Alex_Disease Alex_Disease
1691
BLOG

Krótka historia feminizmu

Alex_Disease Alex_Disease Polityka Obserwuj notkę 24

Jeśli spojrzeć na historię feminizmu, można zaobserwować trzy fale tego zjawiska. Każda następna powstawała po rozczarowaniu poprzednią, nie będącą w stanie spełnić wszystkich oczekiwań "wyzwolonych" kobiet. Z czysto technicznego punktu widzenia jest to bowiem niemożliwe, ale próby podejmowano i wiele szkodliwych przepisów udało się w różnych częściach świata feministkom wprowadzić. Jeszcze do początku lat 60 XX wieku, feministki amerykańskie różniły się od europejskich tym, że nie były tak radykalnie lewicowe. Oczywiście feminizm to odprysk socjalizmu, więc z czasem musiał nastąpić progres w owym "wyzwoleniu", a lewicowe partie polityczne już wtedy uznawały się za liberalne, zatem feminizm podchwycił taką narrację.

Druga fala feminizmu pod lewicowo-liberalnymi sztandarami, też nie spełniła oczekiwań emancypantek, gdyż w krajach demokratycznych, gdzie panie działały, społeczeństwa wciąż prezentowały się stosunkowo konserwatywnie. Nawet wśród amerykańskich Demokratów, czy członków brytyjskiej Partii Pracy ciężko było znaleźć poparcie dla większości feministycznym postulatów. Trzecia fala feminizmu uderzyła akurat w momencie, kiedy w Stanach Zjednoczonych urząd prezydenta piastował konserwatysta Ronald Reagan, a brytyjski premier pani Margaret Thatcher, kobieta o poglądach tak dalece konserwatywnych, że dla feministek absolutnie nie do przyjęcia, stwierdzała, iż jest przeciwniczką prawa wyborczego kobiet.  

Można zaryzykować stwierdzenie, że trzecia fala feminizmu była nie tyle odpowiedzią na ofertę konserwatystów, co efektem rewolucji seksualnej schyłku lat 60. Dzieci kwiaty,  same wychowane jeszcze przez tradycyjnych rodziców, postanowiły dać swoim dorastającym pociechom więcej luzu, wierząc, że te będą miały co najmniej ich podejście do życia i za młodu się wyszaleją, a później założą normalne rodziny. Efekt tego nieodpowiedzialnego eksperymentu okazał się druzgocący, skutkował też feminizmem jaki znamy obecnie. Warto zresztą spojrzeć, kto przez większość lat 90 sprawował urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych. Bill Clinton, specjalista od palenia trawki bez zaciągania się nią, został wybrany dzięki przetasowaniu pokoleniowemu.

Do Polski, feminizm w swoim współczesnym kształcie, dotarł po przemianie ustrojowej jaka miała miejsce w 1989 roku. Oczywiście nie od razu, Polska kobieta bowiem musiała nacieszyć się nową pralką, zmywarką, odkurzaczem i czym tam jeszcze. Żeby cokolwiek wykiełkowało z tego ziarna, trzeba było wielu lat. Wyobrażacie sobie takie pierniczenie feministycznych głupot w 1990 roku? A jednak znaleziono furtkę przez którą można było przemycić feminizm.

Na początku lat 90, nowa lewica, całkiem zresztą obojętna na los "ciemiężonej kobiety", rozsiewała nastroje cokolwiek antyklerykalne. Nie były to jednak żadne sensowne i przemyślane ataki na Kościół, a zwykła prymitywna propaganda. Posłowie ówczesnej prawicy, co rusz dawali im iście wyborne podstawy (to się do dziś nie zmieniło) by te ataki jeszcze wzmóc. Idiotyczne inicjatywy ZChN żeby odbierać koncesje rozgłośniom nie respektującym chrześcijańskich wartości, mogły zniechęcić do Kościoła nawet zwykłych liberałów, którzy wtedy mieli całkiem niezłe poparcie społeczne. Ale to zupełnie bez znaczenia, bo ziarno zostało zasiane i trzeba było tylko czekać na plon.

W 2003 roku, kiedy Polacy postanowili leczyć swój kompleks zaścianka godząc się na wstąpienie Polski do Unii Europejskiej, byliśmy krajem akceptującym bezrefleksyjnie wszystko co nam "stara Europa" pod nos podsunęła. Feminizm okazał się tylko jednym elementem tamtejszej zgnilizny, ale u nas znalazł spory posłuch w środowiskach antyklerykalnych właśnie. Doroczne demonstracje Manify, odbywające się od 2000 roku, także bywają wspierane antyklerykalnymi hasłami (np ostatnio pojawiały się transparenty ze starym już sloganem "księża na księżyc" albo "ważniejsza matka niż koloratka").  Jak w Polsce do feminizmu przekonać tych, dla których postulaty feministek nic nie znaczą? Najlepiej zagrać na antyklerykalną nutę, wspartą socjalistyczną retoryką (tyle kasy idzie na Kościół, a nie ma na biedne dzieci).

Nie chciałbym tutaj brać specjalnie w obronę Kościoła, jednak na mnie takie prymitywne sztuczki nie działają. Ostatnia władza jaką byłbym w stanie zaakceptować to rządy feministek. Doprawdy, przy tym państwo teokratyczne jawi się niczym liberalny raj. A na koniec tego przydługiego wpisu, mała refleksja. Bardzo mocno dostało się Januszowi Korwin - Mikke, za jego słowa o paraolimpijczykach, sam zresztą go za to skrytykowałem. Wystarczyło jednak zachowanie pani Katarzyny Kądzieli (dyrektor fundacji im. Izabelli Jarugi - Nowackiej), w Superstacji, kiedy nie dawała Korwinowi dojść do głosu oraz parokrotnie powtórzyła, że o niczym nie ma pojęcia, bym do pana Janusza znów poczuł pewną sympatię. Pani Kądzieli dziękuję, bo tenże polityk to niestety moja jedyna alternatywa na obecnej scenie politycznej.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka