Gdy się ma, to się wydaje. Albo odwrotnie.
Telewizja publiczna płaci Tomaszowi Lisowi i jego małżonce tyle, że ci państwo mogą oglądać mecze patałachów zwanych „reprezentacją Polski” w lożach.
Firma Sportfive oferowała mi ostatnio na stadionie zwanym „narodowym” loże i miejsca biznesowe. Komfortowe fotele, szklana fasada restauracji, panoramiczne okna na murawę boiska, wykwintni kelnerzy, ekran telewizora... Jest tylko 1.600 takich miejsc dla elity, rodziny i przyjaciół.
Jeśli wynajmujesz lożę dla 12 osób, będzie cię to kosztowało 28.800 złotych. Za 8 osób zapłacimy 19.200 złotych. Nie skorzystałem z tej atrakcyjnej oferty. Meczu nie oglądałem. Kiedy odkładałem książkę i z biblioteki szedłem do salonu oglądać mecz, było już zero do dwóch. Szkoda było na to oczu. Więc znowu oddałem się lekturze…
Tomek Lis ogląda mecze z córkami, bądź przyjaciółmi. Na przykład był ostatnio z dziewczynami w Manchesterze, gdzie śledził zmagania Anglików z Realem. Pisał o tym szeroko na szeroko mu dostępnych łamach.
Ale w Polsce Tomka Lisa wkurza, że kibice nie dopingują należycie polskiej „reprezentacji”. Bo on, Tomek, co rusz zrywa się w trakcie meczu z siedzenia i zdziera gardło. I Tomek nie rozumie w czasie tych zrywów tych, którzy po meczu nie są „solidnie zachrypnięci”. Albo co więcej, nie mają „zdartego głosu”.
A ja nie pojmuję, że przez 6 lat Tomek, Monika i Janina dopingują Platformę, a jej teraz spada.
Tomek nie rozumie, że garstka Ukraińców może zdominować na meczu 53 tysiące Polaków.
A ja znów nie rozumiem, że Tomek, Monika i Janina mogą latami bałamucić 40 milionów Polaków.
Tomasz Lis latami zdziera gardło i krzyczy w telewizji, w radiu, we „Wprost”, w „Newsweeku” i w portalu „natemat’, że Jarosław jest politycznym awanturnikiem, a mimo to prawo i sprawiedliwość nie znika z politycznej sceny.
Tomek Lis nie rozumie w ostatnim „natemat”, że jak się jest zbyt zagorzałym kibicem, to wcześniej, czy później, według jego własnego określenia „dostaje się po ryju”.
A ja rozumiem, że są takie sprawy za które bije się w morde…