dAquin dAquin
34
BLOG

O co jest ten bój

dAquin dAquin Rozmaitości Obserwuj notkę 6

           Oczywiście o prezydenturę. Co wnikliwsi polityczni stratedzy powiedzą, że w istocie chodzi o przyszłoroczne wybory do sejmu i że właśnie teraz rozpoczyna się długa przedwyborcza kampania parlamentarna. Jeszcze inni, a mianowicie ci, którym bliska jest tradycja tego kraju, jego historia i narodowa kultura, powiedzą, że chodzi o Polskę, o to, czy w ramach jednoczącej się Europy będzie sobą, czyli Polską właśnie. Ja wszakże, choć uważam wszystkie te odpowiedzi za prawdziwe, mam swoją inną odpowiedź na postawione w tytule pytanie.

 

           Napiszę najpierw, że doświadczyłem już w życiu politycznym w przeszłości tego rodzaju emocji, które towarzyszą obecnej kampanii prezydenckiej. Udzielały mi się podobne uczucia, gdy przed dwudziestu laty wybieraliśmy na prezydenta Lecha Wałęsę. Jestem przekonany, że wówczas też chodziło o coś więcej niż tylko polityczną czy narodową sprawę. I żeby było jasne, mam tu na myśli nie prezydenturę Wałęsy, w czasie której odwrócił się od tego, co wyniosło go do władzy. Myślę tu raczej o tym właśnie, co go do tej władzy wynosiło, a co najmocniej uwidoczniło się w czasie ówczesnej kampanii.

 

           Istnieje pewien wymiar życia społecznego, który niezmiernie rzadko się w swej czystej postaci ujawnia. Teraz jednak znowu się to stało. To wymiar – rzekłbym – nadprzyrodzony polityki. Jest on łatwiej dostrzegalny z historycznej perspektywy. Wtedy bowiem widzimy dane wydarzenie na tle wydarzeń późniejszych, co pozwala na choćby cząstkowe uchwycenie inteligibilności procesu historycznego.

 

           Wokół obecnych wyborów prezydenckich narasta wiele społecznych podziałów. Najłatwiejsze do zobaczenia i nazwania są podziały czysto polityczne (lewica – prawica, liberałowie – konserwatyści, europejczycy – narodowcy). Wielu komentatorów próbuje w tych kategoriach tłumaczyć fenomen tego, co się dzisiaj między nami wydarza. W moim przekonaniu, taka interpretacja nie wyczerpuje znaczenia wydarzeń, a już z pewnością nie potrafi ująć najgłębszej przyczyny przebudzenia się Polaków.

 

           Nadprzyrodzoność jest trudno uchwytna, ponieważ trzeba mieć otwarte serce, aby ją w ogóle dostrzec. Ona się po prostu objawia w swej niewypowiedzianej mocy. Czujemy to samo, lecz nie umiemy tego nazwać. Wiemy, że coś się stało, ale nie wiemy dokładnie co takiego. Ona jest większa niż nasze rozumienie rzeczy. Można ją tylko bezbronnie przyjąć, pokłoniwszy się jej majestatowi. Ona zabiera z sobą i wywyższa te właśnie serca, które dają się jej ponieść, zostawiając samym sobie zamknięte serca cyników, kpiarzy, nihilistów, wiecznych sceptyków, pozerów, kłamców … Ona wprowadza swoje porządki przez ten właśnie podział, jednym dając siłę, drugich czyniąc bezradnymi.

 

           Nikt nie może nad nią zapanować, ani jej wykorzystać. Każda próba jej sprywatyzowania, powoduje jej zanik. Traci się wszystko, kiedy nie pójdzie się za nią tam, gdzie miało się pójść. Tylko początkowy opór względem niej jest dla innych niewidzialny, z czasem ujawnia się w całej gamie wad, z których największa jest pycha. Staje się ona tak widoczna, że aż dziwimy się, iż nie widzieliśmy jej wcześniej, że nie raziła nas, nie odpychała. Nie raziła, póki była przykryta większą od siebie pokorą, otwartością na wielkość i majestat potężniejszy od nas. Kiedy ta otwartość zanika, pycha rozgaszcza się w całej duszy. A udając jedynie dawną wielkość, w oczach serc otwartych kompromituje się do reszty.

 

           Czy Kaczyński da się tej sile ponieść? Czy nie postawi jej oporu, nie zamknie serca? Nie wiem. To chyba dla niego jasne, że on nią nie zarządza, że zwycięstwo, które mu ona niesie, nie wynika z jego siły i zdolności. Widzi, że bez niej szamotał się w bezradności wobec potęgi przeciwnika. Wie też, że było mu to potrzebne, aby doświadczył swej niemocy. Dotyka go coś większego niż on sam, a jego rozum nie umie powiedzieć, dokąd ta siła prowadzi. Serce cokolwiek przeczuwa, ale ono rzadko potrafi mówić.

 

           Ten bój zatem w ostatecznym rozrachunku nie jest bojem o prezydenturę, ani o zwycięstwo polityczne, ani nawet o Polskę. To tylko arena, na której walka się toczy. To bój o serca ludzi. O ich otwarcie. O to, aby Ten, który rządzi światem siłą oczywistości, mógł do nich mówić i prowadzić je tam, gdzie one same pójść by nie chciały. Boją się bowiem delikatności tej Mocy. Nie wierzą jeszcze, czy ona wygrać potrafi. Tego się właśnie uczą teraz na tej kolejnym „starotestamentalnym” poletku o nazwie Polska.

 

dAquin
O mnie dAquin

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości