Feterniak Feterniak
1525
BLOG

Jak to edukator IPN na Pomorzu z pamięcią o Wyklętych walczył

Feterniak Feterniak Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 40

Od niedzieli pomorski światek historyczno regionalny żyje gościnnymi występami redaktora Piotra Szubarczyka w Czarnem. Najkrócej rzecz ujmując, Stowarzyszenie "Brygada Inki", któremu liderują działacze z okolic Czarnego wpadli na pomysł by uczcić Żołnierzy Wyklętych stawiając w swoim miasteczku im pomnik. Jak to z pomnikami bywa sprawa wzbudziła spore emocje na które nałożyły się i kwestie polityczne. W ostatnią niedzielę przeprowadzono więc konsultacje w tej sprawie. Stowarzyszenie, chcąc rozwiać wątpliwości i zachęcić do poparcia inicjatywy w przeddzień konsultacji, w sobotę 7 kwietnia, zorganizowało spotkanie na ten temat. Głównym prelegentem był pracownik Biura Edukacji gdańskiego IPN, znany popularyzator tej tematyki redaktor Piotr Szubarczyk.

 

 

 No i jak owe spotkanie przebiegało nagrała miejscowa telewizja:


https://www.youtube.com/watch?v=8za7-0iSaRQ

 

Złośliwie powiem - standard. Niezbyt duża widownia, paru zwolenników i paru krytyków - jak to w takich miejscach bywa zazwyczaj jedni i drudzy rekrutują się z grupy tzw. liderów opinii: radni, nauczyciele, społeczni aktywiści. Nawet trafił się wręcz archetypiczny "starszy pan zanudzacz" - mający przygotowane co najmniej z dziesięciominutowe wystąpienie, które z namaszczeniem chce wygłosić bez względu na to, jak się ma do przebiegu dyskusji.

 

Moje mało pochlebne zdanie na temat aktywności Piotra Szubarczyka przedstawiłem tu już jakiś czas temu przy okazji sporu o patrona szkoły w Wiślinie. Ma on ładną biografię z czasów komuny, potem był nauczycielem (jest polonistą z wykształcenia) i samorządowcem na Kaszubach i wiele osób z tamtych czasów bardzo dobrze go wspomina. Potem, niestety dla siebie, został pracownikiem IPN i zaczęły się problemy. Swego czasu duże emocje wzbudzał jego "doktorat". Jako doktora bowiem zaczęto go przedstawiać, a on specjalnie nie protestował i jako właśnie doktor (a czasem nawet profesor) zaczął funkcjonować w mediach, a parę razy o to pytany (raz w mojej obecności) tłumaczył się niezwykle mało wiarygodnie. A potem zaczęły się kolejne wpadki, których podłożem zazwyczaj było przekonanie o własnym besserwisserstwie i brak najmniejszej nawet empatii niepodzielających jego poglądów. Aż dotarł do Czarnego...

 

Cóż tam zrobił? Najkrócej rzecz ujmując, gdy z widowni kilka osób zaczęło się dopytywać kogo konkretnie na owym pomniku chce się upamiętnić zaczęła się, dość zdawkowa w sumie dyskusja o tym czy takiego "Łupaszkę" można uznać za bandytę, czy nie. Argumenty przeciw padały banalne i naprawdę dla mnie, który już parę takich dyskusji przeżył sporym zaskoczeniem było, że doświadczony pracownik Biura Edukacji IPN, miast w parę minut zgłaszane wątpliwości rozwiać, wolał się skoncentrować na obrażaniu pytających. Tak emocjonalnie i gwałtownie, że wręcz uniemożliwił im pełne uargumentowanie swoich sądów.

 

No, a potem głos zabrał ów starszy pan, jak się okazało później emerytowany nauczyciel i były radny Benedykt Lipski. Który tak naprawdę nie zdążył nawet powiedzieć nic konkretnego, bo zaczął od (po sekundy wcześniejszych emocjach, wręcz usypiającego) odczytania swoich rozważań na temat ostatniego rozkazu generała Okulickiego rozwiązującego AK. Zdążył powiedzieć z trzy banały i z dwie głupoty gdy Piotr Szubarczyk zaczął istny cyrk. Określenia, że "lżył", czy "obrażał" nie do końca oddaje tę sytuację. Zaczął pokrzykiwać, potem obrażać, potem śpiewać radzieckie piosenki i poszło...  Szalenie skonfundowany i starający się mimo to odczytać do końca swoją mowę  Benedykt Lipski będzie się chyba śnił po nocach szefostwu IPNu. Takiej prawdziwej, namacalnej i bolesnej kompromitacji IPN w terenie to ja nie pamiętam.

 

Podsumujmy bowiem. Chcący postawić pomnik proszą IPN o pomoc by przekonać wątpiących w sens inicjatywy. Robią spotkanie, przyjeżdża ekspert z Instytutu i... Nie odpowiada na ani jedno pytanie, nie wyjaśnia ani jednej wątpliwości. Bezmyślnie obraża jedynie pytających, swoim zachowaniem dając wręcz asumpt do pytań o emocjonalną kondycję. Dał też ciała prowadzący spotkanie, bo swoim zachowaniem, pewnie bezmyślnie, pokazał wszystkim, że Szubarczyk miał rację, że wybuchł. Choć nim to miało miejsce, zdawał się potakiwać pytaniom wątpiących i rozwiewać ich obawy. No i efekt taki, że odbyte nazajutrz konsultacje (a internet działa, już wieczorem tego samego dnia poszły silne wici w tej sprawie), przyniosły niecałe dwieście głosów za pomnikiem, a ponad ośmiuset przeciw. No, ale to tylko konsultacje, jak by władze gminy się uparły, mogły by temat jednak ciągnąć dalej. Ale Pan Redaktor nie dał tu najmniejszych szans. Wszedł na profil lokalnego medium informującego o wynikach i zwyzywał (dosłownie) całą społeczność Czarnego... Władze gminy, z wyraźnym poczuciem ulgi, tudzież w nibmie urażonej godności skorzystało z okazji i sprawę definitywnie zamknęły.

 

Choć antyipeenowskie media rzuciły się od razu do gardła, to według mnie to nie jest wcale temat do specjalnej dyskusji o samych Wyklętych, czy ich upamiętnianiu.  Ani też o samym IPNie. To jest temat do rozważań na temat jego fatalnej skuteczności w działaniach edukacyjnych - zwłaszcza poza metropoliami. Nie pisał bym pewnie tego postu, gdyby nie dzisiejsza lektura refleksji samego Piotra Szubarczyka na temat tego wydarzenia:

http://czarne.naszemiasto.pl/artykul/piotr-szubarczyk-nie-zaluje-tresci-swoich-wypowiedzi-ze,4603142,art,t,id,tm.html

 

I, prawdę powiedziawszy to mnie dopiero zirytowało na poważnie. Pan Redaktor nie jest bowiem zadowolony jedynie z formy swoich wypowiedzi, bo treści uważa za słuszne i je podtrzymuje... A wszystkiemu winni są "politrucy i wytrawni działacze partyjni". Czyli totalny brak zrozumienia dla tego po co go tam zaproszono i co miał zrobić. Już mniejsza, czy Lipski i koledzy to faktycznie owi politrucy (aż strach się bać, jak się okaże, że nie). 

 

Każdy, choćby pobieżnie interesujący się tematyką "wyklętych" w społeczeństwie, powinien mieć świadomość jakie są to klimaty. Lata propagandy, wkładanie wszystkich do worka z napisem "wyklęci" plus aktualne spory polityczne powodują, że jest to kwestia naprawdę żywa i w wielu miejscach (m.in. na Pomorzu, zwłaszcza na Kaszubach) wzbudzająca spore emocje. Przecież z góry wiadomo, że przeciwko takiemu pomnikowi nie są krasnoludki, ale albo ludzie niedoinformowani, albo z różnych powodów wrodzy tej pamięci. I cóż powinien zrobić edukator: wątpiących przekonać, wrogich manipulatorów zasypać faktami. Spokojnie, merytorycznie, dobitnie.

 

I, kurcze, po to tam Szubarczyk w glorii eksperta z IPN pojechał. Stanął wobec trzech bodaj, dość banalnych i  w sumie wyważonych (kto na takich spotkaniach bywał, ten to potwierdzi) wątpliwości i.. się poddał? Nie wiem czy w jakikolwiek racjonalny sposób można wyjaśnić to, co zrobił, ale nie ulega wątpliwości: przeciętny mieszkaniec Czarnego, pobieżnie kojarzący historyczne zagadnienia dostał przekaz jasny: na pomniku "wyklętych" chcieli umieścić nazwiska ludzi, którzy nie są godni upamiętnienia, Spytany o to ekspert nic nie miał na ich obronę, więc zaczął rozwalać spotkanie by je zakończyć. A jak konsultacje wyszły przeciw pomnikowi, to się tak wściekł, że mu się nie udało, że zwyzywał wszystkich... Ergo.. Lipa Panie z tymi Wyklętymi, polityczna lipa i tyle...

 

Tak oto Piotr Szubarczyk edukator IPN mocno wsparł walczących z pamięcią o "Żołnierzach Wyklętych" i żałuje jedynie formy, w jakiej to zrobił...

Feterniak
O mnie Feterniak

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka