Zmowa-pisania Zmowa-pisania
292
BLOG

YES, WE CAN!

Zmowa-pisania Zmowa-pisania Polityka Obserwuj notkę 2

10 lat trwały poszukiwania "największego zbrodniarza współczesnego, wolnego świata" i wreszcie możemy odetchnąć z ulgą. Nie żyje Osama bin Mohammed bin Awad bin Laden. Zastanówmy się więc nad faktami, jakie zostały nam biednym żuczkom przedstawione w mediach. Najbardziej pożądany terrorysta na świecie mieszkał w luksusowej willi, ze swoimi żonami, rodziną, we względnym dobrobycie. Przez 10 lat? To nie ukrywał się w jaskiniach Tora Bora, jak nam wmawiano? Nie robił, za przeproszeniem, w konia najlepszego wywiadu na świecie? Nagle znalazł się tajemniczy obserwator, który najzwyczajniej wsypał bossa. Pomimo faktu, że od lat USA płaciło za to 50 milionów dolarów? Same szczegóły operacji pozostają na razie tajemnicą, ale wiemy już o tym, że Barack Obama oglądał podobno tę ceremonię na żywo. I pozwolił go tak po prostu zabić? To już nie będzie tryumfowała cywilizacja? Bez sądu? Odchodzimy nawet od Norymbergi?

Wybitność służb specjalnych USA dała jednak znać o sobie przy samej akcji. Tropienie willi zajęło im lat dziesięć, ale za to przy samej dekapitacji Bin Ladena nie stracili żadnego człowieka. Pogrzebano go niezwykle szybko, wrzucono do morza i po sprawie. Nie było człowieka. To dla takiej sceny straszono nas przez lata? Dla takiego poczucia sprawiedliwości? Saddam jak rozumiem zasłużył sobie na uczciwy proces, Bin Laden był "zbyt groźny"? Absurdalność i beztroska całej sytuacji jest wprost jak ze skeczu Monty Pythona.

Nie sposób pominąć jeszcze jednej rzeczy - przy braku sukcesów Baracka Nieudacznika, problemach z budżetem, recesją i fatalnymi prognozami na przyszłoroczne wybory, złapany Osama spadł mu z nieba. Nawet jeśli nie poznamy całej prawdy, dlaczego schwytanie Saudyjczyka zostało wykonane tak, a nie inaczej, to z pewnością demokratyczny prezydent na tym skorzysta. Przy okazji - czy laureatowi Pokojowej Nagrody Nobla wypada oglądać na żywo, jak podległe mu służby wykańczają z zimną krwią kilka kolejnych istnień ludzkich?

No i pozostaje ostatnia kwestia, która przychodzi mi do głowy - po raz kolejny skróciła się lista wrogów wolnego świata. Saddam nie żyje, ZSRR nie ma, Bin Laden wącha kwiatki... a nie przepraszam, jedzą go rybki, kto teraz będzie nowym Special One? Kimkolwiek by on nie był, muszę przyznać, że gdy przeczytałem nad ranem informację o śmierci Osamy automatycznie poczułem się bezpieczniej, moje poczucie sprawiedliwości zostało zaspokojone, a świat stał się lepszym miejscem, zaś pierwszym moim odruchem było głośne zawołanie: "YES, WE CAN".

 

Winston Smith


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka