Czytam sobie teksty o GW, także te tutejsze (najciekawszy jest chyba Piotra Śmiłowicza) i dziwię się własnemu szczęściu czy może naiwności. Ileż w nich emocjonalności, osobistego zaangażowania, rozmytych nadziei. Niestety/na szczęście urodziłem się zbyt późno...
Może bardziej uderza coś innego. Praktycznie wszystkie wspomnienia traktują głównie o Nadredaktorze, czasem się wspomni kilka cyngli. I już fenomen GW rozkminiony, załatwiony kasą skradzioną CIA, ups, Solidarności i miłością różnej maści wykształciuchów do wszelkich form komuny. I ani słowa o Adamie Wajraku, Mariuszu Szczygło czy Wojciechach: Jagielskim czy nawet Orlińskim. Duży Format, Wysokie Obcasy, Telewizyjna czy dodatek sportowy (pozdro Major) wspominane są rzadko, jak juz to na marginesie poważnych rozważań o zdradzie i kłamstwie.
Ok, linia polityczna, jakość publicystyki są decydujące dla klasy pisma, jego percepcji... w wąskim gronie, kto wie? może głównie w środowisku dziennikarskim? Ale dlaczego ludzie kupują gazety, oglądają telewizję, słuchają radia? Żeby posłuchać co do powiedzenia ma redaktor Żakowski, poczytać Michnika, obejrzeć najnowszą fryzurę Lisa? To też, ale gdyby dane medium ograniczało się tylko do wysyłania fal zniszczenia na podświadomość, to by upadło w tydzień.
Mam wrażenie, żę większość oponentów Michnika o tym zapomina. I sport, kulturę, naukę, zagranicę zwyczajnie olewa. Oni robią gazetę/telewizję polityczną, zmieniają Polskę. A to można robić przy każdej pogodzie, więc prognoza na dany dzień nie musi być zbyt dokładna... ale przynajmniej nie dodają noży do wydania, też prawda...