"Mur" między Izraelem a Palestyną
"Mur" między Izraelem a Palestyną
Wrowitek Wrowitek
1629
BLOG

wyprawa do Izraela?

Wrowitek Wrowitek Izrael Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Niniejszy tekst jest komentarzem do relacji Wyprawy do Izraela pana Malika, dostępnej również w salon24.pl

https://www.salon24.pl/u/tradycyjnaeuropa/693554,wyprawa-do-izraela-i-palestyny


Z zażenowaniem przeczytałem tekst pana Malika. Wydawało mi się, że w Polsce nie ma zaślepionych antysemitów, którzy pod przykrywką walki o prawa Palestyńczyków oczerniają Izrael i rzucają nieprawdziwe oskarżenia. W świecie zachodnim jest takich wielu. Tam mają spore mniejszości muzułmańskie i to jest uzasadnione. Ale widać w Polska ma też swoich propalestyńskich bojowników. Widać związki pana Malika z krajami muzułmańskimi tłumaczą jego poglądy. Przy okazji Malik to nie nazwisko żydowskie, ale nazwisko pochodząc od książęcego rodu z półwyspu arabskiego. Spróbuję się odnieść po kolei do wszystkich nieprawdziwych stwierdzeń, które znalazłem w jego tekście.


„Pomimo że Izrael został założony zgodnie z bezprawiem międzynarodowym...” No cóż można ONZ traktować jako bezprawną organizację, ale w tej ocenie będzie pan Malik odosobniony. To właśnie Organizacja Narodów Zjednoczonych w swej rezolucji w 1947 roku powołała do istnienia dwa państwa. Izrael i Palestynę. Kiedy Brytyjczycy, którzy (wbrew temu, co pisze Malik) wcale nie chcieli zrezygnować ze swojego Mandatu Palestyny, zostali zmuszeni do wycofania się, Izrael ogłosił swoją niepodległość. Sąsiednim arabskim krajom się to nie spodobało, więc napadli kilkugodzinny kraj zbrojnie. Wstyd przyznać, ale wojska Egiptu, Syrii, Transjordanii, Libanu i Iraku (te kraje się wymienia w oficjalnych źródłach historycznych. Poza tym w najeździe udział brali jeszcze żołnierze Sudanu, Jemenu, Arabii Saudyjskiej no i partyzantka arabska w Palestynie) zostały pobite przez kraj-noworodek.


„Po ponad 2000 lat nieobecności Izraela na mapie świata” - Izrael został wymazany z mapy świata w 135 roku, po drugim Powstaniu Żydowskim przeciwko Rzymianom. To wówczas Rzymianie zniecierpliwieni niesubordynacją Żydów rozpędzili ich po całym swoim cesarstwie, a nazwę Izrael zamienili na Palestyna (Łacińska wersja Filistei). Od 135 roku ne. do 1948 roku minęło 1813 lat. A więc sporo mniej niż 2000. To w sumie mało istotny szczegół, ale wpisuje się w listę „nieścisłości” w relacji pana Malika z Izraela.


„zarobaczony przez agentów syjonistycznych rząd brytyjski” No cóż, znów pan Malik mija się z prawdą. W 1917 roku Wielka Brytania wydała tzw. Deklarację Balfoura. Propalestyńskie środowiska chętnie przedstawiają go jako syjonistę. Spotykał się on często z przedstawicielami Kongresu Syjonistycznego. Wydał deklarację, która obiecywała ziemie Mandatu (protektoratu) Palestyny pod stworzenie miejsca do osiedlania się (nawet nie państwa) dla Żydów. Wszystko świadczy przeciwko niemu. Prawda jest jednak zgoła inna. Deklaracja jest tak sformułowana, aby nie przedkładać Kongresowi Syjonistycznemu żadnych zobowiązań. Poza tym deklaracja ta była wyłącznie powtórzeniem tego, co zostało zawarte w Traktacie Wersalskim (o którym pan Malik wspomina bez kontekstu w swoim tekście). Traktat ten po upadku Imperium Osmańskiego przydzielił Mandat Francuski (Syria i Liban) oraz Mandat Brytyjski (Palestyna, Irak, Egipt). W samym traktacie potwierdzonym również przez Ligę Narodów (poprzedniczkę ONZ) przewidziano w całym Brytyjskim Mandacie Palestyny utworzenie państwa dla Żydów. Dodajmy, że Mandat Palestyny obejmował dzisiejszy Izrael i Jordanię. Ale Brytyjczycy w 1923 roku podzieli swój Mandat na Emirat Transjordanii i Palestynę. Wcale nie mieli zamiaru tworzyć państwa Izrael, a już na pewno nie na całym powierzonym im terenie. W pozostałej części mnożyli różne przepisy utrudniające osiedlanie się Żydów w Palestynie oraz tworzenie jakichkolwiek zrębów niezawisłej administracji.


„na czele z Churchill'em” - kolejna nieścisłość. Winston Churchill był premierem Wielkiej Brytanii w czasie Drugiej Wojny Światowej. Był również premierem w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych. Jednak od 1945 do 1950 roku premierem Wielkiej Brytanii był Clement Attlee. To za jego rządów doszło do zgodnego rezolucją ONZ, czyli prawem międzynarodowym wycofania się wojsk brytyjskich z Mandatu Palestyny i bezprawnego ataku krajów arabskich.


„a następnie pozwolił żydom aby ci siłą usunęli Palestyńczyków z ich własnego kraju tworząc swój własny”. Żydom – tak jak Palestyńczykom – w języku polskim piszemy wielką literą, ponieważ jest to określenie narodowości. Brytyjczycy w czasie całych swych rządów na terenach Palestyny sprzyjali ludności arabskiej. Znane są historie z okresu międzywojennego oraz Drugiej Wojny Światowej odsyłania statków załadowanych Żydami, przybijających do brzegów Palestyny, które odsyłano nie zezwalając na zejście na ląd. Musiały w najlepszym razie skierować się na Cypr. Inne wracały do Niemiec, gdzie pasażerowie byli przeładowywani do pociągów transportowych i odwożeni do obozów koncentracyjnych. Odnośnie własnego kraju Palestyńczyków to jest to nieprawda. Nigdy Palestyńczycy nie posiadali własnego kraju. Wcześniej było tam Imperium Osmańskie, po którym protektorat przejęli Brytyjczycy. Ale do tego tematu jeszcze wrócimy.


„...militarny zamach trwa od roku 1948 i ma on błogosławieństwo wszystkich krajów „demokratycznych” i „cywilizowanych” Otóż ONZ wydało już ponad 320 rezolucji potępiających Izrael. Ile potępiających Koreę Północną, Sudan, Ugandę? Nie wspominając o Rosji. We wszystkich krajach zachodnich (łącznie z USA) prowadzony jest bojkot produktów izraelskich (BDS). Nie wygląda to na błogosławieństwo.


Kolejny fragment ma przedstawiać „zabawną historię”. Nie jest ona ani zabawna, ani adekwatna. Nie ma się ona nijak do historii Żydów. Po pierwsze na terenach Izraela znaleziono złoża gazu. Jest to jednak odkrycie z ostatnich 10 lat. W 1947 roku nikt o nich nic nie wiedział. Nic mi nie wiadomo o złożach innych surowców w Izraelu. Ruch Syjonistyczny nie miał nic do zaoferowania w zamian za stworzenie państwa dla Żydów. Kolejne porównania również nie są trafione. „powinniśmy też mieć kraj Majów oraz Azteków i definitywnie Bizancjum”. Z tym że żaden z tych narodów nie przetrwał. A Żydzi pomimo nieustającego antysemityzmu przetrwali 1800 lat bez państwa.


Następnie pojawia się w relacji z wyprawy do Izraela tablica z czterema mapkami. Te mapki są standardowo umieszczane przez działaczy propalestyńskich. Wydaje się, że są tak oczywiste, że pan Malik nawet nie opatrzył ich żadnym komentarzem. Cóż, przykro to stwierdzić, ale żadna z tych mapek nie pokrywa się z rzeczywistością. Jak już wspomnieliśmy wcześniej nigdy nie istniało coś takiego jak państwo palestyńskie. Tak więc możemy mówić tylko o terenach, na których mieszkała arabska ludność w Palestynie. Ale czy rzeczywiście? Pierwsza mapka oznaczona rokiem 1946 pokazuje białym kolorem tereny, na których mieszkali Żydzi. Są to drobne plamki. Pozostały obszar ciemnozielony sugeruje, że mieszkali tam Palestyńczycy. Pomijając fakt, że cały Negew (czyli niemal 1/3 całego kraju) do dziś jest niezamieszkały, zaznaczone na biało tereny były zamieszkałe zarówno przez ludność Żydowską jak i Arabską. Jeśli więc mapka nie pokazuje rozkładu ludności, to może tereny pod zarządem ludności Palestyńskiej? Nie bardzo. Wcześniej było tam Imperium Osmańskie i Brytyjski Mandat Palestyny. Ludność arabska z ulgą przyjęła upadek znienawidzonego Imperium Osmańskiego, a z Brytyjczykami walczyła tak samo jak Żydzi. Choć mieli wspólnego wroga, nigdy nie podejmowali żadnych akcji razem. Tak więc ludność arabska nie zamieszkiwała całego zaznaczonego terenu i nie zarządzała nim. Ta mapka nie pokazuje prawdy. Druga mapka to mapa załączoną do rezolucji ONZ z 1947 roku. To był plan, który nigdy nie wszedł w życie. Dlaczego? Bo bratnie arabskie narody postanowiły zaatakować Izrael i go zniszczyć wbrew prawnie usankcjonowanym planom. Trzecia mapka oznaczona rokiem 1967 pokazuje rzeczywisty stan po Wojnie o Niepodległość Izraela w 1948 roku. Problem stanowi jednak fakt, że Palestyńczycy nie zarządzali tymi terenami. Po wojnie w 1948 roku tereny zaznaczone kolorem ciemnozielonym były pod protektoratem (żeby nie użyć sformułowania okupacją) Jordanii i Egiptu. Poza tym tereny oznaczone kolorem białym były również zamieszkałe przez ludność arabską i tak jest do dzisiaj. Ostatnia mapka oznaczona rokiem 2010 (ciekawe dlaczego akurat tym) sugeruje, że Palestyńczykom zostało już tak niewiele ziemie do zamieszkania co kilka kropek. Można się domyśleć, że chodzi o podział na strefy A, B i C ustalone w Porozumieniach z Oslo z 1993 roku. Porozumienia podpisane przez prezydenta Billa Clintona, Jasira Arafata i Icchaka Rabina. Było to rozwiązanie w wyniku trójstronnych rozmów, a nie jednostronnie narzucone rozwiązanie Izraela. Strefa A to tereny pod całkowitą kontrolą władz palestyńskich. Są nią objęte wszystkie duże miasta na Zachodnim Brzegu Jordanu i przylegające do nich tereny. Poza tym w 2009 roku Izrael wycofał się całkowicie ze Strefy Gazy. Otrzymała ona tym samym status strefy A. Tak więc mapka oznaczona rokiem 2010 z białymi punktami w Strefie Gazy jest po prostu nieprawdziwa. Ponadto strefa A obejmuje znacznie więcej terenów, niż by to wynikało z tej mapki. Jest jeszcze strefa B, gdzie Palestyńczycy sprawują całą władzę administracyjną, pozbawieni są jedynie nadzoru policyjnego, który prowadzi izraelskie wojsko. Są to głównie arabskie osiedla. W strefie C Palestyńczycy mają rzeczywiście ograniczone prawa, ale są to bądź osiedla żydowskie, bądź punkty strategiczne. Jest ich zdecydowanie mniej, niż to sugeruje ta mapa. Znów nieprawdziwa.


Za każdym razem zadziwiające jest dla mnie zdumienie aktywistów propalestyńskich surowością kontroli granicznej w Izraelu. Ciekawe jak pan Malik przeszedłby przez kontrolę graniczną w USA w koszulce z napisem „LA w zasięgu Korei Północnej”, „I love ISIS” albo „Pozdrowienia z Iranu. Wiemy jak wykorzystać energię nuklearną”. Albo w mundurze lub moro z oficerkami. Podejrzewam, że czas kontroli wydłużyłby się również do co najmniej 6 godzin, a może i więcej. W ramach eksperymentu oprócz naszywki Hebollahu można jeszcze zapakować do walizki aluminiową menażkę z napisem Hamas oraz torbę z nadrukiem Bractwo Muzułmańskie. Dla tych, którzy szukają jeszcze większych wrażeń proponuję zwinięty transparent Free Palestine, czapkę ze swastyką oraz opaskę z napisem Allah akbar. Szczegółowość kontroli granicznych wynika (jak większość restrykcji w Izraelu) z negatywnych doświadczeń z arabską ludnością. Nie dziwi mnie to ani trochę. Po 11 września w USA również kontrole były bardziej szczegółowe, a ich ścisłość wzrastała wraz z coraz ciemniejszym kolorem skóry. Czy to był rasizm? Dyskryminacja? Nie – to było wyciąganie wniosków z własnych doświadczeń. Jeśli chodzi o porównania przesłuchań Mosadu i arabskich instytucji, w tej kwestii polecam pouczającą lekturę Jusufa Musab Hasana „Syn Hamasu”. Porównanie niestety nie wychodzi korzystnie dla arabskich braci autora. Nie widać tam też cienia poczucia humoru.


Przy okazji moje własne doświadczenie z przejścia granicznego na Ben Gurionie są zupełnie inne. Nie przeszkadzały pieczątki z krajów muzułmańskich takich jak Tunezja, Albania czy Indonezja. Rozmowa była rzeczowa, ale bardzo miła. I nie trwała dłużej niż 5 minut. Na checkpoincie koło Jerozolimy nawet nie zostałem zatrzymany w żadną stronę. Przy wyjeździe nie było nawet żadnej rozmowy, tylko kontrola dokumentów. W domu okazało się, że moja walizka była sprawdzana ręcznie. Wszystko miałem poprzewracane. Ale czy się złościłem? Nie, wcale. Wiem, że świecący miecz – zabawka kupiona dla syna – wydawał się podejrzany przy prześwietlaniu. I wiem dlaczego wydawał się podejrzany. Rozumiem to, bo znam historię Izraela.


Porównanie ziem rdzennych Izraela i terenów palestyńskich – rozumiem, że są to pewne obserwacje. Osobiste. Moje są całkiem inne. Przez pierwsze dni w Jerozolimie moja żona wciąż narzekała: dlaczego tu jest tak brudno? Dlaczego im to nie przeszkadza. Czemu tego nikt nie sprząta? Czy orientalny musi znaczyć brudny? Ulice Jerozolimy odbiegają standardem od europejskich stolic. Walające się po chodniku papiery, miotane wiatrem worki, zaśmiecone uliczki i obsikane ściany przypominają czasy PRL-u. Kulturowo inne też zdają się być sklepy. W wąskiej witrynie wciśnięte trzy manekiny – żadnego nie można obejrzeć w całości. W innej witrynie stos kartonów – od środka zasłoniętych półkami, więc nie widać. Pewna bylejakość jest wpisana w całe otoczenie. Wysokie wieżowce sąsiadują z rozsypującymi się jednopiętrowymi domami. Prawie cała architektura z piaskowca. Wiele rozpoczętych inwestycji.


Czy Palestyna jest inna? Tak, zdecydowanie. Jest terenem, gdzie występują bardzo duże różnice społeczne, nie tylko wynikające ze stanu majątkowego. Ulice są nie tylko brudne, ale zaniedbane, w bardzo złym stanie. Nie ma żadnej wszechobecnej, upiększającej roślinności. Inwestycji jest dużo mniej, ale są. Domy często odrapane. Ludzie ubrani jednokolorowo, przeważnie ubogo. Ale nie wszyscy. Są dzielnice bardzo wytwornych domów, a jakich przeciętny Polak może tylko marzyć. I pod względem metrażu i wykończenia. Większość samochodów to bardzo dobre marki, mniej więcej połowa to pojazdy na oko nie starsze niż cztery lata. Bardzo dużo SUVów, terenówek, BMW, Mercedesów. Powszechna bieda w Palestynie jest mitem. W całym Izraelu nie udało mi się znaleźć jednego niepoobijanego auta. W Palestynie owszem. Palestyńczycy epatują noszonym złotem. Co ciekawe, łatwiej znaleźć koszulkę Free Palestine na targu w Jerozolimie, niż na palestyńskim targu.


Chciałbym w tym miejscu zwrócić uwagę na dofinansowanie, jakie co roku płynie do Autonomii Palestyńskiej. Budżet UNWRA, organizacji, która się zajmuje uchodźcami, wynosi 1 360 000 000$. Pomimo tej niebotycznej sumy nie ma wystarczającej ilości klas w szkołach, nie poprawia się losu uchodźców stłoczonych w ośrodkach. Ewangelicka fundacja z Niemiec Chleb dla Świata przekazała na tereny palestyńskie w 2015 r. 5 600 000 €. Samo NGO Betselem otrzymało 800 000 €. Jest to organizacja, która zarzuca Izraelowi prowadzenie polityki apartheidu. Jego członek zarządu oficjalnie głosi, że holocaust jest wymysłem Żydów i jest sprytnie skonstruowanym kłamstwem. W sumie politycznie zaangażowane NGOsy otrzymują rocznie ok 100 000 000 € od UE i rządów poszczególnych krajów UE. Ich działalność jest głównie skierowana na kreowanie wizerunku apartheidu w Palestynie i Izraela jako ciemiężcy. W samej Ramalli jest ponad 1000 takich NGO'sów. W 2014 roku EU przekazała 307 000 000 € władzom Autonomii Palestyńskiej. Sam rząd Niemiec przekazał dodatkowe 143 000 000 €. Rząd USA przekazał ponadto 440 000 000 €. Nie ma oficjalnych danych dotyczących pomocy z krajów Zatoki Perskiej. Na co idą te pieniądze? W 2010 roku wystrzelono ok 1000 rakiet w stronę Izraela. Koszt jednej takiej rakiety Quassam to 6 USD, ale już chińskie Weishi to 160 USD, Fajr to 300 USD, a M-302 ponad 500 USD. Nie wspominając o kosztach wyrzutni, transportu, ludzi....

Uwaga do tytułu: okupacja. Otóż okupacja zgodnie z definicją to czasowe zajęcie przez siły zbrojne państwa prowadzącego wojnę całości lub części terytorium państwa nieprzyjacielskiego i tymczasowe wprowadzenie tam swojej władzy. Otóż zajęcie terenów Zachodniego Brzegu Jordanu nie pasuje do tej definicji. Zajęcie nastąpiło w 1967 roku w wyniku wojny obronnej. Można powiedzieć: no dobrze, obronnej-nieobronnej, ale jednak wojnie. Cóż, nigdzie na świecie nie spotkamy przykładu okupacji ziem w wyniku wojny obronnej. Dlaczego? Bo to reguluje Prawo Międzynarodowe: tereny zajęte w wyniku wojny obronnej przechodzą pod panowanie zaatakowanego kraju. Tak się stało w 1948 roku i nikt do tego nie ma zastrzeżeń. Zastrzeżenia pojawiają się tylko do terenów zajętych w 1967 roku. Wtedy Izrael próbował zorganizować palestyńską administrację, policję, wolne wybory. Zaczął budowę wodociągów i linii elektryfikacyjnych. Jednak opór ze strony arabskiej doprowadził do wycofania wszystkich inwestycji w 1969 roku. 50 lat obecności izraelskiej na tych terenach na pewno nie można nazwać tym czasowym. Znów użycie słowa „okupacja” jest nietrafione, panie Malik. Również nie na miejscu są słowo dotyczące spychania Palestyńczyków z ich własnej ziemi. Pobieżna znajomość historii wystarczy, żeby wiedzieć, że tereny Palestyny były w XIX w. niezamieszkane, opustoszałe, wyludnione. Jerozolima miała ok 30 000 mieszkańców, z czego połowę stanowili Żydzi a 1/4 chrześcijanie. Wśród europejskiej bohemy modne były wycieczki do Egiptu przez Ziemię Świętą. Taką podróż odbył m.in. Juliusz Słowacki, dlatego dziś uczniowie szkół polskich są męczeni wierszem Grób Agamemnona. Najbardziej znane są zapiski z podróży Georga Byrona. Przejazd przez Palestynę był przygnębiający. Wyludniony kraj, wiejący pustką, bez roślinności. Wydaje się, że zapomniany przez Boga. Najwięcej ludności mieszkało nad wówczas rwącym Jordanem. Koczujący przy brzegach Beduini napadali na płynące po Jordanie łodzie. Napływ arabskiej ludności zaczął się wraz z napływem ludności... żydowskiej, która nie tylko się osiedlała, ale tworzyła miejsca pracy. W okresie międzywojennym niemal 90 procent przemysłu na tych terenach należało do Żydów. Wzrost liczebności ludności arabskiej był wyłącznie związany z łatwo dostępnymi miejscami pracy w żydowskim przemyśle. Tak więc stwierdzenie, że Żydzi zepchnęli Palestyńczyków z ich ziemi, jest mało zasadne.

Ciekawym procesem jest również owe spychanie. Po 1948 roku ok. 700 000 Arabów zmieniło miejsce zamieszkania. To przykry fakt. Ale aktywiści propalestyńscy rzadko wspominają, że większość z tych 700 000 uchodźców nie widziało w ogóle żydowskich żołnierzy. Po ulicach arabskich miejscowości jeździły samochody ciężarowe z megafonami na pace, ogłaszając komunikaty, że tereny zostały zajęte przez Żydów, że nie godzi się, żeby Muzułmanami rządzili Żydzi, należy je opuścić do czasu, kiedy wkrótce siły arabskie je odbiją. Ludzie zostawiali swe domostwa na chwilę, na krótki czas. Nie zabezpieczali rzeczy, nie zabierali dobytku. Byli przekonani, że niedługo tu wrócą. W tym samym czasie ponad 800 000 Żydów musiało uciekać z krajów arabskich, które nie chciały tolerować żydowskich mieszkańców w swoich krajach. Nie zabierali swoich dobytków, bo im na to nie pozwalano.


W tym kontekście warto wspomnieć o tożsamości narodowej Palestyńczyków. Jest dziś ona dość wyraziście ukształtowana. Jednak całkiem odmiennie na Zachodnim Brzegu Jordanu i w Strefie Gazy. Różne niezależne od siebie rządy, nie współpracujące ze sobą. Różne ciążenia geograficzne: Gaza ciąży w stronę Egiptu, Zachodni Brzeg w stronę Jordanii. To ciążenie ma wpływ na to, jakim arabskim akcentem mówią poszczególni Palestyńczycy, jaką telewizję oglądają, jakie potrawy jadają i dokąd starają się wyjechać do pracy. Ale tak nie było zawsze. W latach pięćdziesiątych Golda Meir, ówczesny premier Izraela, powiedziała, że nie istnieje nic takiego jak naród Palestyński. Gdyby dziś Beniamin Netaniachu powiedział coś takiego, zostałby publicznie zlinczowany i musiałby prawdopodobnie pożegnać się ze swoją karierą polityczną. Ale wówczas sprawy miały się inaczej. Nikt na słowa pani premier nie zwrócił większej uwagi, bo to była oczywista prawda. Jeszcze w marcu 1971 roku Zahir Muhsein, członek Prezydium OWP w wywiadzie dla holenderskiej gazety powiedział: Naród palestyński nie istnieje. Stworzenie palestyńskiego państwa jest wyłącznie środkiem kontynuacji naszej walki z państwem Izraelskim i naszą arabską jedność. W rzeczywistości nie ma dziś różnicy pomiędzy Jordańczykami, Palestyńczykami, Syryjczykami czy Libańczykami. Wyłącznie z powodów politycznych i taktycznych mówimy dziś o istnieniu narodu Palestyńskiego.


Nie byłem osobiście w żadnym z obozów dla uchodźców. Uwaga jednak, że Żydzi (znów literówka, ż zamiast Ż) sporo nauczyli się z obozów koncentracyjnych, przekracza pewne granice. Pan Malik chyba nigdy nie odwiedził niemieckich obozów koncentracyjnych na ziemiach Polski. A warto. Nieuzasadnione są takie porównania. Nieuzasadnione są porównania nawet z apartheidem w RPA, w kółko powtarzane przez aktywistów propalestyńskich i z oburzeniem kontestowane przez południowoafrykańskich kombatantów. Warunki, w jakich żyją Palestyńczycy nijak się nie mają do życia Czarnych w czasach apartheidu. I powtarzanie takich porównań jest dla Czarnych uwłaczające. To samo odnosi się porównań z obozami koncentracyjnymi. W tym kontekście warto jest wspomnieć, że w latach dziewięćdziesiątych Izrael wystąpił z inicjatywą, że zbuduje mieszkania dla wszystkich mieszkańców wszystkich ośrodków dla uchodźców na terenie Zachodniego Brzegu Jordanu. Jednak władze Autonomii kategorycznie odmówiły. Palestyńczycy chcą mieć uchodźców, żeby wywierać nacisk na Izrael w negocjacjach. Wciąż się domagają powrotu uchodźców do swoich domów zostawionych w 1948 roku. Jest to tak samo absurdalne żądanie, jak gdyby Polacy chcieli odzyskać swoje domy i posiadłości pozostawione w 1945 roku. Innym absurdem jest fakt, że Palestyńczycy są jedynym narodem na świecie, gdzie status uchodźcy jest … dziedziczny.


Komentarz do odgrodzenia ziem Autonomii Palestyńskiej murem, znów porównane do obozów koncentracyjnych, jest odwracaniem kota ogonem, albo mówić wprost zamienianiem rolami kata i ofiary. Jak wspomniałem, restrykcje Izraela są zawsze odpowiedzią na ataki Palestyńczyków. „Mur” został postawiony z powodu nieustających ataków Palestyńczyków przechodzących przez zieloną granicę i atakujących Izraelczyków i turystów. W 2002 roku, kiedy rozpoczęto budowę muru takich ataków było 452. W kolejnym roku już tylko 208, w następnym 117. W 2007 roku było już tylko 13 ataków rocznie. Większość zachodnich reporterów chętnie sobie robi zdjęcia pod murem w Jerozolimie, gdzie jest zbudowany z betonowych bloków o wysokości 5 m. Tam ataków było bardzo dużo, tam też zagęszczenie domów po obu stronach jest bardzo duże. W tym miejscu taki mur ma swoje uzasadnienie. Jednak kilkaset metrów dalej ten mur ma już ok 2,2 m. Tak się ma sprawa w Jerozolimie. O czym już się nie wspomina większość tego „muru” to zwykła siatka o wysokości ok. 1,9 m. A nie, jak podaje fotka pod koniec relacji, 3,6 metra). Taki płot nie robi już wrażenia, więc już go nikt nie pokazuje. Podobne płoty na swych granicach mają również USA na granicy z Meksykiem, Maroko na granicy z Saharą Zachodnią, Kenia na granicy z Somalią (znów ataki muzułmanów), Tunezja na granicy z Libią, Węgry na granicy z Serbią. Jednak nigdzie nie budzi takiego oburzenia jak w Izraelu.


Cytat Johana Gottlieba Fichte, jeśli autentyczny, pokazuje tylko, że usiłowania Ruchu Syjonistycznego utworzenia własnego państwa były uzasadnione. Szykany spotykały dziewiętnastowiecznych Żydów w całej Europie nie tylko w Rosji i Niemczech. Francja miała swoją aferę Dreyfussa, akty antysemickie pojawiały się w Hiszpanii, w Austrowęgrach. Przykro mi to stwierdzić, ale to, że dziś ktoś śmie przywoływać takie głupawe hasła, jest przejawem czystego antysemityzmu. Fichte nie określa w jaki sposób Żydzi gnębią ludzi w Europie. Przywoływanie takich haseł też jest niedopowiedzeniem. Bo jeśli Żydom nie należy się ziemia w Palestynie, a należy ich zwalczać w tych miejscach, gdzie mieszkają, to już tylko jeden krok do ponownego otwarcia bram obozów koncentracyjnych. Smutne.


Informacji o zastrzeleniu 13-atka, bo był Palestyńczykiem, i izraelskich żołnierzach w arabskim przebraniu nie komentuję. Jest to poniżej poziomu rzetelnej relacji. Pan Malik autorytatywnie stwierdza, że Żydzi nie chcą, żeby turyści jeździli na tereny palestyńskie, by nie zobaczyli zbrodni żydowskich i nie pisali o nich w internecie. Sam jednak jako największą zbrodnię, jaką tam zastał, opisuje ośrodek dla uchodźców i stare samochody.


W relacji z wycieczki do Izraela pana Malika pojawia się opis Nazaretu. Pojawia się tu zwięzła informacja o zabytkach. Brak jednak informacji, że jest to arabskie miasto na terenach Izraela. Że mieszka 70 tys Arabów i prawie w ogóle Żydów. Że Arabowie sami tu sobie rządzą. Od 1948 roku miasto ma wyłącznie arabskich burmistrzów. I że jedyne ofiary Konfliktu Bliskowschodniego w tym mieście ucierpiały w wyniku ataków rakietowych Hezbollahu z Libanu w 2006 roku w czasie Drugiej Wojny Libańskiej.


Pan Malik z lubością odwiedzał sklepy z pamiątkami ze „sztuką okupacyjną”. Z pewnością nie dotarł jednak do galerii w Jerozolimie, gdzie sprzedaje się biżuterię z pozostałości po rakietach wystrzeliwanych w stronę Izraela. Nie wiem, w jakich strojach się poruszał autor relacji po Izraelu, ale to właśnie jego strój może być przyczyną niechęci nie tylko straży granicznej, ale zwykłych Żydów na ulicach, oraz przychylności ludności arabskiej. Moje doświadczenia jako zwykłego turysty są całkiem inne. Żydzi bardzo chętnie rozmawiali, zaczepiali, odpowiadali na pytania. I to cały przekrój społeczeństwa, świeccy, ortodoksi, reformowani... Natomiast Arabowie z lubością pokazywali przeciwny kierunek niż ten, o który pytałem. Na ulicach odwracali wzrok i unikali rozmowy. A na targu pytali, skąd jestem, żeby mi dać cenę odpowiednią do kraju mojego pochodzenia.  

Wrowitek
O mnie Wrowitek

Izrael oraz jego konflikt z Arabami jest w centrum moich zainteresowań. Ale moja zainteresowania są o wiele szersze.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka