manitooo manitooo
3446
BLOG

Frankowicze walczą o państwo prawa i wolności! Dla nas wszystkich

manitooo manitooo Kredyty Obserwuj temat Obserwuj notkę 19

Lobby bankowe po raz kolejny próbuje wykorzystać pieniądze i wpływy, żeby oszukać Polaków. Nie dajmy się podzielić, nie wierzmy w kupione artykuły w gazetach i patrzmy na ręce skorumpowanym politykom. Bo sprawa jest banalnie prosta: banki mają ponieść karę, mają zostać odstraszone, żeby więcej nie próbować nieuczciwie zarabiać. Tylko tyle.

Przeczytajcie proszę ten artykuł, może zrozumiecie, o co toczy się gra. Spór o kredyty frankowe to nie jest walka o pieniądze ludzi zwabionych w pułapkę, tylko batalia o funkcjonowanie państwa prawa, jego przestrzeganie, szanowanie konsumentów i klientów, a przede wszystkim ODSTRASZENIE nieuczciwych przedsiębiorców przed kolejnymi próbami oszukania ludzi.

Trudno tę sprawę przedstawić bez emocji, bo przeciwnik (bardzo wpływowe i dysponujące nieograniczonymi środkami finansowymi lobby) właśnie na te emocje próbuje skierować dyskusję. Straszy w sponsorowanych artykułach, że "pomoc" frankowiczom grozi kryzysem, wyimaginowanymi „zyskami” dla poszkodowanych ludzi, ogromnymi stratami sektora frankowego, za które rzekomo zapłacą pozostali obywatele.

Koronny argument: skoro frankowicze zaryzykowali, to niech teraz poniosą tego konsekwencje, nie zasługują na „pomoc” ani współczucie, mają zapłacić za swoje błędy, nie mają więc żadnych praw. Weszli do kasyna i przegrali! Kropka a jeszcze lepiej: wykrzyknik.

Oczywiście te argumenty są nietrafione i nie tylko dlatego, że „bank” to nie „kasyno”. Banki próbują całkowicie odsunąć dyskusję od ich własnej winy w zastawieniu pułapki na klientów, którzy naprawdę nie muszą się na wszystkim znać, po to idą do fachowców (jak do lekarzy).

Trudno jednak dziwić się ludziom, którzy wzięli kredyty w złotych czy których nie było stać na żaden kredyt i musieli się gnieździć po kątach, że kupują taką narrację. Napuszczanie jednych na drugich, podsycanie radości innych z potknięć kolejnych, pobudzanie zawiści i podłości ma w narodzie głębokie tradycje, na tym żerują takie obrzydliwe osobliwości jak lobbyści, zarabiający zawsze – na stratach czy zyskach. Niczego nie produkują, nie dodają żadnej wartości, pobierają jedynie haracze za zmanipulowanie sytuacji tak, żeby pasowała ich klientom (czasem to wychodzi pozytywnie).

Prawo, nie „pomoc”
O co chodzi w całym sporze "frankowym"? Przede wszystkim nie o "pomoc frankowiczom"! To bardzo ważne, "frankowicze" nie chcą żadnej pomocy, nie chcą niczego od państwa (ani od innych ludzi), nie oczekują finansowego wsparcia czy ustaw (choć dobra ustawa po prostu by usprawniła proces dochodzenia do stanu przestrzegania prawa), oni żądają jedynie przestrzegania prawa polskiego i unijnego. Żądają tego, co im zapewnia konstytucja i inne regulacje.
I wcale to nie oznacza "przewalutowania" ze stratami czy też "przewalutowania" za pieniądze innych klientów. W ogóle nie o tym toczy się dziś dyskusja.
Oznacza jedynie pozbawienie nieuczciwych przedsiębiorców niezasłużonych zysków, jakie wciąż osiągają banki nie wykreślając niezgodnych z prawem zapisów z umów (którą to niezgodność orzekli już wszyscy święci!!!).
Banki robią to z premedytacją, pełną świadomością łamania przepisów. Nie chcą żadnych ugód z klientami. Na reklamacje odpowiadają lekceważąco, kłamiąc w żywe oczy i podsumowując: „nie podoba się, są sądy”. Przez lata w tych sądach wyroki były niepewne, do dziś zdarzają się wręcz kuriozalne. A kiedy teraz okazuje się, że orzecznictwo jest dla banków coraz bardziej niekorzystne, a po ostatnim wyroku Sądu Najwyższego oraz opinii rzecznika TSUE (Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej) może się okazać, że za chwilę sąd nie będzie miał żadnego wyboru i będzie musiał uwzględniać zasadne pozwy klientów w całej rozciągłości, to nagle jest płacz banków, że będzie kryzys, że zapłacą za to inni klienci, gospodarka, konsumenci. Grozi to kryzysem, rząd będzie musiał wdrożyć jakieś rozwiązania. Ale, do diabła, o tym my – uczciwi dziennikarze i obserwatorzy tego rynku – ostrzegamy od wielu lat. Bez skutku.

Pewnie znacie takie powiedzenie: zbyt wielcy by upaść. I nie upadną, po prostu nie zarobią tych miliardów, prezesi nie wezmą wielomilionowych premii, może niektórzy pójdą do więzienia albo będą się tłumaczyć przed akcjonariuszami, może będzie mniej kasy na reklamy, dla lobbystów czy pismaków, którzy za pieniądze napiszą wszystko, byle kaska się zgadzała. To jest ich ryzyko. Ryzyko za to, że złamali prawo! Oni, nikt inny.

To prawo - dobre prawo, sprawiedliwe, wartościowe - jest notorycznie, przez wiele lat i przy bierności organów państwa ŁAMANE przez banki. To jest prawo prokonsumenckie, które ma służyć każdemu z nas, żeby nie wolno było nas oszukać.

To jest też pewien wyznacznik nowoczesnego państwa i cywilizacji, bo kiedyś, dawno temu była zasada, żeby "kupujący się strzegł", dziś UE (dziś, to znaczy od 1993 r.) – dostrzegając przeróżne metody manipulacji klientami przez sprzedawców – stoi na stanowisku, że "sprzedający ma się strzec" i bardzo dobrze, bo chodzi o to, żeby temperować zapędy oszustów.

Zrozumcie to. Metod oszustwa jest wiele, mamy tego przykłady na co dzień i większość z was przyzna mi rację, że nie popiera tego, żeby wciskać staruszkom "darmowe" badania (za które muszą potem płacić sto razy więcej niż są warte), "pożyczki tysiąca złotych z zabezpieczeniem na domu czy działkach", "super garnki" (których nie potrzebują), "wygrane na pewno nagrody", "nowe lepsze oferty na gaz czy prąd", "miejsce w grobie na księżycu". Tego jest cała masa, można by wymieniać na wielu kartach, bo oszuści wymyślają coraz to nowe sposoby na sprzedanie "klientowi" (czytaj "frajerowi") czegoś, czego ten klient nie chce. Czy naprawdę popieracie tych oszustów? Czy uważacie, że naciągniętego klienta nie należy bronić, bo cwaniak był cwańszy? Czy naiwność oznacza brak praw? Czy to znaczy, że prawo unijne (obowiązujące od 1993) należy uznać za nieważne, bo Polska to zawsze był kraj cwaniaków i oszustów i trzeba po prostu na nich uważać, a nie liczyć na profesjonalną obsługę?

I teraz do banków: od lat w różnych miejscach stosują metody sprzedaży produktów toksycznych, które są zabronione. Dodatkowo na każdym kroku - starając się więcej zarobić - próbują coś uszczknąć od klienta, a to na dodatkowych opłatach za jakąś banalną czynność, a to podwyższając sztucznie koszty, a to na wziętych z czapy spreadach, do czego nie mają prawa (i czego pilnuje Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta nakładając za takie praktyki kary). Dzięki temu notują ogromne zyski, wypłacają sobie potężne premie, płacą prowizje za naciąganie "frajerów", zamiast dobrze skalkulować produkty, zaoferować nam atrakcyjne usługi i pomoc w finansowaniu naszych marzeń czy biznesów oraz rzetelne doradztwo w wyborze oferty.

W Polsce z jednej strony mamy bardzo słabe, piekielnie drogie oferty bankowe oraz niskie oprocentowanie oszczędności, z drugiej próbę wciśnięcia niechcianych toksycznych produktów, a z trzeciej porozumienia z wieloma oszustami, którzy wyłudzają kredyty i ich nie spłacają (SKOK Wołomin to tylko jeden z przykładów, takich wyłudzeń na słupy wszędzie jest masa, często w porozumieniu z banksterami). To są miliardowe przekręty. Mało o tym się pisze czy mówi w mediach, prawda? Zastanówcie się, dlaczego. Dlaczego dokument o SKOK Wołomin musi poza nurtem głównych mediów robić Tomek Sekielski? Dlaczego w Polsce nie da się realizować filmów o współczesnych aferach, o oligarchach i przekrętach?

System się zoptymalizował w kierunku oszustwa i cwaniactwa, a nie innowacji i rozwoju. O to jest też ta walka, bo jak "frankowicze" dziś przegrają, jak uda się bankom zmanipulować opinię publiczną, przekupić gazety oraz omamić polityków i na koniec sędziów, to system nauczy się, że naprawdę, nawet przy tak jednoznacznych przypadkach, nie musi się bać, można wymyślać kolejne toksyny, żeby zatruć "naiwnych", wciągniętych w pułapkę.

Dziś banki nie ponoszą za swoje błędy żadnych konsekwencji (niby są te śmieszne kary, czasem nawet wielomilionowe, ale banki się z nich zwyczajnie śmieją albo wykorzystują procedury, żeby ich nie płacić latami; kar za naprawdę poważne nadużycia, jak wpędzanie tysięcy ludzi w problemy grożące utratą dorobku całego życia, nie ponoszą żadnych).

To nie są tylko franki, to jest dziesiątki oszustw, jak sprzedaż akcji i obligacji GetBacku, wielu innych emisji obligacji, sprzedaż polisolokat, nakłanianie klientów do lewarowania inwestycji giełdowych, sprzedaż opcji walutowych, braki wynikające z bezczynności jako depozytariusze. Wszędzie tam banki jako instytucje zaufania publicznego miały stać na straży przestrzegania prawa. Jak się okazało, że jest łamane, że łamią je ich pracownicy (skuszeni prowizjami) rozkładały ręce i mówiły: my za nic nie odpowiadamy, to nie nasza sprawa. KLIENT NIECH SIĘ STRZEŻE!

To nieprawda. To ich wina, mało tego, wina pierwotna, bo wynikająca z systemu działania – banki zarabiają sprzedając produkt, wtedy pobierają prowizję (one i ich sprzedawcy), potem zarabiają na obsłudze, ale to już ich za bardzo nie interesuje, mogą zawsze klienta sprzedać, jak niewolnika.

Część z banków aktywnie wciągało w bagno klientów. Jest wiele przypadków, że rozdrażnieni klienci nie chcieli się z tym pogodzić i wygrywali w sądach (i słusznie). Dokładne tak samo jest z "frankowiczami".

Nawet jeśli przyjąć, że podjęli ryzyko i powinni za to ryzyko zapłacić (skomleć i spłacać niespłacalne kredyty), to przecież nie można ich pozbawić praw! Nie można powiedzieć, że prawo ich nie obowiązuje, że są spod niego wyłączeni, bo już zostali "ogoleni". Nie wolno przyjąć, że w cywilizowanym kraju możliwe jest tak jednostronne traktowanie ryzyka biznesowego. Nie można go całkowicie przerzucać na klienta, jeśli jego kontrahentem jest uprzywilejowany przez system, prawo, polityków i sytuację ekonomiczną bank.

Nie wolno stawać po stronie przestępcy przeciwko ofierze. Tu ewidentnie ofiarami są "frankowicze" a nie banki, które w sposób świadomy i bezczelny złamały prawo tylko po to, żeby więcej zarobić, więcej "ogolić" nieświadomego tego klienta. I o to chodzi w tej grze.

Nie dajcie się nabrać na narrację: cwaniak frankowicz chciał zarobić, a stracił. „Cwaniak frankowicz” chciał mieszkać w swoim mieszkaniu i za nie uczciwie zapłacić. Większość z nich wzięła taki kredyt, jaki doradzał „fachowiec” z „instytucji zaufania publicznego”. Ten „fachowiec” nigdy nie mówił: „drogi kliencie, dobrze się zastanów, czy jesteś przygotowany na wzrost kursu”. Ten fachowiec mówił „drogi kliencie, franki się najbardziej opłacają, na pewno jeszcze spadną, a nawet jak wzrosną to niewiele, bo to najbardziej stabilna waluta”. Ten  „fachowiec” miał OBOWIĄZEK poinformować o ryzyku, a tego nie robił. Nie informował także, że on sam (fachowiec) dostanie więcej prowizji z takiego kredytu niż ze złotowego. Nie informował też, że klient będzie od razu oszukiwany na spreadach i że wpisuje mu się do umowy klauzule niedozwolone. Ten „fachowiec” nie szepnął też nawet słowem, że tak naprawdę to nie daje kredytu, tylko wysoce ryzykowny, toksyczny produkt hazardowy, na którym ten sam bank obstawia u „bukmachera”, czym przyczynia się do przyspieszenia odwrócenia trendu spadkowego.

Sądy, słusznie, zaczynają orzekać jednoznacznie, zgodnie z przepisami polskimi i unijnymi, że zapis "abuzywny" (niedozwolony, wbrew interesom klienta, jednostronny) jest zapisem, który NIEOBOWIĄZUJE. Nie ma go. Ma zostać wykreślony, a nie zastąpiony przez inny zapis, który będzie znów korzystny dla banków i jedynie mniej niekorzystny dla klienta.

To jest proste jak drut. Oszusta pozbawia się zysków z oszustwa, eliminuje się oszustwo, a klientowi powinno przysługiwać prawo do odszkodowania za to, że to oszustwo nastąpiło. Na dodatek w miejscu, w którym ma prawo liczyć na rzetelność i uczciwość, w miejscu nazywanym "instytucją zaufania publicznego". Banki korzystają z wielu przywilejów dzięki temu statusowi, nie są zwykłymi przedsiębiorcami, są zbyt ważne dla gospodarki i systemu. Ale nie znaczy to, że są bezkarne. Wręcz przeciwnie. Mają znacznie więcej obowiązków i odpowiedzialności. Powinno ich interesować znacznie więcej niż wysokość prowizji i premii. Chciwość nie jest dobra.

Wszyscy ci, którzy piszą: „weszli do kasyna, stracili; niech płacą za własne błędy; dlaczego ja mam cierpieć i płacić więcej w złotych a oni mają na mnie żerować; nie należy im się pomoc” – zrozumcie, piszecie straszne bzdury, bo w ogóle nie o to toczy się ta walka. Tamta batalia (o sprawiedliwość i odpowiedzialność społeczną) została przez "frankowiczów" przegrana wcześniej, bo nikt im (a tak naprawdę sektorowi) nie chciał pomóc. Wszyscy co twierdzili: „niech popełniają samobójstwa, tracą cały dorobek życia, niech popadają w depresje, rozwodzą się, lądują na bruku, nas to nie obchodzi” już wygrali. Nikt im nie pomógł, stracili, załamali się, oddali swój majątek, wyjechali. Zadowoleni? To byli często pracowici, uczciwi ludzie, którzy mogli generować dla kraju wzrost gospodarczy, produkty,  podatki, nowych obywateli. Zostali wykreśleni z systemu. Super.

Pomoc jednak nieoczekiwanie nadeszła z tej strony, z której powinna: BEZSTRNNEGO SPRAWIEDLIWEGO PRAWA, które jest jednoznaczne w tej kwestii.

Pamiętajcie też jeszcze o jednym. „Cwaniak frankowicz” jeśli nawet ten spór wygra, to poświęcił tej walce wiele lat życia, miał w głowie myśli, że to się nie może udać, że przegrał całe życie, że nie ma już po co żyć. Teraz nie będzie myślał: ale jestem cwany. Odetchnie, że uratował życie. Że będzie mógł spokojnie wrócić do spraw normalnych, zostawiając ten toksyczny temat za sobą. Bo co to za sens, spędzić całe życie na wojnach z bankiem? Tylko dlatego, że się wzięło kredyt (a tak naprawdę dostało toksyczne „niewiadomoco”). Ludzie chcą tworzyć, rozwijać firmy, produkować, wymyślać, zapisać się w historii, PRZEŻYĆ swoje życie jak najciekawiej i najlepiej, a nie spędzić je na chodzeniu po sądach z oszustami. Zwycięstwo oznacza tylko ulgę i nadzieję, że jednak mamy wolny kraj, kraj prawa.

A tak w ogóle to chciałbym żyć w świecie, w którym mogę zaufać autorytetom w danej dziedzinie (nauczycielom, lekarzom, mechanikom, prawnikom czy właśnie bankowcom) – zawodom pewnego zaufania społecznego, które nie zastawiają „pułapek”. Od ich pracy często zależy nasze życie. Chciałbym móc do nich pójść i nie sprawdzać, czy kłamią, nie musieć tego weryfikować, bo przecież nie muszę się na tym wszystkim znać (i zainfekowany fejkami wujek Google też nie). Czy to naprawdę jest złe podejście? Naiwne? Przecież ten brak zaufania prowadzi właśnie do problemów, kryzysów, niepewności i ich ogromnej eskalacji. Tego chcemy?

Strasznie to przykre, jak o tym piszę, a ktoś mi odpowiada, że jestem naiwny i że to banały. No pewnie. Lepiej jest "znać się na wszystkim" i w końcu stwierdzić, że  nie będę szczepił dzieci, uwierzę, że Finlandia została zmyślona, a lot na księżyc po prostu wyreżyserował Kubrick. Zaufanie do autorytetów jest bardzo ważne i dobre. Takim autorytetem powinien być też bank i jego doradcy, często certyfikowani, nadzorowani, egzaminowani. Jeśli nie jest, to coś z systemem jest nie tak i mam nadzieję, że przy tej okazji to zrozumiecie i nie pozwolicie się rozgrywać. Zwycięstwo „frankowiczów” to szansa na naprawę zepsutego systemu.

I jeszcze jedno: wiecie, dlaczego banki świadomie naruszały te prawa, żeby więcej zarobić na oferowanych produktach (dobrze wiedząc o tym, że w Unii Europejskiej za takie praktyki ponosi się surowe konsekwencje od 1993 r.)? Dlaczego to robiły?

Bo uznały, że Polska jest tak słabym krajem i tak skorumpowanym, że im to ujdzie bezkarnie, że po prostu zarobią więcej, bez żadnych konsekwencji. Przez lata lekceważyły prawa klientów i obowiązujące przepisy. Przez lata nie zwracały na to uwagi nadzory (choć powinny). Dzięki temu, niestety - przy co najmniej biernej postawie (a moim zdaniem aktywnym wsparciu) nadzorców i regulatorów rynku (KNF, NBP, RPP) - dziś mamy taki problem, który rzeczywiście grozi kryzysem na rynku, problemami gospodarczymi itd.

Ale to nie "frankowicze" są temu winni, tylko nieuczciwi przedsiębiorcy. Wyeliminowanie tej nieuczciwości jest podstawą dla zdrowej gospodarki, inaczej ona będzie się rozwijać cały czas na toksynach i wcześniej czy później będzie kolejny wielki przekręt, który znów się uda. Bo skoro wolno oszukiwać, to kto nam zabroni? Chciwość jest jednak dobra?

Przed lawiną kłamstw
Napisałem ten tekst, bo widzę, co się dzieje w mediach. Wobec ryzyka (uzasadnionego) porażki w sądach, banki uruchomiły akcję odwracania kota ogonem. Gazety, dobrze opłacone, będą udawały, że piszą obiektywnie o problemie, przemycając w treści różnego rodzaju przekaz, szczególnie emocjonalnie napuszczający ludzi skrzywdzonych przez system (np. ludzi, których nigdy nie było stać na kredyt) na "frankowiczów". Pojawią się pytania: "Czy to na pewno sprawiedliwe, że frankowicz po wygranej w sądzie będzie miał kredyt za darmo, a kredytobiorca złotowy, bardziej przewidujący, mądrzejszy, uczciwszy, będzie musiał zaciskać pasa i płacić znacznie więcej." Nie dajcie się w to wkręcić. Nie ma pomiędzy nimi żadnych różnic, wszyscy kredytobiorcy (nabywcy produktów, klienci jakiegokolwiek handlu czy usług) zasługują na pozycję konsumentów, których nie można kantować. Mają wybierać z dobrych produktów, a nie z „toksyn” mniej i bardziej trujących.

Tu bank jest jednoznacznym winnym. Jest przestępcą. To on złamał prawo, a nie klient.

Jestem przekonany, że także w umowach złotowych znaleźlibyśmy zapisy dyskusyjne, jednostronnie narzucone klientowi przez bank, nieuzasadnione opłaty i różnego rodzaju perfidne sztuczki, żeby bank zarobił więcej. I za te wszystkie rzeczy banki powinny ponieść konsekwencje, tego wam wszystkim życzę, żeby w Polsce szanowano prawa konsumenta, a nieuczciwy sprzedawca czy usługodawca ponosił tego surowe konsekwencje. To jest standard kraju nowoczesnego. Standardem republiki republiki bananowej jest, że konsekwencji nie ponosi nikt, poza klientem. Gdzie my jesteśmy? Sami sobie odpowiedzcie.


manitooo
O mnie manitooo

Nazywam się Mariusz Zielke. Byłem dziennikarzem Pulsu Biznesu, wcześniej mniejszych gazetek, pisałem na różne tematy, potem robiłem śledztwa dziennikarskie. Obecnie piszę powieści, głównie na faktach, kryminały, sensacyjne, obyczajowe.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka