-Zorza- -Zorza-
518
BLOG

Dlaczego warto mówić o Zelniku

-Zorza- -Zorza- Polityka Obserwuj notkę 16

Co takiego jest w tym Zelniku, że w 3 dni po fakcie, kiedy już sprawa cichnie i ważniejsze wydarzenia wybijają się na pierwszy plan, ja zamierzam gorąco namawiać, żebyśmy o Zelniku jednak mówili? Czyżby nie było ciekawszych tematów w dzisiejszej polityce? Czego nauczyło nas otwarcie teczki Jerzego Zelnika?

Z tym nauczeniem to taki mały żarcik na wstępie miał być. Bo z komentarzy, jakie pojawiły się po tej sprawie, jasno wynika, że część z nas nie nauczyła się niczego. Wynika też, że jeśli natychmiast nie przemyśli swoich opinii, to nasz kraj nigdy z bagna nie wyjdzie. Tylko tym razem pretensje ta część będzie mogła mieć nie do przeszłości, podłych SB-ków i komuny, ale do samych siebie.

Kim są ludzie, o których mowa? To obrońcy Zelnika.

Żeby była jasność, od dawna popieram PiS i dotychczas w niemal wszystkich sprawach politycznych mówiłam z jego zwolennikami jednym głosem. Razem popieraliśmy lustrację i narzekaliśmy, że przez tyle lat nie możemy się jej doczekać. I kiedy zdaje się, że już jesteśmy w ogródku, już niemal witamy się z gąską, nagle okazuje się, że tę lustrację rozumiemy zupełnie inaczej, chcemy dwóch różnych rzeczy. Część chce budować Polskę na prawdzie, a część chce po prostu dokopać przeciwnikowi. Przekonało mnie o tym pospolite ruszenie i wyszukiwanie argumentów na wybielenie Zelnika. Na szczęście z pomocą tej grupie przyszedł TW Bolek, który przecież jest „od tamtych” i jest jeszcze gorszy, a poza tym to Zelnik takie ładne mowy wygłaszał, a w ogóle to co to jest 19 lat, dzieckiem przecież był, a właściwie to nie wiadomo czy były donosy, no i koronny argument, ulga dla wszystkich, którzy już prawie poczuli się zawiedzeni: Zelnik się przyznał!

No to po kolei.

Co tam z tej nieszczęsnej teczki ujawniono? Niewiele. Ale jest napisane jedno:  „W trakcie współpracy TW »Jaracz« dostarczył szereg informacji charakteryzujących figuranta, uczestniczył w kombinacji operacyjnej zastosowanej w stosunku do figuranta, co pozwoliło na bliższe rozeznanie działalności Kowalika”. Potwierdzone zresztą przez kajającego się Zelnika, który chce dziś ściskać kolegę. Więc kwestię „nieistnienia” donosów mamy chyba omówioną.

I w tym miejscu sprawa wydawałaby się jasna. Tu, gdzie powinna być mowa o hańbie, nie powinno być mowy o „postawie prawdziwego Polaka, honorze, szacunku, wzorze do naśladowania”, niezależnie od tego, co potem kto o tym mówił i czym Was do tego przekonał (zresztą Zelnik na przykład mówi bzdury, o czym piszę dalej). A jednak takie komentarze pojawiają się na temat Zelnika, można je sobie poczytać w Internecie i posłuchać na żywo wśród znajomych.

Czy naprawdę mamy tak mało prawdziwie uczciwych ludzi, którzy wykazali się niezłomną postawą w tamtych czasach, żeby zrównywać ich z tymi, którzy tacy kryształowi nie byli (i nie są, o czym dalej)? Pamiętajmy, że czasy się zmieniły, wtedy teczka oznaczała wygodę, dziś wygodnie jest się za to kajać i każdy (no, chyba że żyje w oparach absurdu, jak Wałęsa), będzie to robić. To kajanie nigdy nie sprawi, że zacznę używać w stosunku do nich słów, które powinny być zarezerwowane dla najlepszych. Nie róbmy tego, bo co będziemy opowiadać naszym dzieciom czy wnukom o tysiącach ludzi, którzy odmówili współpracy z komuchami, rezygnując z wygód na rzecz godności i czystego sumienia? Że byli niezaradnymi życiowo ciamajdami, frajerami? Mogli przecież współpracować, byłoby im dobrze, po fakcie mogli powygłaszać przez parę lat trochę umoralniających mów, licząc na to, że prawda nie wyjdzie na jaw. A jak wyjdzie, to "zapomnieć", "przyznać się" i przeprosić, i mamy z powrotem bohatera, a jeśli nawet nie bohatera, to przynajmniej nawróconego syna marnotrawnego (o czym też za moment napiszę).

To wszystko nie znaczy, że nawołuję do zbiorowego obrzucenia błotem Zelnika, gdy ten będzie wychodził do sklepu po bułki. Ale wybaczenie to jedno, a nazywanie rzeczy po imieniu – drugie. Rzecz w tym, że tu nie chodzi tylko o Zelnika, Zelnik posłużył mi za przykład, bo akurat jego wywieszono teraz na świeczniku. Ale sprawa jest poważniejsza.

Mam wrażenie, że co niektórzy wychodzili do tej pory z mylnego założenia, że „kto z naszej partii, ten tylko prawy i sprawiedliwy” i za wszelką cenę chcą tego stanowiska bronić. To ja Wam powiem wprost. Oprócz ludzi dobrych i uczciwych, w tej i w każdej innej dużej partii w Polsce, na świecie, dawniej i obecnie, są, byli i zapewne będą, oni: OSZUŚCI. Zawsze wzruszająco przemawiają, głoszą piękne hasła i na ogół nigdy byśmy nie powiedzieli, że coś jest z nimi nie tak. Ale oni tam SĄ i warto to sobie uświadomić i o tym pamiętać. No, chyba że ktoś naprawdę chce wierzyć, że na 30 tysięcy ludzi w partii i jeszcze więcej ich popierających, za każdego bez wyjątku może rękę oddać, bo przecież wszyscy wyznajemy tak piękne wartości. Albo sądzi, że wszelkiej maści cwaniacy wywodzą się, dziwnym trafem, zawsze akurat nie z tej partii, którą popieramy.

Warto o tym pamiętać, bo obawiam się, że jeśli w końcu otworzymy wszystkie teczki, a nie tylko wybiórczo te, na które akurat padnie decyzja maszyny losującej, nagle zacznie się relatywizowanie i uświęcanie jednych, potępianie drugich, wyliczanie, kto ile miał dzieci na utrzymaniu, kto jeszcze psu musiał karmę kupić, kto miał lat 19 a kto 50, kto doniósł na jednego a kto na dwudziestu, kto na tym zarobił a kto nie. Każda sytuacja jest inna, na każdą są jakieś okoliczności łagodzące. Ale czy te okoliczności łagodzące nie dotyczyły także tych, którzy się nie złamali? Czy i oni nie mieli swoich potrzeb i marzeń, z których dzięki sile charakteru musieli zrezygnować? Gorzej, czy nie poświęcili nieraz swojego zdrowia i życia za swoją odważną postawę? Tak więc ocena tajnych współpracowników zawsze powinna być jednoznaczna: w tym momencie, kiedy mogli powiedzieć „nie”, oni powiedzieli „tak”.

Jeśli otworzymy wszystkie teczki, to takich Zelników wyjdzie na jaw więcej, jestem o tym przekonana. W teczkach czekają być może nawet grubsze rybki i musimy być na to gotowi. Ale zamiast po fakcie panicznie wyszukiwać argumentów na mylnie pojmowane wyjście z twarzą, cieszmy się z tego, że lustracja pomaga nam wszystkim, z każdej partii, oddzielić ziarna od plew, dać jasność sytuacji i możliwość dalszego budowania Polski na prawdzie. Dziś również są rzeczy, które jest wygodniej robić i takie, które uchodzą za frajerstwo. W końcu nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej, a dla każdego znajdą się okoliczności łagodzące. Jutro może wygodniej się będzie za to kajać.

Poza tym skąd wiemy, że ci, którzy wówczas poszli za wygodą, nie pójdą za nią i dziś? Także i dzisiaj da się robić świństwa pod przykrywką, tak, żebyśmy o tym nie wiedzieli i nieraz wcale nie potrzeba na to teczek.

Tu mogłabym postawić kropkę, bo najważniejsze już napisałam. Niezależnie od tego, co kto powie po otwarciu teczek, niezależnie od tego, czy wierzę w czyjąś skruchę, czy nie, to co napisałam powyżej zachowuje aktualność. A wszystko, o czym napiszę dalej, to już tylko komentarz odnośnie tłumaczeń samego Zelnika w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl i moja pretensja na reakcje na to obrońców, próba przekonania, że nie wszystkim należy ufać i wierzyć bezgranicznie w każde słowo. To będzie też wyraz, nie ukrywam tego, mojej wielkiej niechęci już konkretnie do Zelnika po tym, co wyszło na jaw i co w związku z tym powiedział. Słowem, to będzie wyraz tego, że skrucha Zelnika mnie nie przekonała. Więc jeśli kogoś to nie interesuje, to śmiało niech przestaje czytać, najważniejsze już napisałam. A jeśli ktoś jest ciekawy, to jedziemy dalej.

(link do wywiadu: http://wpolityce.pl/polityka/284355-nasz-wywiad-zelnik-o-swojej-teczce-mam-swiadomosc-jak-to-brzmi-ale-ta-historia-wyparowala-z-mojej-pamieci-inaczej-pierwszy-uderzylbym-sie-w-piers)

Czym broni się Zelnik i czym się Zelnika broni? Miał 19 lat. No toć dziecko prawie. Nic nie wiedział o życiu, dobro od zła uczymy się przecież odróżniać koło trzydziestki. Chociaż nie, zaraz, Wałęsa miał koło trzydziestki, gdy zaczął kapować. No, to odróżniamy gdzieś w okolicach czterdziestki. A 16-letnia Inka i tysiące innych, młodszych nawet od naszego delikwenta, w różnych momentach historii zachowali się porządnie po prostu przez przypadek.

A skoro już mowa o okolicznościach łagodzących, takich jak młody wiek. W ramach powszechnego obrzucania się argumentami, kto ma lepszego TW, obrończyni Wałęsy napisała w komentarzu na Facebooku coś w stylu: „Wałęsa miał dzieci i rodzinę na utrzymaniu, chciał być dobrym ojcem i mężem, wiadomo jak było wtedy ciężko. A co kierowało tym młokosem?!”. Warto zapamiętać ten argument, bo może zaraz przyjdzie Wam bronić jakiegoś ówczesnego ojca i męża, tyle że obecnie popierającego naszych, może się wtedy to przydać na odpieranie ataków (no, chyba że ten się nie przyzna, ale o tym za chwilę).

Jeśli jednak współpraca z SB i młody wiek nie wydają się Wam godne obrony, to zawsze jest jeszcze to: jego wspaniała postawa po upadku komunizmu, piękne mowy, poparcie PiSu, umoralnianie i tak dalej, i tak dalej. Wcześniej był zauroczony socjalizmem, teraz odnalazł właściwą ścieżkę i właściwe wartości. Szkoda tylko, że przez cały ten czas ani słowem nie wspomniał o swoim niechlubnym czynie. Skoro to był epizod z życia „tamtego Jerzego Zelnika”, co do którego dostał rozdwojenia jaźni, nawet mówi o nim w trzeciej osobie, to co mu szkodziło? Stał się przecież  „Nowym Jerzym Zelnikiem”. To, że o swoim niechlubnym czynie nie wspomniał, nie znaczy jednak wcale że nie mówił o swojej przeszłości. Bo mówił, tylko jakby trochę inaczej, niż nakazują te nowe, wyznawane przez niego wartości. Na przykład na pytanie dziennikarza Frondy, czy kapował, odpowiada ze śmiechem (!):

„Czy oni mnie znają od dziś? Czy kiedykolwiek zakablowałem na kogoś przez ostanie siedemdziesiąt lat? Jeszcze niczym takim się nie splamiłem i nie zamierzam do końca życia.” (http://www.fronda.pl/a/zelnik-specjalnie-dla-frondapl-rozprawia-sie-z-lewicowymi-dziennikarzami,58727.html)

Zabawnie w tym kontekście wyglądają jego obecne tłumaczenia:

„Czy wiarygodność mojego życia może przekreślić taki epizod? Czy ja swoim życiem nie udowadniam, że jestem człowiekiem sumienia?”

Nie wiem, jak można bronić faceta, który stara się wkupić ludziom w łaski, rozprawiając o bliskich im ideach i pouczając wszystkich dookoła, a jednocześnie nieustannie ich oszukując, licząc na ich naiwność, bo przecież gdyby się przyznał, nie byłby już takim fajnym autorytetem moralnym.

To tak ładnie brzmi: „przyznał się”. Przyznać to się można, gdy niczego nie wiadomo albo gdy są jakieś wątpliwości, a nie wtedy, gdy wszystko jest już jasne. Jeśli złapiemy w sklepie złodzieja na gorącym uczynku, to choćby wrzeszczał: „przyznaję się, tak, ukradłem”, to raczej niewielka to okoliczność łagodząca, skoro przecież wszyscy i tak widzą, że trzyma laptopa z metką w łapie.

I to prowadzi nas do mojego ulubionego argumentu: ZELNIK „STANĄŁ W PRAWDZIE!!”. Rzecz w tym, że Zelnik stoi tam, gdzie stał, to ta prawda wylała się z teczki i dopłynęła mu do butów. Gdyby nie to, nadal tkwiłby w tym cudownym, zwłaszcza dla aktora, wybiórczym zapomnieniu. Nawet obrońcom ciężko jest w to jego zapomnienie uwierzyć. „Być może nieświadomie mój organizm uznał to za nieprzydatne.” – mówi Zelnik w wywiadzie. Kiepsko z tymi jego wartościami, skoro pamiętanie o złych uczynkach organizm mu klasyfikuje jako nieprzydatne.

Poza tym zostaje jeszcze wypominanie nauk Chrystusowych i przypowieści o synu marnotrawnym. Różnica między synem marnotrawnym a Zelnikiem jest następująca: syn marnotrawny wracał do ojca skruszony, licząc, że ten może się zlituje i da mu miejsce wśród swoich pracowników. Wśród pracowników, bo nie liczył już na to, że ojciec będzie chciał go nadal mienić synem. Zelnik natomiast to taki syn marnotrawny, który wracając obmyślił sobie plan, że wystarczy, że przeprosi ojca, który na to na pewno zacznie skakać z radości i wyprawi mu balangę, i już duma nad tym, co będzie jadł i jaką muzę puści.

„Czy wiarygodność mojego życia może przekreślić taki epizod? Czy ja swoim życiem nie udowadniam, że jestem człowiekiem sumienia? Nie rozumiem, jak Polacy mogą przekreślać mnie za tę sprawę. Od lat stoję pod sztandarem „Bóg, Honor, Ojczyzna” i będę stał nadal.”, „-Pan też liczy na odpuszczenie? - Oczywiście. Od razu wyraziłem skruchę, prosiłem o przebaczenie.”. Od razu, jak wypłynęły teczki. Skrucha wyrażana kłamstwami o zapomnieniu. Oto Zelnik do Was przyszedł, macie mu odpuścić winy, bo jak nie to odrzucacie nauki Chrystusowe!

Robienie z siebie męczennika w ostatnim akapicie wywiadu pominę litościwym milczeniem, bo to w kontekście wszystkiego, o czym napisałam powyżej, jest szczególnie oburzające.

No, to tyle. Jeśli ktoś dotrwał do tego miejsca, to dziękuję za czas i uwagę poświęcone temu tekstowi.

PS. Napisałam przedwczoraj w podobnym tonie kilka komentarzy na ten temat, tyle że postanowiłam założyć bloga i zmieniłam nick, więc jeśli komuś coś wyda się znajome, to oświadczam, że tak, to pisała jedna i ta sama osoba.  

-Zorza-
O mnie -Zorza-

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka