Sierpień 1980 - tysiące, setki tysięcy ludzi uczestniczących w prawdziwym, antykomunistycznym zrywie.
I kompletnie niemrawa, nerwowa w poczynaniach, zagubiona władza. Ale dostaje szansę - stan wojenny. Czas na myślenie i kombinacje.
W 1988 r. chimeryczne bunty (chyba tu "wykluł się styropian") i bohaterskie wyjścia z "okupowanych zakładów". O dziwo (?), po kilku miesiącach od tych "protestów" władza decyduje się na "okrągły stół". Wszystko idzie gładko, a efekty porywają nas wszystkich. No, może prawie wszystkich. Bo był przecież kontraktowy sejm, "jednogłośnie" wybrany Jaruzelski...
Po kilku latach "Kaczory" orientują się w tej grze i "olewają" skompromitowanego Wałęsę. Jednak scenariusz jest rozgrywany perfekcyjnie, a wszystkich przeciwników Michnik ustawia karnie w kącie.
Ale w 2005 wydaje się, że zawrócimy z tej drogi, że zaczniemy wszystko od nowa.
Niestety, w międzyczasie złapaliśmy się w sidła "prawdziwej europejskości". Niech sczezną mohery, na pohybel ciemnogrodzianom!
Tusk i "chłopcy z ferajny" złapali prawdziwy wiatr w żagle. Zapanowała powszechna "miłość" i prawdziwa "demokracja"!
No i mamy dwa miliony zlekceważonych głosów domagających się referendum emerytalnego i jeszcze więcej - w sprawie wolnych mediów!
Ale też wspaniałą Ewę Stankiewicz: Pan jest zdrajcą (o Tusku), Pan jest ignorantem ( o Komorowskim)... Fantastyczne przemówienie!
p.s. A Pan, Panie Ziobro, niech Pan da sobie spokój z przywództwem! Z taką "charyzmą"?