dAquin dAquin
42
BLOG

Przemiana pana Jarosława

dAquin dAquin Rozmaitości Obserwuj notkę 6

 

          Czy Jarosław Kaczyński się zmienił? Według mnie, owszem. I to w sposób zasadniczy. Mało mnie przy tym obchodzą zmiany retoryki, medialnego wizerunku, wszystkie te kwestie PR-owskie. Jeśli dziś jego przeciwnicy krzyczą, że o żadnej zmianie nie może być mowy, bo pod tymi PR-owskimi sztuczkami jest ciągle ten sam Jarosław Kaczyński, czyli ktoś, kto trwa przy swoich dawnych poglądach, to być może mają nawet rację. Mnie dawny pan Jarosław wcale nie przeszkadzał, więc nie zmartwię się, kiedy po wygranych wyborach wróci do eksponowania swoich dawnych politycznych priorytetów.
 
         Jeśli twierdzę, że Jarosław Kaczyński się zmienił, to mam na myśli zmianę najbardziej istotną, bo zachodzącą w głębi duszy. Otóż, uważam, że prezesa PIS-u zmieniło wydarzenie, które nazwać można Katastrofa Smoleńska, wszystko to, co zdarzyło się tam, w Rosji, i potem w Polsce, a więc śmierć brata-prezydenta, bratowej, najbliższych współpracowników, wielodniowa żałoba, fakt przebudzenia się dużej części Polaków. Tylko wydarzenia naprawdę zmieniają. Tylko one mogą wprowadzić do naszej duszy w sposób natychmiastowy nowy paradygmat, nowe światło, nową poznawczą jakość.
          
         Co stało się zatem w duszy Jarosława Kaczyńskiego w wyniku Katastrofy Smoleńskiej? Nastąpiła – tak sądzę – taka właśnie jakościowa zmiana, która sprawia, że zupełnie słusznie można powiedzieć, że to jest inny Kaczyński. Nie o to chodzi, że pan Jarosław stał się ugodowy, chodzi o to, że on już może taki być. Dotąd jego poglądy i widzenie świata kształtowały się w wyniku polemiki, walki, dyskusji z innymi, jak również w wyniku politycznych doświadczeń, które urealniały coraz bardziej tego polityka. Po Katastrofie Smoleńskiej Kaczyński nabrał dystansu do tego, co dzieje się obok niego. Dawna stała obecność w jego życiu ukochanego brata bliźniaka jeszcze bardziej ukierunkowywała jego widzenie świata horyzontalnie. Dziś nieobecność tegoż brata ukierunkowuje jego widzenie inaczej, a mianowicie wertykalnie. Całe wydarzenie Katastrofy Smoleńskiej Jarosław Kaczyński nie mógł przeżyć w inny sposób niż wielu Polaków. Jakkolwiek by tego nie ujmować, dla wielu z nas było to doświadczenie ingerencji Boga w życie naszego narodu.
            
          Jeśli wcześniej Jarosław Kaczyński myślał, że walczy w słusznej sprawie, gdyż pokazywało mu to jego – że tak to nazwę – polityczne sumienie, ukształtowane w wyniku zderzenia się z politycznymi sumieniami innych, to dziś jego przekonanie o słuszności płynie z innego źródła. Nie kształtuje się horyzontalnie, czyli w konfrontacji z przekonaniami przeciwników. Jarosław Kaczyński ma dziś przekonanie o słuszności swej sprawy i wiarę w swą polityczną misję, które ma swoje źródło w jego odniesieniu do Boga. Inaczej mówiąc, Kaczyński uzyskał potwierdzenie z góry. Został tragicznie, a jednocześnie miłośnie dotknięty przez całe to wydarzenie. On przeżył coś na kształt paschy, czyli przejścia przez śmierć do nowego większego, pojemniejszego, doskonalszego życia, jakby innej formy istnienia przekraczającej doczesny wymiar, choć jeszcze w nim zanurzonej. Zobaczył triumf – wydawało się jeszcze niedawno – przegranego brata. Zobaczył w tym triumfie zwycięstwo swojej sprawy. I wie już, że prawdziwym sędzią polityki nie są wyborcy, a areną polityki nie są parlamentarne przepychanki. On już wie, że zwycięża się siłą Tego, który przyznaje rację w sposób nieodwołalny.
            
          Jarosław Kaczyński jest dziś w sposób głęboki, rzekłbym nawet – ontyczny, człowiekiem samotnym. Nie jest to jednak samotność fatalna. To wymiar jego nowej wielkości. Jest on w pewnym sensie stąd i jakoś nie stąd. Jest wychylony ku innemu wymiarowi. Poprzez miłość i tęsknotę za ukochanym bratem, prawdopodobnie największa ikoną Miłości w jego życiu, stąpa jakby tylko jedną nogą po tej ziemi, po tej politycznej ziemi (bo też nie co innego, tylko polityka była zawsze jego naturalną ziemią).
             
          On może dziś być ugodowy. Może sobie na to pozwolić. Ale to niewiele znaczy. Jutro może przestać taki być. Nie kształtują go już takie czynniki jak troska o spójność poglądów. Jeśli nie będzie wchodził na stary sposób w polityczny klincz, to tylko dlatego, że spór, dyskusja, walka nie są mu już do niczego potrzebne. Jeśli będzie walczył, to z innych, nie znanych nam pewnie powodów.
            
          Pamiętam, choć niedokładnie, relację dziennikarską z czasu, kiedy powstawał – jeśli się nie mylę – rząd PIS-u. Ktoś wyśledził Jarosława Kaczyńskiego, gdy w tych napiętych dniach udawał się w zwykły dzień na poranną mszę do swego kościoła. Mnie ta informacja głęboko dotknęła. Pomyślałem sobie, ten człowiek, który nie jest chyba zbytnio pobożny, ma swoją własną rozmowę z Bogiem. Ma w sobie coś takiego, co wyczuwałem w nim niemal od początku. Ma swoją relację z Tym, od którego w najbardziej zasadniczy sposób zależy. Wówczas, przed laty, ona była w nim pewnie jakby w malutkim zalążku. Dzisiaj rozwinęła się na dobre.
            
         I tylko z tego właśnie powodu sądzę, że on się naprawdę zmienił, to już nie jest ten sam Jarosław Kaczyński. 
 
 
 
 
 
dAquin
O mnie dAquin

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości