Atrazymach Atrazymach
139
BLOG

Powrót "zesłańca"

Atrazymach Atrazymach Polityka Obserwuj notkę 0

 Pan Chlebowski odnalazł Boga – news na tyle godny uwagi, że w ramach misji ewangelizacyjnej trzeba się nim było podzielić z prasą ogólnopolską. Wiadomo przecież, że nic tak dobrze nie wpływa na krystaliczną czystość sumienia jak kawałek absolutu w klapie marynarki, tudzież w butonierce ewentualnie przy kożuchu. Skoro odnalazł to nie mnie rozpatrywać indywidualną wewnętrzną odmianę – niech mu idzie na zdrowie.

Są jednakowoż w wywiadzie udzielonym dziennikowi "Polska the times" przez wyżej wymienionego pana wątki, które budzą skojarzenia raczej zabawne. Bardzo mi się podobał fragment o czytaniu. Można odnieść wrażenie, że skompromitowanemu politykowi pozostaje już tylko wewnętrzna przemiana na drodze zawyżenia statystyk czytelnictwa. Był już przecież jeden taki, co to mu się rozum wyostrzył jak „brzytwa” od tego czytania, do tego stopnia, że trzeba było się tym faktem podzielić z cała polską. Skończyło się jednak na deklaracjach, nikt nie odniósł obrażeń. To, że w ogóle czyta to naprawdę wspaniale i good for him jak mawiają nasi zamorscy sojusznicy. Jednak całokształt wywiadu robi się przez te drobne a prywatne kwestie nieco ckliwy. Oto mamy do czynienia z człowiekiem pokrzywdzonym, na tyle jednak silnym żeby się podźwignąć. Jest to przy tym mąż stanu o głębokiej wierze i subtelnym sumieniu, oczytany, wykształcony i oczywiście skromny. Wypadło nieco wylewnie, nieomal się wzruszyłem, tak jednak miało chyba być.

Dalej dowiadujemy się również o niegasnącej chęci udziału w polityce, oczywiście najlepiej tej wielkiej i dochodowej – w końcu nasz bohater zna się na finansach – ciągnie, więc wilka do lasu (może nie wilka a drwala?). Niby czemu nie, przecież komisja hazardowa ustaliła, że cała afera hazardowa była z brudnego palca wyssana. Mam jednak takie niedające spokoju przeświadczenie, że z tymi komisjami to sprawa jest zupełnie tragikomiczna. Jakie ta przypadkowa zbieranina ludzi ma kompetencje do prowadzenia jakiegokolwiek śledztwa? Wcale nie większe niż znana i lubiana pani Basia – jej jednak nikt podobnej misji nie powierzył, dlaczego? Oczywiście, dlatego że nie jest parlamentarzystką, (bo że o kompetencje iść tu nie może to już ustaliliśmy) a przy okazji nie reprezentuje partykularnych interesów żadnej partii. Jakby tego było mało raport, który ma rzekomo rozwiać wszelkie wątpliwości przyrządza nie, kto inny jak przewodniczący komisji, w tym wypadku członek PO. Zaraz zaraz… tzn, że ten przewodniczący z partyjnej łaski wydaje de facto opinię w sprawie swojego partyjnego zwierzchnika, którym był swego czasu pan Chlebowski? I to oczywiście załatwia całą sprawę, w zasadzie wszystkie sprawy. Czy reżyserowany w ten sposób spektakl możemy brać za rzetelne źródło wiedzy na temat ewentualnej przestępczej działalności? Gdzie jest sens w ustawie, która czyni polityków – kolegów sędziami we własnej sprawie?

Nic, więc dziwnego, że pan Chlebowski ma sumienie krystalicznie czyste, i że z radością powołuje się na ustalenia kolegów. Że jest bardzo koleżeński o tym mieliśmy już okazję się przekonać.

Spokoju nie daje mi jednak coś jeszcze. Jakoś nie mogę zapomnieć słynnej rozmowy telefonicznej, która jak się teraz okazuje dotyczyła zupełnie czegoś innego… Niby wiedziałem już wcześniej, że nie można całkowicie wierzyć w to, co mówią politycy, ale że i w tym wypadku posługując się jakimiś niedomówieniami, jakimiś konspiracyjnymi „nie chcę przez ten…”, „umówiłbyś tego…” pan Chlebowski miał na myśli zupełnie coś innego, niż można usłyszeć – tego się nie spodziewałem. Toż to domaga się poważnych studiów z dziedziny patologii mowy. Przypomnijmy:

 

 

Czy w ten sposób rozmawiają uczciwi ludzie o zupełnie uczciwych sprawach? Na szczęście komisja niema żadnych wątpliwości… panowie rozmawiali zapewne o rzeczach podniosłych, filozoficznych i silnie uduchowionych – nie nam maluczkim rozumieć niuanse języka wyższego rzędu. Pora, więc chyba wrócić panu Chlebowskiemu do wielkiej polityki. Choć i tu pojawiają się pewne wątpliwości natury w gruncie rzeczy estetycznej. Wprawdzie już nie chcę dotykać prywatnych jego spraw w postaci wewnętrznych perturbacji i przemian sumienia, bo to nieelegancko, skoro jednak czyni z nich sprawy publiczne…

Człowiek po wewnętrznej przemianie jakoś nieodmiennie kojarzy mi się ze skromnością, wyciszeniem, unikaniem spraw głośnych – taki jakiś archetyp mi się ukształtował. Widzi mi się on, jako człowiek szczęśliwy ze względu na działania, jakie może podjąć lokalnie, a to kwiatki podleje, a to staruszkę przez jezdnię przeprowadzi, może dzieciakom w okolicy festyn zorganizuje. Ale, żeby tak od razu po takiej traumie wracać tam gdzie nas tak pokrzywdzono? Prawie wszyscy chyba wiedzą, co robił John Rambo na początku każdej kolejnej odsłony filmu. A to spacerował szosą, a to jakieś garnki lepił czy koła budował innym razem pływał łódką. Jednak pan Chlebowski jest przecież lepszy niż Rambo – wystarczy mu rok na całkowite przewartościowanie, uspokojenie i powrót do akcji.

A tak całkiem serio to obawiam się jednak, że jego ewentualny powrót byłby jak zatrudnienie alkoholika w sklepie monopolowym. Poza głęboko humanistycznym przekonaniem o możliwości resocjalizacji największych nawet nikczemników nie znajduję żadnych argumentów by obdarzyć tego pana jakimkolwiek zaufaniem. To jednak stanowczo za mało jak na powrót do pierwszej ligi.

Atrazymach
O mnie Atrazymach

...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka