Kto miał wątpliwości, a słuchał dziś porannej "Rozmowy dnia" w radiowej Jedynce, chyba już wie, dlaczego trzeba zmienić ustawę medialną, dlaczego tzw. opozycja może czuć, że pozostała przy władzy, a PiS, że jest w głebokiej opozycji. Prosze (jeszcze raz) posłuchać rozmowy prowadzonej przez bodaj red. Wydrycha, który najwyraźniej uznał, że skoro w poprzednich latach w rozmowach dopieszczał władzę, to teraz czas pieszczenie opozycji.
W rozmowie z Robertem Tyszkiewiczem (znanym z bezczelności osławionego szefa kampanii Brona Komorowskiego), - którego wypowiedzi można skomentowac w jeden sposób: gość kłamie w żywe oczy, wstydu nie ma itp. - bodaj red. Wydrych nie zadał niewygodnego pytania, pytania prostującego czy stawiającego w watpliwość mijanie się Tyszkiewicza z prawdą, w żaden sposób nie polemizował i nie dyskutował. Podwinął ogon i czekał. W tej rozmowie bodaj red. Wydrych zachowywał się jak sztabowiec PO, PR-owiec oddelegowany akturat do PR - Polskiego Radia. Brakowało jeszcze tylko aportowania redaktora albo skoczenia posłowi Tyszkiewiczowi po kefir, czy poranne piwo.
To tylko jeden przypadek antydziennikarstwa, czegoś więcej niż spolegliwości mediów publicznych - i ch urzędników - wobec PO i dawnego układu władzy, ale bardzo wymowny. Media publiczne nawet nie ukrywają, po co są, po której są stronie. wciąż są tubą PO i okolic, wciąż aportują i skaczą jej politykiom i okolicom po piwo. Wstydź się, bodaj red. Wydrychu, wstydźcie się publiczni redaktorzy, choć przecież jesteście publiczni i nie macie wstydu .