zbigniewstefanik zbigniewstefanik
3299
BLOG

Wyautowana Polska. Polak zrobił swoje, Polak może odejść?

zbigniewstefanik zbigniewstefanik Polityka Obserwuj notkę 86

           17 sierpnia bieżącego roku w Berlinie odbyło się spotkanie ministrów spraw zagranicznych Niemiec, Francji, Rosji i Ukrainy. Cel spotkania: znaleźć rozwiązanie, które doprowadzi do zatrzymania spirali przemocy na wschodzie Ukrainy.

           Jakie efekty dla zatrzymania rozlewu krwi na Ukrainie miało wyżej wymienione spotkanie? Otóż efektów brak. Kilka godzin po spotkaniu czterech ministrów spraw zagranicznych w Berlinie, na Ukrainie doszło do kolejnego okrucieństwa. Prorosyjscy separatyści ostrzelali cywilny konwój z uchodźcami.

           Jakie ustalenia zostały przyjęte na spotkaniu wspomnianych szefów dyplomacji? Rozmówcy doszli do wspólnego stanowiska, że nadal należy rozmawiać. Pomimo że spotkanie w Berlinie z dnia 17 sierpnia bieżącego roku pomiędzy ministrami spraw zagranicznych Niemiec, Francji, Rosji i Ukrainy nie przyniosło żadnych konkretnych rezultatów, szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier i tak odtrąbił sukces. Jego zdaniem mamy do czynienia z postępem, albowiem stwierdził on, iż w niektórych punktach rozmów został osiągnięty sukces. Jednak Steinmeier nie wyjawił jakich kwestii dotyczą punkty, o których wspomniał, ani nie podał szczegółów w sprawie rzekomego sukcesu, który – jego zdaniem - osiągnięto podczas spotkania w Berlinie.

           W kontekście berlińskich rozmów czterech ministrów spraw zagranicznych, tak naprawdę tylko Władimir Putin może mówić o prawdziwym sukcesie. Wszak to nadal on, pretendujący do tytułu cara, utrzymuje inicjatywę w kontaktach z krajami Unii Europejskiej. Albowiem rosyjski prezydent udowodnił, że rozmawia tylko z tymi, z którymi chce rozmawiać. Zaś ci, którzy z nim rozmawiają muszą przyjąć wszystkie jego warunki, zanim rozmowa w ogóle się odbędzie. Rosyjski prezydent nie tylko udowodnił, że podczas rozmów z krajami Unii Europejskiej osiąga to, co chce. Władimir Putin udowodnił dodatkowo, że aby do rozmów doszło, rozmówcy muszą wpierw zapłacić odpowiednią cenę, jeśli chcą rozmawiać z rosyjskim przywódcą.

           Władimir Putin zyskuje na czasie i trzyma kraje Unii Europejskiej w szachu. Kiedy trwają rozmowy w Berlinie, podczas których zostaje ustalone jedynie tyle, że należy nadal rozmawiać, to Władimir Putin wciąż przesyła separatystom na Ukrainie broń i wszelakiego rodzaju wsparcie logistyczne. A w tym samym czasie ministrowie spraw zagranicznych Niemiec i Francji mówią o sukcesie i postępie, albowiem ich zdaniem sam fakt rozmowy o sytuacji na Ukrainie ze stroną rosyjską to już sukces. Jednak szefowie dyplomacji Niemiec, Francji i innych państw zachodnich zdają się nie zauważać, iż strona rosyjska rozmawia wyłącznie po to, aby zyskać na czasie; że strona rosyjska rozmawia tylko po to, aby w tym samym czasie robić swoje. To zresztą stara, niegdyś sowiecka, a teraz rosyjska taktyka. Tak właśnie postępowała sowiecka dyplomacja podczas wojny koreańskiej. Tak samo postępowała sowiecka dyplomacja w okresie agresji ZSRR na Afganistan. Tak również postępowała rosyjska dyplomacja podczas pierwszej i drugiej wojny w Czeczenii. I tak rosyjska dyplomacja postępuje nadal. Dlaczego Niemcy i Francja nie chcą przyjąć tego faktu do wiadomości?

           Polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski nie uczestniczył w spotkaniu w Berlinie 17 sierpnia bieżącego roku. Warto pamiętać, że Radosław Sikorski nie brał również udziału w spotkaniu odbywającym się w stolicy Niemiec na początku lipca bieżącego roku; spotkaniu, które także miało na celu zażegnanie rozlewu krwi na Ukrainie. Dlaczego polska strona nie została zaproszona na te spotkania? Ponieważ Władimir Putin sobie tego nie życzył.

           Ale warto zastanowić się czy był to jedyny powód, dla którego zabrakło przedstawiciela Rzeczpospolitej na tych spotkaniach. Wiele wskazuje na to, iż Niemcom i Francji, nie mniej niż Rosji, zależało na tym, aby Polska dłużej nie uczestniczyła w rozmowach dotyczących ustabilizowania sytuacji na Ukrainie i – de facto - w rozmowach o przyszłości tego kraju.

           Szeroko pojęta sprawa ukraińska nie stanowi i nigdy nie stanowiła priorytetu ani dla Niemiec, ani dla Francji. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że dzisiejsza Ukraina (i jej problemy) stanowi dla Berlina i Paryża bardzo poważną przeszkodę w realizacji ich strategii polityki zagranicznej. Zarówno Niemcy, jak i Francja prowadzą z Rosją bardzo rozwinięte kontakty biznesowe. Paryż sprzedaje Moskwie broń i niemało na tym zarabia. Niemcy uczestniczą z kolei w rozwoju infrastrukturalnym Rosji (choćby w rozwoju kolejowym) i zarabiają na tym jeszcze więcej, niż Francja na sprzedaży broni do Rosji. Sytuacja panująca na Ukrainie przeszkadza Niemcom i Francji, albowiem zakłóca biznesową współpracę z Rosją.

           Dwa największe kraje Unii Europejskiej nie mogły jednak udawać, że są głuche, nieme i niewidome, kiedy Władimir Putin anektował Krym. I dlatego zarówno Niemcy, jak i Francja zaprotestowali tak… bardziej symbolicznie; tak, żeby nikt nie mógł mieć do nich o nic pretensji. Ale w tym samym czasie niemiecko-rosyjskie i francusko-rosyjskie kontakty biznesowe kwitły w najlepsze.

           Berlin i Paryż nie mogli nie zareagować, kiedy Władimir Putin destabilizował wschodnią Ukrainę i posyłał tam „zielone ludziki”. Dlatego Niemcy i Francja zgodzili się na sankcje wobec Rosji Putina. Jednak były to tylko i wyłącznie sankcje symboliczne, czyli takie, które nie mogły zakłócić niemieckich i francuskich interesów wynikających z kontaktów biznesowych z Rosją.

           Kiedy rosyjscy separatyści zestrzelili Boeinga 777 malezyjskich linii lotniczych to Niemcy i Francja musieli wówczas jakoś zareagować. I dlatego zgodzili się na szereg gospodarczych sankcji wobec Rosji Putina. Wśród tych sankcji ma dojść do wstrzymania eksportu broni do Rosji. Jednak wcześniej podpisane kontrakty zbrojeniowe z Rosją mają być honorowane. Wszystko więc wskazuje na to, że Francja dostarczy Rosji okręty Mistral.

           Niemcy i Francja dążą do tego, żeby « sprawę ukraińską jakoś z Władimirem Putinem załatwić ». Zarówno Niemcy, jak i Francja z pewnością liczą na to, że kiedy uda się jakoś uregulować « ukraińską sprawę », to w kontaktach z Rosją i z Władimirem Putinem wszystko będzie po staremu. Dlatego Polska, jako największy w Europie obrońca niepodległej i wolnej od Rosji Ukrainy jest przez Niemcy i Francję w rozmowach z rosyjskim prezydentem o Ukrainie - najdelikatniej to ujmując - podmiotem niepożądanym …

           Wydarzenia w Kijowie, które doprowadziły do upadku Wiktora Janukowycza zaskoczyły państwa świata zachodniego, a w szczególności Berlin i Paryż. Przed euromajdanem nikt w Niemczech czy we Francji nawet nie myślał o przyjmowaniu Ukrainy do Unii Europejskiej. Podpisanie umowy stowarzyszeniowej Ukrainy z Unią Europejską miało na celu - z punktu widzenia Berlina i Paryża - jedynie zbliżenie Ukrainy z UE, być może wciągniecie Ukrainy do gospodarczej strefy wpływów Unii Europejskiej. Kiedy jednak Wiktor Janukowycz odmówił podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią, europejscy (w tym głównie niemieccy i francuscy) przywódcy uznali, że temat ukraiński jest zamknięty i będzie zamknięty jeszcze przez wiele lat. Ale nikt w Europie Zachodniej, a w szczególności w Niemczech i we Francji, jakoś specjalnie się tym nie przejął. Jednak kiedy konflikt w Kijowie rozpalał się coraz bardziej, Unia Europejska i jej największe państwa członkowskie musiały zabrać glos. A więc UE, jej państwa członkowskie (w tym Niemcy i Francja) opowiedziały się za niepodległą i demokratyczną Ukrainą, no i, siłą rzeczy, przeciwko Wiktorowi Janukowyczowi, który był przedstawiany przez media zachodnioeuropejskie jako kat swojego własnego narodu

           Berlin i Paryż opowiedziały się za wolną i demokratyczną Ukrainą - to fakt. Jednak nie oznaczało to wówczas (i zresztą nadal nie oznacza), że przywódcy Niemiec czy Francji mają jakiś pomyśl na Ukrainę i jej rozwój gospodarczy. Niemcy nie chcą być tymi, którzy będą musieli ponieść koszta związane z wsparciem demokratycznej Ukrainy, z budowaniem ukraińskiego demokratycznego państwa prawa i stabilnej, podporządkowanej państwu prawa ukraińskiej gospodarki wolnorynkowej. Z kolei Francuzi w ogóle nie widzą, jaki wynikałby interes dla Francji ze wspierania Ukrainy i jej reform społeczno-gospodarczych. Z tego względu Niemcy i Francja dążą do załatwienia jak najszybciej umownie nazywanej sprawy ukraińskiej, ponieważ nikt w Berlinie i w Paryżu nie ma pojęcia ani nawet jakiegoś pomysłu, co - mówiąc kolokwialnie - z tą Ukrainą zrobić. Co więcej, można domniemywać, że jeśli będzie trzeba tę sprawę załatwić za wszelką cenę (czytaj: dać Władimirowi Putinowi wszystko, czego chce na Ukrainie i czego od Ukraińców żąda) to wszystko na to wskazuje, że nikt w Niemczech ani we Francji z tego powodu płakał nie będzie. Nie można również wykluczać takiego scenariusza, który zakładałby jakieś zakulisowe niemiecko-francusko-rosyjskie porozumienie, które umożliwiłoby « załatwienie ukraińskiej sprawy » z prezydentem Rosji, i to bez konsultacji z innymi członkami Unii Europejskiej, bez konsultacji z innymi członkami NATO, nawet bez konsultacji ze Stanami Zjednoczonymi. Można bowiem odnieść wrażenie, że ani Niemcy, ani Francja nie dbają o to, aby zapewnić niepodległej Ukrainie swobodne funkcjonowanie, wolne od rosyjskich wpływów i nacisków. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Niemcom i Francji chodzi jedynie o to, żeby sprawę ukraińską załatwić obojętnie jak, byleby szybko; tak, aby w kontaktach biznesowych z Rosją wszystko było jak dawniej, żeby wszystko było po staremu.

           Można domniemywać, iż polskie działania na rzecz niepodległej Ukrainy zostały uznane przez polityczne i ekonomiczne elity w Niemczech i we Francji za zbyt antyputinowskie. Przecież nikt w Niemczech, nikt we Francji nie chce trwale skłócić się z Rosją Putina. A więc, jak można się domyślać, w odczuciu niemieckim i francuskim polskie działania nastawione na wsparcie niepodległej Ukrainy oraz pokazanie światu prawdziwej politycznej twarzy Władimira Putina i jego państwa zmierzały w niepożądanym przez Niemcy i Francję kierunku. Dlatego Polska została politycznie wyautowana i wykluczona z rozmów o przyszłości Ukrainy. Jednak należy tutaj podkreślić, że nie tylko Władimir Putin wykluczył Polskę z tych rozmów. W tym wykluczeniu brał również udział Berlin i Paryż. Po prostu, Polska przeszkadzała Niemcom i Francji w - kolokwialnie mówiąc - dogadaniu się z rosyjskim prezydentem i dlatego musiała zostać odsunięta od rozmów z Moskwą o Ukrainie.

           W tym momencie Polska została wykluczona z rozmów o szeroko pojętej sprawie ukraińskiej. Strona rosyjska nie życzy sobie polskiego uczestnictwa w tych debatach. Zaś dwa największe kraje Unii Europejskiej (czyli Niemcy i Francja) nie protestują, a być może robią wręcz wszystko, aby Polskę wykluczyć z rozmów o Ukrainie i o rosyjskiej agresji na ten kraj.

           Pytanie jednak brzmi: czy strona ukraińska nadal zabiega o to, aby Polska uczestniczyła w rozmowach o przyszłości Ukrainy? Urzędujący na Ukrainie prezydent Petro Poroszenko zaprosił do Kijowa kanclerz Niemiec Angelę Merkel, a pani kanclerz zaproszenie Poroszenki przyjęła. Być może z punktu widzenia ukraińskiego Niemcy zdają się być bardziej atrakcyjnym partnerem, niż Polska. Wszak w nie tak odległej przeszłości współpraca niemiecko-ukraińska układała się bardzo dobrze...

           Z pewnością Ukrainie łatwiej byłoby zbudować solidne stosunki z Niemcami, niż z Polską. Polacy i Ukraińcy mają przecież trudną wspólną historię, czego nie można powiedzieć o Ukraińcach i o Niemcach. Niemcy, jako jedna z największych potęg gospodarczych na świecie, z ukraińskiego punktu widzenia mogą zdawać się o wiele bardziej interesującym partnerem, niż Polska. Z gospodarczego punktu widzenia Niemcy mają Ukrainie do zaofiarowania więcej i trudno spodziewać się, aby tego faktu nie uwzględniał Kijów.

           Jakkolwiek w przyszłości ukraińskie władze nie postanowiłyby definiować swoje strategiczne sojusze, to już teraz można dostrzec dwuznaczność polityki zagranicznej Petra Poroszenki, który - jak może się zdawać - oddala się od Polski i obiera polityczny kurs na Niemcy. „Polak zrobił swoje, Polak może odejść” - czy taki komunikat płynie do Polski z Kijowa?

           Polska strategia poświęcona konfliktowi na Ukrainie zdaje się nie spełniać swojej roli. Wszak w tym momencie Rzeczpospolita jest wyautowana z rozmów i negocjacji dotyczących Ukrainy i jej przyszłości.

           Ponadto stało się oczywiste, że z punktu widzenia Berlina i Paryża, Warszawa nie jest najbliższym sojusznikiem, a sami Niemcy i Francuzi mają inne priorytety, niż dbanie o Polskę, jej pozycję w Unii Europejskiej i jej bezpieczeństwo w kontekście potencjalnego zagrożenia ze strony rosyjskiej. Zdaje się bowiem, że dla Berlina czy Paryża Moskwa zawsze będzie ważniejsza od Warszawy. Ten fakt należy uwzględnić w budowaniu nowej strategii polityki zagranicznej Rzeczpospolitej. Wszystko wskazuje na to, iż obecna polska strategia polityki zagranicznej nie tylko pokazała swoje braki i ograniczenia, ale dodatkowo zabrnęła w ślepą uliczkę.

 

* * *

 

Niepublikowane na portalu Salon24 teksty mojego autorstwa znajdą Państwo na moim blogu, pod adresem:

 

http://www.zbigniew-stefanik.blog.pl/

 

oraz w serwisie informacyjnym Wiadomości24, na stronie:

 

http://www.wiadomosci24.pl/autor/zbigniew_stefanik,362608,an,aid.html

 

Zapraszam Państwa do ich lektury i merytorycznej dyskusji.

Szanowni Państwo, nazywam się Zbigniew Stefanik. Ze względu na pojawiające się od pewnego czasu zarzuty pod moim adresem, w pierwszej kolejności pragnę Państwa poinformować, że jestem osobą niewidomą, co znacząco utrudnia mi korzystanie ze wszystkich możliwości, które oferują media internetowe, na których publikuję moje artykuły. Niestety, z powodów technicznych nie mam możliwości odpisania na komentarze, które, Szanowni Czytelnicy, umieszczacie pod moimi notkami. Mimo to, za niezależny od mojej woli brak odpowiedzi, wszystkich Czytelników najmocniej przepraszam! Pragnę jednak podkreślić, że mam możliwość czytania Państwa komentarzy i bez wyjątku zapoznaję się z nimi wszystkimi. Dlatego bardzo proszę o nie zrażanie się moim brakiem technicznych możliwości niezbędnych do odpowiedzi na komentarze i aktywne włączenie się do dyskusji. Zapraszam wszystkich Czytelników do komentowania moich tekstów. Wszystkie Wasze komentarze są dla mnie cenne, te nieprzychylne również. Jednocześnie, drodzy Czytelnicy, informuję Was, że jeśli będziecie chcieli, bym odpowiedział na Wasz komentarz, dotyczący jakiegoś mojego artykułu, to możecie go Państwo przesłać na następujący adres e-mail: solidarnosc.stefanik@laposte.net. Gwarantuję, iż odpowiem na wszystkie Państwa ewentualne uwagi i komentarze - drogą e-mailową. Jednocześnie przepraszam za niedogodności, które wynikają z kwestii niezależnych ode mnie oraz z góry dziękuję za wyrozumiałość. Urodziłem się w Polsce, lecz od ponad dwudziestu pięciu lat mieszkam we Francji. Z wykształcenia jestem politologiem i europeistą, ukończyłem Instytut Studiów Politycznych w Strassburgu oraz College of Europe w podwarszawskim Natolinie. Obecnie jestem publicystą, polsko-francuskim obserwatorem i komentatorem zarówno polskiego, jak i europejskiego życia politycznego. Posiadam polskie i francuskie obywatelstwo. Na co dzień żyję pomiędzy Strassburgiem i Wrocławiem, między Francją i Polską. Aktualnie nie jestem członkiem żadnej partii politycznej w Polsce. Do czasu wyborów parlamentarnych, które odbyły się w październiku 2011 roku, byłem aktywnym uczestnikiem polskiego życia politycznego. Początkowo działałem w krakowskich strukturach PiS. W szeregi tej partii wstąpiłem w maju 2005 roku. Następnie współpracowałem z posłanką Aleksandrą Natalli-Świat, jako jeden z jej asystentów. Po katastrofie smoleńskiej postanowiłem opuścić partię Prawo i Sprawiedliwość. Swoją rezygnację ogłosiłem w sierpniu 2010 roku. Opuszczenie partii - z którą współpracowałem przez ponad pięć lat - było dla mnie niezwykle trudną decyzją. Wpływ na nią miały przede wszystkim dwie kwestie. Po pierwsze, podjąłem tę decyzję ponieważ nie potrafiłem zaakceptować retoryki Jarosława Kaczyńskiego i jego najbliższych współpracowników, która niemal od 10 kwietnia 2010 roku zaczęła przypominać postulaty skrajnej prawicy. Po drugie, nie mogłem się zgodzić na sposób, w jaki liderzy PiS traktowali najwyższych przedstawicieli Najjaśniejszej Rzeczypospolitej; rządzących, którzy zostali przecież wybrani większością głosów w demokratycznych wyborach. Po wystąpieniu z Prawa i Sprawiedliwości zaangażowałem się w budowę partii Polska Jest Najważniejsza. Z ramienia tej partii w 2011 roku zostałem kandydatem do Sejmu RP w okręgu wyborczym nr 3. Jestem zwolennikiem politycznego centrum. Moje poglądy na problemy gospodarcze są bardziej zbliżone do wizji społecznej, niż liberalnej. Jestem zwolennikiem państwa opiekuńczego, jednak na ściśle określonych zasadach. W mojej opinii państwo powinno być opiekuńcze, dopóki nie dławi inicjatywy społecznej i gospodarczej. Uważam bowiem, że to właśnie indywidualna inicjatywa jest główną siłą, która napędza rozwój gospodarczy i społeczny; jest niezbędnym czynnikiem dla utworzenia silnej klasy średniej, jak również dla społeczeństwa obywatelskiego. Jestem zwolennikiem państwa o świeckim charakterze, mimo, iż jestem ochrzczonym i wierzącym katolikiem. Uważam jednakże, że wiara to indywidualna sprawa każdego obywatela. Dlatego państwo nie powinno popierać, ani finansować żadnej wspólnoty religijnej. Jestem zwolennikiem polskiej integracji z Unią Europejską, bowiem uważam, iż dla Polski to bezprecedensowa szansa na udoskonalenie naszego Państwa i na niespotykany dotąd rozwój gospodarczy. Jednakże - w moim przekonaniu – o integracji europejskiej nie można mówić, iż jest dobra lub zła. Rozpatrywanie jej w takich kategoriach jest błędem! Integracja europejska jest po prostu konieczna w zglobalizowanym świecie, gdzie gospodarcza i polityczna konkurencja jest bezwzględna i nie pozostawia żadnego miejsca dla osamotnionych państw, które pozostawałyby poza ponadregionalnymi wspólnotami. Świat się zmienia, należy się więc zmieniać razem z nim! Tylko w zintegrowanej i silnej Unii Europejskiej można budować silną Polskę, gdyż pojedyncze państwa nie mają żadnych szans na sprostanie gospodarczej konkurencji i społeczno-politycznym wymogom świata w dwudziestym pierwszym stuleciu. Stąd konieczność polskiej integracji z Unią Europejską, bez której Polska nie ma żadnych szans na rozwój, żadnych szans na obiecującą przyszłość pod względem znaczenia politycznego w Europie i na świecie. Zapraszam wszystkich do zapoznania się z moimi artykułami, w których pragnę podzielić się z Państwem swoim punktem widzenia na tematy związane z wydarzeniami na polskiej i europejskiej scenie politycznej. Zapraszam także do kulturalnej i merytorycznej dyskusji. Mam świadomość, iż polityka budzi wiele bardzo silnych emocji. Mimo to byłbym wdzięczny za debatę pozbawioną niepotrzebnej agresji i zacietrzewienia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka