Zamki na Piasku Zamki na Piasku
2420
BLOG

Ani kroku wstecz w sporze z Komisją Europejską

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 83

Jako, że stanowisko KE w sprawie naruszania zasad praworządności jest ogółowi interesującemu się polityką znane to uważam, że nie ma potrzeby referowania go. Właściwie to nawet nie ma czego referować, gdyż jest to stanowisko zbyt ogólne i nieprecyzyjne,. Stanowisko nie wskazujące faktów, które uzasadniałby przyjęcie tezy, że Polska łamie zasady wyrażone w art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej (TUE). To, co było konkretem a zatem kwestia braku równości, jeżeli chodzi o wiek emerytalny kobiet i mężczyzn nie może być traktowane w sposób poważny, gdy w tym samym czasie KE powinna, powołując się na zakaz niedyskryminacji, rozpocząć identyczną procedurę w odniesieniu do Austrii, Chorwacji, Czech, Litwy, Holandii a w swoim czasie Wielkiej Brytanii, gdyż w każdym z wyżej wymienionych krajów kobieta lub mężczyzna (w zależności od punktu widzenia) była / był dyskryminowany przez prawo krajowe. 

Kolejna rzecz to regulacje prawne dotyczące ustroju sądów powszechnych lub mówiąc szerzej organizacji wymiaru sprawiedliwości. Wątpię, aby większość osób zajmujących się komentowaniem przedmiotowej kwestii przeczytała prawo traktatowe UE (bo - co do zasady - większość czyta bardzo niewiele). Kluczowe znaczenie ma tutaj art. 4 TUE, który tworzy zasadę kompetencji współdzielonych przez UE i państwa członkowskie. Kompetencje te, jak stanowi pkt. j) w/w artykułu są współdzielone w obszarze przestrzeni wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości. UE, w wypadku kompetencji współdzielonych i zgodnie z zasadą pomocniczości, podejmuje działania tylko wówczas i tylko w takim zakresie, w jakim cele zamierzonego działania nie mogą zostać osiągnięte w sposób wystarczający przez kraje UE i jeśli możliwe jest lepsze ich osiągnięcie na poziomie UE.Teraz zwróćmy uwagę, bo jest to istotne, na różny sposób unormowania w poszczególnych krajach UE organizacji wymiaru sprawiedliwości - różny a zarazem właściwy dla ich prawnego dziedzictwa. Historia UE wskazuje zatem, że do tej pory nie istniała potrzeba unifikacji wymiaru sprawiedliwości w krajach należących do Wspólnoty lub inaczej wymiar sprawiedliwości, mimo istnienia takich możliwości, nie został unormowany na poziomie całej Wspólnoty. Stąd też trudno wskazać, jakie są realne podstawy prawne do zajmowania się przez KE polskim prawem o ustroju sądów powszechnych czy też ustawą o Sądzie Najwyższym a na dodatek zgłaszania do nich jakichkolwiek zastrzeżeń. Nie nastąpiło bowiem jakiekolwiek ujednolicenie, w ramach UE, zakresu akceptowalnych a zarazem dopuszczalnych i alternatywnych sposobów powoływania sędziów. Toteż nie może być to przedmiotem oceny czy dany sposób narusza zasady praworządności czy też wręcz przeciwnie. Zważywszy na formalnoprawny przebieg procesu powoływania na stanowisko sędziego w RP należy uznać, że jest on z jednym najbardziej apolitycznych w całej Europie i gdyby nie fakt, że w tym procesie przez chwilę uczestniczy Prezydent RP można byłoby śmiało postawić uzasadniony wniosek, iż jest to proces absolutnie kastowy, wyłączający całkowicie suwerena w formowaniu wymiaru sprawiedliwości. 

Mówiąc najkrócej: jeżeli na podstawie art. 4 TUE nastąpiłoby ujednolicenie ustrojów organów sądowych w państwach członkowskich to żadne z państw UE nie mogłoby indywidualnie kształtować ładu prawnego w obszarze sądownictwa i zrazem każda ingerencja jakiegokolwiek parlamentu byłaby naruszeniem, i to poważnym, norm traktatowych.  Dopóki jednak tak nie jest polscy parlamentarzyści mają duży zakres swobody w ustanawianiu przepisów regulujących funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości.

Nadto, zgodnie z art. 47 TUE - "Każdy ma prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia jego sprawy w rozsądnym terminie przez niezawisły i bezstronny sąd ustanowiony uprzednio na mocy ustawy". KE badając zatem to, czy zaistniało wyraźne ryzyko poważnego naruszenia przez państwo członkowskie wartości, o których mowa w artykule 2 TUE, powinno w sporze z Polską wskazywać właśnie na konkrety udowadniające lub uprawdopodabniające, że kwestionowane regulacje prawne mogą naruszać prawo obywatela do niezawisłego i bezstronnego sądu lub też sąd utracił atrybut niezawisłości lub / i bezstronności. Niemniej opinii publicznej nie jest znane jakiekolwiek oparcie się w swoich zarzutach wobec Polski na faktach albowiem KE, mimo swojej ociężałości umysłowej, ma świadomość, że przechodząc do konkretów otworzyłaby puszkę Pandory, gdyż - jak wspomniałem wyżej - wpływ czynników politycznych na sądy w innych krajach jest znacznie większy aniżeli w Polsce. Tym samym KE woli bawić się w moralną publicystkę i prawną przemoc oraz pozaprawną presję. Powtarzanie, jak mantry, przez KE i basujące jej Niemcy, że w Polsce zagrożona jest praworządność jest gołosłowne o ile rozumiemy praworządność nie w ogólny, lecz normatywnym sensie tj. jako zasadę działania instytucji publicznych, zgodnie z którą instytucje te mogą działać wyłącznie w granicach kompetencji przyznanych im przez normy prawne. KE mogłaby wskazać, że łamane są lub mogą zostać złamane w przyszłości zwyczaje absolutnej suwerenności stanu sędziowskiego, ale nie to, że zostały przekroczone przez organy publiczne posiadane przez nich uprawienia. Jeżeli jakikolwiek organ polskiego państwa narusza formalną praworządność to tym organem są polskie sądy, które nie mając do tego żadnych uprawień zajmują się prezydenckim prawem łaski czy też szukaniem administracyjnej drogi do wzruszenia suwerennej decyzji Prezydenta RP o niepowołaniu określonych osób na stanowisko sędziego. Tak samo należy traktować czynny udział sędziów w sporach politycznych, gdyż biorąc w nich udział łamią normy konstytucyjne zobowiązujące ich do powstrzymania się od takiej "działalności publicznej nie dającej się pogodzić z zasadami niezależności sądów i niezawisłości sędziów". Zachowanie się sędziów skupionych wokół "Iustitia" wzywających do łamania prawa tak pasują do praworządności jak wół do karety. 

Sytuacja zatem w skrócie jest tak kuriozalna, że trudno znaleźć właściwe słowa do jej opisania. Nie przypominam sobie ingerencji w proces ustawodawczy jakiegokolwiek kraju UE, która podważałaby kompetencje państwa członkowskiego do odpowiedniej dla jego realiów i kultury prawnej oraz potrzeb regulacji funkcjonowania sądów. Humorystycznie rzecz ujmując można się cieszyć, że nie obowiązuje obecnie prawo z epoki piastowskiej lub jagiellońskiej, bo i takie prawo nie mogłoby zostać zmienione, gdyż ma obowiązywać po wsze czasy chyba, że zmieni go właściwa, w ocenie UE, władza. A na poważnie to KE i część totalnych pachołów polskich traktuje prawo obowiązujące przed zmianą spowodowaną zwycięstwem prawicy w wyborach parlamentarnych jak prawa kardynalne z czasów, gdy największy wpływ na ich stanowienie miał rosyjski poseł Mikołaj Repnin. Prawa te zaś miały być stałe, zapewniając utrzymanie dawnego porządku rzeczy, co koalicji magnatów i zwolenników polityki państw ościennych wyjątkowo odpowiadało. 

Myśląc o tym wszystkim, co wiąże się ze sprawą tzw. naruszania praworządności przez Polskę uznać wypada, że wojna między Polską a KE jest wojną nie na gruncie prawa, ale na gruncie polityki, polityki zmierzającej do rozszerzającej interpretacji uprawnień posiadanych przez organy UE a zatem faktycznego zwiększenia jej praw bez zmiany prawa. To zaś działanie jest wyrazem tendencji do utworzenia federalnego państwa europejskiego. Toteż nie chodzi w tym sporze o racje i argumenty - chodzi o złamanie oporu polskiego rządu po to, aby nie stanowił na przyszłość zachęty do próby kroczenia przez innych własną drogą. Własna droga jest bowiem zarezerwowana dla nielicznych. Inni mają się podporządkować. 

To jest na razie łagodna wersja unijnej doktryny Breżniewa zgodnie z którą obowiązuje ograniczenie suwerenności państw członkowskich na rzecz interesów wspólnoty socjalistycznej (czytaj - Związku Radzieckiego) a interwencja w państwie bloku dążącym do secesji nie jest agresją, lecz samoobroną przed ingerencją wrogiej ideologii. Liberalna demokracja nie cofnie się przed niczym - gdyż, jak napisał w swoim czasie N.G. Davila, jest to  "reżim, w którym demokracja poniża wolność zanim ją zdławi". Ja nie przepadam za demokracją, która wciąż zajmuje się wyzwalaniem człowieka, bo jak celnie zauważył wyżej wspomniany autor, -  "wyzwolić człowieka to (...) ułatwić mu plebejski sposób bycia" . Dodam tylko uzupełniająco - i wypowiadania się jak analfabeta i barbarzyńca - czego dowodzą chamskie popisy w komentarzach - nie tylko na tym portalu, ale praktycznie na wszystkich. Demokracja to jest najskuteczniejsza w dziejach ludzkości fabryka do produkcji chamów i prostaków, bo "piana z pysków jest smarem demokratycznych społeczeństw".

Kończąc - na dziś i na zawsze w tej sprawie jak i w każdej innej, która szkodzi naszym długofalowym interesom, rząd Polski musi powiedzieć - nie i jeszcze raz nie i nie ma prawa zrobić nawet kroku wstecz. Ten krok wstecz zbyt wiele będzie nas kosztował a żadnej korzyści nam nie przyniesie. Żadnej - utwierdzi przeciwników suwerennej Polski, że polityka nękania, wywiera pozaprawnej presji ma sens, gdyż jest skuteczna. Utwierdzi też nasz kolonialny i peryferyjny status kiwającej pokornie głową przed "starymi demokracjami" uniżonej eurobiedoty. Nikt bowiem nie ośmieliłby się pouczać maleńkiej Danii o łamanie praworządności, gdy ta w lutym 2016 roku zamknęła granicę z Niemcami w obawie przed napływem imigrantów. My też przestańmy się zachowywać jak uniżone sługi i pariasi Europy - czas oddawania hołdów lennych w Polsce, mam nadzieję, dobiegł końca. 

Trudno, co najwyżej będziemy jeszcze znosić wrzask totalnych pachołów i pojękiwania niemieckich parobków a'la B. Budka. 

Parafrazując to, co powiedział Henryk IV stojąc pod murami Paryża - Bruksela nie jest warta w tej sprawie mszy. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka