Łukasz Namysłowski Łukasz Namysłowski
167
BLOG

Konsekwentnie.

Łukasz Namysłowski Łukasz Namysłowski Kultura Obserwuj notkę 1

Konsekwentnie - czyli o duchowości i niczym nie usprawiedliwionym podejściu do niej, jako czegoś co każdy „ma” i „rozumie”.

Niby dlaczego tak ma być? Jakoś w świecie materii łatwo nam zaakceptować fakt, że po pierwsze, aby być dobrym np., sportowcem trzeba dużo trenować, co i tak nie gwarantuje że będziemy najlepsi. Po drugie, wcale nie musimy mieć talentu do sportu, tylko do czegoś zgoła innego /w czym także się musimy krok po kroku doskonalić/.

Ale, jeśli o duchowość chodzi, to zdaje się nam, że wszystko rozumiemy. Że sfera duchowa w jakiś paradoksalny sposób jest nam z góry „przydana” a nasze sady na jej temat uważamy za ostateczne i jedynie prawdziwe. Mało kto jest na tyle odważny by zakwestionować /przeważnie/ ten zlepek zabobonnych domysłów i wyssanych z palca wniosków.

Przepraszam, że tak ostro pisze, ale tym razem chce dać prawdziwy pretekst, tym, którzy znowu po łebkach przeczytają mój wpis i go skrytykują, nie rozumiejąc nawet sprawy w powierzchowny sposób.

Prawdą jest, ze każdy posiada równy „potencjał”, ale nad nim trzeba ciężko pracować. To samo się nie dziej /jak nic na tym świecie/. Rzadko spływa na nas Łaska i Oświeca nam drogę w trudnych decyzjach i życiowych wyborach.

Ale to jest naprawdę tak samo jak ze sportem czy jakąkolwiek inną domeną życia. Po pierwsze trzeba ciężko pracować, a po drugie nie mamy pewności czy mamy tak wielki talent jak np. Budda czy Chrystus, aby zbliżyć się chociaż do ich poziomu zrozumienia czy realizacji. Budda przez wiele lat uprawiał ciężka ascezę. Na końcu zrozumiał Drogę środka i osiągnął Cel. Chrystus także modlił się na pustyni. Duchowość jest tylko pewnym potencjałem nad którym każdy z nas musi pracować. Inaczej może się nam wydawać, że każdy z nas ma takie same duchowe predyspozycje i doświadczenia.

Takie podejście jest infantylne, nieprawdziwe i szkodliwe. Wczoraj było jedno z czterech wielkich świąt Buddyjskich. W owym czasie, 2500 lat temu w Indiach Budda ukazywał różne cuda, aby obudzić wiarę u niedowiarków i sceptyków. Tacy ludzie zawsze byli. Tylko ci z czasów Buddy czy Chrystusa mieli więcej szczęścia, bo mogli zostać „przekonani” dzięki niezwykłym „właściwościom” tych Istot. Dziś niewiele dla tych ludzi pozostaje. Jedynie zmaganie się z własną koncepcją duchowości i negowaniu wszystkiego, co do tej koncepcji nie pasuje.

Dziś nauka potwierdza już wiele z doświadczeń i prawd religijnych, lecz ci ślepcy mają to jednak gdzieś. Ich ignorancja jest przytłaczająca. I chcą nią przytłoczyć także nas. Dlaczego? Po prostu.

Analogicznie ma się sytuacja gdy uczymy się rozpoznawać dźwięki. W tym celu musimy iść do nauczyciela, najlepiej szkoły muzycznej. Po okresie nauki potrafimy rozróżnić poszczególne dźwięki, oraz stwierdzić, które są „fałszywe”. Bez tej wiedzy i praktyki nie bylibyśmy w stanie tego właściwie stwierdzić. I jeżeli nawet jakiś dyletant przyjdzie i będzie nam próbował wmówić że to my się mylimy, nasze doświadczenie będzie naszą bronią /choć komuś kto nie chce zrozumieć i tak nic się nie wytłumaczy/.

Niestety, sama chęć nauki nie zawsze wystarcza. Ktoś może nie mieć absolutnego słuchu i nie będzie mógł mimo szczerych chęci nauczyć się muzyki. W podobnie niepomyślnej sytuacji są ci, którzy nie „czują” duchowości. Są na nią kompletnie „głusi”. Wg nauk buddy oznacza to, że przez wiele żywotów ignorowali duchowość, może nawet szkodzili ludziom uduchowionym i dlatego dziś są obojętni na religie i jej prawdy. Dla takiego człowieka będzie niezwykle trudno pokonać wewnętrzne skłonności do trwania w ignorancji. Ale mimo wszystko powinno się tak czynić, aby w przyszłości móc otworzyć się na duchowość.

 

mam 34 lata. jestem praktykujacym buddystą. Moja główna zasadą jest zaangazowanie społeczne i rozwój osobisty.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura