Agnieszka Romaszewska Agnieszka Romaszewska
3624
BLOG

Sejm czyli polski daltonizm instytucjonalny

Agnieszka Romaszewska Agnieszka Romaszewska Polityka Obserwuj notkę 33

W Polsce w politycy mało cenią pokój. Chyba, że prywatnie, najlepiej conajmniej trzy lub cztery pokoje z kuchnią. Publicznie żyją z wojny. Niektorzy wojenną retorykę uprawiają wprost, inni mają  pełną gebę frazesów o pokoju i pozytywnych rozwiazaniach, ale proceder uprawiajż ten sam. Tyle, że nie mówią prawdy.  No a na wojnie jak na wojnie - liczą się sprawne i zwarte oddziały oraz zniszczenie wroga. Nie liczą się natomiast demokratyczne instytucje. To znaczy - mogą, nawet powinny istnieć, jesteśmy bądź co bądź w Europie XXI wieku, ale ich treścią nikt sobie nadmiernie nie zawraca głowy.

Podstawową instytucją, której treść została niemal całkowicie zeżarta przez dominujący "zimnowojenny" konflikt partyjny, stał się parlament. Uzmyslowił mi to dobitnie tydzień temu tekst Rafała Ziemkiewicza. Rafał pisząc o przejęciu przez koalicję (czy bardziej partię) rządząca szeregu instytucji państwa, stwierdził nie bez racji, że nie ma dziś istotnych państwowych instytucji, gdzie miałaby coś do pwiedzenia opozycja. Zauważylam, że nawet nie wspomniał przy tym parlamentu, gdzie opozycja ma pokaźna reprezentację.  

Z istoty demokracji wynika, że opozycja, choć nie reprezentowana we władzy wykonawczej, zaś w pozostałych instytucjach obecna w stopniu zależnym od politycznej kultury i obyczaju danego kraju - powinna wyraziście i silnie istnieć w parlamencie.  Tyle, że dziś  w Polsce parlament stał sie instytucją pozbawioną znaczenia, mającą  głównie fukcje fasadowe. Pierwsza z tych funkcji - to arena, gdzie odbywają się spektakularne, ale pozbawione wpływu na rzeczywistość, walki politycznych kogutów.  Druga - to biurokratyczny teatr,  gdzie przyklepuje się propozycje rządu, stworzone przez dowolnego ministra, na dowolny temat,  poprzez mechaniczne głosowanie koalicyjną wiekszością. Rzeczywiście  - w takiej sytuacji obecność jakiejś partii w parlamencie, trudno uważać za obecność w "istotych instytucjach".

Trudno kwestionowac to, że w parlamencie formuje się większość rządowa. Fakt, ze ta większość, działając na zasadzie partyjnej dyscypliny powołuje rząd, czy przegłosowuje ostateczną wersję budżetu albo też głosuje za jakimś  forsowanym programowo przez rząd, obojętne mądrym lub głupim, ważnym rozwiązaniem ustawowym - nie powinien nikogo dziwić ani gorszyć. Ale to, że parlament zostaje calkowicie wyzuty z podmiotowości, że nawet dyskusje w komisjach nad specjalistycznymi szczegółami rozwiązań, odbywają się  ściśle według linii partyjej dyscypliny - to nie jest normalne . To poważna choroba demokracji.

"Przez trzy lata tej kadencji, nasze (czyli senatorów PiSu) poprawki do ustaw zostały przyjęte w 4, może 5 przypadkach na wiele dziesiątków ustaw, które głosowaliśmy" - twierdzi mój ojciec (Zbigniew Romaszewski). Przy czym tylko w jednym, może w dwóch przypadkach była to poprawka istotna merytorycznie, pozostałe, które przyjeto, polegaly na tym, że parlamentarzyści opozycji zauważyli błędnie podany  numer artykułu czy odwołanie do jakiegos innego aktu prawnego. I jaki sens ma takie działanie parlamentu?

Tymczasem działanie państwa zazwyczaj nie więcej niż w  50% składa się ze spraw podlegających polityczno -partyjnej rywalizacji.  Pozostałe 50%, to problemy, których rozwiązanie jest  w zdrowej demokracji domeną tak lub inaczej ucieranego konsensusu. Czy naprawdę każda regulacja dotycząca rodzinnych domów dziecka, parków narodowych, gospodarki leśnej, statków pełnomorskich albo wspierania Polaków za granicą,  musi dzielić reprezentantów narodu według partyjnych liniii? Obecnie doszliśmy do sytuacji, w której przedstawiciel PO choćby był ideowym wegetarianinem od wielu lat, jest gotów  spożyć krwisty befsztyk, o ile tylko przeciw spożywaniu befsztyka wypowiedziałby się przedstawiciel PiS. Działa to oczywiście także w druga stronę

Wbrew temu co się potocznie przyjęło sądzić, choć w Sejmie i Senacie zasiada wielu idiotów i pieczeniarzy (we wszystkich partiach), znajduje się tam też trochę ludzi kompetentnych w jakichś dziedzinach. I teoretycznie po to tam są, by mogli wnieść swój wkład w ksztaltowanie państwa. Dziś nie ma o tym mowy i to nawet jeśli są ważnymi posłami partii koalicyjnych, a co dopiero gdy są posłami opozycji!!! Jak wiemy poseł Zalewski w poprzedniej kadencji przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych z PiS, został ostro zbesztany przez partię tylko z tego powodu, że zbyt natarczywie (choc z przyczyn najzupełniej uzasadnionych) domagał się wyjaśnień od Ministra Spraw Zagranicznych z własnej koalicji. 

W kwestii wpłukiwania parlamentu z treści zasługi położyły obie główne polskie partie. "Zamrażarki", "maszynki do głosowania" - całe to kuchenne instrumentarium sejmowej polityki, służące upupieniu opozycji. A z kuchni wychodzą coraz cześciej niejadalne potrawy.... No ale ja tu o jedzeniu, a my jak wiadomo mamy wojne. Co nam tam lasy, domy dziecka, parki narodowe, statki czy inne drobiazgi -- mamy wojnę.  Im gorzej tym lepiej. Jak już zwycięska partia dojdzie do władzy (lub utrzyma władzę - niepotrzebne skreslić) to wszystko rozwiąże sama bez  żadnej opozycji - raz dwa. Choćby przez poprzednie  lata swoich rządów nie miała pojęcia jak to ugryźć. Precz z porozumieniami samorządowymi służacymi uporządkowaniu jakiegos kawałka teoretycznie apolitycznej  rzeczywistości wokół  - to zdrada, mamy wojnę. Tylko ona się liczy.

Prezes Kaczynski domaga sie zwierania szeregów i roznoszenia jeszcze więcej ulotek.  A  przy okazji dodaje jeszcze, że niejaki europoseł Migalski to delikwent obcy kulturowo bo kupował stringi (czy co on tam kupował) w asyście dziennikarzy tabloida,  Mówiąc bardziej ogólnie  w ramach zaostrzającej się wojny (chciłam napisac walki klas) prezes PiS uznaje za wlaściwe publicznie opierniczać swoich "liberałow - defetystów", co mu w gazetach robili psychoanalizę. I czyni to w  bardzo przemawiającym do mas stylu zrzędliwego, starego wujka.

No a Donald Tusk.... Ha! Donald Tusk wyprodukował wspaniałą pointę do tego tekstu o instytucjach. Oświadczył mianowicie, że przeprowadzi się urzędować do Sejmu, żeby pilnować Schetyny... To znaczy,... nie całkiem tak powiedział... ale prawie. I nawet mu do głowy nie przyszło zastanowić się, dlaczego właściwie obecnie urzęduje  gdzie indziej?  Że być może nie jest to dzieło przypadku, a wynik pewnych wymogów funkcji, na którą najęli go obywatele...  W celu obsługi premiera zbudowano urząd, na który podatnicy łożą kupę pieniędzy.  Są tam wszelkie struktury (inna sprawa, że nie mam pojęcia czy działające) które mają mu ułatwić rządzenie krajem. Pod reką są analitycy, doradcy, szef Kancelarii, Biuro Legislacyjne itd. Jednym slowem, że Kancelaria Premiera podobno do czegos służy. Premier nawet nie udawał że wie do czego.

A zresztą jakie to ma znaczenie kiedy trzeba pilnować partyjnego rywala...Jeśli przyjąć , że Sejm  i Senat nie są już  żadnym "najwyższym przedstawicielstwem narodu" (hahaha, jakie dęte frazesy), tylko egzekutorem woli rzadzacej partii, zaś partią rządzi premier,  to całą sytuację łatwo wyjaśnić.  Co nam tam jakieś reguły i organizacja państwa. Wadza się liczy.

"- Panie przewodniczacy - a  dobro Polski?  -  Dobropolski? Nie znam takiego kandydata"  - by zacytować stara (autentyczną) anegdotę o dziennikarskim pytaniu zadanym w czasie długich rozmów miedzy partiami o wyborze premiera i  formowaniu rządu.

A ja powiem wam tak drodzy czytelnicy: ten kto w państwie nie docenia roli INSTYTUCJI popełnia wielki błąd i grzech wobec Polski choćby był największym politycznym graczem i idolem swoich zwolenników, a nawet i wtedy gdyby miał 90% racji we wszystkim co mówi. I jeszcze jedno na koniec : jakkolwiek parszywa i odpychająca nie byłaby nasza polityka i jak wielkich nie budziłaby obaw na przyszłość, narazie wciąż mamy pokój. Stanowczo przy tym obstaję i coś mi się wydaje, że wystarczająco wielu obywateli podziela moje przekonanie.

 

 

myślę że ludzka natura pozostaje podobna od wieków i ze wiedz o przeszłosci może nas wiele nauczyć. Jestem umiarkowanie konserwatywna w opiniach o kulturze i tradycji, zaś w miarę lewicowa (jeslli za lewicowy uznamy solidaryzm ) w pogladach społeczno - ekonomicznych. Bardzo szanuję pojęcie TOLERANCJI. Nie lewackiej "toleranci", która każe wręcz zachwycać się tym wszystkim do czego przeciętny Polak nie ma zaufania, ale prawdziwej, trudnej tolerancji oznaczającej szacunek dla drugiego człowieka i jego pogladów, nawet gdy nam sie nie podobają. Staram się oceniac ludzi po czynach a nie po przynależności do bandy. Wielka róznica.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka