Andrzej Leja Andrzej Leja
3418
BLOG

Wszyscy lecimy TU 154, ale jeszcze o tym nie wiemy...

Andrzej Leja Andrzej Leja Polityka Obserwuj notkę 60


W pierwszą rocznicę Tragedii Smoleńskiej...Byłem, jak ogromna rzesza  wolnych Polaków, w Warszawie i razem z żoną i synem oddałem hołd tym, co zginęli pod Smoleńskiem. Żądaliśmy też prawdy. Mamy w naszym sercu pamięć i miłość dla tych, co zginęli na nieludzkiej ziemi...Mimo poważnej kontuzji nóg byłem praktycznie wszędzie. W sobotę pod rosyjską ambasadą, Belwederem, gabinetem Tuska i przed prezydenckim pałacem. W niedzielę zaś głównie na Krakowskim Przedmieściu. Dużo rozmawiałem z ludźmi. Przeprowadziłem też kilka rozmów z posłami Prawa i Sprawiedliwości. Karol Karski i Marek Matuszewski przekazują mi informację o tym, że policja pobiła pałką posłankę Marzenę Machałę. Atmosfera jest gorąca. Otaczające pałac metalowe barierki wywołują dodatkowe emocje. Opinia ludzi jest zgodna. Nawet za komuny można było swobodniej zapalać znicze w miejscach pamięci. Za rządów tchórzy z PO nawet posłowie, reprezentanci narodu,  muszą stoczyć boje z polską milicją (przepraszam, policją), aby znaleźć się obok Jarosława Kaczyńskiego przed pałacem prezydenckim i pomagać tysiącom ludzi zapalać znicze i złożyć kwiaty w miejscu, które po 10 Kwietnia 2010 stało się miejscem uświęconym...

           Proszę się nie dziwić, że dzisiejsze Zapiski... poświęcę w całości wydarzeniom z Pierwszej Rocznicy...tyle się działo, wielkie emocje, pamięć, powaga i szacunek do innych uczestników uroczystości, wspólne przeżywanie, słowem wielkie chwile wolnych ludzi... 

8:41...W Warszawie na Krakowskim Przedmieściu przejmujący skowyt syren i klaksonów samochodów. W Krakowie przez długie siedem minut bije dzwon Zygmunta. Już prawie 500 lat oznajmia w ten sposób najważniejsze wydarzenia w życiu Polski. Dziś nikt nie ma wątpliwości, że ta niedziela z datą 10 kwietnia 2011 roku jest dla wolnych Polaków najważniejsza. W Warszawie dobitnie mówią o tym dziesiątki tysięcy ludzi, którzy zebrali się przed prezydenckim pałacem. Kątem oka dostrzegam po lewej stronie od prezydenckiego pałacu kłębowisko ciał. To właśnie tam toczy się zażarta walka. O co? Nie uwierzysz czytelniku, jeśli nie znasz choć trochę obecnych władców Polski. Uzbrojeni po zęby i ubrani jak kosmici stróże prawa (co za szczególna ironia...) nie wahają się użyć pałek, utrudniając posłom RP przejście pod pałac. Posłanka Szczypińska powie mi później w czasie naszej dłuższej rozmowy, że przydały jej się lekcje wychowania fizycznego oraz to, że zawsze była bardzo sprawna, dzięki temu w ekwilibrystyczny sposób, przeskakując metalowe barierki i odpychając policjantów, znalazła się w miejscu, w którym jeszcze nie tak dawno stał, postawiony przez polskich harcerzy,  krzyż. To jest właśnie to miejsce, które w ostatnich tygodniach stało się najbardziej strzeżonym miejscem w całej Polsce. Żeby Broń Boże nikt nie postawił krzyża, znicza, nie położył wiązanki kwiatów. Tak właśnie próbuje się zabijać pamięć Polaków. Ale daremny i próżny to trud. Scenka walki posłów z policyjnym kordonem staje się nagle scenką symboliczną. Pokazuje dokładnie to, co w 2007 roku powiedział przed pałacem kultury Jarosław Kaczyński o tych, co stoją po stronie Polski i tych, którzy stoją tam, gdzie niegdyś stało ZOMO. Po raz kolejny Kaczyński okazał się wielkim wizjonerem.           Zebrani przed pałacem ludzie cierpliwie czekają na pojawienie się delegacji z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Śpiewają, modlą się, wznoszą okrzyki... Jarosław, Jarosław, Jarosław z wielotysięcznych gardeł robi naprawdę ogromne wrażenie. Wreszcie po skończonej mszy świętej w Kościele Seminaryjnym pojawia się przed pałacem delegacja PiS-u z Kaczyńskim. Już wkrótce ogromna fotografia Lecha i Marii Kaczyńskich, którą ustawiła przybyła delegacja,  otoczona zostaje niezliczoną ilością wiązanek kwiatów i tysiącami zniczy. Tak się dzieje dzięki ofiarności posłanek i posłów Prawa i Sprawiedliwość, którzy po zwycięskiej bitwie z policją uwijają się jak mrówki i odbierają od ludzi kwiaty i znicze, z pietyzmem ustawiając je wokół fotografii prezydenckiej pary. Pojawiają się drewniane krzyże. Kaczyński podchodzi do barierki, przy której stoję z żoną i ściska dłonie zebranych wokół barierek ludzi. Dłoń premiera jest mocna. Moja też. Wszystko toczy się jak w kalejdoskopie. Gdy minutą ciszy czcimy o 8:41 pamięć tych, którzy zginęli pojawia się na moment na zachmurzonym dotąd niebie czyste słońce. Świeci jasno prawie minutę... Wcześniej nie było go nawet przez sekundę. Patrzymy z żoną na siebie z uśmiechem. Pojawienia się na tę właśnie chwilę jasno świecącego słońca zapala jakby światełko Pamięci w ludzkiej duszy.

           Zwracamy jeszcze uwagę na dwa ogromne transparenty. Pierwszy z napisem: Panie Prezydencie Lechu Kaczyński! Wolna Polska upomni się o Pana  robi na nas wrażenie. Oboje myślimy o październiku...Drugi napis jest równie sugestywny: Panie generale Błasik. Wnukowie żołnierzy II RP meldują się na rozkaz!  A wokół pełno transparentów z całej dosłownie Polski i tysiące, tysiące ludzi. Gdy już później słucham wiadomości na Polsacie zadziwia mnie kłamstwo mocno już siwego dziennikarza, mówiącego z ironicznym uśmiechem o tysiącu (sic!) ludzi przed pałacem rano...Chyba na jednym skrzydle panie Turski... 

Sopot przeprasza za TUska!  Ten z kolei transparent wzbudził największy entuzjazm dzień wcześniej, podczas manifestacji przed Ambasadą Federacji Rosyjskiej. Na moje oko zebrało się tutaj z pięć tysięcy ludzi z całej Polski. Na platformie samochodu Gazety Polskiej pojawiali się kolejno Piotr Lisiewicz, główny organizator manifestacji, Andrzej Gwiazda z żoną Joanną, Andrzej Melak, Tomasz Sakiewicz, Ewa Stankiewicz oraz goście z Gruzji...Najbardziej przejmująco przemówiła na tej manifestacji autorka kilku już znakomitych filmów posmoleńskich, min. Solidarni 2010 i Lista pasażerów...Jej słowa o zdrajcach stanu, o zdrajcach ojczyzny i o tym, że staną kiedyś przed Trybunałem Stanu,  brzmiały w tym właśnie miejscu naprawdę mocno. Równie mocno i sugestywnie jak jej filmy. Wcześniej na samochodowej platformie pojawił się też młody człowiek z Sopotu i przepraszał za Tuska. Sopot wstydzi się za takiego premiera. Jego słowa, podobnie jak wcześniej wspomniany transparent,  przyjęliśmy z ogromnym entuzjazmem. Zaraz po wystąpieniu Ewy Stankiewicz zapłonęła kukła Putina. Płonął dobrych kilka minut. Chroniący ambasadę policjanci mieli, nie wiedzieć czemu, przerażone miny. Później jednak zrozumiałem dlaczego...Otrzymali rozkaz aresztowania podpalacza - dziennikarza Gazety Polskiej Filipa Rdesińskiego. Nikt nie lubi przecież wykonywać niemądrych rozkazów...                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                     

           Dodajmy jeszcze do tego krótkiego opisu trzy piękne patriotyczne piosenki w wykonaniu Pawła Sikorskiego i Tadeusza Sikory. I okrzyki min. posła Stanisława Pięty: Na Belweder...I poszliśmy – właśnie na Belweder! 

Po co przyszliśmy pod rosyjską ambasadę? Bardzo klarownie wyłożył to w swoim wystąpieniu naczelny Gazety Polskiej Tomasz Sakiewicz. Po pierwsze domagamy się prawdy. Chcemy dowiedzieć się jak zginął nasz prezydent, który pojechał przecież do Rosji z misją  pokojową...Po drugie oddajcie nam nasze czarne skrzynki. Oddajcie również dokumentację waszego lotniska. I wreszcie przekażcie informację o waszych ludziach, którzy zawinili i spowodowali tę katastrofę... Szczególnie zapadły w pamięci końcowe słowa Sakiewicza: Nie da się zbudować pojednania na kłamstwie. Na kłamstwie można zbudować łagry. Nie da się zbudować dobrych stosunków na przemocy. Na przemocy można zbudować tylko niewolę...

           Z reporterskiego obowiązku dodam jeszcze kilka haseł, jakie były wykrzykiwane pod ambasadą: Weźcie premiera, oddajcie skrzynki... Raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę...czy najczęściej słyszane: Rząd pod sąd! 

Zdradzeni o świcie...Znakomite przemówienie Kaczyńskiego w Sali Kongresowej podczas spotkania członków Ruchu im. Lecha Kaczyńskiego. Padły bardzo ważne słowa o straszliwym bólu, jaki jest w nas. Wynikającym z ogromnej tęsknoty za tymi, którzy zginęli. Ale jest też w nas inny ból, będący pochodną niezrozumiałego, tchórzliwego i wstydliwego zaniechania, do jakiego doszło w sprawie wyjaśniania przyczyn Smoleńskiej Tragedii.

           Już dawno nie widziałem Jarosława Kaczyńskiego tak wyciszonego i pewnego wypowiadanych z ogromnym spokojem słów. Pięknie mówił o tym, że warto być Polakiem. Że chcemy Prawdy. Że trzeba utrwalać Pamięć...

           Na koniec z wielką siłą w głosie rzekł nawiązując do wspaniałej herbertowskiej metafory: Mamy dług wobec tych, których zdradzono o świcie. Przed nami jeszcze dużo, dużo pracy, ale wierzę, że przyjdzie ten piękny dzień, o którym marzył Lech Kaczyński  i ci, którzy zginęli pod Smoleńskiem. 

Wszyscy lecimy TU 154, ale jeszcze o tym nie wiemy...Mój przyjaciel Sławoj przepisał tę trafną metaforę, opisującą rzeczywistość pod rządami Tuska, z ogromnego transparentu, który pojawił się na uroczystościach w Łodzi. Siła tej przenośni poraża. Polski lud jak zwykle najtrafniej komentuje to, co się dzieje w Polsce. Lecimy TU 154. Jesteśmy o krok od katastrofy. Kto nas uwolni od nieudolnego kapitana maszyny? 

Pod osłoną ciemnej nocy...w Rosji...w Smoleńsku!  Rosjanie zdjęli tablicę z napisem: Pamięci 96 Polaków na czele z prezydentem RP Lechem Kaczyńskim,  którzy 10 kwietnia 2010 r. zginęli w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem w drodze na uroczystości upamiętnienia 70 rocznicy sowieckiej zbrodni ludobójstwa w Lesie Katyńskim dokonanej na jeńcach wojennych oficerach wojska polskiego w 1940 roku. Stowarzyszenie Rodzin Katyń 2010.

            Otrzymaliśmy od Rosjan kolejny potężny już nie policzek, ale cios w szczękę. Brutalny i chamski. Rosjanie zdjęli tablicę w typowy dla siebie sposób –  po sowiecku. Bez                                                 żadnych uzgodnień, w ukryciu, nocą. Zgodnie ze stosowaną od wielu lat wypróbowaną metodą. Nazywam ją ,,naprzemienną – raz uśmiech, raz w pysk”. Bo przemiennie stosują gesty przyjazne, by za chwilę wbić w plecy nóż po samą rękojeść. I patrzą i obserwują, czy Polacy już dostatecznie zmiękli, czy też trzeba jeszcze mocniej i brutalniej. Przy równoczesnym udawaniu przyjaźni jak się patrzy. I ta sowiecka, dosyć prymitywna metoda, przynosi w Polsce sukcesy. Tusk już na kolanach. Komorowski leży plackiem. Tylko Polska jak zwykle w czasie naszej długoletniej historii dumnie podnosi głowę... (Warszawa jedna twojej mocy się urąga, Podnosi na cię rękę i koronę ściąga – z Reduty Ordona!) 

I na koniec ważne słowa, będące jakby podsumowaniem uroczystości Pierwszej Rocznicy, które padły na Krakowskim Przedmieściu tuż po siedemnastej!

           Gdy patrzę na was, to wiem, że Ci, którzy chcieli zabić pamięć – przegrali!

                                                                      Jarosław Kaczyński

 

Zapiski...ukazały się w numerze 15 Warszawskiej Gazety

Andrzej Leja | Utwórz swoją wizytówkę http://lubczasopismo.salon24.pl/aelita/ http://p.web-album.org/95/4a/954afc94336712e0ae2645058a35612aa,4,0.jpg

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka