Atrazymach Atrazymach
1048
BLOG

"Znany dziennikarz" "zaatakowany" na Woodstocku

Atrazymach Atrazymach Rozmaitości Obserwuj notkę 14

Drugiego dnia festiwalu Woodstock w Kostrzynie nad Odrą doszło do bardzo niebezpiecznej sytuacji. Znany ze swojej otwartości światopoglądowej i szerokich horyzontów dziennikarz Grzegorz Miecugow w czasie nadawanego na żywo, wprost z Woodstocku programu Szkło Kontaktowe stał się ofiarą bestialskiej napaści i niczym niesprowokowanej agresji. Oto zupełnie niespodziewanie na scenę wtargnął młody niezamaskowany mężczyzna z kartonikiem z napisem TVN KŁAMIE i zadał prowadzącemu kilka ciosów w głowę… W ten sposób festiwal miłości przerodził się w symfonię nienawiści wymierzoną we wszystkich cywilizowanych Europejczyków. Parafrazując Baracka Obamę: dziś wszyscy jesteśmy Miecugowami. Tłum w sali zerwał się z podłogi i zaczął skandować „przepraszamy” i „zostań z nami”, posypały się kwiaty, popłynęły łzy a sejsmografy w Korei Północnej odnotowały uzasadniony gniew całej natury…  Tak przynajmniej wygląda oficjalna narracja.

 

Masa redaktorów, redaktorzyn i blogerów wszelkiej maści czekała na taki właśnie kwiatek w tym upalnym sezonie ogórkowym. Słowa nienawiść, agresja, przemoc, pobicie, faszyzm i wiele jeszcze innych niezbędnych w pracy współczesnego obiektywnego reportera narzędzi już od dawna niecierpliwie przebierały krótkimi nóżkami by w końcu zerwać się do biegu na pierwsze strony opiniotwórczych gazet i żółty pasek TVNu.

Prawdziwa eksplozja nienawiści w środku lata – co z ulga dla spracowanej gawiedzi.

Powiedzmy sobie otwarcie to, co się stało faktycznie nie powinno mieć miejsca.  I wcale nie, dlatego, że przemocy nie da się żadną miarą uzasadnić a raczej, dlatego, że w tym przypadku faktycznie byłaby zupełnie zbędna i bardzo szkodliwa. O ile oczywiście w ogóle możemy mówić o przemocy…

Prawda jest taka, że mimo rosłych ochroniarzy na scenę wdarł się dość niepozorny chłopak, który co najwyżej szturchnął pana Miecugowa  i mimo starań nie udało mu się pacnąć go w twarz. Kto widział zajście w materiale HD ten wie, że na szczęście, żadna krzywda nikomu się nie stała. Z drugiej strony gdyby zamiarem intruza było wyrządzenie krzywdy panu redaktorowi to miał całą masę czasu by to zrobić – z jakiś powodów nie zrobił… powydrurniał się chwilę i spektakl galopującej bezmyślności zakończono wyprowadzając go z namiotu. Mediom to nie przeszkadza… będą się trzymać wersji o brutalnej napaści. Zaraz ktoś powie: „ale przecież mógł mieć pistolet, albo granat, albo kija samobija…” No faktyczny mógł, ale nie miał… Logika takiej argumentacji sprowadza się do tego, że Pan Miecugow zamiast stroić sobie żarty z ludzi, mógłby ich przecież równie dobrze opiekać na rożnie jednak z jakiś przyczyn tego nie robi zatem stawianie mu z tego akurat powodu zarzutów byłoby dowodem głupoty lub co gorsza złej woli.

W przekazie medialnym prym wiodą jednak fakty, które nazwano swego czasu dość trafnie „faktami medialnymi” Otóż fakt medialny to taki fakt, który musi się odznaczać pozorami prawdy, bądź jej części. Wcale nie musi być szczególnie sprytną próbą oszustwa, ważne by zastępował pełną prawdę przez 24h, później nikogo nie będzie interesowała. Teraz takim właśnie faktem medialnym stanie się brutalna napaść na niewinnego dziennikarza, ciosy w głowę, i potencjalne posiadanie śmiercionośnej broni przez sprawcę. Brzmi to lepiej niż „sfrustrowany młodzian pacnął Miecugowa w koszulę”.

Lewica szaleje z zachwytu

Przy każdym takim wydarzeniu nasza rzeczywistość osiąga nowe szczyty surrealizmu. Nagle większość pokojowo nastawionych, czułych humanistów o lewicowych sympatiach jakby wiedziona instynktem godnym samego Marksa dostrzega okazję by uczynić świat trochę „lepszym”.

 

Przepis na lepszy świat:

- Bezbronna, najlepiej nieświadoma ofiara, może być wariat – Koniecznie świeży!

- Mundur od Hugo Bossa (kolekcja 1939-1945)

- Strach, lęk i szczypta intelektualnego lenistwa.

- Brunatny kleik

 Podawać na gorąco! Karmić masy aż do otrzymania pożądanego rezultatu.

 

W ten sposób frustrat z Kostrzyna w optyce lewicowych publicystów staje się modelowym faszystą, który podniósł rękę na wszystkie swobody obywatelskie. Problem w tym, że „znanemu redaktorowi” w istocie nic złego się nie stało. Gdyby, chociaż ukruszył ząb albo trafił na obserwację do szpitala, niestety wyszedł bez szwanku… Trzeba się jednak cieszyć tym, co mamy i pielęgnować wersję o brutalnej eksplozji prawicowego fanatyzmu. 

Pani Agnieszka Gozdyra donosi na Twitterze:

 

Z kolei na Facebooku ta sama Pani komentuje:

Coraz bardziej obrzydliwie się robi

Oto rzetelność dziennikarska w imię zasady „nie znam się to się wypowiem”. I ja rozumiem jej płynące ze szczerego serca obawy. Niestety opiera swoje obawy o zafałszowany obraz rzeczywistości. Nie można relatywizować czegoś, co nie miało miejsca. „Znany redaktor” na szczęście nie został pobity i to wcale nie dzięki błyskawicznej interwencji ochrony a z uwagi na to, że sprawca prawdopodobnie nie zamierzał go bić – i tego nie zrobił (a może zamierzał tylko się bał, nie wiem, ale ważne są fakty a nie hipotetycznie możliwe scenariusze). Tym samym Pani Agnieszka, zupełnie niechcący staje się ofiarą manipulacji i jednocześnie się tej manipulacji przysługuje.

Jest to strategia, którą można określić, jako „histeria nad dzbanem pełnym mleka”. Nic się jeszcze nie rozlało, ale! Przecież w każdej chwili może się rozlać!

Z kolei Pani Anna Dryjańska Socjolożka retorycznie pyta:

 

Pytanie brzmi: czy nieprawicowe media zdobędą się na intelektualny wysiłek i połączą wreszcie brunatne kropki?

 

Źródło: http://annadryjanska.natemat.pl/70549,brunatne-kropki

 

Czyli jednak faszystowski spisek?

Pani Anna nie musi zdobywać się na intelektualny wysiłek by zapytać o genezę tej nieprzyjemnej sytuacji. Ona ją zna a priori: prawica, faszyzm, brunatne kropki. Tu niema miejsca na żadne „ale” i żadne „dlaczego”. Tu wszystko jest albo po naszej lewicowej stronie albo jest bezwzględnie złe i brunatne już od kołyski. I ja Panią Anię też rozumiem. Proste recepty na świat to z punktu widzenia natury świetna strategia poznawcza. Wysiłek intelektualny polegający na dopuszczeniu jakichkolwiek wątpliwości to dla ludzkiego organizmu znaczny wydatek energetyczny a zatem potencjalne zagrożenie.

W sprawie „bezprecedensowej napaści” stanowisko zajął już nawet sam prezes rady ministrów: 

 

„osoba, która dopuściła się tego czynu, musi za to odpowiedzieć, także dlatego, żeby nikt w Polsce nie śmiał promować przemocy jako sposobu uczestniczenia w życiu publicznym”

Bardzo stanowczo prawda? Prawie jak Cyrankiewicz w 56 tylko, że tam było na poważnie. Trudno się też nie zgodzić. Jednak, czemu pan Premier nie był tak stanowczy, kiedy jeden z jego bliskich kolegów poseł Niesiołowski, praktykował poszturchiwanie redaktorki nieco mniej przychylnej gazety przed budynkiem sejmu? Czy wtedy „promowanie przemocy” (cokolwiek miałby ten bełkot oznaczać) odbywało się w ramach obrony interesu narodowego, nie było karygodne?

Widać nie każdy pełnoprawny obywatel ma prawo uczestniczyć w życiu publicznym w ten sam sposób, przynajmniej wg. Pana Premiera Tuska.

 

Godnym uwagi studium z dziedziny myśli społecznej jest również wypowiedź poszkodowanego „znanego redaktora”:

 

„Nawet jeżeli to jest drobiazg, nie wolno tego puszczać płazem… ja tego nie odpuszczę, ten człowiek poniesie konsekwencje tego, żeby to była przestroga dla wszystkich tych, którzy nie potrafią dyskutować słowem, tylko muszą bić.”

Z czymś się kojarzy? Jak dla mnie jest to popis moralności na miarę samego Kuno von Lichtensteina, czyli posła krzyżackiego do Króla Polskiego. Generalnie Kuno wybaczyłby Zbyszkowi z Bogdańca jego młodzieńczą zapalczywość, ale ręka podniesiona na posła to ręka podniesiona na zakon, a ręka podniesiona na zakon to ręka podniesiona na samego Chrystusa i co z tą ręką trzeba zrobić to już najlepiej wyjaśniłby wspomniany wcześniej mimochodem towarzysz Cyrankiewicz. Tak samo jest w przypadku biednego znanego redaktora Miecugowa. Ręka, która go szturchnęła to ręka szturchająca wszystkich „dyskutujących słowem” a ręka szturchająca wszystkich „dyskutujących słowem” to ręka szturchająca kręgosłup naszej cywilizacji tudzież inny organ zwiędłej demokracji a tego odpuścić nie można żadną miarą.

Ten sfrustrowany chłopak zrobił coś, czego nie powinien – na szczęście nikomu nie stała się krzywda. Jest to świetny moment by zapytać, dlaczego to zrobił? I uważnie słuchać jego odpowiedzi.

 

Wszelkie histeryczne zawodzenia o negatywnym przełomie, puste frazesy o „promowaniu przemocy” i „biciu” służą tylko zaciemnianiu obrazu całości, wypchnięciu intruza poza nawias naszej postępowej społeczności. Służą spłaszczaniu prawdy do dwubiegunowej wizji świata, w której my jesteśmy Ci dobrzy a tamci to są ci źli faszyści i nic nas z nimi nie łączy. Nic bardziej mylnego. 

Atrazymach
O mnie Atrazymach

...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości