Dorota Arciszewska-Mielewczyk Dorota Arciszewska-Mielewczyk
48
BLOG

Liberalny Wielki Brat nacjonalizuje dzieci

Dorota Arciszewska-Mielewczyk Dorota Arciszewska-Mielewczyk Polityka Obserwuj notkę 17

 

Od tygodnia z okładem podążają za mną stada dziennikarzy żądnych komentarzy na temat Steinbach i centrum wypędzonych więc dla zachowania higieny psychicznej będzie tu wpis na inny temat.
 
Stosunkowo cicho i niepostrzeżenie jakiś czas temu przez media przewinęła się informacja o planowanej przez rząd nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu w przemocy w rodzinie. A szkoda bo sprawa zasługuje na to, żeby być o niej mówić. Obok kliku wartościowych zmian przemyca ona niezłe kwiatki – przede wszystkim uprawnienie 15-tysięcznej armii urzędników do zabierania rodzicom dzieci bez zgody a nawet wiedzy sądu.
 
Oczywiście zdarzają się przypadki rodziców nieodpowiedzialnych, nadużywających władzy rodzicielskiej, rodziców patologicznych. Zło jest immanentnie wpisane w ludzką naturę więc występuje wszędzie tam gdzie jest człowiek – również w rodzinie. Musimy oczywiście z nim walczyć, ograniczać jego pole działania, przeciwdziałać. Zarazem jednak ze świadomością że do końca zwalczyć się go nie da. Zawsze znajdzie się jakaś patologiczna rodzina i nieodpowiedzialni albo i zbrodniczy rodzice. Ale czy to świadczy, że instytucja rodziny jako takiej jest zła?
 
Być może autorzy tej nowelizacji nigdy expressis verbis nie zgodzili by się z takim poglądem, ale… idee mają konsekwencje. Jeżeli widzimisię urzędnika może decydować o odebraniu dziecka rodzinie to właściwie trudno mówić o dalszym istnieniu rodziny w jej klasycznym sensie. Dzieci z rodziny zostają wyłączone, przestają być jej częścią, zostają znacjonalizowane. Dzieci nie są już rodziców, tylko są państwowe. Rodzice mają je w tymczasowym używaniu, które może zostać w każdej chwili odebrane przez prawdziwego dysponenta dziecka – państwo.
 
Najwyraźniej rządzący nami uważają, iż  człowiek który pełni urząd staje się aniołem i pozbywa się tkwiącego w sobie elementu zła. Rodzina to co innego. Rodzina może być patologiczna, w rodzinie dziecko może być pobite, zgwałcone, dręczone psychicznie. Rodzice mogą być nieodpowiedzialni, zboczeni, psychopatyczni. Natomiast urzędnicy to chodzące dobro. Urzędnik staje się mocą urzędu całkowicie odporny na skłonność do przemocy, pedofilię, zachowania agresywne i tak dalej.
 
Była sobie kiedyś taka ideologia która wierzyła że państwo swoimi organami może wyplenić u ludzi wszelkie zło i doprowadzić do powszechnej szczęśliwości. I bynajmniej nie był to liberalizm.
 
Dobra, dość ironizowania, aby przypadkiem nie być zrozumianą opatrznie podsumuję otwartym tekstem. Rodzina, pomimo trafiających się patologii, jest statystycznie biorąc zdecydowanie najlepszym środowiskiem dla dziecka. Wyjmowanie dzieci spod władzy rodziców i przekazywanie ich losu uznaniowym decyzjom urzędników to szkodzenie przede wszystkim dzieciom właśnie. To przejaw wiary w moralna, etyczną i praktyczną wyższość państwa nad jednostką, to mówiąc najkrócej – zamach na naszą wolność.
 
Ktoś słusznie zauważył, że hasło „wszystkie dzieci nasze są” jest w istocie złowrogie, bo skoro wszystkie dzieci są nasze, to również moje dziecko nie jest już moje tylko „nasze”.
 
Rządzie – ręce precz od moich dzieci!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka