dAquin dAquin
42
BLOG

Duch niesie Kaczyńskiego

dAquin dAquin Polityka Obserwuj notkę 5

           Staje się niemal oczywiste, że w obecnych wyborach prezydenckich mamy swego rodzaju plebiscyt i w pewnym sensie tylko jednego kandydata. Jest nim Jarosław Kaczyński. Bronisław Komorowski kandydatem nie jest, ale jedynie anty-kandydatem. Inni pretendenci się nie liczą. Mówiąc jeszcze dokładniej, nie chodzi tu nawet o osobę Jarosława Kaczyńskiego, choć jego przeciwnicy robią wszystko, aby tak właśnie ten wybór pokazać. Chodzi raczej o „ducha”, który ujawnił się w Polsce na skutek Katastrofy Smoleńskiej. Jarosław Kaczyński do tego „ducha” jedynie się „podłączył”, albo – co dużo trafniejsze – dał się mu ponieść. Bo to ten „duch” go zabrał i niesie, a on zwyczajnie nie stawia oporu.

 

           „Duch” niesie nie tylko Kaczyńskiego. Wyczuwa go wielu ludzi i daje się mu prowadzić. To „duch”, którego jakoś znają. Wcześniej ujawniał się z podobną mocą parokrotnie: w roku 1979, w czasie pierwszej wizyty Jana Pawła II, gdy na Placu Zwycięstwazostał przywołany; następnie rok później, gdy powstawała Solidarność; kolejny raz w czasie powrotu Solidarność i pierwszych (prawie) wolnych wyborów parlamentarnych; i raz jeszcze, rok później przy okazji wyborów prezydenckich, gdy podobnie jak dziś głosowaliśmy za lub przeciw jednemu kandydatowi (Wałęsie); następnie, w jakże innym klimacie, gdy umierał papież; wreszcie ostatnio, kiedy umarł prezydent i kiedy ponownie stanął przed nami ten dziwnie prosty wybór: Tak albo Nie.

 

           Myślę, że wielu ludzi wyczuwa te rzeczy podobnie do mnie. Pisząc to, nie liczę więc na siłę logiki moich wywodów, ani na jakąś rozumową moc przekonywania. Odwołuję się do intuicji serca, które ma zdolność odczytywania prawdy na mocy oczywistości. Nie wszystkim doświadczenie tej oczywistości jest dane. Nie jestem sędzią ludzkich serc i nie wiem, co się w nich dzieje i dlaczego. Widzę jedynie, że jedni tę oczywistość wyraźnie postrzegają, a inni żyją i działają, jakby jej w ogóle nie było. Wszyscy jednak, chyba naprawdę wszyscy, dobrze wiedzą, że mamy dzisiaj do czynienia ze zbiorowym poruszeniem: głupim, histerycznym, prymitywnym – twierdzą jedni, wzniosłym, dobrym i Bożym – uważają drudzy.

 

           Pamiętam, że w czasie kampanii prezydenckiej w roku 1990 rozdawano niewielkie znaczki. Było na nich jedno słowo: TAK. Ci, którzy je nosili, wiedzieli, o co chodzi, na mocy takiej właśnie oczywistości, o której tu piszę. Wiedzieli również, o co chodzi, ci, którzy ich ze świadomością nie nosili, patrząc na tych pierwszych z lękiem, trwogą, a nierzadko poczuciem litości lub pogardy.

 

           Myślę sobie, że gdybym dziś przypiął sobie taki znaczek, miałbym u bardzo dużej ilości ludzi wielką szansę na zrozumienie bez potrzeby dodatkowych słów. Przecież mimo wysiłków całej plejady autorytetów, gwiazd ekranu, pióra i sceny, wykrzykujących swoje poparcie dla kandydatury Komorowskiego, nie dałoby się wytworzyć tej mocy oczywistości, że mały znaczek ze słowem TAK wszczepiony w ubranie mógłby się jakoś odnosić do ich poparcia, które w swej istocie – co nawet chyba dla nich jest oczywiste – jest powiedzeniem NIE poruszeniu wielu polskich serc po Katastrofie Smoleńskiej.

 

           I to, co bardzo może tu mylić, to fakt, że są wśród nich ludzie, którzy kiedyś dawali się nieść wspomnianemu porywowi serc, którzy nim żyli i w nim zwyciężali. Dziś mają swoje powody, aby się mu przeciwstawić. Jak widać, „duch” – a pisałem już o tym w moim poprzednim wpisie – nie należy do nikogo i nie wiąże się z żadną osobą. To on, nie my, pisze historię. I to właśnie być może jest do przyjęcia najtrudniejsze.

 

dAquin
O mnie dAquin

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka