aleksander newski aleksander newski
166
BLOG

Pogromcy socjalizmu

aleksander newski aleksander newski Polityka Obserwuj notkę 0

Słysząc w poniedziałek, że w londyńskim Ritzu zmarła baronowa Thatcher, pomyślałem: cóż to jednak znaczy kobieta z charakterem! Jakby nie było, odeszła nawet nie tyle że żelazna, ale - dama. Ktoby dziś nie dostał napadu wesołości, gdyby kazano mu szukać prawdziwych dam i gentlemanów pośród obecnej elity politycznej Europy. A pierwszy minister Zjednoczonego Królestwa czy jakiegokolwiek innego kraju w naszej wspólnocie rozpoczynający urzędowanie od publicznego wyrecytowania modlitwy - to już w ogóle political fiction.
Przejrzałem sobie kilka wywiadów, jakich "żelazna" Małgorzata udzieliła jeszcze będąc premierem i parę tekstów jej charakterystycznych wystąpień. Zamieszczam tu wyimki, które wydały mi się co bardziej interesujące.

O samoodpowiedzialności:
Myślę, że przeszliśmy przez okres kiedy zbyt wielu ludzi przyzwyczaiło się do myślenia: "mam problem, rząd musi się z tym uporać". Albo: "mam problem. Upomnę się o zapomogę, aby go rozwiązać". "Jestem bezdomny. Rząd musi znależć dla mnie mieszkanie". I w ten sposób przerzuca się swoje problemy na społeczeństwo. A kim jest społeczeństwo? Nie ma czegoś takiego. Są pojedyńczy mężczyżni i kobiety, albo rodziny i żaden rząd nie może uczynić czegokolwiek inaczej niż za pośrednictwem ludzi, a ludzie dbają w pierwszej kolejności o siebie. To nasz obowiązek, troszczyć się najpierw o siebie, a dopiero potem o sąsiada; w ten sposób życie składa się ze wzajemnych interesów. Ludzie uważają, że coś im się należy bez żadnych powinności z ich strony. Nie można rościć sobie tytułu do czegoś, jeśli samemu nie czuje się do niczego zobowiązanym.
(...) To poszło za daleko. Jeśli dziecko ma problem, to obwinia się społeczeństwo. Nie ma czegoś takiego jak społeczeństwo. Jest za to żywa mozaika mężczyzn, kobiet, różnych ludzi: piękno tej mozaiki, i jakość naszego życia będzie zależeć od tego w jakim stopniu każdy z nas gotów jest wziąść odpowiedzialność za swoje własne życie, a następnie zwrócić się w stronę tych, którym się nie powodzi i dołożyć starań aby im pomóc.

O wartościach wiktoriańskich (Victorian values) w nowoczesnej Anglii:
Tak, chcę widzieć naród znów takim, jak w czasach Wiktorii, ale chcę żeby każdy posiadał coś na własność. Prywatna własność, absolutnie dla każdego w tym kraju; to dlatego tak naciskamy na uwłaszczanie lokatorów, to jest sposób w jaki będziemy mieć jeden naród. Chcę aby każdy posiadał własne oszczędności, które zachowają wartość, tak aby wszyscy mieli co przekazać własnym dzieciom, abyśmy znowu mieli naród, w którym każdy będzie silny i niezależny od rządu, a także podstawową sieć bezpieczeństwa, poniżej której nikt nie spadnie. Churchill ujął to najlepiej. Drabina prowadząca w górę dla każdego, bez względu na jego pochodzenie, po której każdy będzie mógł wejść, ale do tego bezpieczną sieć, tak aby nikt nie spadł poniżej. To jest właściwe brytyjskie podejście.

O  nierówności:
(..) Te narody, które postawiły na równość, jak kraje komunistyczne, nie mają ani wolności, ani sprawiedliwości, ani równości. Nierówności są u nich największe, przywileje polityków są o wiele większe w porównaniu do zwykłych ludzi niż w jakimkolwiek innym kraju.

Niektórzy socjaliści wydają się mniemać, że ludzie powinni być numerami w komputerze należącym do państwa. My wierzymy, że powinni być niepowtarzalnymi jednostkami. Wszyscy jesteśmy nierówni. Każdy, dzięki Bogu, jest inny, choćby nie wiem jak socjaliści starali się udowodnić że jest przeciwnie. Wierzymy, że każdy ma prawo do bycia nierównym, ale każdy człowiek jest dla nas równie ważny.

O "public spending":
Państwo nie posiada innych zasobów pieniężnych prócz tych, które ludzie sami zarabiają. Jeśli państwo chce wydawać więcej, może to uczynić tylko pożyczając wasze oszczędności albo nakładając na was wyższe podatki. I nie myślcie, że zapłaci kto inny. Tym "kimś innym" jesteście wy. Nie ma czegoś takiego jak publiczne pieniądze. Są tylko pieniądze podatników. (..) Żaden naród nie osiągnął nigdy dobrobytu, nakładając na swoich obywateli podatki wyższe niż te, jakie są oni w stanie płacić.

O kapitaliżmie ludowym:
My, konserwatyści, wierzymy w ludowy kapitalizm. wierzymy w demokrację prywatnych właścicieli. I to działa.
(..) Wielka polityczna reforma ubiegłego wieku polegała na przyznaniu prawa do głosowania coraz większej liczbie ludzi. Wielką reformą Partii Konserwatywnej w tym stuleciu pozostaje doprowadzenie do tego, aby prywatna własność stała się udziałem większości. Ludowy kapitalizm to nic innego jak krucjata aby większość posiadała udziały w życiu ekonomicznym całego narodu. My, konserwatyści, zwracamy władzę ludowi. Na tym właśnie polega droga do zespolenia ludzi, stworzenia jednego narodu.

O dumie narodowej:

Są tacy, którym bardzo zależy abyśmy stracili szacunek do samych siebie, pisząc na nowo brytyjską historię jako złożoną ze stuleci nieprzeniknionego mroku, opresji i niepowodzeń. Historię jako szereg beznadziejnych dni, a nie dni pełnych nadziei. Jakie są nasze szanse powodzenia? To zależy od tego, jakimi jesteśmy ludżmi. Jesteśmy narodem, który w przeszłości uczynił z Wielkiej Brytanii główny warsztat świata. Narodem, który przekonał innych do nabywania brytyjskich dóbr nie błaganiem, ale dlatego że były najlepsze. Jesteśmy narodem, który otrzymał więcej Nagród Nobla, niż jakikolwiek inny oprócz Ameryki. Ale jeśli liczyć na głowę to prześcigamy nawet Amerykę. Jesteśmy narodem, który obok wielu innych rzeczy, wynalazł komputer, lodówkę, silnik, stetoskop, wiskozę, maszynę parową, stal nierdzewną, czołg, telewizor, penicylinę, radar, silnik odrzutowy, poduszkowiec, płaskie szkło i włókno węglowe. A! I jeszcze... lepszą połowę "Concorde'a"!

O wolnym rynku:

Prawo człowieka do pracy według jego własnego uznania, do wydawania tego co zarabia, do posiadania własności, do tego aby państwo było na jego służbie, nie na odwrót; oto brytyjskie dziedzictwo! To podstawy wolnej ekonomii. A od tej wolności zależą wszystkie nasze pozostałe.

Abstrahując od oceny na ile skuteczne okazały się rozwiązania gospodarcze, Thatcher zapamiętam jako kobietę, która w każdej sytuacji umiała pokazać klasę. Łamała stereotyp polityka jako kogoś cynicznego, dla kogo nic nie znaczą wczorajsze sojusze, względy przyjażni bądż zwykła przyzwoitość. Tak właśnie było w 1998 roku, kiedy sędzia Balthasar Garzon (niepospolita kanalia nawet jak na standardy zlewaczałej Hiszpanii, o czym niech świadczy fakt, że pozbawiono go w końcu możliwości wykonywania zawodu w tym kraju) zwrócił się do rządu Jej Królewskiej Mości o zatrzymanie i ekstradycję Augusto Pinocheta. Nie mając w tym żadnego osobistego interesu jako jedna z nielicznych wystąpiła w obronie sędziwego generała.
Wiem jak wiele zawdzięczamy pańskiej pomocy podczas wojny falklandzkiej - mówiła w czasie spotkania z prezydentem w jego podlondyńskiej rezydencji - Zdaję sobie również bardzo dobrze sprawę z tego, że to właśnie Pan wprowadził demokrację w Chile. Ustanowił pan konstytucję i wprowadził ją w życie. Przeprowadzono wybory, a pan ustąpił, uznając ich wynik. Jesteśmy panu wdzięczni zarówno za Falklandy jak i za to, że zapoczątkował pan nową erę dla Chile, ufundowaną na prawdziwej demokracji.
Kampania wszczęta z inicjatywy Thatcher doprowadziła wreszcie do tego, że Wielka Brytania odstąpiła od zadręczania bohatera chilijskich przemian. Broniła Pinocheta do samego końca z głębokim żalem przyjmując wiadomość o jego śmierci w 2006 roku. Być może widząc w telewizji ujęcia z madryckiej Puerta del Sol, gdzie różni czerwoni popaprańcy - chilijscy emigranci - pod flagami z sierpem i młotem otwierali wtedy butelki szampana, przyszło jej na myśl, że będą tańczyć tak samo po jej śmierci. Jakże stara to, a zarazem najnędzniejsza forma tryumfu, jedyna dostępna dla tchórzów i słabeuszy, radość nikczemnika. Nie potrzeba oczywiście nadzwyczajnej przenikliwości, aby domyśleć się, że ta czerwona racaille z Bristolu, pokazywana w BBC, ma tyle wspólnego z biedą co tamci, krygujący się na męczenników niewydarzeńcy z prześladowaniami, jakich rzekomo doznali za Pinocheta.

Dzięki jednak Bogu za nienawiść lewactwa, bo nienawiść pozostaje jedyną bronią słabych i tych, którzy przegrywają naprawdę, choćby sami ulegli złudzeniu własnego zwycięstwa.

Mimo całej sympatii do Thatcher czy Pinocheta, patrząc dziś na Unię Europejską albo Amerykę Południową, trudno nieraz nie odnieść wrażenia, że marksiści cokolwiek przeceniają ich zasługi. Wspólnota europejska - tak jak przewidywała Thatcher - przekształca się w dyktaturę, a o jej ostrzeżeniach mało kto pamięta. Hydrze zaś, której Pinochet odjął jedną głowę, wyrosło od tamtego czasu w Ameryce Południowej kilka nowych.
Nie zmienia to oczywiście w niczym faktu, że z przywódców świata zachodniego w ostatnim półwieczu, troje miało największe zasługi w zwalczaniu socjalizmu: Thatcher w Europie, Reagan w Ameryce Pn. i Pinochet w Ameryce Łacińskiej. Zapomnieliśmy jednak, że cholera nigdy nie ginie zupełnie, a jedynie trwa gdzieś przyczajona do dnia kolejnej epidemii. Jak na złość dziś, kiedy wiadomo już, że upadek komunizmu nie oznaczał końca kryzysu, a jedynie świt nowej pierekowki, brakuje żelaznych dam, pancernych rycerzy i wyrazistych polityków. A może po prostu  ludzi naprawdę przyzwoitych.  



    


 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka