Wierszyk prawdziwego faszysty
Dawniej w szeregach po horyzont
Dziesiątkowali szyki wroga
I zabijali bez pardonu
Z Bogiem a choćby mimo Boga
Dzisiaj wykpieni przez zboczeńców
I wykluczani z własnej nacji
Formują z trudem jeden szereg
By nadal bronić ojców racji
Zrobią co obowiązek każe
Dla dzieci, żon, kochanek, matek
Oddadzą życie bez wahania
Żeby zapewnić im dostatek
***
Słyszą swych kobiet namiętny szept
W pamięci mają ich oczu żar
Szelest ich stóp i ciepło ciał
Cudowny ruch i figur czar
Wspomnieniem zapach tataraku
Jesień płomienna ogniskami
Rozgrzany kożuch w śnieg rzucony
Spełnienia dany znak udami
***
Ruszyli już
Taneczny krok
Lecz ziemia drży
Nadciąga mrok
Czarne źrenice
I w oczach krew
Na wargach sól
A w sercach gniew
Nie straszna śmierć
Zatańczą dlań
Gdy trzeba, wyrwą
Zębami krtań
Ramię do cięcia
Jak ptak się rwie
A wprawna dłoń
Co robić wie
Żelaza szczęk
I drzewców trzask
Toporów huk
I grotów blask
Kiścieni świst
I zbroi zgrzyt
Nagle ucichły
Nie przeżył nikt
Piekło rozwarło pysk
***
Zamilkłeś nagle mędrcze zawsze z tyłu stojący
Powiedz coś o przemocy co inną przemoc rodzi
Jak nikt, słowem zabijasz marzenie o wolności
Grabieżcy dłoń swą podaj, wszak o to tu tutaj chodzi
Co.......tarcza znów za mała, czy był zbyt ciężki miecz ?
Do domu już nie wracaj, bo sczeźniesz w samotności
Claymora dobrze zaprzyj........ na tym polega rzecz
A psy już się zatroszczą o Twoje cenne kości.