zetjot zetjot
474
BLOG

Niemiła niespodzianka dla miłośników mainstreamu

zetjot zetjot Polityka Obserwuj notkę 13

Zaskoczyła mnie treść ksiązki brytyjskich naukowców Eatwella i Goodwina, za tytułowanej "Narodowy poulizm. Zamach na demokrację liberalną". Zasugerowawszy się bowiem określeniem "zamach", oczekiwałek kolejnych biadań nad niewdzięcznością ludu, przeplatanych wyzwiskami pod adresem populstów prowadzących nieczego nieświadome owieczki polityczne na zatracenie. A tu nic z tego. Przyjrzałem się więc tytułowi oryginalnemu po angielsku, a tam zupełnie inny sens: "National Populism: The Revolt Against Liberal Democracy". Jedno małe słówko "zamach" zamiast "rewolta/bunt" zmienia zupełnie sens tytułu i związane z nim oczekiwania.

Najpierw tytułem wstępu uwag parę historycznych. Gdy wybory w USA w r. 2016 wygrał Trump podniosła się histeryczna fala oskarżeń pod adresem nowowybranego prezydenta jak i jego wyborców, oraz podobnych procesów w Europie Centralnej. Pojawiły się książki Naomi Klein, Timothy Snydera i Stevena Pinkera uznających  te zjawiska jako powrót tendencji aurytarnych i zapowiadających śmierć demokracji, wieszczących nieomal koniec świata.

Po paru latach niektórzy liberalni intelektualiści otrzeźwieli z tego amoku i poddali procesy analizie, doszukując się konkretnych błędów w polityce liberalnej demokracji, które doprowadziły do tego stanu rzeczy, tacy jak Mark Lilla, czy David Runciman, którzy wskazali na polityczne błędy popełnione przez demoliberałów. Wreszcie pojawiła się ksiązka  Rogera Eatwella i Matthew Goodwina, poświecona dokładnej analizie procesów politycznych, które doprowadziły do pojawienia się, jak to oni ojkreślają, "narodowych populistów". Z analizy wyciągnęli oni oczywisty wniosek, że procesy te rozpoczęły się na długo zanim pojawił się Trump i były wyrazem narastającego braku zaufania do sterujących procesami politycznymi demoliberalnych elit.

Konstatacje autorów mogą stanowić szok dla zwolenników demokracji liberalnej, szczególnie tych w Polsce, którzy także ulegli emocjonalnemu wzmożeniu. Będę państwu cytował co smaczniejsze kąski. Muszę jednak zaznaczyć, że także sama metodologia zastosowana przez autorów wymaga krytycznego spojrzenia, ale o tym będzie na końcu.

"Narodowy populizm jest obecnie poważaną siłą na scenie politycznej w większości krajów Zachodu, zwłaszcza w Europie i Stanach Zjednoczonych. Jeśli chcemy naprawdę zrozumieć ten ruch, musimy nieco się cofnąć i przyjrzeć głębokim, długotrwałym trendom, które od dziesięcioleci, jeśli nie dłużej, zmieniają nasze społeczeństwa, i właśnie temu poświęcona jest ta książka."

" Niniejsza książka traktuje o "narodowym populizmie", ruchu, który na początku XXI wieku rzuca coraz mocniejsze wyzwanie głównym nurtom polityki na Zachodzie. Narodowi populiści traktują priorytetowo kulturę oraz interesy narodu i obiecują udzielić głosu ludziom, którzy uważąją się za zaniedbanych, a nawet pogardzanych przez bezduszne i często skorumpowane elity.

Jest to ideologia czerpiąca z bardzo głębokich i długofalowych nurtów, które przepływały pod powierzchnią naszej demokracji, umacniając się przez wiele dziesięcioleci. W tej książce poddajemy te nurty analizie, prezentując przegląd zmian w polityce w Europie i Stanach Zjednoczonych, a także wyjaśniamy, dlaczego naszym zdaniem narodowy populizm zadomowi się wśród nas na dobre.

Decyzję o napisaniu tej książki podjęliśmy w roku 2016, kiedy Zachodem wstrząsnęły dwa wydarzenia: miliarder i celebryta Donald Trump został opficjalnie nominowany na republikańskiego kandydata na prezydenta, a następnie pokonał Hillary Clinton w wyścigu do Białego Domu; i ponad połowa brytyskich wyborców wprowadziła świat w zdumienie, głosując za brexitem i tym samym decydując się na wyprowadzenie swojego kraju z Unii Europejskiej (UE), organizacji, do której dołączył w latach siedemdziesiątych.

Niewielu ekspertów przewidywało, że dojdzie do czegoś takiego. Jeszcze dwa tygodnie ptrzed wyborami prezydenckimi w roku 2016 przygotowana przez "New York Timesa" prognoza wyników wyborów przekonująco informowała czytelników, że  Hillary Clinton ma 93 procent szans na uzyskanie prezydentury. Inni szacowali to prawdopodobieństwo na 99 procent,/.../

W Wielkiej Brytanii zwrócono się do ponad trzystu naukowców, dziennikarzy i ankieterów z pytaniem o przewidywany wynik referendum w2016 roku i 90 procent uważało, że brytyjscy wyborcy zdecydują się pozostać w UE. /.../ Grupowe myślenie skutkowało przekonaniem, że wygra opcja pozostania w Unii, mimo że wiele sondaży internetowych wskazywało na coś przeciwnego.

Amerykański inżynier William Deming powiedział kiedyś: "Bogu ufamy, pozostakli muszą dostarczyć dane". Mimo że żyjemy w epoce, w której dysponujemy większą ilością danych niż kiedykolwiek wcześniej, mało kto potrafi odczytać nastroje społeczne. Naszym zdaniem przyczyna leży w tym, że zbyt wiele osób nadmiernie koncentruje się na krótkoterminowej perspektywie i nie bierze pod uwagę historycznych zmian w polityce, kulturze i gospodarce, które mają obecnie ogromny wpływ na dokonywane przez nas wybory.

Narodowi populiści pojawili się na długo przed kryzysem finansowym, który wybuchł w roku 2008, i późniejszym okresem recesji.. Ich zwolennicy są bardziej zróżnicowani niż stereotypowi "gniewni biali starcy", czyli określeni tym mianem przeciwstawiający się liberalnym zasadom antydyskryminacyjnym konserwtyści, których, jak często się mówi,  wkrótce zastąpi nowe pokolenie tolerancyjnych milenialsów. Brexit i Trump po prostu podążyli ścieżką wytyczoną dużo wcześniej przez zyskujących na znaczeniu europejskich narodowych populistów, takich jak Marine Le Pen we Francji, Matteo Salvini we Włoszech i Victor Orban na Węgrzech. Wpisują się w narastający bunt przeciwko politycznemu mainstreamowi i wartościom liberalnym.

Ten sprzeciw wobec liberalnego głównego nurtu  w gruncie rzeczy nie jest jest antydemokratyczny. Wygląda to raczej tak, że narodowi populiści są przeciwni pewnym  a s p e k t o m  liberalnej demokracji, która rozwinęłą się na Zachodzie.Wbrew niektórym histerycznym reakcjom na pojawienie się Trumpa i brexit zwolennicy tych ruchów nie są faszystami, którzy chcieliby obalić nasze podstawowe instytucje polityczne. Być może tego chciałaby marginalna mniejszość, ale większość żywi uzasdnione obawy związane z faktem, że instytucje te nie reprezentują całego społeczeństwa, a wręćz przeciwnie - coraz bardziej oddalają się od przeciętnego obywatela.

Na krótko przed zwycięstwem Trumpa w wyścigu do Białego Domu ponad połowa białych Amerykanów z wykształceniem średnim lub niższym uważała, że ludzie ich pokroju zupełnie nie są reprezentowani w Waszyngtonie, a tuż przed zwycięstwem brexitru prawie co drugi z brytyjskich robotników był zdania, żę "tacy jak on" nie mają głosu w  debacie krajowej. Czy na tle poważnych skandali związanych z lobbingiem, pochodzących z niewiadomych źródeł pieniędzy, które organizacje non profit wydają w celu wpływania na wybory, nadużyć w wydatkach parlamentarnych, wygłaszanych dla dużych banków dobrze opłacanych wykładów oraz roszad między polityką a biznesem, dzięki którym byli politycy wykorzystują swoje kontakty do finansowania  prywatnej działalności, może dziwić to, że dziś duża liczba obywateli otwarcie kwestionuje wiarygodność swoich przedstawicieli ?

Niektórzy przywódcy narodowopopulistyczni, jak na przyklad Viktor Orban na Węgrzech, mówią o stworzeniu nowej formy "nieliberalnej demokracji", która budzi obawy dotyczące demokratycznych praw i demonizowania imigrantów. Jednak większość narodowopopulistycznych wyborców pragnie więcej demokracji - więcej referendów, bardziej empatycznych i gotowych ich słuchać polityków -  która  w i ę c e j  władzy daje ludziom, a mniej uznanym elitom gospodarczym i politycznym. Ta "bezpośrednia" koncepcja demokracji różni się od "liberal;nej", która rozwinęła się na Zachodzie po pokonaniu faszyzmu i która, jak to omówimy w rozdziale 3, stopniowo nabrała bardziej elitarnego charakteru.

Populizm narodowy podnosi także uzasadnione kwestie demokratyczne, które chcą omawiać i którymi chcą się zająć miliony ludzi. Osoby te kwestionują sposób, w jaki elity coraz bardziej izolują się od życia i trosk zwykłych ludzi. Wyrażają sprzeciw wobec erozji państwa narodowego, które uznają za jedyną sprawdzoną strukturę mogącą zorganizować nasze życie polityczne i społeczne. Podają w wątpliwość zdolność społeczeństw zachodnich do szybkiego przyjmowania  aktualnej imigracji oraz "przemian hiperetnicznych", które w tak dużej skali  raczej nie występowały w historii współczesnej cywilizacji. Zastanawiają się, dlaczego obecny system gospodarczy Zachodu tworzy społeczeństwa, które nie gwarantują równouprawnienia i pozostawiają rzesze ludzi na bocznym torze,  i czy państwo powinno przyznawać pierwszeństwo w zatrudnianiu i opiece społecznej tym, którzy przez  całeżycie dokładali do krajowej kasy. Kwestionują programy  kosmopolityczne i globalizujące, pytając, dokąd nas one zaprowadzą i jakie społeczeństwa mogą utworzyć. A niektórzy pytają, czy wszystkie religie uznają podstawowe aspekty  współczesnego życia na Zachodzie, takie jak równość i szacunek dla kobiet oraz społecznośći LGBT. Niewątpliwie niektórzy narodowi populiści skłaniają się ku rasizmowi i ksenofobii, szczególnie wobec muzułmanów. Nie powinno to jednak odwracać naszej uwagi od faktu, że nawiązują oni również w wielu różnych obszarach  do powszechnych i uzasadnionych obaw społecznych."

I chyba na tym długim cytacie ze Wstępu, który w ogólnym zarysie przedstawia stanowisko autorów, poprzestanę.

Druga część Wstępu z kolei przedstawia oceniany krytycznie przez autorów stosunek mainstreamu do narodowego populizmu i tu jest dużo interesujących faktów  rejestrujących mity, objawy mentalnośći besserwisserskiej i lekceważenia, ignorowania i skandalicznej pogardy okazywanej wobec uzasadnionych opinii  wyrażanych przez zwolenników narodowego populizmu.

W kolejnych rozdziałach autorzy rozważają postawione tu tezy w szczegółach a konstrukcja wykładu zorganizowana jest w sposób następujący, cytuję:

" Nie da się dotrzeć do sedna tych buntów bez zrozumienia, że już od dziesięcioleci politykę na Zachodzie kształtują długotrwałe tendencje. Populizm narodowy obraca się wokół czterech głęboko zakorzenionych przemian społecznych. które są przyczyną rosnących obaw milionów ludzi. Opierając się na oryginalnym angielskim słownictwie, nazwiemy te cztery historyczne zmiany "czterema D-cechami". Są one często ufundowane na uzasadnionych żalach i raczej nie możemy się spodziewać, że znikną w najbliższej przyszłości."

Te cechy to:

1."distrust" - nieufność wobec polityków i instytucji 

2."destruction - obawa przed możliwą destrukcją historycznej tożsamości grupy narodowej i jej ustalonych stylów życia wskutek imigracji i hiperetnicznych przemian

3."deprivation" - poczucie względnej deprywacji wynikającej z rosnących nierówności w dochodach i bogactwie w krajach zachodnich oraz utraty wiary w lepszą przyszłość

4."de-alignment" - czyli dekompozycja dotychcazowego układu politycznego

"Wymienione tu "cztery D-cechy: stworzyły wspólnie znaczną przestrzeń dla narodowych populistów/.../"

Najbardziej jednak interesującą rzeczą w tej książce jest opis reakcji mainstreamu na pojawienie się ruchu narodowych populistów i ten opis należy zadedykować polskim naukowcom i analitykom polityki.

"Dostrzegamy jednak problemy w tej aktualnie toczącej się debacie. Często jest ona zafałszowana w wyniku błędnych założeń, uprzedzeń oraz przemożnej obsesji przyjmowania krótkoterminowej perspektywy - skupiania się na tym, co tu i teraz. Powstało wiele tekstów opartych na mylnych tezach na temat korzeni i zwolenników narodowego populizmu, na przyklad takiej,  że te niepokoje są jedynie wyrazem przemijającego protestu, jaki się zrodził w reakcji na kryzys finansowy z roku 2008, na nałożony w wyniku tego program oszczędnościowy lub na kryzys migracyjny, który przetacza się przez Europę od roku 2014. Stanowi to pewne pocieszenie dla ludzi, którzy uparcie trwają przy przekonaniu, że "normalna działalność" zostanie wkrótce przywrócona, gdy  tylko powróci wzrost gospodarczy, a napływ uchodźców ustanie częściowo lub całkowicie. Ale takie przekonania są błędne.

/.../

Przyjrzyjmy się kilku typowym reakcjom na wybór Trumpa. David Frum, w przeszłości pełniący funkcję autora przemówień George'a W. Busha, używa terminu "trumpokracja", a określone nim zjawisko uważa za autorytarne zagrożenie dla liberalnej demokracji i pokoju na świecie, kreowane przez prezydenta, który najpierw oskarżył Hillary Clinton i "waszyngtońskie bagno" o powszechną korupcję, po czym utworzył własny Biały Dom oparty na kleptokracji i nepotyzmie. Byli też psycholodzy, którzy wbrew wydanemu przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne zakazowi diagnozowania polityków, jeśli nigdy osobiście się ich nie badało, rozpoznali w zachowaniu Trumpa objawy podstawowych problemów, takich jak gniew, narcyzm złośliwy oraz impulsywność, co z kolei prowadzi do poważnych pytań o jego zdolności do rządzenia i i ochrony światowego pokoju.

/.../

Chociaż w Europie większość narodowych poulistów nie sprawuje władzy, zazwyczaj traktowani są oni w podobny sposób. Są lekceważeni jako ekstremiści, których autorytarna i rasistowska polityka stanowi poważne zagrożenie dla liberalnej demokracji i mniejszośći. Co więcej, wielu twierdzi, że są "faszystami" - stanowią zapowiedź niebezpiecznego odrodzenia dyktatury. Na krótko przed wyborami prezydenckimi we Francji w 2017 roku amerykański magazyn "Vanity Fair" postawił pytanie: " Czy Marine Le Pen może uczynić z faszyzmu główny nurt polityki?", na co wybitny francuski intelektualista Bernard-Henry Levy stwierdził, że "dziś Francja nie jest gotowa na faszystowski reżim" co sugeruje, że wkrótce może tak być.

W popularnych debatach termin "faszysta" stracił na znaczeniu i obecnie jest tylko nieco mocniejszym wyzwiskiem. Jednak obawy związane z Trumpem doprowadziły do tego, że rzucanie przekleństwami nie omija nawet historyków specjalizujących się w burzliwych latach międzywojennych. Tim Snyder, historyk z Yale, ostrzegał przed nadejściem tyranii, porównując zaaranżowane, narcystyczne i nacechowane machismo spotkania podczas kampanii Trumpa w 2016 roku z wiecami nazistów, dodająć przy tym, że jego kłamliwa "postprawda to prefaszyzm". Historyczka z  New York University Ruth Ben-Ghiat twierdziła, że przypuszczane przez Trumpa ataki na kluczowe aspekty liberalnej demokracji, takie jak wolność sądownictwa i mediów oznaczają, że Amerykanie "nie mogą wykluczyć możliwości pewnego rodzaju zamachu stanu" oraz że  jego agresywny "blitzkrieg... zmusza nas do zajęcia stanowiska."

/.../

Tymczasem ci, którzy głosują na narodowych populistów, są wyśmiewani i lekceważeni, w zależności od kraju, jako "prostacy","wsioki z Południa", "buraki" lub "anglocentrycy". Hillary Clinton opisała połowę zwolenników Trumpa jako "godnych pożałowania" ludzi, których poglądy były "rasistowskie,, seksistowskie, homofobiczne, ksenofobiczne, islamofobiczne, do wyboru, do koloru". W Wielkiej Brytanii premier David Cameron wyśmiewał tych, którzy opowiadali się za brexitem, jako grupę "świrów, wariatów i skrytych rasistów", podczas gdy felietoniści opiniotwórczych gazet nakłaniali szanowanych westminsterskich polityków, żeby odwrócili się od borykających się z probleami obszarów Anglii, któere właśnie miały zdecydować się na brexit. Jeszcze nigdy wcześniej tak wielu ludzi nie walczyło o to, żeby zapewnić całemu społeczeństwu prawa, godność i szacunek, ale trudno sobie wyobrazić, by jakakolwiek inna grupa była traktowana z tak wielką pogardą."

Chyba nie trzeba wiecej cytatów ze znacznie dłuższej próbki, którą serwują autorzy, byśmy mogli sobie uzmysłowić, z kim mamy do czynienia. W Polsce też mamy do czynienia z tego samego rodzaju zachowaniami, tyle że bardziej zintensyfikowanymi,  w postaci zinstytucjonalizowanego przemysłu pogardy i pedagogiki wstydu.

Omawiana książka jest przedsięwzięciem poważnym jak na dotychczasowe standardy zachodnie, bo unika przemilczeń i chwyta byka za rogi. Oczywiście naznaczona jest liberalnym stylem myślenia, którym przesączona jest mentalność autorów, którzy uznają demokrację liberalną za demokrację, a politpoprawność i jej postulaty, takie jak stosunek do LGBT czy feminizmu za zjawisko normalne, wręcz kanoniczne dla ustroju. Tu można stwierdzić ze  złośliwą ironią, że przydałby się im krótki pobyt w byłych demoludach dla nabrania właściwej cywilizacyjnej perspektywy i uzyskania immunologicznej odporności na pokusy totalitarne którym ulegają demoliberałowie.

Efektem tej właśnie mentalnośći jest pewna banalność i płytkość analiz, ograniczonych do sfery polityczno-partyjnej czyli do opinii, poglądów, czy przynależności partyjnej. Rzuca się też w oczy brak analizy strukturalnej systemu demoliberalno-konsumpcjonistycznego, który jest czynnikim obiektywnym, w odróżnieniu od subiektywnych opinii i postaw politycznych. Taka analiza powinna odnosić się do ramowych wyznaczników cywilizacyjnych kształtowanych przez ewolucję, które stanowią pewien constans i fundament, na ktorym przebiegają procesy społeczne. Właściwym podejściem do tematu jest model fundamentów moralnych leżących u podstwy postaw politycznych zaprezentowany przez Jonathana Haidta. Ja również posługuję się modelem  wynikającym z teorii ewolucji, modelem fundamentalnych relacji społecznych., który może być użyty do oceny danego ustroju czy systemu społecznego.Ustrój, jak również politykę, można oceniać na dwa sposoby. Pierwszy sposób to ocena poziomu satysfakcji społeczne , jaką  zapewnia polityka, ale to prespektywa krótkoterminowa; drugi to zgodność kierunku polityki ze strukturą kluczowch, a ewolucyjnie ukształtowanych relacji społecznych organizujących dany system i to jest właściwa, długofalowa strategia polityczna.

Brak też w książce świadomości istnienia zjawiska systemu postkomunistycznego panującego w byłych demoludach, w których demokracja liberalna jest jedynie fasadą. Ten brak jest typową wadą perspektywy zachodnich intelektualistów zapatrzonych w swój model jako jedynie słuszny.

Ale nawet przy tych mankamentach wynikających być może z założonej metodologii, ksiżka jest czymś ożywczym na tle stetryczałej i dogmatycznej  metalności mainstreamowej.

zetjot
O mnie zetjot

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka