Miejsce wypadku w Oświęcimiu, fot. PAP/Andrzej Grygiel
Miejsce wypadku w Oświęcimiu, fot. PAP/Andrzej Grygiel

Błaszczak: Nie będę rejterował. PO chce ograniczyć przejazdy uprzywilejowane

Redakcja Redakcja Wypadki Obserwuj temat Obserwuj notkę 28

Szef MSWiA zapewnia, że według jego informacji kolumna premier Beaty Szydło jechała w taki sposób, aby móc korzystać z praw pojazdów uprzywilejowanych. Według Mariusza Błaszczaka wskazują na to zeznania świadków.

Prokuratura zabezpieczyła komputer pokładowy auta

Dodał, że poza funkcjonariuszami BOR zeznania potwierdzające, że samochody jechały na sygnałach, złożyły również osoby postronne. Minister na stwierdzenie, że pojawiają się też zeznania osób, które są odmienne, odpowiedział: - W telewizji słyszałem, natomiast nie wiem, czy mają one charakter procesowy.

Błaszczak zaznaczył, że samochody mają systemy rejestrujące. Komputer pokładowy zabezpieczyła prokuratura i to od niej zależy, czy będą ujawnione dane z rządowego Audi. Minister powtórzył, że "wszystko wskazuje na to, że prędkość pojazdu ok. 50 km/h". Tłumaczył też, że w samochodzie premier kabina jest opancerzona, a cały pojazd waży ponad 3 tony. W związku z tym - jak wskazał - strefy zgniotu są konieczne, m.in. przy gwałtownym hamowaniu.

Dodał, że kierowca samochodu premier Szydło podjął decyzję o odbiciu w lewą stronę, żeby nie staranować fiata. - Czy hamował, tego dokładnie nie wiem. Natomiast wiem z całą pewnością, że kierowca chciał uniknąć tragedii. Ten młody człowiek był sprawcą wypadku, on zginąłby, to nie ulega żadnej wątpliwości, i wtedy mielibyśmy rzeczywiście olbrzymią aferę - mówił szef MSWiA. Według niego
sprawcą wypadku jest ten, który doprowadził od kolizji. - Niewątpliwie, zmieniając tor przejazdu, sprawcą był kierowca fiata - ocenił Błaszczak. Powiedział, że z informacji, które uzyskał od Komendanta Głównego Policji wynika, że przyznaje się on do winy.

Szef MSWiA o swojej dymisji

Szef resortu spraw wewnętrznych i administracji tłumaczył się również z obecności na obchodach katastrofy smoleńskiej w czasie gdy wydarzył się wypadek. Zapewniał, że był w stałym kontakcie ze służbami. - Nie uczestniczyłem we mszy św., byłem w pomieszczeniach przylegających do katedry. Konsultowałem się z szefami służb - dodał. Podkreślił, że rozmawiał przez telefon podczas przejścia z katedry pod Pałac Prezydencki, a po skończeniu uroczystości zwołał naradę w centrum operacyjnym.

Pytany, czy poda się po tym zdarzeniu do dymisji, odpowiedział: - Ja nie jestem przypisany do tego stanowiska; nie będę rejterował. Dodał, że nie będzie się wycofywał wtedy, kiedy "następuje proces zmiany porządkowania sytuacji, która była bardzo złą".

Rzecznik rządu Rafał Bochenek, komentując sytuację, ocenił, że szef MSWiA zachował się prawidłowo. - Ja wiem, że niektórzy popadają, szczególnie opozycja, w taki amok - cokolwiek się wydarzy to od razu dymisja. Tylko problem tkwi w tym, że politycy opozycji nie dostrzegają jednej rzeczy: minister Błaszczak i pan minister Zieliński od samego początku mówią, że potrzeba zmian w tej służbie. Jest przygotowywana ustawa, ona jest teraz na etapie uzgodnień, konsultacji, ministrowie chcą przedyskutować jak najlepsze rozwiązania - powiedział.

Premier może podejmować decyzje

Premier Beata Szydło po wypadku w Oświęcimiu przebywa od piątku w szpitalu. Lekarze jeszcze nie zdecydowali o jej wypuszczeniu. Jak poinformowała rano szefowa kancelarii premiera Beata Kempa, premier czuje się dobrze i niebawem może wrócić do swoich obowiązków. - A nawet dzisiaj w każdej chwili podejmować decyzje, które są, leżą we władaniu premiera - podkreśliła.

Premier powiedziała wczoraj wieczorem w Wiadomościach TVP, że czuje się dobrze, nie ma poważnych obrażeń i liczy, że w ciągu kilku dni zapadnie decyzja, że może opuścić szpital. Dziękowała też za życzenia i słowa wsparcia.

- Beata Szydło jest osoba, która nigdy nad sobą się nie rozczula. Nawet wtedy, kiedy jest zmęczona, bo ma do tego prawo, pracuje bardzo intensywnie. Nigdy nie słyszałam, żeby powiedziała, że jest zmęczona. Nie lubi skupiać na sobie uwagi. Bardzo szybko się w sobie zbiera do pracy, i tak się dzieje także w tej chwili - komentowała sytuację szefowa gabinetu premier Elżbieta Witek.

Koniec z uprzywilejowanymi przejazdami!

PO składa projekt ustawy ograniczającej przejazdy kolumn uprzywilejowanych tylko do prezydenta, premiera oraz - w wyjątkowych sytuacjach - marszałków Sejmu i Senatu.

- Obecnie wszyscy ministrowie, nawet wojewoda, może skorzystać z przejazdu kolumną uprzywilejowaną. Nie jest to poważne, żeby minister, nawet premier, korzystał z przejazdu kolumną uprzywilejowaną na sygnale, powracając z pracy do domu, albo tak jak pan prezydent, jadąc na narty. Takie standardy nie powinny mieć miejsca na polskich ulicach - argumentował poseł PO Krzysztof Brejza.

W jego opinii, Prawo i Sprawiedliwość nie wyciągnęło wniosków z wypadków z udziałem rządowych limuzyn. - Już po karambolu w Toruniu powinna być zrobiona narada, dane z tych pojazdów, a te pojazdy rejestrują nawet obraz, powinny być opublikowane, tak by móc wyciągnąć wnioski. Wniosków nie ma - powiedział.

Petru broni kierowcy seicento

Zdaniem Ryszarda Petru z kierowcy seicento, który brał udział w wypadku chcą zrobić kozła ofiarnego. - W sytuacji, kiedy prawdopodobnie - tu znów mówimy, prawdopodobnie - wina jest po stronie tych, którzy prowadzili samochody rządowe, a nie po stronie kierowcy seicento - zastrzegł Petru. Według niego politycy ani nie pospieszyli się z pomocą, ani nie szkodzi, że zaoferowali ją publicznie, skoro 21-latek został już medialnie oskarżony.

- Jeżeli prokuratura tak szybko go oskarża, to trzeba szybko pomóc mu w tej sprawie - uważa Petru. Jego zdaniem "bardzo łatwo młodego człowieka przestraszyć" w sytuacji, gdy ma miejsce "tak wielki atak ze strony państwa". - Ja nie mam zaufania do prokuratury, która będzie w tej sprawie będzie pozywała tego chłopaka - powiedział. Dodał również, że ma "coraz mniejsze zaufanie" do prokuratury w ogóle, "dlatego, że ewidentnie sterowana jest ona ręcznie przez ministra Ziobro".

Z kolei Jan Grabiec z PO mówił w Sygnałach Dnia, że problemem nie są procedury, ale ich łamanie. W jego opinii politycy PiS "są przekonani, że mogą łamać prawo, bo są wybrani przez suwerena". - To filozofia: "wygraliśmy wybory, możemy wszystko" - dodał. W jego ocenie, "zamiecenie tej sprawy pod dywan", może w przyszłości skutkować kolejnymi wypadkami z udziałem najwyższych urzędników państwowych.

źródło PAP

ja

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości