To będzie tekst pochwalny wobec bliźniaków Tusk, którzy dziś wystąpili w TNV24, w roli premiera RP, w widowisku telewizyjnym: "Debata parlamentarna o katastrofie smoleńskiej".
Niedawno skończyłem oglądać relację z sejmowej debaty w TVN. W końcowej fazie debaty miały paść odpowiedzi Donalda Tuska na ponad 80 konkretnych pytań od polskich parlamentarzystów, w niezwykle ważnej sprawie tragedii smoleńskiej. Ale - na pytania nie odpowiadał premier Donald Tusk, którego słuchałem po południu. To nie był już Donald - kluczący, napastliwy, agresywny, nieprzyjemny i insynuujący. To przemawia jego brat bliźniak, Ronald, który ma zupełnie inny charakter i zajmuje - zupełnie inne stanowisko - Ministra Miłości w rządzie Donalda.
Ronald Tusk to jeden z nas. Człowiek obdarzony empatią, sympatyczny, otwarty, cierpiący. Tłumaczy swojego brata bliźniaka - Donalda, który przemawiał kilka godzin temu. Ronald Tusk przepraszał swoim cichym, kojącym, delikatnym głosem, z lekką wadą wymowy, budzącą odruchową sympatię. Okazuje się, że brat Ronalda - Donald - niczego nie insynuował, nie groził opozycji, tylko zapowiadał ogólną bolesność polskiego raportu w sprawie katastrofy smoleńskiej, bolesność dla bliżej nie określonych osób, wśród których odnajduje się sam Ronald. Ronald to sympatyczny chłopak, o mentalności miłego dwudziestopięciolatka. Chętnie pociesza ofiary nieszczęścia i przeprowadza staruszkę przez ruchliwą ulicę. Ronald to porządny i nieśmiały młody człowiek. Tajemnicą pozostaje, jak to możliwe, że Ronald jest bratem bliźniakiem, znacznie od niego starszego, cynicznego i bezwzględnego, z czasem - ciut gorzkniejącego polityka - próżnego i łasego na władzę - premiera Donalda. Ronald jest miły, usłużny, empatyczny - w przeciwieństwie do cynicznego i butnego prostaka Donalda.
Scenariusz dzisiejszego dnia w Parlamencie RP - był dość prosty.
Najpierw wystąpił premier Donald Tusk. Popisał się arogancją, piętnował i groził, straszył i oskarżał opozycję i przemycał niejasne insynuacje wobec niej. Potem, jego wystąpienie uzupełnił - w szczególności - podkreślając te insynuacje - minister Jerzy Miller. Następna część sesji Sejmu: na prowokującą arogancję premiera Donalda Tuska - odpowiedzieli w Parlamencie - posłowie PiS, dla których sprawa katastrofy smoleńskiej jest naprawdę ważna i bolesna. Stąd musiał wyniknać emocjonalny charakter ich wystąpień, a - jak to bywa w takich wypadkach - jakość przekazu nie zawsze była optymalna (ani, tym bardziej, najbardziej optymalna, jak pisują znani dziennikarze).
Wśród nielicznych wystąpień parlamentarzystów PO - dwa zachowania wybiły się ponad przeciętność - ostentacyjne obrzydzenie paru posłów PO ogólnym kształtem debaty smoleńsko-makowskiej, prowadzące do zaniechanie zadania pytania rządowi oraz bezpośrednie wyzwanie Antoniego Macierewicza od niemal zdrajców (Polski - na rzecz Stanów Zjednoczonych), które musiało sprowokować odpowiedź tak wyzwanego (debata smoleńska bez Antoniego Macierewicza - jest - dla PO debatą straconą). Antoni Macierewicz ripostował bardzo dobrze - więc raczej nie pojawi się w medialnych relacjach z tej debaty.
Temperatura pierwszej części debaty sejmowej - mimo dość prowokacyjnego wystąpienia premiera Donalda Tuska - mogła być za niska - ale (zrządzeniem losu) prowadzenie drugiej części tej arcyważnej debaty powierzono - ostentacyjnie niegrzecznemu - wicemarszałkowi Sejmu Stefanowi Niesiołowskiemu. Marszałek Niesiołowski- swoim zwyczajem - popisał się serią prowokacyjnych zachowań i komentarzy, ocierających się o zwyczajne chamstwo.
W trakcie tej, podgrzewanej przez wicemarszałka Niesiołowskiego, debaty - premier Donald Tusk opuścił ławy rządowe. Po paru kwadransach - na miejsce premiera Donalda wrócił nasz ulubiony brat-łata Ronald. Ronald Tusk zdołał odpowiedzieć hurtowo (choć nie zniżając się do konkretnych kwestii) na wszystkie pytania parlamentarzystów, kojąc rozhuśtane wcześniej nerwy. Cały promieniał skromnością, nieśmiałością, empatią, dobrą wolą i solidarnością. Wytłumaczył posłom i widzom intencje Donalda (inne, niż by się zdawało) i pocierpiał razem z rodzinami katastrofy smoleńskiej i ogółem obywateli. Ronald Tusk jest fajny. Całe szczęście, że Donald ma takiego bliźniaka. A kiedy fajny bliźniak Ronald tego wrednego Donalna - już nas ukoił subtelnym i sentymentalnym roztrząsaniem pozytywnych emocji - sesja Sejmu, poświęcona tragedii smoleńskiej, się skończyła. Jakieś rządowe odpowiedzi na kluczowe pytania w sprawie tragedii smoleńskiej i śledztwa - czytata i zainteresowana opinia publiczna otrzyma (prawdziwe, lub nie) w terminie późniejszym, na piśmie.
Całość tej ważnej - smoleńskiej debaty - była podręcznikowo zgodna z zasadami masowej emocjonalnej manipulacji, zwanej czasem socjotechniką. Zaatakować - sprowokować przeciwnika podatnego emocjonalnie - podgrzać atmosferę (Donald Tusk i Jerzy Miller) - przeczekać spokojnie (rejestrując na taśmie do późniejszego użytku) emocjonalne reakcje przeciwnika (TVN, TVP) - doładować emocjonalnie, w razie potrzeby, sytuację (wicermarszałek Stefan) - rozmydlić sprawę okrągłymi słowy - (Bogdan Klich) - ukoić steranego emocjonalną huśtawką i dysonansem poznawczym odbiorcę (Ronald Tusk).
Zastanowiło mnie - jakie podobieństwa mogą łaczyć premiera Donalda Tuska z jego bratem bliźniakiem - Ronaldem Tuskiem. Owszem - bracia Tusk są nierozróżnialni z twarzy - ale ich charaktery - jak widać z dzisiejszej debaty - są zupełnie odmienne. Szukałem - i znalazłem. Są dwa kluczowe podobieństwa cech Donalda i Ronalda Tusków.
Obydwaj bracia Tusk unikają konkretów jak ognia i obydwaj potrafią świetnie grać na emocjach odbiorców. Donald na negatywnych, a Ronald na pozytywnych. Obydwaj są niezwykle miedialni, lecz choć całkiem się różnią charakterami, to są wobec siebie bezwzglęnie lojajni.
Do spółki - rolę premiera RP, bliźniacy Ronald i Donald Tusk grają bardzo udatnie i skutecznie. Hm, może faktycznie Polska nie zasługuje na jednego, prawdziwego premiera?