Zamki na Piasku Zamki na Piasku
4936
BLOG

Ukraina to nie Rosja? Zależy dla kogo.

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Ukraina Obserwuj temat Obserwuj notkę 89

Portnikow a doktryna Giedroycia

W polskiej polityce zagranicznej, gdy chodzi o Ukrainę, kroczącej drogami wydeptanymi przez J. Piłsudskiego i J. Giedroycia kwestia ukraińska była i jest  jedną z ważniejszych. Koncepcja strategicznego partnerstwa pomiędzy Polską a Ukrainą przez stronę polską była traktowana śmiertelnie poważnie. Podobnie jak i bycie adwokatem ukraińskich spraw i interesów w Europie. Adwokatem, dodajmy, darmowym i samozwańczym. Wprawdzie w Kijowie też mówiło się o strategicznym partnerstwie pomiędzy obydwoma krajami, ale z strony ukraińskiej były to tylko słowa. Jak to w dyplomacji bywa. Jest oczywiste, że od roku 1991 Polsce rzeczywiście zależało na Ukrainie i takiej symetrycznej postawy nie było w realnej polityce ukraińskiej. Ukraina nie ma żadnej własnej "doktryny Giedroycia" zgodnie z którą, sprowadzając to popularnego sformułowania przypisywanego J. Piłsudskiemu - "Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy".  Witalij Portnikow, współprzewodniczący Polsko - Ukraińskiego Forum Partnerstwa ujął to zarazem prosto i arogancko: "Polska potrzebuje Ukrainy bardziej niż Ukraina Polski". I w takim duchu była prowadzona polityka zagraniczna Ukrainy. Specyficznego stosunku Ukrainy do Polski nie zmieniła nawet rysująca się perspektywa inwazji Rosji w styczniu 2022 roku - znamienny przykład to zablokowanie tranzytu kolejowego do Polski. Jeżeli tak zachowuje się Ukraina słaba to jak będzie postępować Ukraina silna? 

Naturalnie - prawdziwe partnerstwo strategiczne, bliska współpraca gospodarcza i wojskowa byłaby korzystna zarówno dla Polski jak i dla Ukrainy - 75 mln. mieszkańców, ponad 900 tys. km. kw. powierzchni współdziałające ze sobą mają i moc zarówno odstraszającą i przyciągającą dla innych państw, których ziemie dawniej należały do korony Jagiellonów. O ile Europa Zachodnia nie rozumie lub przechodzi nad tym do porządku dziennego, imperialnej polityki rosyjskiej o tyle Polska, Ukraina, Białoruś i Litwa rozumieją ją bardzo podobnie ze względu na doświadczenie historyczne. Zagrożenie ze wschodu jest i było zawsze realne. W każdym razie z Polską taki cel był możliwy do osiągnięcia w przeszłości / można byłoby do niego zmierzać wspólnie. Z Ukrainą nie. 

Czy zatem Polsce potrzebna jest Ukraina?

To zależy od samej Ukrainy. Spoglądając na ostatnie lata relacji polsko - ukraińskich pozwolę sobie stwierdzić, że Ukraina nie była dla Polski państwem przyjaznym, Polska nie była krajem z którym Ukraina chciała mieć szczególne, wyjątkowe relacje. Na pewno potrzebujemy państwa buforowego, ale jeżeli to państwo w przyszłości ma być sferą wpływów rosyjskich lub niemieckich to nie wiem, jaka z tego korzyść miałby wynikać dla polskiego państwa?

Wojna, wcześniej czy później zakończy się i jeżeli Ukraina jej nie przegra przekonamy się czy nastąpi istotna zmiana w stosunkach polsko - ukraińskich. Aktualna doktryna polityczna Ukrainy ma charakter integralno-nacjonalistyczny  i nie sprzyja porozumieniu się z Polską na dłuższą metę zaś źródła tej doktryny uosobione w takich postaciach jak S. Bandera czy R. Szuchewycz są trujące. Trujące i dla Ukrainy i dla relacji z Polską. 

Chciałbym zwrócić uwagę, że pomimo trudnej wojennej sytuacji Ukrainy rok uczczenia pamięci UPA przez lwowskie władze nie został odwołany a okoliczności, aby wykonać taki symboliczny gest wobec Polski nigdy nie były bardziej sprzyjające. 


Wojna Rosji z Ukrainą

Biorąc pod uwagę to, co napisałem powyżej -  reakcja polskiego rządu  po najeździe Rosji na Ukrainę jest logiczna i konsekwentna. Nie oznacza, że jest jakaś wybitnie mądra, ale jest przewidywalna - psychologicznie toczymy zastępczą, na poziomie politycznej propagandy,  wojnę z Rosją rękami Ukraińców. Rosja nie miała w Polsce nigdy dobrej prasy. Zresztą słusznie. Patrząc na zachowanie się polskich polityków, słuchając słów padające z ich ust w przestrzeni publicznej nie zdziwiłbym się, gdyby wszystkim uchodźcom z Ukrainy nadano obywatelstwo polskie. Emocje są na wysokim C - w polityce nie wróży to niczego dobrego, niczego rozsądnego. 

To, co robi Zachód, przynajmniej z mojego punktu widzenia, jest standardowe w takich sytuacjach: Zachód ujada, robi groźne miny, wypowiada ostrzeżenia, moralizuje. I jeżeli nie będzie zmuszony do zrobienia czegoś innego na tym poprzestanie i będzie z tego kontent. Rosji bowiem nie zależy na wojnie z Zachodem a i Zachód nie chce i nie jest gotowy (zarówno militarnie jak i psychologicznie) do wojny z Rosją. Nie umiem zrozumieć z jakiego powodu polski rząd nie zachowuje się w sposób identyczny - do żadnych działań wojennych nie jesteśmy w jakikolwiek sposób przygotowani, nie jesteśmy też na tyle zamożni, aby utrzymać uchodźców z Ukrainy bez obniżenia poziomu życia Polaków. Być może nie jest to właściwy czas na kalkulowanie, ale warto uświadomić sobie, że miesiąc 500+ dla dzieci z Ukrainy (jeżeli jest ich w Polsce 200 tys.) to wydatek rzędu 22 mln. EUR. Niezależnie jednak od tego czy jest on właściwy czy nie to takie wydatki przez podatników w Polsce zostaną poniesione. 

Zabrzmi to może okrutnie a nawet cynicznie, ale nie wierzę, w przeciwieństwie do innych, że nastąpił jakikolwiek znaczący przewrót, gdy chodzi stosunek państw zachodnich do Rosji a nawet jeżeli w warstwie werbalnej nastąpiła zmiana to nie utrzyma się ona zbyt długo, bo jest to zmiana pod wpływem ostrego oburzenia społecznego agresja rosyjską. Te emocje w końcu opadną. Stanie się dokładnie tak jak w tym francuskim powiedzeniu o małżeństwie - on myśli, że ona się nie zmieni a ona myśli, że go zmieni czyli sprawy potoczą się starymi drogami: nikt nie zaryzykuje wojny z Rosją dla Ukrainy. 

Zabrzmi to i okrutnie i cynicznie, ale za 30, góra 60 dni sprawa wojny przeciw Ukrainie zniknie z radarów stałego i powszechnego zainteresowania świata mediów - tragedia ukraińska stanie się codziennością. Tak jak i wszystkie inne w przeszłości.

Zabrzmi to okrutnie i cynicznie, ale Zachód nie poświęci swojego spokojnego bytowania, utrwalonych ścieżek gospodarczej ekspansji oraz swych interesów w imię niepodległej Ukrainy. Nie wierzę, aby z powodu militarnej bezczynności Zachód miał i wojnę i hańbę - hańba zresztą spłynie po nim jak po kaczce i zostanie moralnie usprawiedliwiona.

Zabrzmi to i okrutnie i cynicznie - w tej rzeczywistości w jakiej żyjemy Ukraina jest prawie w takiej samej sytuacji jak Polska podczas wojny z bolszewikami: osamotniona, zdana na siebie - albo karabinami wywalczy sobie niepodległość albo zginie. Polityczne słowa wsparcia nie mają wypływu na ruchy wojsk rosyjskich, nie powtrzymają kuli wystrzelonej z AK, nie zatrzymają lecącej rakiety. Wykonano w ostatnim czasie wiele symbolicznych gestów, na różnych płaszczyznach (sportowej, artystycznej) wymierzonych w Rosję i wyrażających solidarność z walczącą Ukrainą - zastanawiam się czy ostracyzm nie będzie jednak w propagandzie kremlowskiej czynnikiem cementującym jedność Rosjan.

Uważam, że w wypadku Ukrainy zasada bussines as usual wygra z kodeksem moralnym - nie trzeba spoglądać w zbyt odległą przyszłość, wystarczy rok 2014, gdy świat przeszedł do porządku dziennego nad utratą części terytorium Ukrainy na rzecz Rosji - interesy z Rosją nadal trwały w najlepsze. 


Rosja

Zachodnie społeczeństwa, tak przypuszczam - choć po doświadczeniach z restrykcjami pandemicznymi pewności nie mam, wściekłyby się i zrewoltowały, gdyby zablokować im płatności przy użyciu Visa czy Mastercard. Rosjanie natomiast, m. zdaniem, przejdą nad tym gładko do porządku dziennego. Zachód a w tym już powoli i Polska Rosjan nie rozumie - po rozpadzie systemu sowieckiego naszą silną motywacją było dążenie nie tylko do bogactwa krajów zachodnich, ale także do tamtejszej kultury i stylu życia. Zachód nam imponował. Bynajmniej jeszcze wówczas. Zachód większości Rosjan nie imponuje i może trudno nam to pojąć, ale w swej przeważającej większości, Rosjanie są mocno kolektywistyczni, dumni z tego kim są, ze swojej historii i ze swojego imperium. Jeżeli nastąpi przesilenie polityczne na Kremlu to Rosja i tak objawi światu kolejnego cara. Tylko w innym wydaniu. Tak już jest od czasów Iwana Groźnego i można śmiało powiedzieć: w Rosji bez zmian. Przynajmniej pod tym względem. 

Nie jest moim zamiarem być adwokatem Rosji - uważam jednak, że warto rozumieć (co nie oznacza akceptacji) polityczne motywy jej działań. Stosunek Rosji do NATO jest moim zdaniem mniej więcej taki - to wrogi sojusz militarny wymierzony w Rosję. Rosja uznała, bo przecież nie zaakceptowała, dwukrotne rozszerzenie się NATO po upadku ZSRR. Ukraina natomiast jest dla Rosji cienką, czerwoną linią, której NATO nie może przekroczyć - to jest już wkroczenie do jej strefy wpływów. Stąd, w mojej opinii, bierze się wojskowa inwazja na ukraińskie państwo. 

Nie ukrywam, że z pewnym zażenowaniem odbieram dwie rzeczy czyli przedstawianie sankcji gospodarczych jako ciosu, który znokautuje Rosję i sprawi, że jej polityka ulegnie znaczącej metamorfozie oraz prezentowania takich czy innych sukcesów militarnych Ukraińców w taki sposób jakby Rosja już tą wojnę przegrała. 

Moim zdaniem zastosowane sankcje nie przyniosą oczekiwanych rezultatów: najsilniejsza z nich czyli wykluczenie rosyjskich banków z międzynarodowego systemu SWIFT została szybko osłabiona poprzez wyjątek dotyczących 2 rosyjskich banków obsługujących transfery finansowe za sprzedawane Europie surowce. Zapomina się lub też celowo przemilcza, że Rosja ma swój własny system bankowy SPFS (około 400 banków) który jest połączony z Chinami, Indiami oraz krajami Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej (Białoruś, Kazachstan, Armenia, Kirgistan). Oprócz tego wiele rosyjskich banków jest połączonych z Cross-Border Interbank Payment System (CIPS) czyli chińskim systemem płatności, który jest niezależny do SWIFT. Według mnie zbyt duże nadzieje wiązane są ze spadkiem kursu rubla, inflacją i obniżaniem się poziomu życia Rosjan - społeczeństwo rosyjskie było i jest biedne od wieków, nie spowoduje to buntu politycznego wobec obecnej władzy. Mam wrażenie, że w ocenie wagi zastosowanych sankcji nie bierze się pod uwagę tego, że Rosja może stać krajem samowystarczalnym - to olbrzym w ziemskiej skali: zajmuje prawie 12% powierzchni świata, gdy ograniczyć świat do powierzchni lądowej. 

Z punktu widzenia Polski jest dość oczywiste, że agresja Rosji powinna spotkać się z powszechnym potępieniem i oburzeniem - dotyczy to zarówno sfery politycznej jak i tego, co określa się mianem zwykłych ludzi. Mając ten punkt widzenia jesteśmy skłonni myśleć, że cały świat jest oburzony wywołaną przez Putina wojną - niestety, tak nie jest: każdy rozgrywa własną partię szachów, przy czym niektórzy z dużych graczy (Brazylia, Indie, Chiny) nie zamierzają się zbyt aktywnie lub też w ogóle przyłączać się do sankcji i zachowują wobec wojennej agresji rosyjskiej postawę, którą można określić jako co najmniej neutralną. Rosja nie jest tak osamotnioną wyspą jakby się mogło to wydawać z posiadanej przez nas perspektywy. Nie przestawiła też swojej gospodarki na wysiłek wojenny aczkolwiek w wypadku konfliktu z Ukrainą nie wydaje się to konieczne. Warto też zwrócić uwagę, że nie tylko Rosjanie ponoszą koszty prowadzania wojny - te koszty są także po stronie Ukrainy; jeszcze przed najazdem Rosji w ciągu zaledwie kilku tygodni, wg. Tymofija Myłowanowa, rektora Kijowskiej Szkoły Ekonomicznej, Ukraina utraciła kilka miliardów dolarów. Wartość rosyjskiego rubla spadła, ale i to samo wydarzyło się z ukraińską hrywną. Nadto rosyjska flota może skutecznie blokować ruch na Morzu Czarnym a to dla Ukrainy jest klęska gospodarcza, gdyż 2/3 jej eksportu wysyłane jest drogą morską. Notabene tak jak w przeszłości było a dla Ukrainy oznaczało to straty dzienne na poziomie 180 mln. dolarów dziennie. Chcę zwrócić też uwagę, że pomimo bardzo dużej aktywności ukraińskiej na forum międzynarodowym liczba Ukraińców, która była gotowa wrócić do kraju, aby walczyć z armią rosyjską jest relatywnie mała (relatywnie czyli w stosunku do liczby Ukraińców poza granicami własnego kraju; liczba jaka została podana to 66 tys.). Nie są znane także straty, które są ponoszone przez ukraińskie siły zbrojne.


Jak to się zakończy?

Scenariuszy możliwych zakończeń wojny na Ukrainie powstało już wiele i wiele jeszcze powstanie nowych. To, co jest najbardziej prawdopodobne - wobec niskiego zaangażowania militarnego krajów NATO - Rosja osiągnie większość z zamierzonych celów wojskowych. Rozumiem przez to utratę terytorium wschodniej części Ukrainy na rzecz imperium putinowskiego. Nie będzie w stanie natomiast zrealizować, przynajmniej nie w najbliższym czasie, celów politycznych na terytorium Ukrainy zachodniej - duch Ukrainy został wzmocniony walką Dawida z Goliatem niezależnie do finalnego rezultatu starcia z Federacją Rosyjską. Trudno zatem wyobrazić sobie, że w Kijowie panuje spokojnie rosyjski namiestnik. Biorę pod uwagę inne możliwe scenariusze, ale prawdopodobieństwo, że po zakończeniu wojny Ukraina znajdzie się w strukturach NATO czy też w EU jest mocno wątpliwa. Dla J. Giedroycia i dla wielu Polaków było i jest oczywiste, że "Ukraina to nie Rosja", ale czy jest to oczywiste dla Europy Zachodniej? Śmiem w to wątpić. Dla polityki zagranicznej Polski kanonem ideowym wobec Ukrainy (lub bardziej ogólnie w sprawach Europy wschodniej) było postępowanie zgodnie z zasadą "Najpierw Ukraina a potem Rosja" . Czy to będzie kanonem w polityce państwa ukraińskiego? Po wojnie zobaczymy. Śmiem w to wątpić.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka