Andrzej Leja Andrzej Leja
1665
BLOG

Nigdy nie będę po stronie PO...to sprawa honoru

Andrzej Leja Andrzej Leja Polityka Obserwuj notkę 17

Sprzedaję wszystko, co mam…Spokojnie. Nie zamierzam iść w ślady Stachury i pozbywać się rzeczy materialnych, by żyć głębiej duchowo. Poza tym Stachura rozdawał…A człowiek, którego zauważyłem na rynku w Kutnie, otoczony był zewsząd przeróżnymi rzeczami, które chciał sprzedać niemal za grosze. Od książek i płyt muzycznych poprzez stare łachy aż do kuchennych sprzętów. A na starym kredensie widoczny był aż nadto duży napis. Właśnie taki: Sprzedaję wszystko, co mam. Nie przypominało to w klimacie amerykańskiego garage sale, ani po prostu For sale, tylko widać było po rzeczach – no na przykład kilka par starych butów, ale i cukier w torebce, że ów człowiek jest zdeterminowany pozbyć się naprawdę wszystkiego, co ma. Moje pytania zbył ponurym spojrzeniem i wiele mówiącym milczeniem. Na wszystkich niemal rzeczach była karteczka z ceną. Ot, od złotówki do 200 złotych. (to za stary drewniany kredens - poszedł zresztą natychmiast). A ja musiałem pogrążyć się w domysłach kim jest ów człowiek, który chce sprzedać wszystko, co tylko posiada.  Umęczony życiem desperat, czy raczej próbujący z determinacją zacząć je od nowa? A może to kolejny ,,człowiek sukcesu” i szczęśliwy bezgranicznie mieszkaniec ,,zielonej wyspy” z  czasów, które tak radośnie i z miłością przeżywamy dzięki miłościwie nam panującemu Słoneczku Peru, oby żył wiecznie, ponoć naznaczonemu geniuszem przez Boga?

Tak czy owak,  Sławek Nowak. Który ostatnio ma niesamowitą passę w tabloidach. A to demonstrują tam jego wspaniałe mięśnie i jeszcze piękniejsze biegi przez miasto w koszulce i spodenkach z napisami najlepszych marek. Innym znów razem prezentują nowiutki Sławkowy samochód, którym ten pędzi przez miasto na czerwonym świetle jak jeździec bez głowy. Co tam będzie sobie zaprzątał głupstwami swój przepracowany umysł…Trzeba jeszcze wymyślić coś równie genialnego, a może nawet jeszcze głupszego niż to określenie swego pryncypała (Tuska, bo Sławek pryncypałów teraz ma dwóch!) przytoczone powyżej.

Jak widać - w tabloidach, zupełnie jak na Zachodzie – bez zmian. Wszystko na sprzedaż. Czyli prawie jak u tego zgorzkniałego od życiowych ,,sukcesów” mężczyzny w Kutnie. Ale to ,,prawie” w tym przypadku naprawdę robi różnicę.

Przejeżdżałem przez byłą cukrowniczą osadę Leśmierz...czyli efekt Tuska.  Przejeżdżam  przez tę liczącą około tysiąca mieszkańców miejscowość dosyć często bo znajduje się na trasie najciekawszej drogi z mojego lasu do grodu moich teściów, czyli do Łęczycy. Dawniej ta - cukrownicza od XIX wieku - osada wprost tętniła życiem. Bogaty PGR,  magazyn wojskowy - tzw. ZN (Zeten, czyli zapasy nienaruszalne) i wreszcie perła w koronie – czyli chluba nie tylko tej miejscowości, ale wręcz całej gminy Ozorków – czyli cukrownia w Leśmierzu. Miałem tam kilku znajomych pracujących na różnych stanowiskach, od dyrektora głównego po mechaników. Wiedziałem doskonale, że to główne źródło utrzymania dla większości mieszkańców osady.  Gdy po roku 1989 zlikwidowano pegeery, a i magazyn zaczął świecić pustkami, cukrownia pozostała jedyna ostoją zapewniającą bezpieczeństwo bytowe leśmierzan.  Na szczęście nie było roku, by cukrownia ta nie przyniosła zysków. W ostatnim roku istnienia (bodajże 2009) jej zysk netto wyniósł ponoć pięć milionów złotych (info od jednego z kierowników cukrowni i członka rady nadzorczej). Ale co tam zysk, gdy zgodnie z jakimiś tajemniczymi unijnymi dyrektywami trzeba było zlikwidować konsorcjum cukrowe Cukier Polski (większościowy właściciel Cukrowni Leśmierz S.A),  sprzedający cukier wartości 1,8 mld złotych i przynoszący zyski netto, co każdy może sprawdzić, zaglądając choćby do Internetu. Gdy likwidowano leśmierską cukrownię ludzie byli przerażeni i po prostu z bezsilności płakali.

             Dziś wielu z tych byłych pracowników cukrowni pozostaje na bezrobociu. A Leśmierz stał się niezwykle zaniedbaną osadą bardzo smutnych ludzi. Wystarczy przejechać samochodem główną ulicą, by zobaczyć grupki stojących bezczynnie mężczyzn,  pijących piwo i wspominających zbyt głośno (eufemizm!) lepsze czasy. Ilekroć tędy przejeżdżam zawsze  przypominają mi się mijane przeze mnie grupki czarnych w nowojorskim Bronxie, gdy spieszyłem rano do pracy, wybierając drogę przez tę najbardziej zaniedbaną dzielnicę metropolii świata.  Siedzieli oni lub leżeli na ziemi, a w najlepszym razie bębnili w koszykówkę. I tak dzień w dzień - to samo. Po pewnym czasie zacząłem nawet rozpoznawać ich twarze, twarze nieszczęśliwych i niesłychanie agresywnych ludzi, wyrzuconych poza nawias bogatego społeczeństwa.  I teraz znowu, gdy przejeżdżam przez leśmierską osadę widzę różne gromadki ludzi, których twarze rozpoznaję, bo widzę je wielokrotnie. To twarze często spuchnięte od alkoholu. A może od zmęczenia walką z beznadzieją... Twarze ludzi wyrzuconych poza społeczny nawias i odartych z godności...

            Tusk Donald nie wizytuje takich miejscowości. Nie zebrałby tutaj bonusów,  przybywając z tabunem służalczych dziennikarzy i kamerzystów i pusząc się wśród tej nędzy, by dobrze wypaść w telewizorniach,  bo szybko dostałby albo w ,,dziób” (podsłuchałem rozmowę stojących mężczyzn, w której użyto takiego właśnie ,,siłowego” argumentu w kontekście nazwiska naszego Słoneczka), albo spiep...by  do limuzyny szybciej niż ktokolwiek mógłby przewidzieć. Tutaj doskonale wiedzą za czyich rządów zlikwidowano im jedyne źródło utrzymania. Nadal, niestety, jednak  nie wiedzą tak naprawdę ,,dlaczego?”

            Jak państwo sadzicie, ile jest w Polsce takich miejscowości, które Tusk omija szerokim łukiem z obawy, by nie dostać w ,,przysłowiowy dziób”

Przeczytałem wywiad Mazurka… z Tomaszem Nałęczem, człowiekiem o właściwościach piskorza.  I nic mnie oczywiście nie tłumaczy. No może tylko to, że niegdyś pisałem w Warszawskiej o tym właśnie doradcy Bronisława Komorowskiego i chciałem sprawdzić, czy może jednak jest tak, że ludzie czasem się zmieniają i stają się choć trochę lepsi. Nic bardziej błędnego w przypadku tego postkomunisty. Tylko trochę bardziej zhardział, bo po kilku latach posuchy doczekał się wreszcie wymarzonej fuchy. Jeśli jeszcze nie znacie tego wywiadu – nie czytajcie! Nie tylko strata czasu, ale do tego długie minuty czytania rzeczy jakby żywcem przeniesionych z epoki komunosocjalizmu. Akurat się nie dziwię,  bo sam Nałęcz to człowiek jakby wprost przeniesiony z tamtych zakłamanych czasów. Dziś wprowadza dawne metody wyjątkowo obślizgłego lawiranctwa na każdy niemal temat do publicznego języka III RP, gdzie oczywiście czuje się jak ryba (piskorz) w wodzie.  Nałęczów ci u nas dostatek, a nawet rzekłbym przepełnienie. Zwyciężyło  w debacie publicznej lisoolejnikogadanie i nałęczohipokryzja do kwadratu. Oto próbki nałęczotomaszowego gadania:  Mazurek pyta: Nie przekona mnie pan, że krytyka Komorowskiego jest taka sama jak krytyka Kaczyńskiego. (Mazurkowi chodzi o śp. Lecha Kaczyńskiego). Nałęcz wali z głupia frant: Oczywiście, że nie. Znacznie ostrzej krytykuje się Bronisława Komorowskiego. (sic!)  Jeszcze wcześniej Nałęcz palnął: Nie widziałem żadnej kampanii poniżania Lecha Kaczyńskiego.  Mazurek pyta: Czy prezydent dostrzega brak pluralizmu w mediach publicznych?  Nałęcz odpowiada: Musielibyśmy najpierw uznać, że w tych mediach rzeczywiście nie ma pluralizmu…

No, gadał jak potłuczony. Zaprawdę błyskotliwa rozmowa, nie ma co. Żenujące było też Mazurkowe oswajanie Nałęcza przymilnym zdaniem: ,,Jeden z najinteligentniejszych polskich polityków, będący w polityce od ponad 20 lat, bo pamiętam pana jeszcze z ,,elżbietanek”…Aż musiałem kilkakrotnie przeczytać, by się upewnić, że Mazurek naprawdę  ma na myśli właśnie Nałęcza. Ale tak! Mazurek tak był napisał o Nałęczu właśnie! Nie do wiary… Nie dość, że Mazurek skrócił mu okres udziału w polityce odliczając długie i znaczące lata w PZPR-ze, a konkretnie całą dekadę do samego wstydliwego końca, to jeszcze taki kwiatek o inteligencji.  No to pogadali sobie jak inteligentny Mazurek z inteligentnym Nałęczem. Nie ma co…

Ciekaw jestem, jak się czuje Mazurek, kiedy musi zamieszczać takie dyrdymały. Czy nie lepiej powiedzieć hipokrycie, że wywiad wcięło, albo wywalić prawdę prosto w oczy, że się nie nadaje do druku. Ale nie!  Mazurek albo traci wyczucie, albo też zaczęła się wielka zmiana Rzepy po przejęciu jej przez Hajdarowicza.

 

Nie chcę być po stronie zwycięzców… nigdy nie będę  po stronie PO... Kiedyś, za komuny, gdy wydawało się, że komunokarierowicze będą rządzić wiecznie,  ludzie honoru mówili w sposób zdecydowany: Nigdy nie będę po stronie zwycięzców...Nigdy!  Dziś sytuacja robi się bardzo podobna. Naród kolaborantów, cwaniaków i ludzi kochających wygodę w większości wybiera PO. Część szczurów z tonących okrętów też płynie już do PO całymi niemal stadami.  I nawet gdyby się zdarzyło to ,,niemożliwe” i platforma miałaby poparcie niemal wszystkich, to i tak nigdy nie będę po ich stronie.  Potraktujcie to jako deklarację ważną do końca mojego życia.

Czy wszyscy jesteśmy Norwegami?…Minęło kilka dni od dramatycznych wydarzeń w Norwegii. Możemy pozwolić sobie na pewien dystans, o ile to jest w ogóle możliwe. Jedno jest pewne, żetakie straszliwe tragedie jak ta w Oslo oraz na norweskiej niewielkiej wysepce biorą się przede wszystkim z nienawiści. I niech to będzie najkrótszym, ale i najbardziej wymownym ostrzeżeniem dla naszych polityków. Niech wreszcie zamilkną – na zawsze! – wszelkiej maści polityczne kanalie, siejące każdym niemal słowem agresję w stosunku do inaczej myślących.  Mieliśmy już w Polsce podobną erupcję nienawiści, gdy z rąk byłego członka PO zginął działacz Prawa i Sprawiedliwości Marek Rosiak. Jestem ciekaw czym różni się przypadek Ryszarda C.  od norweskiego mordercy,  poza skalą zbrodni oczywiście. Podobieństwo dostrzega teżpsycholog kryminalny Jan Gołębiowski z Centrum Psychologii Kryminalnej - biegły sądowy i wykładowca w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej, który komentując norweski dramat mówi o tym wprost: Podobnie zachował się na przykład Ryszard C., zabójca z Łodzi, który zastrzelił członka PiS.  

Najbardziej dramatyczne pytanie, oprócz oczywiście ,,dlaczego?”,  brzmi jednak dziś jeszcze inaczej.  Może ktoś spróbuje mi sensownie wyjaśnić, jak to możliwe, że w najbogatszym ponoć kraju świata nikt nie zabezpiecza spotkania młodych sympatyków rządzącej partii i uzbrojony po zęby psychopata może przez ponad godzinę strzelać do ludzi jak do kaczek i nic się nie dzieje. Nikt nie broni przez całe straszliwie długie półtorej godziny bezbronnych ludzi. Bo ja na to odpowiedzi nie znajduję.

W Norwegii zobaczyliśmy jak w soczewce do czego prowadzi nienawiść.  Ludzie miłości a rebours – najwyższy już czas zakończyć te wszystkie nędzne pijarowskie sztuczki, w scenariuszu których macie wpisane swoje - pełne jadu i pogardy dla moherów, obrońców krzyża, kaczorów, patriotów - wystąpienia w wykonaniu waszych bulterierów. Może nie jest jeszcze za późno na skruchę. No już! Sypać głowę popiołem i marsz do Canossy! Może naród wybaczy. Bez tej skruchy i słowa ,,przepraszam” nie możecie się dzisiaj czuć Norwegami.

 

 

Powyższe Zapiski polityczne człowieka lasu ukazały się w ostatnich numerach  Warszawskiej, Lubelskiej i Śląskiej Gazety...

 

Andrzej Leja | Utwórz swoją wizytówkę http://lubczasopismo.salon24.pl/aelita/ http://p.web-album.org/95/4a/954afc94336712e0ae2645058a35612aa,4,0.jpg

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka