acmd acmd
386
BLOG

Neoliberalne mantry I: pozapłacowe koszty pracy

acmd acmd Gospodarka Obserwuj notkę 22

 Rozpoczynam nową serię postów, które mają w zamierzeniu podważanie pewnych utartych schematów argumentacyjnych, które niemal zawsze pojawiają się w dyskusjach na tematy gospodarcze i które wysuwają zwolennicy twardego liberalizmu gospodarczego. W tekstach tych nie będę się powoływał na Marska, Żiżka ani vonDanikena tylko na normalne prawa ekonomii - nie jestem co prawda ekonomistą ale "ma się maturę i kursa niektóre"...

Dziś, w związku z postem Jacka Czabańskiego o emeryturach, mit pierwszy: Jeśli obetniemy pozapłacowe koszty pracy, to ludzie będą mieli więcej pieniędzy w kieszeniach.

Teza ta wydaje mi się klasycznym przykładem myślenia życzeniowego, opartego na obrazie gry rynkowej jako wioski smerfów, gdzie wszyscy wszystkim dobrze życzą i mają się pięknie dopóki nie wtrąci się zły Gargamel (państwo). A tak na poważnie - praca jest dobrem jak każde inne i cena tego dobra jest wynikiem gry popytu i podaży. Praca jest również dobrem inwestycyjnym i wiadomo, że racjonalny podmiot rynkowy (przedsiębiorca) w celu maksymalizacji stopy zwrotu z inwestycji będzie się starał nabyć to dobro po najniższej możliwej cenie. Możliwości negocjacyjne pracobiorcy są ograniczone przez jego "zastępowalność". Tzn, jeśli jest wiele osób, którymi pracownika można zastąpić, to jego cena jest bardzo niska. W sytuacji, w której o pracownika trzeba się bić - pensja rośnie.

Wyobraźmy sobie teraz wymarzoną przez neoliberałów sytuację przycięcia składek na ubezpieczenia społeczne. Czy w takim razie rosną pensje netto? Niekoniecznie. Pracodawca może przecież równie dobrze obniżyć wydatki brutto - leży to w interesie bo wtedy kupuje prace taniej. Czy pracownik może "wymusić" utrzymanie wydatków pracodawcy na poprzednim poziomie? Zależy to głównie od sytuacji zewnętrznej. jeśli ma możliwość znalezienia lepiej płatnej pracy, to owszem. Ale w sytuacji systemowego bezrobocia - a z takim mamy do czynienia w Polsce przez całe 20 ostatnich lat, jest to raczej przywilej nielicznych grup specjalistów. 

Pytanie powstaje - dlaczego w takim razie pracodawcy już teraz nie obniżają pensji? Z tej przyczyny że cena pracy ma pewną minimalną sztywność - nie da się płacić ludziom za mało, bo wtedy nie będą w stanie pracować. Statystyki pokazują że mediana zarobków w Polsce jest tak niska, że wystarcza tylko na "reprodukcję siły roboczej"... Wynika to z tego, że dysponujemy olbrzymią rzeszą niewykorzystanych zasobów tego dobra, którym jest praca - gdyby ludziom dało się płacić po 500 i przychodzili by oni do pracy za te pieniądze (a nie umierali na grypę z niedożywienia) to tyle by w Polsce płacono. Jeśli płaca jest wyższa, to pominąwszy administracyjną płacę minimalną, wynika to tylko z tego, że za taką pensję pracodawcy dostawali by jedynie dobra niepełnowartościowe (niedożywionych, schorowanych pracowników).

Pozapłacowe koszty pracy, narzucone na sztywnym procentowo poziomie "wymusząją" - z powodu tej minimalnej sztywności płac większe wydatki pracodawcom. Z tego powodu zmniejszają stopę zwrotu przedsiębiorstw, ale sprawiają że summa summarum, ilość pieniędzy którą ludzie mają na konsumpcję indywidualną jest większa. System emerytalny odracza jedynie konsumpcję, ale w "planie życia" pieniędzy mamy więcej. Czego sobie i Państwu życzę.

acmd
O mnie acmd

Należę do inicjatywy blogerskiej "Nowe Peryferie" http://lubczasopismo.salon24.pl/noweperyferie/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka