Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski
326
BLOG

Thomas Piketty i jego „Kapitał w 21 wieku”

Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski Polityka Obserwuj notkę 1

Wprowadzenie


Książka Piketty’ego narobiła zdaje się sporo zamieszania. Jej główną tezą jest, że tzw. krzywa Kuznietza albo w ogóle nie istniała albo przestała istnieć  kilka lat po II wojnie światowej, czyli mniej więcej w tym samym momencie, w którym Kuznietz ją zidentyfikował.

Przypomnijmy tutaj [1]: Kuznetz, przebadawszy rozpiętośc pomiędzy dochodami najbiedniejszych i najbogatszych oraz udział najbogatszych w całości przychodów ludności w USA w latach 1913 – 1948 doszedł do wniosku, iż luka dochodowa zawęziła się znacząco. Przyjęto ten wniosek jako dowód na prawdziwość tezy o wyrównywaniu się różnic społecznych w krajach bogatszych (najbogatszych) i pochwałe kenesizmu.

Francuski ekonomista podjął imponujący trud weryfikacji hipotezy Kuznetza. No i, w najkrótszych zarysach, udowodnił że była ona fałszywa. Kuznetz, co chyba każdy przyzna, korzystał ze zbyt małej próbki danych, w jednym kraju. Zrównanie dochodów było pozorne i spowodowane trzema następującymi po sobie kryzysami: Pierwszą Wojną, Wielkim i Drugą Wojną.

Weryfikacja przebiegła więc, zdaniem Piketty’ego negatywnie. W skrócie olbrzymim, ale kto ciekaw, powinien sobie książke pozyczyć lub kupić. Brak streszczenia to nie jest, proszę państwa, z mojej strony objaw hubris, raczej wręcz przeciwnie, wyraz podziwu dla tego ponad 600-stronicowego dzieła.

Recenzje i opinie od Renu do Nilu i od lewa do prawa


Rzecz jasna burza w szklance wody się zrobiła, a opinie były, delikatnie mówiąc, niedwuznacznie świadczące o kontrowersyjności dzieła.

Pierwszy nurt: „Karl Marx znowu nadaje” wskazywał na to, iż młody (rocznik 1971) Francuz idzie wydeptaną przez twórcę „Manifestu” i „Kapitału” ścieżką „krytyki stosunków przemysłowych”. Dlatego lewak, i niebezpieczny, i  brekekekeks.[2]

Nic bardziej mylnego (nieomal). Piketty odżegnuje się od jakiejkolwiek asocjacji z marksizmem, socjalizmem, czy lewicowością już właściwie w pierwszych zdaniach wstępu, przypominając, iż jedno z jego pierwszych dorosłych doświadczeń to widok upadającego socjalizmu realnego. Dosłownie i w przenośni. Co więcej, momentami wręcz afirmuje (moje zdanie) wzrost bogactwa uboryszy (moje, od neologizmu über-rich, copyrighty przez telefon).

W tle tego trypu recencji słychać posarkiwania: zgleiszlachtowałby nas najchętniej, lewaczysko podłe, „tyn z krzywum mordom żybrak kaprawy” (z Kiplinga!)

Drugi nurt rzuca gromy z zupełnie przeciwnych pozycji. Jak to jest możliwe mianowicie [3] żeby afirmowac takie „wiktoriańskie wartości”, prawak przebrzedły!. Toć już 45 lat pracujemy ciężko aby dzięki gender-bender, multi-kulti, afirmacji griotów somalijskich w teatrach szekspirowskich i organizacji festiwali gry na dudgeroodoo w Weimarze wszystko się wszystkim wyrównało. A ten tu z jakimiś wyliczeniami fikuśnymi (do leitmotywu wyliczeń fikuśnych jeszcze wrócimy) i w dodatku jeszcze błędy robi co byśmy udowodnili ale nie mamy czasu i nam się nie chce. I takie-że samo breekekekeks.

Z grubsza pierwsza grupa to autorzy i czytelnicy The Economist, a druga Financial Times. Cięsze działą odpala James K. Galbraith potępia w czambuł, bo Piketty „nie pokazuje skąd pochodzi stopa zwrotu z kapitału”. Hm. Najbardziej jednak podoba mi się w tym towarzystwie dr Emmanuer Derman, człowiek prawdoipodobnie odpowiedzialny (przynajmniej intelektualnie) za załamania amerykańskiego rynku obligacji śmieciowych w 1987 r. i rynku hipotecznego w 2007. Oznajmił on, że nie bedzie Piketty’ego czytał bo „ekonomiści zwykle się mylą”. Oczywiście w domyśle – w odróźnieniu od fizyków teoretycznych [5].

Zabawne panopticum, chociaż nie da się ukryć, iż część zgłaszanych zastrzeżeń instyktownie i nie tylko, podzielam. O czym w następnym akapicie.

Ja i ja z drugiej strony mopsożelaznego piecyka Doktora Piketty


Podsumowując natomiast moje zapiski dyletanta z lektury książki doktora P. muszę stwierdzić:

Przeczytałem z zainteresowaniem, które powiększone zostało licznymi odniesieniami do tradycji, kultury i literatury frankofońskiej (zupełnie odwrotnie niż w Polsce, gdzie książka naukowa – naukawa raczej, oraz podręcznik muszą być śmiertelnie nudne, inaczej nie mają racji bytu – sam świadkiem, ostrzegano mnie przed rozpoczęciem pisania doktoratu, że muszę zachować „współczynnik nudności”, który oznacza, że czytelnik co prawda zasypia ale autorowi chce się rzygać, jak pisze). Nie pamiętałem, że Pere Goriot posag córek wsadził w konsole francuskie, pamiętałem tylko zastawę w niebieskie róźyczki (co prawda do dziś pamiętam, że Boryna miał 30 mórg swoich i 6 za Jagną dostał) a Rastigniakowie kupowali ziemię tylko i wyłacznie.

Mam szereg zastrzeżeń, z których dwa najważniejsze to:

  • Nie wierzę w absolutny prymat r>g, to że procent z kapitału jest większy od stopy wzrostu PKB nie oznacza jeszcze, że bogactwo pracowników najemnych musi rosnąć wolniej niż tym najbogatszym. Np. Jeśli tempo wzrostu udziału płac w PKB jest wysokie, to czemu nie?

To powiedziawszy, trzęsie mnie gdy czytam (zwyczajowy argument konserwatywnych przeciwników Piketty’ego), że „teoria mówi że gdy jest więcej kapitału, spada z niego zwrot”. Kto to jest ten Teoria i kiedy to powiedział? Sofizmat bez autorstwa brzmi jak wypowiedż Stanisława Anioła (wzorowana bodajźe na Jabłońskim czy Jaroszewiczu, nie pomnę) – „znany radziecki pisarz Sofronow...” czyli wytrych na kaźdą okazję.

  • Nie obchodzi mnie, że kogoś stać na cztery prywatne odrzutowce. Liczy się to, że szesnastowiecznego chłopa nie stać było na bilet na prom przez rzekę, a mnie stać na bilet przez ocean. Samolotem. Analizy wartości względnych są zawsze i wszędzie częściowo chybione w kategoriach absolutnych, a to jest dokładnie to, co pomimo uzasadniania w cały świat, jak to moja babcia mówiła, robi Piketty.

I na koniec. Jeden z recenzentów napisał że „to dobra praca badawcza ale śmierdzi jako wyznacznik kierunków polityki”. Rower również śmierdzi używany jako narty. Piketty jest solidnym naukowcem, może nie materiałem na Nobla, ale na pewno człowiekiem, którego prace trzeba kilkakrotnie czytać i wracać po wielekroć. Zawsze coś fajnego się znajdzie. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz mogłem coś takiego powiedzieć o książce napisanej przez polskiego ekonomistę, socjologa, politologa. I niestety, pewnie nieprędko powiem.

Coś w rodzaju bibliografii

  1. S. Kuznetz, E. Jenks “Shares of Upper Income Groups in Income and Savings” National Bureau of Economic Research, New York, 1952
  2. http://www.economist.com/blogs/economist-explains/2014/05/economist-explains
  3. http://www.economist.com/news/finance-and-economics/21592635-revisiting-old-argument-about-impact-capitalism-all-men-are-created?fsrc=explainsdig
  4. Thomas Picketty “Capital in the Twenty-First Century”, Harvard University Press, 2014, ISBN 978-0674430006
  5. http://www.theguardian.com/money/2014/sep/21/-sp-thomas-piketty-bestseller-why

Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka