Newsweek informuje - Andrzej Duda, jeszcze jako poseł, latał z Warszawy do Poznania na koszt Kancelarii Sejmu. W dokumetach dla Kancelarii wskazywał, że cel przelotu wiązał się z wykonywaniem obowiązków poselskich. Tygodnik twierdzi, że nie ma po nich śladu, przeloty zaś odbywały się wtedy, gdy Duda zarabiał w Poznaniu wykładając na prywatnej uczelni.
Cezary "Trotyl" Gmyz na Tweeterze wskazuje, że zgodnie z ustawą poseł "ma prawo, na terenie kraju, do bezpłatnego przejazdu środkami publicznego transportu zbiorowego oraz przelotów w krajowym przewozie lotniczym, a także do bezpłatnych przejazdów środkami publicznej komunikacji miejskiej".
W komentarzach pod tweetem, prawidowi dziennikarze biją brawo, że wyśmiał w ten sposób dziennikarzy Tomasza Lisa, którzy nie wiedzą, do czego poseł ma prawo.
Rzeczy w tym, że zdanie pochodzi z... art. 43 ust.1 ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora, a więc ustawodawca pisał o tym, jakie uprawnienia ma poseł wtedy, gdy wykonuje te czynności, do wykonywania których go wybrano. Prawo należy czytać rozumiejąc intencje ustawodawcy. Proste? Nie dla wszystkich, a wydawałoby się, że jest oczywiste, że poseł nie powinien brać kasy z sejmu za bilet, gdy np. leci z Rzeszowa do stolicy na coroczne targi erotyczne Eroticon, całkiem prywatnie. Według Gmyza Duda miałby prawo również i w tej sytuacji zawnioskować o zwrot ceny biletu lotniczego. Kuriozalne.
Prawo prawem, dobry obyczaj obyczajem. Najsmutniejsze, że oto Duda, który w kampanii zapowiadał ustawy wyceniane łącznie na ponad 90 miliardów, lekką ręką sięga po publiczne pieniądze również wtedy, gdy podróżuje prywatnie. Trochę jak Hofman, a wydawało się, mimo wszystko, że to polityk innego kalibru.
Hofman, oprócz tego, ze okradał Kancelarię Sejmu, opowiadał po pijaku koleżankom, jak wielkie ma przyrodzenie. Kto wie, może na biletach lotniczych podobieństwa się nie kończą?
