Adam Wielomski Adam Wielomski
62
BLOG

Wałęsa każdego zadziwi

Adam Wielomski Adam Wielomski Polityka Obserwuj notkę 4

Wielu ludzi puka się w czoło. Oto Lech Wałęsa jeździ raz po raz po całej Europie na konferencje organizowane przez Declana Ganley’a i Libertas, po czym publicznie oświadcza, że będzie namawiał tę partię na poparcie Traktatu Lizbońskiego, a wszyscy wiedzą, że partia ta powstała właśnie po to, aby Traktat ten zablokować. Jak to wytłumaczyć?

W moim przekonaniu wytłumaczenie tej aporii (pozornej sprzeczności) nie jest stosunkowo trudne. I wcale nie trzeba tu snuć wielkich teorii o zarobkowaniu byłego Prezydenta RP, ani wysyłać go na badania psychiatryczne do wybitnych specjalistów w dziedzinie badającej to, co dzieje się w ludzkiej głowie.

Lech Wałęsa wie, że w Polsce jego kariera polityczna dobiegła końca; wie, że jeśli nawet – dzięki braciom Kaczyńskim i kilku historykom IPN – w sondażach postrzegany jest jako mąż stanu – to jest głęboko „nie wybieralny”. Zbyt wielu ludzi pamięta jeszcze jego prezydenturę, w czasie której zawiódł kompletnie wszystkich (może poza SLD) i gdyby chciał startować tu w wyborach prezydenckich, to dostałby 1 czy 2% poparcia. Nie miałby zresztą nawet kto go tu wystawić, skoro Platforma Obywatelska posiada własnego kandydata w osobie Donalda Tuska.

Jedyną szansą ponownego wypłynięcia na szerokie wody polityczne są dla niego instytucje europejskie. Tego jednak PO Wałęsie nie zapewniła i nie zapewni. W ogóle zresztą stosunek PO do Wałęsy jest charakterystyczny: Tusk bardzo chętnie publicznie kadzi byłemu Prezydentowi, ale niczego mu nigdy nie dał i dać chyba nie ma zamiaru. W jego planach Wałęsa ma być symboliczną postacią, która (moralnie) panuje, ale absolutnie niczym nie rządzi; nie ma wpływu na państwo, na rząd, nawet na PO. Ma się stawiać na zawołanie premiera i wygłaszać hymny pochwalne wobec niego i jego polityki; w zamian za to będzie (słownie) broniony przed IPN i „kaczyzmem” oraz przedstawiony jako „najwyższy autorytet”. W praktyce jednak byłemu Prezydentowi udało się tylko wepchnąć swojego syna na posła i samemu zasiąść w tzw. radzie mędrców. A więc nie dostał praktycznie nic – a przynajmniej nic takiego, co stanowiłoby chociaż częściowe zaspokojenie jego ambicji. A ambicje te – co nie jest tajemnicą – są bardzo duże. A tu nic, tu nawet Kurtyka nie stracił swojego stołka w IPN. Platforma czci publicznie Lecha Wałęsę, ale go nie szanuje.

W związku z tym były Prezydent szuka dziś siły, która poprze go w staraniach o karierę na forum unijnym, europejskim. Nawinął mu się Declan Ganley, który najprawdopodobniej zaproponował mu stanowisko Prezydenta Unii Europejskiej (czy coś o podobnej nazwie), więc Wałęsa połknął ten haczyk. Oto wreszcie ktoś chce mu zaoferować godne stanowisko! Co więcej, myślę, że Lech Wałęsa w powszechnych wyborach miałby bardzo duże szanse na ich wygranie. W Polsce ludzie się z niego śmieją, ale w zachodniej Europie to jest wielkie nazwisko! On jest w Unii bardzo, ale to bardzo elekcyjnym nazwiskiem. Jego atutem jest nieznajomość języków obcych – zadaniem tłumacza będzie bezkształtne frazy przetłumaczyć w poprawnej gramatycznie i stylistycznej postaci.

A więc Wałęsa jako kandydat Libertas na Prezydenta Unii Europejskiej. I tu jest jeden mały problem techniczny: w tej chwili w Unii jeszcze nie ma takiej funkcji. Ganley niby chce coś takiego wprowadzić, ale – zwalczając Traktat Lizboński – de facto działa przeciwko wprowadzeniu instytucji unijnego przywódcy. Traktat zaś zakłada stworzenie funkcji Przewodniczącego Rady Europejskiej, czyli czegoś na kształt prezydenta unijnego.

Innymi słowy: gdyby Libertasowi udało się zablokować Traktat, to dla Lecha Wałęsy zabrakłoby stołka. A więc dlatego on tak bardzo popiera ratyfikację i wejście w życie Traktatu. Problem w tym, że gdyby się to stało, to musi jeszcze być jakaś siła, która zgłosi Lecha Wałęsę jako kandydata na Przewodniczącego Rady Europejskiej. Platforma Obywatelska sama tego przecież nie zrobi – musiałaby mieć na to zgodę Angeli Merkel, która na pewno wystawi własnego kandydata a przynajmniej kogoś zaufanego i pewnego, podczas gdy Wałęsa jest kompletnie nieobliczalny. I w tym miejscu byłemu Prezydentowi potrzebny jest Libertas, który to uczyni.

Najprawdopodobniej więc Wałęsa myśli tak: ja popieram Libertas jako partię, która mnie wystawi w wyborach na Przewodniczącego Rady Europejskiej, ale nie popieram podstawowej idei Libertasu, czyli odrzucenia Traktatu, gdyż wtedy nie byłoby funkcji Przewodniczącego Rady Europejskiej. Ot i zapewne to cała strategia.

Adam Wielomski
 

www.konserwatyzm.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka