Aleksander.Twardowski Aleksander.Twardowski
2182
BLOG

Andrzej Duda prezydentem

Aleksander.Twardowski Aleksander.Twardowski Polityka Obserwuj notkę 32

Zakończona zwycięstwem Andrzeja Dudy prezydencka kampania wyborcza wieńczy okres granego do znudzenia, niczym w podłym, prowincjonalnym teatrze, spektaklu, w którym wszyscy nieudolnie oszukują wszystkich. Kandydaci oszukują nas, że  są kimś innym, niż przez lata sądziliśmy. Wyborcy oszukują samych siebie, że oddają głos zgodnie z własnym sumieniem. Kogo oszukują media nie wspomnę, bo to materiał na inne, wielostronicowe opracowanie.
Właśnie teraz warto, uczciwie i wprost, opowiedzieć o pryncypiach i opowiedzieć „jak jest”. Po prostu.

 

Zwycięzcą tych wyborów jest PiS, nie Andrzej Duda, tak samo jak nie jest zwycięzcą Paweł Kukiz. Bronisław Komorowski przegrał z Dudą, ale przegrałby z kimkolwiek, kogo by w miarę poprawnie poprowadzić przez tę kampanię, ubierając w dobrze skrojony garnitur i ucząc co mówić i jak. W miejscu Dudy sprawdziłby się ktokolwiek inny, podobnie Pawła Kukiza z powodzeniem mógłby zastąpić inny oburzony, na przykład taki, który lepiej rozumiałby ideę jedmomandatowych okręgów wyborczych. Duda poradził sobie średnio, ale i to wystarczyło, aby pozbawić Komorowskiego prezydentury, co raczej nie świadczy dobrze o Dudzie, ale na pewno bardzo źle o urzędującym prezydencie.

 

Bronisław Komorowski, ale i cała Platforma Obywatelska, od lat, z uporem maniaka, czyni swoim głównym atutem fakt, że istnieje inna, gorsza alternatywa. Polityka to nie biznes, a szkoda, bo w każdym zdrowym przedsiębiorstwie, Prezes Zarządu, honorowo złożyłby rezygnację w momencie, w którym stałoby się jasne, że większość zespołu mu nie ufa. Cóż to za argument, że po mnie może przyjść ktoś gorszy? Czemu to nie uwłacza komuś, kto chce pełnić rolę lidera, najważniejszego reprezentanta, pierwszego pośród równych?

 

Rzecz w tym, że politycy już dawno zapomnieli o pryncypiach. O tym, aby rzeczy opisywać wprost, komunikaty głosić jasno, aby gdzies z tyłu głowy tkwiła zwykła, ludzka przyzwoitość, również po to, by móc uczciwie przyznać się pod koniec kadencji, co udało się, a co nie. Kandydaci, zapatrzeni w sondaże i badania opinii publicznej, gdyby tylko okazało się, że Polacy popierają kazirodztwo, krzyczeliby głośno, że sypiają z kuzynką, a zdjęcia dokumentujące fakt drukowali na plakatach.

 

Bronisław Komorowski żyrował w trakcie swojej kadencji wszystko to, co podsunął rząd. Nie przypominam sobie żadnej ważnej ustawy złożonej przez PO, nad którą Komorowski pochylił się krytycznie i wyraził refleksję. Szczególnie skandaliczne  - praktyczna likwidacja OFE, prawo o zgromadzeniach, ale również te ustawy, (co stanowi grzech zaniechania) których w sejmie Komorowski nie złożył, mimo przysługującej mu inicjatywy ustawodawczej – wszystko to wystawia prezydentowi złe świadectwo. Aleksandra Kwaśniewskiego, którego uzależnienie alkoholowe poważnie nadszarpnęło prezydencki autorytet, historia oceni lepiej niż Komorowskiego – nie dość, że odegrał większą niż Komorowski rolę w ważnych dla Polski momentach (akcesja do Nato, UE), to jeszcze gwarantował, że w sprawach ważnych stanie na straży interesu publicznego bez względu na wspólny rodowód partyjny z ówczesnym rządem. Komorowski gwarantuje coś zupełnie odwrotnego.

 

Kadencja Andrzeja Dudy, a w większym stopniu rząd Prawa i Sprawiedliwości, to dla Polski być może krok w tył i policzalna w złotówkach szkoda, wynikająca z indolencji gospodarczej, czy socjalnego podejścia do zarządzania publicznymi pieniędzmi. Na pewno strata wizerunkowa, jeśli twarzą polityki zagranicznej mają być ludzie, których już znamy i wiemy, co potrafią. Ale czas najwyższy, aby w polityce zaczęły obowiązywać zasady. Proste, czytelne, zero – jedynkowe. Oddany na partię, czy człowieka głos jest wartościowy, stanowi nasze, wywalczone dobro. Ceńmy go. Oddając go, zawrzyjmy kontrakt – zatrudnijmy polityka do reprezentowania nas w sprawach, w których deklaruje, że będzie nas w okreslony sposób reprezentował aspirując do urzędu. Nie dajmy się omamić pod koniec przeleżanej kadnecji, żeby kredytytu udzielić ponownie, mimo iż niewiele się udało, tylko dlatego, że ktoś inny przyjdzie i będzie gorszy.

 

Nie przekonuje mnie wszechobecna w mediach kampania celebrytów, którzy namawiając do głosowania za Bronisławem Komorowskim zastrzegają, że wybierają „mniejsze zło”. Wychowajmy sobie polityków! Nauczmy, że posiadanie gorszego adwersarza, nie może i nie będzie atutem! Inaczej zawsze znajdzie się ktoś gorszy, którego urzędujący prezydent wyniesie w polityczny byt, by nim straszyć jako alternatywą. Czy na prawdę chcemy oddać głos na posła, który oszukuje na biletach lotniczych, tylko dlatego, że ktoś inny oszukał dodatkowo na noclegach w hotelu, a więc ukradł więcej? Argumentując w ten sposób uczymy polityków, że tym większa ich wartość, im bardziej beznadziejna alternatywa. Nie potrafię sobie wyobrazić skuteczniejszego sposobu na konsekwentne obniżanie poprzeczki oczekiwań.

 

Wychowaliśmy sobie klasę polityczną w taki sposób, że dziś nie darzymy ich szczątkowym choćby poważaniem. Ufa im zaledwie 3% Polaków. Jednocześnie od lat stwarzamy im warunki do krętactwa i łykamy ich kłamstwa jak młody pelikan. Dlaczego po prostu, nie patrząc na barwy polityczne, (w końcu jakie ma znaczenie rodowód polityczny posła, czy prezydenta, jeśli dzięki temu, jak pełni urząd, żyje nam się lepiej?) nie patrzmy na ręce, nie pamiętamy i nie rozliczamy? Jeśli urzędujący prezydent, po niespodziewanym wyniku w I turze przypomnina sobie nagle o przedsiębiorcach, a milczał, gdy ministerstwo finansów instruowało urzędników skarbowych ile mają znaleźć u podatników należności podatkowych, świadczy to o konformiźmie, nie o tym, że los przedsiębiorców leży mu na sercu.

 

Jasne, że się boję Prawa Sprawiedliwości u władzy. Ale jeszcze bardziej się boję doprowadzić do sytuacji, w której nasi reprezentanci w ławach sejmowych, senackich, w pałacu prezydenckim, będą się czuć bezkarni i nabiorą poczucia, że wystarczy wzmożona aktywność w okresie kampanii wyborczej, aby ciemny lud kupił. Wobec rządzących należy oczekiwać więcej – to prosta zasada wynikająca z odpowiedzialności, jaką na siebie biorą. Pokażmy, że z obietnic rozliczymy, niezależnie od ceny, jaką trzeba będzie zapłacić. Nie tylko ten rząd i tego prezydenta - każdego innego i niech to będzie zasadą.

Wychowajmy sobie polityków, bo to my jesteśmy odpowiedzialni za to, w jaki sposób nas traktują.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka