji Polacy sami zamkną Turów  - to będzie ich własna, niezależna, suwerenna decyzja poprzez którą chcemy włączyć się aktywnie w walkę z klimatem i wspomóc energetykę niemiecką. Wariant nr. 2 - Polacy spojrzą na UE w sposób inny niż dotychczas tj. nie jak na świeckiego św. Mikołaja, który rozdaje darmowe prezenty i nic w zamian nie oczekuje.  Wariantów, co naturalne,  może być więcej, ale te dwa w/w wydają mi się najbardziej realne. 

W każdym razie nikt o Polexicie w obecnym mainstreamie politycznym rozmawiać nie chce: PiS, bo po prostu się boi i tak naprawdę nie ma żadnego innego pomysłu na Polskę poza UE a pozostała opozycja polityczna z tych samych powodów - tylko jeszcze bardziej. Stosunek polskiej klasy politycznej do UE to przede wszystkim bałwochwalstwo, bałwochwalstwo, bałwochwalstwo i długo, długo nic a potem trochę wściekłego pisku na temat złej unijnej okupacji, ale tylko pod nieobecność tłustych kotów unijnych. 

To wszystko jest znakiem politycznej niedojrzałości. 

Nie chce rozmawiać, ale jak zacznie spełniać się wariant nr. 2, będzie musiał - bo ta bomba, a taka jest UE ze swoim ideologicznym zacietrzewieniem, dogmatycznością, biurokratycznością, przypisywaniem sobie uprawnień, które nie wynikają z traktatów, tyka i tyka i wcześniej czy później wybuchnie komuś rękach i to prosto w twarz. 

Ale, tak jak wspomniałem wcześniej i to jest a przynajmniej powinno być wiedza powszechną, Polska nie ma swoich elit - nie ma w państwie kogoś, kto miałby awaryjny plan działania, gdyby dalsze członkostwo w UE przestało być dla Polski zupełnie opłacalne. Ba! Nie ma kogoś, kto myślałby o takim planie. Wszyscy pragną pokoju, ale jednocześnie zbroją się na wojnę. W Polszcze zaś jest tak, że jest zupełnie odwrotnie i czekamy aż rzeczywistość przyjdzie i sama podejmie decyzję. Będziemy moralnie oburzeni, nawet będziemy mieli słuszność z jakiej nic nie będzie wynikać. 

Zastanawia, mimo wszystko, ta nędza duchowa obecnej władzy. 

Ta słabość.

Ta patologiczna niezdolność do powiedzenia nie.

Negocjować zawsze można, czasem trzeba, ale każdy (no, prawie) wyznacza sobie w negocjacjach granice kompromisu, której nie zmierza przekroczyć. Przekroczenie jej to nie jest tylko kwestia porażki. To coś więcej - to utrata szacunku. Trudno szanować kogoś, kto mówi najpierw nie a potem mówi tak, gdy na tak zyskuje już tylko druga strona. Nie sądzę, aby UE traktowała jakiekolwiek polskie Nie poważnie - kto bowiem nie zamierza realnie użyć opcji atomowej, ten o niej nie mówi. Druga strona bowiem zawsze może powiedzieć: Sprawdzam. Tak stało się z hamletyzowaniem przez prezydenta L. Kaczyńskiego - podpisać czy nie podpisać traktat lizboński? Tak czy nie? Podpisać? Nie podpisać? Podpisać (ratyfikować). Co w zmian Polska zyskała? Nic. 

W sumie tak czy inaczej - Polacy są obywatelami drugiej kategorii w UE. To, z pewnego punktu widzenia, duży plus rządów PiS.

Wcześniej ten wrzód prawdy był często pudrowany a teraz możemy sobie na niego popatrzeć. Widok niemiły. Ok. Ale prawda warta była poznania. 

Z PiS się śmiejecie?

Z samych siebie się śmiejecie.

Ale czy jest z czego się śmiać, gdy Niemcy i Rosjanie mają elity państwowotwórcze...

Oczywiście i naturalnie: jeżeli władzę w PL obejmie D. Tusk wówczas ze swoimi koneksjami, znajomościami, byciem formatem europejskim a nawet światowym sprawi, że UE zmieni do nas nastawienie, staniemy się towarem pierwszej klasy. 

Tak można myśleć.

A, że to jest głupie - cóż to komu szkodzi. Wyborca przecież nie musi być mądry. Ale polityk powinien. A gdy tak się nie dzieje to... witamy w Polsce. 

Nie pytaj, co Polska może zrobić dla Polaków zapytaj, co Polska może zrobić dla Niemiec. 

Aby było tak jak było. 

Tyle, że bardziej niż wcześniej. 

PS. Czy polski rząd mógł nie przegrać i czy wystarczyło tylko i wyłącznie mówić nie? Mógł. UE to przede wszystkim zbiór interesów i to, że Polska jest w UE to nie była misja humanitarna, łaska i filantropia francusko - niemiecka: to po prostu było opłacalne. I nadal jest. Gdyby nie było usłyszelibyśmy Adieu! i Leb Wohl!. To jest terytorium na jakim trzeba rozgrywać swoje interesy z innymi. Ale, mój Boże, jak tylko przypomnę sobie Orange, które w latach 2015-2019 zapłaciło podatek CIT w kwocie 77 mln. zł a otrzymało pomoc publiczną (sponsoring polskich podatników) w kwocie 766 mln. zł to... Ech, szkoda gadać. Repolonizacja à rebours.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka