wojciech dudkiewicz wojciech dudkiewicz
247
BLOG

Jak przekazano władzę

wojciech dudkiewicz wojciech dudkiewicz Polityka Obserwuj notkę 0

Przekazanie Lechowi Wałęsie przez Ryszarda Kaczorowskiego insygniów prezydenckich powinno być uważane za wydarzenie  ważne, niemal epokowe. Z różnych powodów jednak, jest niedoceniane dziś i niemal zupełnie zapomniane.

 

Gdy dwadzieścia pięć lat temu, 22 grudnia 1990 r., Ryszard Kaczorowski przekazywał  insygnia władzy II Rzeczypospolitej, wydarzenie nie zostało za bardzo dostrzeżone. Trwało zawirowanie polityczne po porażce Tadeusza Mazowieckiego i dymisji jego rządu, które wpisywało się w trudności życia codziennego, związane z transformacją.

Dodatkowo, przekazanie odbyło się kilka godzin po zaprzysiężeniu Wałęsy, a część opozycji uznała działanie Kaczorowskiego za przedwczesne. W efekcie dziś nie doceniamy wydarzenia, a okoliczności, w jakich władze emigracyjne podjęły decyzję o przekazaniu insygniów i zakończeniu działalności, są mało znane.

 

Bez pośpiechu

Czy za początek III RP można uznać kontraktowe wybory 4 czerwca 1989 r.? Nie za bardzo: komuniści doznali druzgocącej porażki, ale jeszcze długo pozostali przy władzy. Z oddali lepiej widać, może dlatego na uchodźctwie, zwycięstwo kandydatów Solidarności przyjęto z radością, ale bez euforii.

- Cieszy nas każdy kolejny sukces społeczeństwa niezależnego. Doceniamy celowość i potrzebę programu reform – mówił Kazimierz Sabbat, przedostatni emigracyjny prezydent, zastrzegając, że rozmowy „okrągłego stołu”, gdy decydowano o kontraktowych wyborach, to efekt taktyki komunistów. Chodziło nie tyle o podzielenie się z opozycją władzą, ile odpowiedzialnością za rozwiązanie głębokiego kryzysu i uspokojenie nastrojów. - Partia oczekuje legalizacji ze strony opozycji – ostrzegał Sabbat. Rząd na uchodźstwie powinien działać aż do chwili, gdy Sejm zostanie wybrany w wolnych wyborach – uważał, oddając nastroje emigracji. Tak też uważała część opozycji w kraju.

- Insygnia miały być przekazane dopiero, gdy demokratycznie zostanie wybrany parlament. Wałęsę wybrano demokratycznie, ale Sejm wciąż był niedemokratyczny – zaznacza Kornel Morawiecki, wówczas lider Solidarności Walczącej, dziś poseł. – Rozmawiałem z ministrami rządu emigracyjnego: nie było zgody na pośpieszne przekazanie insygniów.

 

Gdy naród wybierze

Gdy w końcu września 1939 r. Władysław Raczkiewicz, pierwszy prezydent na uchodźstwie składał przysięgę, powołując rząd emigracyjny, została zachowana - dzięki zapisowi w Konstytucji Kwietniowej - ciągłość polskich władz. Zachowywano ją przez lata, choć mocarstwa zachodnie cofnęły uznawanie rządu emigracyjnego po układzie jałtańskim. Przez lata aktualne były słowa Raczkiewicza z czerwca 1945 r., gdy w orędziu do narodu zapowiedział, że przekaże urząd w ręce następcy powołanego w wolnych wyborach.

– Uczynię to niezwłocznie, gdy naród będzie mógł takiego wyboru dokonać – mówił. Czy w 1990 r. nadeszła ta pora – zdania na emigracji były podzielone, a dyskusje zawzięte, co pokazują „Materiały do dziejów polskiego uchodźstwa niepodległościowego”, wydane po latach w Londynie.

Wydawało się, że dopóki rządził kontraktowy prezydent gen. Wojciech Jaruzelski nie mogło być o tym mowy. Co do wolnych wyborów parlamentarnych władze RP na uchodźctwie nie były z czasem takie stanowcze. Tym bardziej, że naciskali w tej  sprawie przyjeżdżający do Londynu wysłannicy kontraktowego premiera Mazowieckiego.

 

Wysłannicy z Warszawy

Jak podaje prof. Dariusz Matelski, do symbolicznego uznania przyszłej głowy państwa, wybranej w wolnych wyborach, wielokrotnie przekonywali emigrację krajowi politycy, m.in. Wiesław Chrzanowski, Leszek Moczulski i Aleksander Hall. Niechętne temu nastroje tonował Ryszard Kaczorowski, który został prezydentem po Kazimierzu Sabbacie, zmarłym na atak serca latem 1989 r.  – jak podaje Matelski - po wiadomości, że polski parlament wybrał Jaruzelskiego.

Duże wrażenie na emigracji zrobiła wypowiedź premiera Mazowieckiego na początku 1990 r., że chce stworzyć normalne warunki działania emigracji w Polsce – jak wszystkim Polakom. Jeszcze większe zrobiły słowa kandydującego na prezydenta Wałęsy, jesienią 1990 r. Pytany, czy ma zamiar kontynuować prezydenturę gen. Jaruzelskiego, czy Kaczorowskiego, wskazał jednoznacznie. - Polska państwowość nie zniewolona, przetrwała na uchodźstwie – mówił.

Między PRL i III RP

Mówi prof. Antoni Dudek:

Przekazanie insygniów prezydenckich było wydarzeniem szczególnie ważnym dla tych, którzy uważają, że PRL była państwem nielegalnym, a prawdziwe władze, będące depozytariuszem legalnego państwa znalazły się na uchodźctwie. Dla nich przekazanie insygniów było usankcjonowaniem zmian zachodzących w Polsce. Wałęsa był pierwszym przedstawicielem władz nad Wisła, którego uważano za legalne. Natomiast dla tych, którzy nie mieli tak radykalnych poglądów, miało to  znaczenie symboliczne. Oznaczało, że kończy się kwestionowanie legalności władz w Polsce i czas symbolicznej dwuwładzy. Przeważał pogląd, że władza narzucona po II wojnie była nielegalna, nie pochodziła od narodu, ale była uznawana międzynarodowo – z czasem przez wszystkie państwa świata [jako ostatnie państwo cofnęła poparcie rządowi emigracyjnemu Stolica Apostolska – de facto w 1958 r., de iure – w 1972 r. – przyp. wd].

Między wyborami z 4 czerwca 1989 r. i pierwszymi wolnymi wyborami parlamentarnymi z 25 października 1991 r., trwał okres przejściowy miedzy PRL a III RP. Wolne wybory prezydenckie i przekazanie insygniów był ważnym, może najważniejszym wydarzeniem tego okresu. Ale nie jest to dzień narodzin III RP. Można go za taki uznać tylko symbolicznie. Tak jak symbolicznie uznano 11 listopada za dzień odzyskania niepodległości po latach zaborów.  Ja byłbym raczej za 25 października, choć w świadomości społecznej bardziej liczy się 4 czerwca, gdy miliony ludzi zadało śmiertelny cios dyktaturze komunistycznej. Umierała jeszcze przez wiele miesięcy, ale już się nie podniosła (wd).

Naród decyduje

Decyzji o przekazaniu insygniów do kraju nie podjęła Rada Narodowa RP, namiastka parlamentu emigracyjnego (jego członkowie uważali, że trzeba się wstrzymać do czasu wolnych wyborów sejmowych) – lecz odgrywający kluczową rolę w Londynie prezydent Kaczorowski.

- Wola narodu jest najwyższym prawem, naród zdecyduje. Naród zadecydował, że chce mieć najpierw prezydenta. Nic nam nie pozostaje, tylko te wolę narodu uznać. Nie są spełnione wszystkie warunki, ale mam nadzieję, że wkrótce odbędą się wybory do obu izb ustawodawczych – mówił w Radiu Wolna Europa. Jesienią 1990 r. sprawa była przesądzona, parowóz dziejów przyspieszał.

Kornel Morawiecki do dziś uważa, że Kaczorowski pospieszył się. - Narzucił to swoim autorytetem. Protestowaliśmy, bo warunki nawet symbolicznego przekazania władzy nie zostały spełnione, nie było wiadomo, kiedy odbędą się wybory. Mieliśmy o to do niego pretensje, mówiłem mu to. Niestety, uległ naciskowi układu "okrągłego stołu", Wałęsy i jego otoczenia – mówi. - To nic nie zmieniło, a zaburzyło bieg wydarzeń. Silną legitymację otrzymał powstały bez demokratycznych wyborów rząd Jana Bieleckiego, odpowiedzialny za rabunkową prywatyzację.

 

Władza w sercach

Kluczowe rozmowy na temat dalszych losów rządu emigracyjnego i insygniów prezydenckich odbyły się w połowie grudnia 1990 r. w Warszawie. Na spotkaniu przedstawicieli „Londynu” i władz ustalono, że przekazanie insygniów i związanej z nimi ciągłości prawnej II RPodbędzie się 22 grudnia na Zamku Królewskim. Dekret rozwiązujący rząd emigracyjny prezydent Kaczorowski podpisał 20 grudnia.

- Przez długie lata od tragicznego roku 1939, insygnia te były zarówno naszym atutem, jak symbolem wiary w odbudowę umęczonego kraju.  Prawowite władze polskie poza granicami kraju przestały być uznawane przez obce kancelarie dyplomatyczne, były jednak one akredytowane w sercach polskich w ojczyźnie i na emigracji – mówił Kaczorowski na zamku, przekazując Wałęsie m.in. pieczęcie prezydenckie, sztandar prezydencki i oryginał konstytucji kwietniowej.

Gdy pięć lat temu na Zamku Królewskim, w tej samej Sali Balowej, odbyły się uroczystości z okazji rocznicy tamtego wydarzenia, Ryszarda Kaczorowskiego musiała zastąpić jego żona Karolina. Wszyscy w pamięci mieli katastrofę smoleńską sprzed paru miesięcy, w której ostatni prezydent na uchodźstwie zginął, i jego słowa sprzed 25 – już dziś - lat.

 

Veľa šťastia, veľa zdravia, nech sa všetky plány daria

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka