khavira khavira
746
BLOG

Dwie stacje za Smoleńskiem

khavira khavira Kultura Obserwuj notkę 2

Dwie stacje za Smoleńskiem


 

Mateusz Matyszkowicz


Zgodnie z relacją Józefa Mackiewicza z "The Katyn Wood Murders", polski ambasador Kot miał mówić do sowieckiego prokuratora Wyszyńskiego: "Ludzie to nie para, nie śnieg, który teraz oto pada i na wiosnę się ulotni". Mówił to, kiedy po raz pewnie setny dopytywał się o los prawie piętnastu tysięcy jeńców, których sowieci wzięli do niewoli. Formowała się właśnie armia gen. Andersa i potrzeba było oficerów. Ci zaś, pomimo amnestii i ogłoszenia zaciągu do polskiej armii, nie przybywali. Wydawało się, że rzeczywiście ulotnili się jak para.

Zmierzona Rosja

Sowiety były krajem ogromnym, ale powiedzielibyśmy nieprawdę, gdybyśmy nazwali je krajem niezmierzonym. Nieszczęście polegało na tym, że właśnie ten ogrom - to, co wcześniej wydawało się nieskończone - został zmierzony i nabrał cech skończoności. Rosja z przestrzeni otwartej i nieuformowanej jeszcze stała się zamkniętym więzieniem. A zatem nadanie jej miary, nie oznacza ograniczenia i utemperowania. Rosja zmierzona staje się groźniejsza. "W Sowietach nie ma rzeczy, przedmiotu martwego czy żywego, który by nie był zarejestrowany, skatalogowany, zanotowany w ten czy inny sposób" - pisze Mackiewicz. Sowiecka skrupulatność i ograniczenie przestrzeni liczbą służy tylko uwydatnieniu nieskończoności władzy.

Czytamy dalej: "W ten sposób w Sowietach istotnie może w każdej chwili zniknąć z powierzchni poszczególne indywiduum ludzkie lub ich tysiące, jak przysłowiowa kropla w morzu, ale tylko i wyłącznie za sprawą i wiadomością władz". To paradoks zmierzonej Rosji - aparat terroru ma możliwość posyłania w niebyt tysięcy, setek tysięcy ludzi na raz właśnie dlatego, że wszystko jest policzone i zmierzone. Precyzja tego działania możliwa jest dzięki doskonałej ewidencji. Oko władzy dociera wszędzie i widzi wszystko. Może jednak całą sprawę ukryć przed światem i nawet własnym ludem - również dlatego, że precyzja sowieckiej machiny pozwala na dokładne rozpisanie i zrealizowanie scenariusza, a następnie podanie ludowi i zagranicznym idiotom obowiązującej teorii do wierzenia.

W przypadku Katynia było jednak nieco inaczej. Ta zbrodnia, jej plan i realizacja, jej ukrywanie - to wszystko nie zakładało jednego - tego, że pewnego dnia Niemcy sprawę ujawnią. Do dziś nie jest do końca wyjaśnione, czy kiedy NKWD dokonywało w 1940 roku egzekucji, Niemcy wiedzieli już wtedy o wszystkim. Wiele wskazuje na to, że tak. Wydaje się, że obaj okupanci w tym samym czasie przeprowadzali skoordynowaną akcję likwidacji polskich elit.

Z pewnością jednak w 1940 roku sowieci nie myśleli, że już wkrótce w lesie katyńskim będą Niemcy jako wrogowie czerwonej Rosji i że dokonają ekshumacji, używając prawdy katyńskiej jako narzędzia własnej propagandy. Nie było to trudne. Sowieci nawet nie starali się maskować. Żołnierze chowani byli we własnych mundurach, z osobistymi pamiątkami, wszystkim, co bezbłędnie pozwala na identyfikację ofiar. Po lesie walały się gazety.

I właśnie te gazety były dla Mackiewicza jednym z najważniejszych dowodów sowieckiego sprawstwa.


Gazety i trupi odór

A więc w 1942 roku Mackiewicz przybył do lasu katyńskiego. Trwała ekshumacja. W chłodzie - chłodzie zbawiennym, bo miarkującym nieco trupi odór - więc w tym chłodzie plątał się po lesie z chusteczką przyłożoną do nosa. Smród i makabryczny widok nie odbierał mu jednak ostrości widzenia i zdolności formułowania sądów. Podnosił gazety, jedna po drugiej. Patrzył na daty. Nie było starszych niż z kwietnia 1940 roku. To banalne odkrycie, że po kwietniu już wszyscy musieli być martwi, sprawiło, że Mackiewicz nie miał już żadnych wątpliwości co do sowieckiej winy. Precyzyjna sowiecka machina - ta sama, która rękami Bunina (autorowi zapewne chodzi o mjr. Błochina - dziękuję Xiężnej za zwrócenie uwagi - Khavira)dokonywała egzekucji i pochówków wymagających wręcz stachanowskiego wysiłku i uruchomienia morderczych mocy godnych wszystkich sowieckich pięciolatek - więc ta wielka machina okazała się zbyt słaba i nieprzezorna, że fakt tak prosty, jak daty wydrukowane na gazetach, pozwolił na demistyfikację zbrodni.

Czy wtedy, chodząc po lesie katyńskim, Mackiewicz mógł myśleć o powieściach, które napisze później? Czy też inaczej - pisząc je po latach, myślał o tamtej sprawie, o trupim odorze i o rozrzuconych gazetach? Mackiewicz z pewnością stał się pisarzem sprawy katyńskiej, ale poszukajmy też śladów literackiego przetworzenia Katynia - Katynia jako doświadczenia formującego.

Wcale nie będzie to sprzeniewierzenie się postulatowi, że jedynie prawda jest ciekawa. Przeciwnie, znalezienie tropów tego konkretnego doświadczenia pisarza z 1942 roku w innych pismach, pozwoli lepiej zrozumieć, w jaki sposób okrutna prawda staje się podstawą literackiego postrzegania świata.

Ci ludzie którzy przecież nie są parą i nie mogą unieść się w powietrze, nie pozostawiając śladów, ciepło ludzkiego ciała zestawione z chłodem otoczenia, ta toczona w ten sposób walka życia ze śmiercią - to wszystko są motywy oryginalnie Mackiewiczowe.

W "The Katyn Wood Murders" znajdujemy kontaminację pewnych motywów, które powrócą w Sprawie pułkownika Miasojedowa. Zima-pociąg-para - ta osobliwa triada jest Mackiewiczowym kluczem do opisu Katynia i do zrozumienia ludzkiego losu.


Pociąg śmierci

"Było około 20 stopni mrozu i marsz z rzeczami, po ciemku, po okrytej oślizgłym śniegiem wyboistej drodze był bardzo uciążliwy. (…) Po trzydniowej podróży, podczas której pociąg dłużej wystawał na stacjach, niż znajdował się w ruchu, jeńcy dotarli do odległego o 200 kilometrów Smoleńska" Marsz pieszy i podróż pociągiem - w "The Katyn Wood Murders" pociągiem jedzie się w stronę śmierci. W sprawie pułkownika Miasojedowa - pozornie jest na odwrót. Kolej to awans. Ta konkretna, na której pracują ludzie, szukając awansu i lepszego życia, ta, którą jedzie sam Miasojedow - żandarm kolejowy - z ówczesną kochanką Eugenią. Ta metaforyczna - zatrzymać pociąg w odpowiednim momencie i wsiąść do niego, kiedy trzeba - to oznaka dostrzeżenia odpowiedniej chwili, pochwycenia losu w swoje ręce i awansu. A życie do dążenie do awansu, jak dowiadujemy się od bohaterów Mackiewicza w "Sprawie…". Chodzi przecież o marzenie o lepszym życiu, to, które jest siłą napędową naszej egzystencji, a czymże jest awans jeśli właśnie nie pragnieniem tego lepszego życia?

Kolej wreszcie oznacza cywilizacyjne aspiracje - sieć kolejowa jest oznaką siły i sprawności państwa. Podróż koleją - społecznego statusu. Dojechanie do celu - wejścia w krąg cywilizacji, czyli wniknięcie do miasta. Człowiek uwalnia się w ten sposób od nieokiełznanej przyrody, od tego wszystkiego, co zastane i ograniczające.


Pod tym względem kolej w "Sprawie pułkownika Miasojedowa" oznacza coś przeciwnego niż w "The Katyn Wood Murders". W tej drugiej książce kolej służy jednemu - podróży ku śmierci. Nie jest narzędziem panowania, ale bezwolnego i beznadziejnego poddania się losowi. Na ścianie pociągu jeńcy piszą: "Dwie stacje za Smoleńskiem wysiadamy" i zazwyczaj są to ostatnie przez nich zapisane słowa.

Ale mimo to w obu książkach powtarza się motyw, który stał się dla mnie inspiracją interpretacyjną. Pociąg od wnętrza ogrzewany jest ciepłem ludzkiego ciała, parujące ciała dają duszę żelaznej maszynie i kontrastują ze światem wokół. I wreszcie fragment ze "Sprawy…", który lepiej pozwala zrozumieć "The Katyn Wood Murders": "Zaś wagony, koła, osie, okna, wszystko buchające parą i mrozem jednocześnie, zalepione stwardniałym śniegiem, świadczyło o walce toczonej pomiędzy ciepłem wewnętrznym i zimnem zewnętrznym. To znaczy o walce życia ze śmiercią, jaką człowiek wiecznie prowadzi i wprowadza nawet do swoich wynalazków, choć wiecznie w końcu przegrywa" - ta wieczna przegrana ze "Sprawy" to właśnie jest Katyń; to samo zestawienie wewnętrznego ciepła i pary z zewnętrznym zimnem i nieuchronnym zwycięstwem tego drugiego.

Przyrodnik Mackiewicz opowiada się po stronie tego wewnętrznego ciepła, ale bez złudzeń. Wydaje się, że właśnie dlatego staje się orędownikiem sprawy katyńskiej. Wypowiada taką ludzką beznadziejną wojnę nieuchronności i zimie.


Przegrana życia

Wróćmy do opisów Katynia. "Jesteśmy w środku zimy roku 1940. Zima, która rozpoczęła serię wyjątkowo mroźnych w tej wojnie. Z dusznych baraków i kamiennych budynków, zatłoczonych ciżbą jeńców, więźniów bez winy, internowanych bez prawa, wydobywają się tumany pary i zgniłego powietrza" - tu już nie tylko ciepło ludzkiego ciała, które kojarzy się nam wyłącznie pozytywnie. Mamy też zapach zgniłego powietrza. Gnicie jest również oznaką życia, naturalnym procesem, być może mniej przyjemną stroną życia, ale nieodrywalną od tej całości. Mackiewicz, opowiadając się konsekwentnie za ciepłem i życiem, broni go także w tym wymiarze, w którym oznacza ono gnicie. Dawny hulaka i członek cyganerii w swoich powieściach ma wyjątkowo dużo zrozumienia dla życia, które odbiega od ideału, ale pozostaje życiem w pełni człowieczym, a więc godnym uwagi i obrony.

Komunizm jest nieludzki - przypomina się tytuł książki Czapskiego "Na nieludzkiej ziemi" - jest nieludzki, bo jego odczłowieczenie nie pozwala nawet zachować tego życia w mniej przyjemnych odcieniach, likwiduje je całkiem, strzałem po strzale.

Wydaje się, że to właśnie ten problem porusza Miasojedow w rozmowie z aresztowanych przemytnikiem literatury socjalistycznej. Młody idealista wykrzykuje, że Miasojedow, który jest na carskiej służbie tłamsi wolność. Siebie samego porównuje do szympansa w klatce, który walcząc z caratem, chciałby uwolnić siebie i innych. Miasojedow zarzuca mu zaś, że chce stworzyć kraty o wiele okrutniejsze od tych carskich. Tłumaczy młodemu socjaliście: "My stwarzamy kraty zewnętrznych ukazów i policyjnego nadzoru. Są one jednak na tyle szerokie, że prywatne życie człowieka prześlizguje się przez nie i w tę i wewtę (…). Wy natomiast, panowie socjaliści, stwarzacie kraty doktryny i przy tym tak gęste kraty, że człowiek złapany do tej klatki siedziałby już z całym swoim życiem prywatnym, ba, z myślą nawet, i prześlizgnąć by się nie mógł i pozostałby na wieki wieczne amen".  

Kraty socjalizmu - tym bardziej tego socjalizmu zrealizowanego po latach, choćby w katyńskim lesie - były zbyt wąskie, by Zycie mogło się przez nie prześlizgnąć. Socjalizm sprawił, że pociąg, ta cywilizacyjna zdobycz i część marzeń o lepszym życiem, stał się narzędziem do transportu skazanych na śmierć.

Mackiewicz opisuje Katyń jako tragedię polskiej elity, dobrze wie, co oznaczało zagłada najlepszych. Ale przede wszystkim patrzy na tę zbrodnię jako na klęskę życia, które ciągle przegrywa ze śmiercią. Śmierć zaś ma swój wymiar nie tylko czysto biologiczny - to nie jest wyłącznie walka z procesem starzenia się i z chorobami, które przynoszą ciału niemoc. To także walka życia takiego, jakim ono jest, z doktryną, która nie pozwala mu trwać. Doktryna - dzieło człowieka, staje się narzędziem największego naszego wroga - śmierci. Mackiewicz opisał w ten sposób nadejście Antychrysta. Jeśli Chrystus przynosi życie, to Antychryst nie może nam dać niczego poza śmiercią. Nawet, jeśli skrywa się za parawanem niewinnej z pozoru idei.

Miasojedow zaś - ów hulaka, karierowicz, człowiek nieco ciemny - staje po stronie życia, nawet jeśli wiąże się ono nieraz z zapachem zgniłego powietrza. Zimno powstrzymuje procesy gnilne, ale i nie pozwala na procesy życiowe. Przyrodnik Mackiewicz doskonale sobie z tego zdaje sprawę.

Klasyk rosyjskiego kontrrewolucjonizmu, Kontantin Leontjew, napisał kiedyś, że Rosję należy zamrozić, bo inaczej zgnije. Jak się jednak okazało, zamrożenie Rosji nie powstrzymało jej końca. Przyniosło za to śmierć. Rosja zmierzona i zamrożona, resztki ludzkiego życia ogrzewają wnętrza budynków. Czy człowiek może zniknąć jak para. Czy tysiące ludzi mogą zniknąć jak para? - pyta ambasador Kot. Oczywiście, że tak - wydaje się odpowiadać mu Mackiewicz. - Właśnie jak para.


 

Tekst ukazał się także w miesięczniku "Nowe Państwo".


 

Źródło: Rebelya.pl

 

khavira
O mnie khavira

Kraj nasz - to ziemie byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego - to tradycja ludów, które niegdyś w Wilnie miały swą stolicę - to amalgamat krwi litewskiej, polskiej, białoruskiej, przemieszany z żydami, tatarami, karaimami, starowiercami ! To kraj szeroki mający ośrodek w naszem Wilnie, jak w soczewce skupiającym ideę i myśl ześrodkowującą dążenia krajów odwiecznie stąd rządzonych. Wilno to miejsce święte, to Mekka tylu narodów, szczepów i ludów, to ukochanie tych wszystkich, którzy w szerokim promieniu tego Znicza się rodzili, trwali, pracowali, cierpieli i kochali.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura