qarolinka qarolinka
488
BLOG

Magister=bezrobotny?

qarolinka qarolinka Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Przeglądając dziś portal Perspektywy.pl zauważyłam pierwszego news'a, dotyczącego bliskiego mi tematu - studiów i tego co po nich czeka świeżo upieczonego ich absolwenta. Prognozy jednak rysują się czarno, gdyż, jak pisze w artykule (www.perspektywy.pl/index.php) redakcja portalu ,,Pod koniec marca liczba zarejestrowanych bezrobotnych legitymujących się dyplomem szkoły wyższej wyniosła 223,5 tys. Tym samym była wyższa o 19 tys.niż rok wcześniej – podaje ministerstwo pracy. Czy tytuł licencjata, lub magistra znaczy coraz mniej?" Ponadto można się też dowiedzieć, że w 2010 r. na rynek pracy wpłynęło ok. 400 tys. absolwentów uczelni wyższych, zaś dyplomem magistra może się pochwalić ok. 4,7 mln Polaków. Stopa bezrobocia wśród tych osób wzrosła z 4,7% do 5%.

W tym momencie zaczęły się moje przemyślenia na temat szkolnictwa wyższego w Polsce. I bynajmniej nie są one różowe. Po pierwsze - jest za dużo studentów! I odpowiadając na pytanie redakcji Perpsektywy.pl - TAK, tytuł magistra znaczy coraz mniej, o licencjacie już nie wspominając. Wiadomo, co się dzieje, gdy dodrukowuje się pieniądze: następuje inflacja, pieniądz zaś traci na wartości. Podobnie jest z tytułem naukowym. Gdy jest za dużo magistrów (a może raczej ,,magistrów"?) - to tytuł ten jest tylko tytułem. Obecnie jest przecież takich magistrów na pęczki, i to pracodawca może sobie w nich przebierać, a nie oni w ofertach pracy. Nie twierdzę przy tym, że każdy magister jest nic niewart, jednakże warto zauważyć, że u nas studentów po prostu się produkuje. Kiedyś, gdy ktoś miał nawet tytuł magistra - to było coś!

Nowa ustawa dot. szkolnictwa wyższego ma umożliwić studiowanie kolejnym 40 tys. osób, jak przyznała sama pani minister Kudrycka. Czy jednak skoro ktoś dostał się w normalnej rekrutacji na dany kierunek studiów (choćby to był jego drugi czy trzeci), gdyż zwyczajnie był lepszy - to teraz ma mu się tego zabronić? Nie każdego też stać na luksus opłacenia studiów, jak choćby mnie. I widząc jakość kształcenia na polskich uniwersytetach na niektórych kierunkach, wolę już wybrać studia na Wyspach, gdzie wykształcenie uzyskam znacznie lepsze. Bo czy można dobrze nauczyć się prawa, gdy jest to kierunek, gdzie by aplikować najważniejsze są koneksje, na studia dzienne przyjmuje się po 400-500 osób, a często wykłady mają ,,na spółę" ze studentami zaocznymi? I za to miałoby się jeszcze płacić?

Same uniwersytety czy szkoły wyższe nazywają się tak na wyrost. Po prostu nie mogę się powstrzymać od śmiechu, gdy widzę, że ktoś studiuje kosmetologię, fryzjerstwo czy inne. Kiedyś człowiek uczył się tego w zawodówkach, a teraz? To też powoduje, że znaczenia studiowania upada, bo jakim cudem tą samą miarą można mierzyć prawnika, fizyka czy lekarza - co fryzjerkę czy manikiurzystkę? Nie twierdzę, że są to zawody niepotrzebne, ale - bez urazy - nie są do tego potrzebne studia. Powinno się też, według mnie, połączyć niektóre kierunki, jak chociażby politologię, socjolgię, europeistykę, stosunki międzynarodowe w jeden - nauki polityczne. Tak jest chociażby na uniwerystetach zachodnich, jak Cambridge. Mniej studentów, lepsze wykształcenie. Przecież ilu studentów po jednym takim kierunku jest bezrobotnych? A ilu chodzi na jeszcze dodatkowy kierunek?

Namnożyły się też quasi-uniwersytety czy quasi-szkoły wyższe, bez większego znaczenia, których dyplom w gruncie rzeczy nic nie mówi, a ludzie idą tam by ,,coś ukończyć" (nie będę pisać o konkretnych instytucjach, jednakże sami Państwo się domyślacie, o co mi chodzi). Właśnie, wiele ludzi traktuje studia jako ,,przebimbanie" kolejnych 3 czy 5 lat, a potem dziwią się, że są bezrobotni. A studia to przecież okres doszkalania siebie, zdobywania doświadczeń. Bardzo często po okresie studiów polscy studenci mają w rubryce doświadczenie zawodowe w swoim CV lukę, białą plamę.

Potrzebna jest więc naszemu szkolnistwu wyższemu głęboka reforma, jednakże odmienna od tej wprowadzonej przez panią Barbarę Kudrycką (ale o jej minusach innym razem). Ktoś może pomyśleć - ale co 18-latka może wiedzieć o studiach, o tym, jak trudno teraz dostać pracę? Cóż, słyszę co jest u mnie w rodzinie, przypatruję się też moim rówieśnikom, którzy bardzo często zamiast pracować, wolą po prostu coś na talerzu, tzw. ,,gotowce". Myślę więc, że mimo młodego wieku, mam jednak coś w tej sprawie do powiedzenia.

qarolinka
O mnie qarolinka

Jestem za prawdą, której się doszukuję. Nienawidzę gdy ktoś oczernia bez powodu. Wszelkie obraźliwe teksty mogą być stąd usuwane - dlatego proszę z góry o kulturę wpowiedzi. I zapraszam do czytania i wypowiadania się na Antysalonie :)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości