leszek.sopot leszek.sopot
728
BLOG

Smok, orzeł i Wałęsa z Kwaśniewskim w tle

leszek.sopot leszek.sopot Polityka Obserwuj notkę 24

W stoczni znalazłem się popołudniu w niedzielę 17 sierpnia. Po zakończeniu Jarmarku Dominikańskiego, na którym z grupą teatralną „Tako” Bogdana Posmyka bawiliśmy przechodniów arlekinadą teatru del’arte oraz sztuką Smok Eugeniusza Szwarca (bardzo gorąco oklaskiwaną przez widzów – sztuka w adaptacji Bogdana mówiła o zniewoleniu kraju przez smoka, na walkę z którym porywa się garstka szaleńców), zabrałem swoją torbę z aparatem fotograficznym i poszedłem pod stocznię. Chciałem tam zaciągnąć całą grupę. – Wystawienie w stoczni Smoka byłoby najbardziej adekwatne do wydarzeń, czasu i miejsca bo przecież stoczniowcy walczą z komunistycznym smokiem – przekonywałem. Bali się pójść ale chcieli, poddali się jednak moralnemu szantażowi kierownika osiedlowego klubu „Pinezka” na Przymorze, który zdenerwowany mówił, że jeśli pójdą i dadzą spektakl, to on wyleci z pracy. Dwie osoby wyłamały się. Bez nich spektaklu nie można było zagrać.
Smok
Smok na spektaklu Smok

Spektakl Smok
Alek pogania poddanych smoka

Bogdan Posmyk ze swoim teatrem był znany władzy ludowej. W 1977 r. w trakcie dni uczelni na UG przygotowywał teatralny happening, który miał się odbyć przed Wydziałem Ekonomiki Transportu w Sopocie. Spektakl miał być pokazany tuż po pogrzebie Staszka Pyjasa. Członkowie zespołu na premierę uszyli czarne sztandary. Przygotowywali żałobny pochód na wzór krakowski. Nie pamiętam wszystkich nazwisk ludzi, którzy byli w grupie. Byli w niej m.in. Alek, Witek, Bożena, Ewa Wasiucionek i Andrzej Zarębski. Bogdan (student oceanografii UG) został wezwany na dywanik do organizatorów dni uczelni, czyli do przewodniczącego SZSP UG Aleksandra Kwaśniewskiego, który nakazał, aby Bogdan sam z własnej woli, ze względu na „wydarzenia w Krakowie” i organizowaną w Gdańsku mszę żałobną, odwołał przedstawienie. Bogdan odpowiedział, że nie jest to żaden wodewil ani komedia i że spektakl nie ma być grany ani w dzień pogrzebu, ani w dniu organizowanej mszy, więc nic nie odwoła. Kwaśniewskiego twierdził, że chcą zamienić spektakl w antypaństwową manifestację. Bogdan odpowiedział, że to nie jest prawdą. Na to Kwaśniewski odpowiedział, że i tak trzeba je odwołać, gdyż takie stanowisko zajęła egzekutywa PZPR UG, a on nie może się przeciwstawić. Uprzedzał, że działaniom Bogdana i całego zespołu bacznie przygląda się milicja. Bogdan nie dał się zastraszyć. Powiedział, że jeśli SZSP jest przeciwna to niech sama odwoła to przedstawienie skoro wszystkie inne chałtury mają się odbyć. Za drzwiami na wynik tej rozmowy czekali „smutni panowie”, których Bogdan mijał wchodząc i wychodząc z pokoju przewodniczącego SZSP.
Bogdan Posmyk
Bogdan Posmyk

W dzień premiery na plac przed Wydziałem Ekonomiki Transportu UG w Sopocie wjechały buldożery, które wykopały doły pod nowe rury wodociągowe. Przedstawienie się nie odbyło – dni uczelni w Sopocie odwołano. Doły na placu były przez wiele miesięcy. Rury wymieniono po roku.
Niektórzy członkowie grupy w stanie wojennym działali w opozycji i przez pewien czas współpracowali wówczas ze mną (też byłem członkiem tej grupy teatralnej). Joanna, siostra Posmyka, była najbardziej zaufaną łączniczką Bogdana Lisa. U Ewy przez wiele tygodni ukrywał się członek podziemnego NZS UG, na którego SB polowała przez długi czas i zorganizowała operację „Promień” – zakończoną ich niepowodzeniem.

Wracam do sierpnia 1980. Poszedłem więc do stoczni sam. Im podchodziłem bliżej tym coraz więcej było znaków świadczących o tym, że coś się dzieje. Były to wymalowane na murach kotwice – symbole Polski Walczącej oraz napisy „strajk”. Przed bramą była duża grupa ludzi. Niektórzy z kwiatami, które przymocowywano do bramy wokół portretu Jana Pawła II.
Brama stoczni w czasie strajku

Pomyślałem, że kwiaty mają chronić Papieża przed kulami z karabinów... a jeśli Papieża to i wszystkich ludzi przed i za bramą. Z głośnika podawano informacje, że strajk trwa nadal pomimo podpisanego z dyrekcją porozumienia. Przed bramą stał już drewniany krzyż postawiony przez robotników i Darka Kobzdeja. Wokół ułożono kwiaty. Kilka osób zatrzymało się przy nim w zadumie. Ktoś przypiął na nim święty obrazek oraz kartkę z parafrazą cytatu z Giaura Byrona:
„Walka o wolność... / Gdy się raz zaczyna, / Dziedzictwem z ojca / Przechodzi na syna. / Sto razy wrogów / Złamana plagą, / Skończy zwycięstwem...”.
Krzyż przed stocznią
Krzyż przed stocznią

Mieszały się we mnie uczucia powagi i podniecenia. Zdawałem sobie sprawę z powagi sytuacji. Na bramie poznałem chłopaków, którzy weszli w skład straży strajkowej. Byli szalonymi optymistami i tym optymizmem także i mnie zarazili. Mieliśmy przeczucie, że coś się zmieni, że trzeba ryzykować, gdyż w beznadziei nie można trwać. Radości i entuzjazmu jeszcze w tłumie przed bramą nie czułem. Portret Papieża, wizerunek Matki Boskiej, polska i papieska flaga, kwiaty i napisy na murach podnosiły na duchu i dawały nadzieję, że robotnicy nie są sami, że całe miasto ich poprze, bo każdy zdawał sobie sprawę z tego, że jest to protest przeciwko życiu w poniżeniu i strachu, przeciw represjom i kłamstwom. Większość jednak bała się represji. Wciąż pamiętano o tragedii w grudniu 1970 roku. Bano się, że w każdej chwili na ulicach pojawią czołgi, że gdański bruk znów będzie czerwony…
Chłopacy ze straży strajkowej
Chłopacy ze straży strajkowej

Nastroje w stoczni falowały. Najwięcej zaniepokojonych głosów pojawiło się przy końcu pierwszego tygodnia strajku. Wzmocniono straż strajkową, niektórzy młodzi robotnicy przygotowywali się do odparcia szturmu na stocznię. Z niepokojem zaobserwowano, że w radio zaczęto nadawać muzykę poważną. Niepokój udzielił się także członkom prezydium, którzy postanowili, że aby nie dać się łatwo złapać będą spać w różnych miejscach w stoczni.
W nocy na strajku (ja w środku), obok Mietek Chełminiak i Michał Zając
W nocy na strajku (ja w środku), obok Mietek Chełminiak i Michał Zając.

W tej atmosferze rozmawiałem wówczas z Lechem Wałęsą w małej salce BHP. Był wieczór, chyba szósty dzień strajku. Chłopakom przywiozłem odbitki zdjęć ze strajku (raz po raz ganiali mnie bym to co pstryknąłem już im przywiózł). Opowiadałem jak wygląda miasto, plotkowaliśmy o dziewczynach i wstrętnych komunistach, o mogącym nastąpić szturmie na stocznię. Nie baliśmy się, chcieliśmy się jak najlepiej przygotować – tzn. chcieliśmy pokazać, że jesteśmy gotowi na wszystko (ech, przygotowaliśmy sobie pały i łomy, którymi mieliśmy dla postrachu machać), ale jeśli by do szturmu doszło nie mieliśmy walczyć. Kombinowali jak mnie ukryć i przemycić, aby zdjęcia i negatywy nie wpadły. Później była narada stoczniowego komitetu strajkowego. Pozwolono mi na niej zostać. Na samym jej końcu do młodego chłopaka, którym wówczas byłem, zwrócił się z pytaniem przewodniczący strajku abym powiedział o tym, jakie hasła namalować jeszcze na murach stoczni i czy dobrze jest, że umieszczony na murze orzeł jest w koronie. Orzeł w koronie stanął bowiem kością w gardle komunistom, a ci próbowali w tym momencie rozpocząć rozmowy z pojedynczymi strajkującymi zakładami a nie z MKS.
Orzeł w koronie na murze stoczni
Orzeł w koronie na murze stoczni

Na murze stoczni od strony kolejki na początku strajku pojawiły się dwa orły w koronie. Były zrobione własnym sumptem przez młodych chłopaków. Jeden ze sklejki pomalowanej srebrolem i ozdobiony kwiatami, a drugi namalowany na czerwonym tle wisiał na jednym ze słupów przy bramie nr 3. Przy rozmowie z Lechem było kilku chłopaków ze straży strajkowej i ja – nocujący w stoczni długowłosy chłopak, który dopiero co zdał na studia. Wszyscy chcieli wówczas by władza w końcu zgodziła się na rozmowy, by nie było jak w Grudniu ’70. Uważałem wówczas, że lepiej niech już orzeł będzie bez korony byleby tylko podjęli rozmowy i że lepiej niepotrzebnie ich nie drażnić skoro mają być wywalczone ważniejsze sprawy. – Dla władzy może być bez korony, my mamy orła z koroną w sercu – mówiłem.
Na sali BHP
Marek Krówka z Leninem w tle za stołem prezydialnym na sali BHP

RAZ twierdzi, że to pycha i arogancja pomogły wówczas Wałęsie stanąć na czele strajku i nim przewodzić. Ja twierdzę, że wówczas Lechu (po imieniu, bo zwracaliśmy się w sierpniu wszyscy do siebie na „ty”, a także później w gdańskim MKZ) był strasznie fajnym, bliskim w kontakcie i bezpośrednim człowiekm, który rozmawiał z każdym, słuchał uważnie każdego. Był okropnie zmęczony, ale jak wszyscy nieustannie na nogach. W sierpniu nie było – „on” czyli Wałęsa i cała reszta. Byliśmy „my”. Była taka atmosfera jakiej nigdy wcześniej ani później nie spotkałem. Było tak wiele poczucia wspólnego losu, czynu, poczucia, że robimy i uczestniczymy w czymś wyjątkowym, tyle radości, że nie oddadzą tego żadne opisy ani filmy. Tam trzeba było być. To były dwa cudowne, nieprzespane, przemęczone do granic możliwości, tygodnie. Było wiele nerwów, były spięcia wynikające z bardzo trudnej sytuacji, ale nie były one powodowane złą wolą, tylko z chęci znalezienia najlepszego rozwiązania, z troski o dobro wspólne.
Lech Wałęsa

RAZ twierdzi, jakby to miało być zdradą, że dlatego, iż Wałęsa był agentem to był uważany przez władzę za swojego człowieka i nie doszło do przelewu krwi lecz do ugody z komunistami. Jak się mu coś takiego mogło wyobrazić? Komu wówczas miało zależeć na niedogadaniu się z władzą? Chyba tylko Ziemkiewiczowi, ale tenże mógłby wówczas twierdzić, że dlatego strajk zakończył się krwawo bo… na jego czele był Wałęsa. RAZ nie rozumie, być może nie chce o tym wiedzieć, że wówczas z prymasem Wyszyńskim rozmawiał tow. Gierek, że wszyscy dążyli do tego, aby nie przelała się ani jedna kropla krwi.

Dopiero po dziewięciu latach walki o wolność i demokrację w Polsce orzeł był w koronie. Nikt nie musiał się obawiać, że korona będzie kogoś drażnić. To było zwycięstwo wszystkich ludzi Sierpnia ’80. Na realizację marzenia o prawdziwym godle niepodległej Polski trzeba było czekać, tym bardziej dziś trzeba go cenić. 

PS
Jedno z moich zdjęć wykonanych wówczas w stoczni zostało ogłoszone w Skandynawii „zdjęciem roku”. Skandynawskim dziennikarzom komplet moich zdjęć przekazał ks. Jankowski. Nie potrafił sobie przypomnieć z jakiego to kraju, ani jaka gazeta je wybrała. Powiedział mi, że informację o tym odebrał jesienią 1981 r. Nie mógł mnie poinformować bo rozpoczął się stan wojenny. Nagrody nie odebrał. Kazał ją przesłać Matce Teresie z Kalkuty. Może ktoś coś wie jaka to gazeta zdjęciem roku 1980 ogłosiła w 1981 to zdjęcie:
Spowiedź robotnika
"Spowiedź robotnika", ks. Jankowski spowiada Alojzego Szablewskiego

"W gwałtownych przemianach społecznych grozi zawsze niebezpieczeństwo i pokusa nadmiernego skupiania się na rozgrywkach personalnych. [...] Nie idzie o to, aby wymieniać ludzi, tylko o to, aby ludzie się odmienili, aby byli inni, aby, powiem drastycznie, jedna klika złodziei nie wydarła kluczy od kasy państwowej innej klice złodziei". Prymas kardynał Stefan Wyszyński, słowa do delegacji "Solidarności" Warszawa, 06.09.1980 r. __________________________________________________ O doborze reklam na moim blogu decyduje właściciel salonu24 Igor Janke. Nie podobają mi się, ale nie mam na nie wpływu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka