Źródłem dzisiejszych problemów Polski jest... krótkowzroczność i mała wyobraźnia polityków.
Żaden z nich nie zastanowił się nigdy jak wpisywane w ustawy różne kadencyjności, wpłyną na kształt Państwa, kiedy jakieś ugrupowanie utrzyma się u władzy dłużej, niż przez jedną kadencję. Większość aktów prawnych , decydujących o kształcie dzisiejszej demokracji powstała w czasach, kiedy rządy zmieniały się często, koalicje tworzyły się doraźnie, a rozbicie sceny politycznej wydawało się imanentną cechą całego układu politycznego.
Jednak to tylko połowa problemu. Dwie kadencje u władzy jednej koalicji, doprowadziły nie tylko do zawłaszczenia wszystkich atrybutów demoratycznego państwa prawa, jak nazywają sprawę niektórzy, ale i do ogromnego zepsucia władzą. Zepsucia posuniętego aż do poczucia, że stan ten będzie trwał , jak WOŚP, do końca świata i jeden dzień dłużej.
I tutaj wyskoczył z kapelusza królik drugi. O ile ustawodawstwo i procedury z wielkim trudem oparły się przejściu RP w "dyktaturę ośmiorniczek", to zupełnie nie były przygotowane na to co wydarzyło się jesienią 2015 roku, czyli zdobycie samodzielnej większości przez jedno ugrupowanie.
To nie Trybunał Konstytucyjny , ani media, ani niezależność wymiaru sprawiedliwości (sic!!!), stanowiły najlepszy bezpiecznik układu, ale właśnie to, że Polską rządziły koalicje.
Wszystkie rzeczy, które zarzuca partii rządzącej opozycja, biorą się dzisiaj tylko z tego właśnie zupełnego nieprzygotowania systemu na taką opcję. Począwszy od wyboru Wicemarszałków Sejmu, poprzez konwalidację, aż po brak vacatio legis ustaw. Widać, że system "demokratycznego państwa prawa" zbudowany został nie na prawie, a na poczuciu, że są "jakieś cosie", które dają gwarancję, że jakoś to będzie. Właściwie nic nie jest skodyfikowane i nawet tuzy, czy raczej "tuzy", prawa brną w ślepą uliczkę, chcąc w TK oceniać uchwały sejmu (sic!!!).
Dzisiaj, tak dobrze jak nigdy dotąd, widać potrzebę zupełnego przeredagowania prawa w odniesieniu do spraw podstawowych, ustrojowych , od konstytucji, aż po akty prawne wykonawcze i rozporządzenia. Mamy bowiem nową rzeczywistość do której obecne prawodawstwo ma się jak przysłowiowa pięść do nosa. Brak zdecydowanych kroków w kierunku zmiany tego stanu rzeczy będzie tylko karmił raka, jaki trawi Polskę. Można mieć nadzieję, że kiedy ucichnie powyborczy wciąż jeszcze jazgot, wyłoni się grupa, która interes kraju postawi ponad interesem partyjnym i dla dobra narodu dokona niezbędnych zmian. I to jedyna moim zdaniem opcja win-win. Jeśli bowiem zmiany w podejściu do Polski, jakie wprowadzają rządzący, przyniosą spodziewane skutki, to w następnych wyborach, ławy opozycji zmienią się w krótkie ławeczki i nie obronią oni ani status quo, ani interesów swoich partii. Bo to, że z "zarządzających krajem" rząd stał się "gospodarzem kraju", po czterech kolejnych latach przyznają nawet ci, dzisiaj jeszcze zaczadzeni GazWybem i KODeiną.