aneta.maria aneta.maria
930
BLOG

Duch wyprowadza na pustynię? Francja

aneta.maria aneta.maria Kultura Obserwuj notkę 16

Kościół we Francji – list do brata

 

Kochany Robercie,

 

Prowansja ładna, bardziej jednak niż widoki interesowało mnie, jak żyjecie i jaka jest ta Wasza Francja z 2% katolików. Zobaczyłam parę osób na codziennej mszy – naturalnie zaangażowanych w liturgię, biuro parafialne prowadzone przez parafian, wspólne parafialne imprezy (niezłe były te chrzciny...). I wszystko byłoby ślicznie, gdyby zapomnieć, że jesteście maleńką katolicką wysepką w tym postkomunistycznym miasteczku Salernes, kropką na mapie. Zastanawiałam się, jaki jest sens Waszego bycia tam, oprócz oczywistego dla mnie okresu budowania się między Wami, facetami, wspólnoty życia.

 

Podoba mi się, jak odczytuje tę sytuację Krzysiek, komentujący oczekiwania ludzi i chyba także Waszego biskupa wobec "nowej ewangelizacji". Przecież na takiej katolickiej pustyni trzeba by mieć jakieś plany duszpasterskie, jakąś nerwowość, wewnętrzny niepokój, że nie głoszę Chrystusa z mocą.Krzysiek zaś, po rozważeniu tej sytuacji, czeka. „Nie wyjdę ewangelizować, jeśli nie będę miał mocy czynienia znaków”. Znając Krzyśka, nie mogę przypisać temu czekaniu lenistwa ani zwątpienia, widzę zresztą, że wybiera się apostolsko w inne rejony... Nie robi nic ponadto, co należy do jego proboszczowskich obowiązków (notabene, aż żal patrzeć na niego, jest tak umordowany jak ojciec wielodzietnej rodziny... Bycie proboszczem to jednak straszny młyn, mimo katolickiej pustyni, mimo gromady parafian, którzy podzielili między siebie organizację biura).

 

Opowiadał mi o brazylijskich księżach (podobno macie w diecezji zatrzęsienie księży, oczywiście nie Francuzów, lecz z importu), którzy organizowali akcje ewangelizacyjne, tańcząc i śpiewając na ulicach miast. Francuzi pozostali zdystansowani, czemu się osobiście nie dziwię, zupełnie. Widać, że kolejne pomysłyewangelizacyjne spalają na panewce. Czy zastępy księży, wyróżniające diecezję Frejus-Toulon na tle innych, nie są mocno sfrustrowane bezowocnością swoich działań? Tylu ich i nic.

Może to dobra frustracja? Zmusza do nowego spojrzenia na to, co się dzieje w społeczeństwie Europy. W Polsce jest troszkę inaczej. Słyszy się o tej „wyjałowionej Europie” i „bezbożnych ludziach” (bezbożnych oczywiście dlatego, że się boimy ludzi, którzy żyją „bez Boga” i jakoś sobie radzą), którzy odchodzą mniej lub bardziej masowo od Kościoła, ale można się zawsze pocieszać, że to jest gdzieś daleko w obcym świecie, że z nami będzie zupełnie inaczej. Ja myślę, że u nas proces będzie postępował wolniej, ale nie inaczej. Będziemy żyli w społeczeństwie poreligijnym, a w każdym razie pokościelnym. I pewnie tak jak we Francji, na pustyni wiary pojawią się bardzo żywe małe oazy, nie wpływające jednak zupełnie na całą społeczność. Źródła światła w świecie.

 

I kiedy się przyjmie tę sytuację bez lęku, podszytego strasznym a ukrywanym podejrzeniem, że świat się jednak wymknął Bogu spod kontroli, że Bóg, bezradny tak jak my, pozostawił nas samotnych, a ewangelia utraciła swoją moc, zaczynają przychodzić nieśmiałe myśli, że być może jest to efekt prowadzenia świata przez Ducha. Tak, przez Ducha Jezusa. Pamiętasz, wiele mówiliśmy między sobą o przechodzeniu w życiu od znaków do rzeczywistości, o wychodzeniu z ról, o docieraniu do siebie prawdziwego, życiu z serca, nie ze zranionych potrzeb. Czyżby tylko nam Bóg to pokazywał? Czy nie robi tego na ogólnoświatową skalę? Czy to odrzucenie przez świat nie jest procesem oczyszczania Kościoła ze wszystkiego, co się do niego przez wieki przylepiło: złocone ołtarze, pucołowate aniołki, „natchnione” i odrealnione głosy księży, katalogi dogmatów, ceremonie i dymy kadzideł? Szaty i ornaty, hierarchie jak z XII-wiecznych dworów i marmurowe figury. Czyż nie jest dla Boga obraźliwe i bolesne, że można się całe życie poruszać w obrębie takiej kultycznej religijności, a nie mieć z Nim żywej relacji? Czasem mam wrażenie, że tylko dekoracjami różnimy się od kultu Starego Przymierza. Mnie się wydaje, że cały Kościół spowity jest swoistym powinnościowym lękiem, a żywy Jezus został w dużej mierze sprowadzony do „wartości chrześcijańskich” i praktyk religijnych. I może On nam pokazuje, że nie wiemy, gdzie tak naprawdę jest Kościół i jakie są jego granice? Przecież jest On Bogiem także tych ludzi, którzy Go nie znają i nie potrafią utożsamić znaku Kościoła z Bogiem, za którym być może czasem tęsknią. Przecież Bóg o nich nie zapomina.

 

Bliska mi jest postawa tej pozornej bierności, postawa pozwalająca wypalić się ludzkim pomysłom, niepokojowi oskarżeń i powinności, działaniom według własnych idei, maskujących lęk przed samotnym dźwiganiem swojego wyboru ewangelii wobec obojętnego świata.

Myślę, że jesteśmy za mali, by wpływać na te globalne, nieuniknione przemiany, na powolne wyjałowienie ludów z chrześcijaństwa. Mnie ta małość uspokaja. Mogę dbać jedynie o własne serce, co jest najtrudniejsze. A serce jest większe niż ten świat i tam Bóg ma moc dokonać przemiany, która z łatwością może na cały świat wpłynąć.

 

I jak tak patrzyłam na Was, księży i świeckich, żyjących w Synodii Boga Ojca i Maryi Matki, to wydawało mi się, że właśnie Wasze codzienne życie, Wasze wzajemne ścieranie się i dobijanie się do żywego serca braci jest właściwą drogą. Że Bóg będzie chciał przychodzić najbardziej przez serca, nie ujmując niczego pochodzącym z Ducha inicjatywom o wielkim zasięgu społecznym. Ale myślę, że skończył się czas akcji i happeningów, czas pomysłów duszpasterskich, generowanych na podobieństwo dobrych reklam. Może jedyne, co może świat zobaczyć, to miłość wśród braci. Patrzcie, jak oni się kochają. Miłość wydaje się być tak niewymierna, słaba, nawet śmieszna może. I jednocześnie tak o nią – prawdziwą – trudno.

 

Bóg ma moc w jednej chwili zmienić cały układ sił na świecie. A jeśli tego nie robi, to my powinniśmy szukać przyczyny, pozytywnej przyczyny – tak jak Jezus patrzył, co robi Ojciec, działał, bo Ojciec działał. A tam, gdzie widział brak wiary, czyli brak działania Ojca, nie działał. Dziwił się. Porusza mnie ten ogromny szacunek Boga do naszej wolności. A wolność jest zawsze przygotowaniem do miłości.

Ciekawe, co też nam się szykuje....

 

Twoja Aneta

 

 

(tekst jest nieco zmienioną wersją listu z  didaskalos.pl Zapraszam!)

aneta.maria
O mnie aneta.maria

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura